Nad czym Niemcy pracowali w Jonastal? Bombą atomową? Wodorową? Dezintegracyjną?
Stanisław Danilin
Przed samym końcem II Wojny
Światowej, w rejonie Ohrdrufu pracowała Komisja Energii Atomowej USA. Co
takiego tam, znaleźli Amerykanie, nie wiemy na pewno: rezultaty prac Komisji
zostały utajnione na minimum 100 lat.
Lokalizacja Jonastal w Turyngii
Dolina Jonastal znajdująca się
w Turyngii, od dawna była uważana za jedną z najbardziej tajemniczych miejsc w
Niemczech. W Średniowieczu dawała ona schronienie magom ściganym przez Świętą
Inkwizycję. W czasach II Wojny Światowej właśnie tam, w podziemnych
laboratoriach – pracowali pod nadzorem SS uczeni budujący dla III Rzeszy
superbronie: od rakiet V nowej generacji do technologii stealth.
Jednakże do dziś dnia nikt nie wie, co tam na podziemnym poligonie Ohrdruf
powstawała na rozkaz Hitlera tajna broń odwetowa – Radgum. Nazwana ona
została dzięki pewnemu tajemniczemu związkowi chemicznemu, którego kilka
kilogramów wystarczy jakoby do zniszczenia całej planety i przyciąga do
Jonastal całe grupy nie mniej tajemniczych badaczy. O tych, którzy dosłownie
„ryją ziemię nosami” w Turyngii krążą różne plotki. Do dziś dnia wiadomo tylko
jedno: tajemniczy poszukiwacze nie są obywatelami Niemiec.
SS-Obergruppenfuhrer dr Hans Kammler
(tutaj w mundurze SS-Brigadefuhrera)
Kiedy
jedni nie wiedzą, a drudzy nie mogą
Dosłownie na samym końcu
wojny, wywiad amerykański otrzymał informację od swego „kreta” uplasowanego w
samym jądrze ośrodka badawczego w Ohrdrufie o tym, że: SS-Obergruppenführer dr Hans
Kammler polecił przyspieszyć prace nad bronią Radgum, środkiem chemicznym, którego kilka kilogramów jest w stanie
roznieść w pył i proch całe kontynenty. Sądząc wedle aktualnych danych,
informacja ta kosztowała życie jakiegoś fizyka-antynazisty, a w te dni
specjalne grupy działające pod patronatem OSS (wywiadu US Army) poszukujące
niemieckiej superbroni, rozpoczęły regularne polowanie na Kammlera. Było to
polowanie w pełnym tego słowa znaczeniu, ale nie dało ono zadowalających
rezultatów. Zwiadowcy nie wiedząc, że ten wysoko postawiony esesman,
zabezpieczył się całą brygadą swoich sobowtórów jeszcze w 1943 roku, początkowo
upolowali jednego Kammlera, potem drugiego, trzeciego… I nikt nie był w stanie rozwiązać zagadki
tajemniczego i groźnego Radgumu.
Kiedy w 1949 roku ludzie z OSS
aresztowali prawdziwego Kammlera ukrywającego się w Zonie Okupacyjnej Aliantów
Zachodnich, dni jego sobowtórów okazały się policzone. Portret jednego z nich,
który „zakończył swe życie samobójstwem” w maju 1945 roku, szybko obiegł
wszystkie światowe media.
[Wedle Wikipedii – Kammler uciekł i w końcu kwietnia
urywają się jego ślady. 23 kwietnia jego obecność jest jeszcze poświadczona w
Ebensee, a 4 maja miał być obecny w Pradze ale jest to już wątpliwe. Ostatnią dość
pewną informacją jest, że 24 kwietnia odmówił Göringowi przysłania mu olbrzymiego samolotu transportowo-bombowego
Ju
390. W związku z tym istnieje domniemanie, że na pokładzie tego
samolotu wywiózł on jeden z prototypów nowego myśliwca.
Zagadkowa jest zwłaszcza domniemana śmierć SS-Obergruppenführera Hansa Kammlera. W
ciągu kilkunastu lat po zakończeniu wojny pojawiło się bowiem kilka wersji jego
śmierci:
·
żona Kammlera, Jutta,
w lipcu 1945 przytoczyła oświadczenie kierowcy męża, Kurta Preuka, jakoby ten widział zwłoki Kammlera 9 maja – taką datę
przyjął też ostatecznie sąd okręgowy dla dzielnicy Berlin-Charlottenburg 7
września 1948;
·
we wrześniu 1965 inaczej zeznawał adiutant Kammlera, Heinz Zeuner, który przyznał że Kammler
nie żył 7 maja 1945 i że by przy tym również Preuk; w tej wersji Kammler też
miał umrzeć na skutek zażycia cyjanku potasu;
·
powyższa wersja kłoci się z wcześniejszym zeznaniem Zeunera,
który twierdził że, na osobistą prośbę Kammlera, sam go zastrzelił. Sam Zeuner
jest zaś mało wiarygodny bowiem prawdopodobnie już 2 maja został ujęty przez
Amerykanów;
·
pojawiła się także wersja, że z Ebensee Kammler pojechał
odwiedzić żonę, przebywającą gdzieś w Tyrolu. Stamtąd dopiero miał udać się do
Pragi. Było to jednak niemożliwe, ponieważ 4 maja amerykańskie dywizje (44.,
88. i 103.) opanowały rejon Tyrolu, a działania prowadziły tam już nieco
wcześniej. W tej sytuacji prawdopodobnie Kammler dostałby się do niewoli;
·
w jeszcze innej wersji Kammler organizował obronę jednego z
bunkrów w Pradze i aby nie dostać się w ręce Rosjan został zastrzelony przez SS-Sturmbannfuehrera Starcka;
·
równocześnie nie da się wykluczyć, że Kammler albo
zrealizował swój plan i porozumiał się z Amerykanami, albo zdołał się
przedostać do Ameryki Południowej – uwaga tłum.]
Wygląda na to, że sam ojciec hitlerowskiej superbroni
został w tajemnicy wywieziony do USA. Znalezione przy nim papiery pomogły
Amerykanom zbudować nowe rodzaje broni – w tym także „plecakowe”. Jednakże
główną tajemnicę – zagadkowej superbroni Radgum – Herr Kammler mógł opisać swym nowym panom tylko słowami. Esesman
wyjaśnił, że cała dokumentacja Radgumu, a także doświadczalna
działająca (!!!) próbka została ukryta na jego rozkaz w tajnych sztolniach
Ohrdrufu. Amerykanom pozostało tylko złapać się za głowy: Turyngia w tym czasie
już stała się częścią Niemieckiej Republiki Demokratycznej – NRD. (Utworzonej z
Radzieckiej Strefy Okupacyjnej Niemiec w 1949 roku – przyp. tłum.)
No i wyszła z tego paradoksalna sytuacja, w której zarówno
Sowiety, jak i USA uganiające się za pracami hitlerowskich uczonych nie
wiedzieli, za czym właściwie tak się uganiają – za skarbami niemieckiej myśli
technicznej, zaś Amerykanie wiedząc, o co chodzi w tej grze, nie mieli możliwości
wykopania ich spod ziemi. Oczywiście otrzymać dostęp do broni Apokalipsy
zaoceaniczne specsłużby próbowały i w
następne lata. Jednakże mogło się to udać tajnie przed całym światem dopiero
teraz.
Widok na Jonastal...
Zagadka
wszech czasów
W latach 50., w rejonie rozmieszczenia tajnego ośrodka
badań w Ohrdruf, wskutek opadów i różnych naturalnych kataklizmów osiadła
ziemia. Najwidoczniej miejscowi niemieccy pionierzy, których wtedy w Zachodnich
Niemczech nazywano nie inaczej jak „wschodnioniemiecką grupą Diatłowa” (jest to
aluzja do słynnego wydarzenia z Uralu, gdzie w niewyjaśniony do dziś dnia
zginęła grupa studentów kierowana przez Igora
Diatłowa w lutym 1959 roku – przyp. tłum.) odkryli tajne wejścia do
hitlerowskiego „skarbca Apokalipsy”: grupa młodych turystów zginęła tam w
zagadkowych, niewyjaśnionych okolicznościach. Samo to „niedobre miejsce” Stasi (służba specjalna NRD, odpowiednik
radzieckiego KGB – przyp. tłum.) wzięła pod dokładną ochronę. Jednak z
niewiadomych przyczyn, wschodni Niemcy nie chcieli dobrać się do podziemnych
laboratoriów SS. Albo nie mogli…
W latach 80., wysoko postawiony wschodnioniemiecki urzędnik
– wedle innych danych inżynier górnictwa – pozostający na garnuszku CIA, był w
stanie przekazać swym panom próbki gruntu pobrane w okolicach Ohrdrufu oraz
zapis video z miejsc osunięcia ziemi. Nazwisko tego „kreta” jak i jego dalsze
losy są nieznane. I tutaj zdumiewający fakt: cała dokumentacja dotycząca „kuźni
superbroni Radgum” została utajniona w USA do 2049 roku. Do niej nie ma
dostępu nawet rząd Niemiec.
W 2005 roku, znany berliński historyk, dr Reiner Karlsch, przedsięwziąwszy
prywatne dochodzenie poszedł śladami oficerów OSS, którzy pracowali z „ojcem Radgumu”
i opublikował wyniki swego śledztwa na temat zagadek doliny Jonastal (chyba
chodziło o oficerów SS – przyp. tłum.) Po upływie kilku miesięcy od publikacji,
jego renoma została zrujnowana: media nazwały odważnego naukowca „szarlatanem”,
wskutek czego ten ostatni popadł w pijaństwo i – jak głosi oficjalna wersja – w
pijanym widzie popełnił on samobójstwo.
Czy miejscowe tajemnice warte są życia? Czy ten cały
niepojęcie apokaliptyczny Radgum wprost nie jest niczym innym
jak mitem?
...i podziemia podobne do podziemi Gór Sowich...
Chcesz
zachować tajemnicę? Krzycz o niej!
W końcu 2013 roku, kilku niemieckich uczonych, nazywających
siebie kontynuatorami dr Karlscha, pozyskali sponsorów, załatwili sobie
urządzenia wiertnicze i usiłowali zdobyć u władz Turyngii zezwolenia na prace
wydobywcze w Jonastal. I nastąpiła logiczna odmowa: cała tamtejsza miejscowość
znajduje się w „strefie ochronnej pozyskiwania wody pitnej” – dlatego
jakiekolwiek wykopaliska są surowo wzbronione. (!!!)
Koniec 2014 roku. Jonastal z terenami doń przyległymi do
Ohrdrufu i wioski Gossel otaczają „zielone ludziki” z prywatnej firmy
ochroniarskiej, zarejestrowanej gdzieś poza Niemcami. Przywieziono maszyny
wiertnicze. Według danych miejscowych mieszkańców, tajemniczy badacze w
odróżnieniu od ich niemieckich kolegów, otrzymali zezwolenie na prace górnicze,
rozmawiają po niemiecku, ale z jakimś koszmarnym akcentem. Same prace idą pełną
parą. Od zapuszczenia w już wywiercone otwory specjalnych sond
ultradźwiękowych, które pozwalają na dokładne zlokalizowanie podziemnych
pustek.
A jak na te wszystkie niezwykłości reaguje niemiecka i
światowa prasa? Czy milczy na ten temat? Wręcz odwrotnie. Gazety, magazyny,
programy TV, internetowe fora, przepełnione są wersjami „naocznych świadków”.
Jedna z nich brzmi: Amerykanie wspierani przez rząd niemiecki poszukują w
Jonastalu… - Bursztynowej Komnaty! Odpowiadam: do dziś dnia nie istnieje ani
jedno historyczne świadectwo, nie ma żadnego dokumentu, który choćby napomykał
jednym słowem o tym, by Niemcy chcieli ukryć ją właśnie tam.
Druga wersja: prace
poszukiwawcze w bezpośredniej bliskości supertajnego centrum naukowego nazistów
w Ordruf prowadzą Izraelczycy – oni jakoby szukają dokumentacji o więźniach
obozów koncentracyjnych ukrytej przez hitlerowców pod ziemią. I ponownie
odpowiadam: nie ma ani pisemnych, ani ustnych świadectw świadczących na plus
tej hipotezy. Tak, ale gdyby to była prawda, to na pewno niemieccy dziennikarze
trąbiliby na cały świat i przeprowadzali wywiady z poszukiwaczami. A tu oni
nawet nie próbują tego zrobić. Także ci „Izraelczycy” tak trąbiący o swych
ofiarach wojny na cały świat, teraz nie zdradzają swego obywatelstwa i nazwisk.
Oczywiście solidna niemiecka
prasa wyśmiewała domysły odnośnie Bursztynowej Komnaty i dokumentów dotyczących
żydowskich więźniów. No i przedstawia swoje – niemniej apokaliptyczne
rozwiązanie tajemnicy. Tam, w Jonastal przeprowadza się typowe roboty freakingowe
– przygotowania do wydobycia szczelinowego gazu ziemnego. Tylko że znów wyszło
głupio: dzięki temu, że kilka zdjęć z miejsca prowadzenia zagadkowych prac
zostało udostępnione mediom, specjaliści mogli dojść do wniosku, że do takich
prac freakingowych potrzebne są o wiele silniejsze i większe maszyny. Te, które
są w Jonastal „biją” na głębokość 100-200 m pod ziemią. Jak raz na tą
głębokość, na której – zgodnie z dokumentami – znajduje się ultrasekretne
centrum naukowe SS.
A zatem co takiego jest ukryte
w podziemiach jednego z najciekawszych miejsc z Niemczech? Kto chce dzisiaj
dostać w swe ręce dokumentację ultra sekretnej, potężnej superbroni Radgum,
czy choćby jej eksperymentalny model?
Czując ważność tego odkrycia
dla całej Ludzkości, redakcja „Tajny XX wieka” obiecuje śledzić informacje na
jego temat. Dowiecie się o nim jako pierwsi.
Komentarze z KKK
Kilka kilogramów, które obracają w proch całe kontynenty? Wychodzi na to, że mowa o wojennym kamieniu filozoficznym, albo o antymaterii.
Podobne pomysły już miano, jak wspomniałem powyżej, np. ten kamień filozoficzny, albo bomba Genesis ze Star Treka, która rekombinowała materię na poziomie subatomowym i zestalała ją na nowo według pożądanego wzoru macierzy tak, by życie powstawało samorzutnie.
Jeśli ów super-materia jest czymś technicznie wykonywalnym, to brakuje tu jeszcze tylko tajnych meta-spirytystycznych powiązań, np. z Thule, ponieważ taka technologia wymagałaby wiedzy albo Iluminatów, albo 'zaprzyjaźnionych' szaraków.
Nawiasem mówiąc, wydawnictwo „Tajny XX wieka” już któryś raz za bardzo poleciało w stronę „Faktu”. (Smok Ogniotrwały)
Zobaczymy, co powie Igor Witkowski. Osobiście stawiam na antymaterię… W jednej z moich prac napisałem, że Niemcy mogli opracować technologię przemysłowej produkcji antymaterii, przynajmniej na papierze. Coś takiego byłoby rewolucyjną zmianą przede wszystkim w astronautyce. Z drugiej strony rzeczywiście – parę kilogramów antymaterii stworzyłoby w procesie anihilacji tak potężny puls promieniowania gamma, że to wyjałowiłoby całe kontynenty… Pisał już o tym Daniel Laskowski w jednym ze swych opowiadań hyboryjskich. (Platon)
....z dzwonem Hitlera nie ma nic do śmiechu.....biorąc pod uwagę techniczne możliwości Niemców w zakresie budowy samolotów odrzutowych ME 262 i ME 163 KOMET ,które wyprzedzały czas oraz dziwny zbieg okoliczności, że dzwon działał na zasadzie budowy silnika Wankla z rotacyjnym tłokiem, którego Hitler skazał na "banicję ", jest możliwe, że konstruktorzy niemieccy przenieśli mechaniczną budowę silnika na silnik odrzutowy....
ponieważ silnik Wankla miał niezłe osiągi w przypadku angielskich motocykli, więc tym bardziej metoda ta mogła zdrowo zamieszać w silnikach odrzutowych ........ problemem była precyzja wykonania i materiały .....
jeśli Niemcy nie uzyskali odpowiednich materiałów do budowy silników,.....bądź precyzja okazała się jeszcze nie wystarczająca - to kto wie ,... czy ktoś kto przejął po wojnie plany lub naukowców nie budował później po cichu modeli "UFO".......
być może największym problemem przy takim odrzucie energii był problem sterowania pojazdem ......bo to że przy zastosowaniu tej metody w silniku odrzutowym miało to kopa nie pozostawia złudzeń.......
ten sam problem utrzymania kontroli, równowagi ...panowania nad maszyną był przy ME 163 KOMET ,gdzie z dumą o rozwój III Rzeszy zginęło wielu dobrych pilotów .......co później było zresztą przyczyną zaprzestania próbnych lotów ........... poza tym to co najważniejsze - my nie wiemy jak naprawdę daleko zaszli naziści w swoich badaniach !
niewykluczone ,że zabrakło czasu na testowanie i budowę ciekawszych prototypów .....
patrząc na plany gigantycznych czołgów strach pomyśleć co się rodziło na deskach kreślarskich samolotów ......
..niektórzy historycy uważają ,że masowa produkcja ME 262 zmieniłaby całkowicie przebieg II wojny światowej ....ja osobiście również dopisuje się do listy tych wyznawców z uwzględnieniem również masowej produkcji ME 163 KOMET i rakiet V1 i V2 ......
Hitlera zgubił również przedwczesny atak na Rosję , ( tutaj wielu dopatruję się głównej klęski ) , ale niewykluczone, że Hitler bał się wcześniejszego ataku ze strony Rosji .......w efekcie stało się co się stało ...........
jedno jest pewne - szybsze wprowadzenie nowinek technicznych III rzeszy do produkcji masowej i świat wyglądałby inaczej ............ (Artur P.)
A może ten cały "Radgum" to skrót od Radiergummi - guma do mazania? Że niby wymaże wrogów Hitlera jak gumka wymazuje ołówek? (Daniel Laskowski)
A może ten cały "Radgum" to skrót od Radiergummi - guma do mazania? Że niby wymaże wrogów Hitlera jak gumka wymazuje ołówek? (Daniel Laskowski)
Tekst i ilustracje – „Tajny XX
wieka” nr 3/2015, ss. 20-21
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©