Walerij Nikołajew
W dniu 30.XI.1954 roku,
meteoryt przebił dach domu Amerykanki – Ann
Hodges i ranił ją w plecy i biodro. Przez kilka dni przebywała ona w
szpitalu. Dzisiaj Ann jest jedynym człowiekiem, którego ugodził meteoryt.
Nam się poszczęściło –
mieszkamy na bardzo pięknej planecie. Ale w tym czasie także tajemniczej
nieprzewidywalnej i nie całkiem przystosowanej do komfortowej egzystencji. Od
czasu do czasu pokazuje nam ona takie niespodzianki, których współczesna nauka
nie jest w stanie objaśnić. Jednym z najbardziej zagadkowych wydarzeń XX wieku
jest bez wątpienia wybuch w Sasowie, Riazańska Obłast’ (54°21’ N - 041°54’ E),
w nocy 11/12.IV.1991 roku. Nawet teraz, w 24 lata po tym wydarzeniu, uczeni
spierają się co do natury tego wybuchu. Wysunięto wielką ilość hipotez, co do
przyczyn tego zjawiska, ale żadna z nich nie tłumaczy go w sposób zadowalający.
Niespodzianka
w Dzień Kosmonautyki
To wydarzyło się o godzinie
01:34 MSK/22:34 GMT, kiedy większość mieszkańców miasta spokojnie spała. A oto
jak opisuje to wydarzenie dyżurna stacji kolejowej Sasowo-Nikitina:
Naraz rozległ się
narastający huk, zachwiały się ściany wieży kontrolnej, w której znajdowałam
się wtedy. Potem rozległ się huk potwornego wybuchu. Z wybitych szyb na podłogę
posypało się szkło...
Na miasto zwaliła się fala
uderzeniowa. Ziemią zatrzęsło. Wielopiętrowe domy zaczęły się chwiać z boku na
bok, a w mieszkaniach zaczęły się przewracać meble, telewizory, lustra
rozbijały się w kryształowe drzazgi. Otępiałych, sennych ludzi wstrząsy
zrzucały z łóżek i osypywało lawinami odłamków ze zbitego szkła. Tysiące okien
i drzwi, stalowe umocowania i dachy wyrywało z korzeniami. Od dużych zmian
ciśnienia zrywały velux’y i klapy
wiodące na dachy, łomotało różnymi przedmiotami – puszkami, lampkami i nawet
zabawkami. Pod ziemią pękały rury wodne. Na kilka minut padła łączność
telefoniczna.
A oto jeszcze jedne zeznania
świadków:
Dr W. Kałoszin (emerytowany lekarz wojskowy): Obudziłem
się od wibracji i huku. Cały dom się trząsł i dygotał. Potem wszystko zostało
oświetlone i podniósł się pył. Pomyślałem, że wybuchła bomba atomowa.
T.
Kaljagina: Na jakieś 10 minut
przed wybuchem rozbolała mnie głowa. Usiadłam na łóżku i zażyłam tabletkę
przeciwbólową. Naraz rzuciło mnie na podłogę. Okna ocalały. Ale w kuchni
wszystkie szklanki zbiły się na jedną kupę i rozbiły doszczętnie.
W.
Żuczkow (mechanik samochodowy): Rury
w kotłowni zostały wyrwane i rozrzucone. Wszystkie drzwi wzdłuż garażu
pootwierały się na przestrzał, mimo tego iż były zamknięte od wewnątrz na
masywną antabę. (Garaż jest przykryty wysokim budynkiem miejscowego
węzła łączności i zwrócony jest frontem ku kraterowi i jego drzwi także.)
N.
Koliewajewa, szefowa węzła łączności, którego budynek
znajduje się w odległości 1 km od krateru: Najpierw
usłyszeliśmy huk, a potem pod nami zatańczyły krzesła, następnie zaczęło rzucać
przyborami, a w kilku pokojach osypał się sufit. Jakimś sposobem rozwaliło nam
wewnętrzne przepierzenie, zabezpieczone ze wszystkich stron ścianami, wyrwało
nam bloki na stanowiskach ATS… Myśleliśmy, że to koniec świata…
Kiedy ucichł grzmot,
przerażeni nim ludzie usłyszeli ponowny huk. Tym razem jakby oddalający się…
Fala uderzeniowa rozwalała
okna we wsi Igoszino, znajdującej się 50 km od Sasowa. Specjaliści ocenili moc
wybuchu na jakieś 30 ton TNT. Ale w mieście, które przyjęło na siebie główne
uderzenie, nikt nie odniósł obrażeń. Do szpitala trafiło tylko 4 mieszkańców,
poranionych przez rozbite szkło. Wybuchem jakby ktoś kierował robiąc tak, by on
spowodował najmniejsze szkody. Oto, jaka niespodzianka przydarzyła się w Dniu
Kosmonautyki!
Astroblem
Rankiem, 12 kwietnia,
funkcjonariusze milicji odkryli w terenie zalewowym rzeki Cny, w odległości 800
m od torów kolejowych i bazy paliwowej krater o regularnym kolistym kształcie,
o średnicy 30 m i głębokości 4 m. Na samym jego środku widać było górkę z
wklęsłymi ścianami. Jej średnica wynosiła 12 m zaś wysokość ponad 1,5 m. Według
danych ze stacji Sanepidu – radioaktywne tło gruntu w kraterze nie odbiegało od
normy. Niewiarygodna siła wyrwała i rozrzuciła wielkie kawały gruntu w
promieniu 200 m. Zdumienie wywoływał rozrzut kawałów czarnoziemu wyrzuconego z
krateru mającego prawidłową formę. Dokładnie widać było cztery kierunki ich
wyrzutu, które tworzyły nieprawidłowy krzyż. A do tego w bezpośredniej
bliskości krawędzi trawa i krzaki nie ucierpiały ani od fali uderzeniowej, ani
od pulsu termicznego.
Także fala uderzeniowa
rozeszła się po mieście w kształcie krzyża. Ale baza paliwowa, znajdująca się w
odległości 550 m od astroblemu od strony Sasowa, nie odniosła żadnych
uszkodzeń. Zaś w mieszkalnych rejonach miasta, znajdujących się za bazą
paliwową, zostały wybite ramy okienne i drzwi. I co najciekawsze – ramy okien
wypadły na zewnątrz, tak jakby
fala uderzeniowa działała od wewnątrz
budynków!
Przez dwie noce poimpaktowy
krater się świecił, jakby go podświetlono od spodu. Silne bóle głowy i zawroty
głowy zwalały z nóg ludzi, którzy ośmielili się wejść do niego. Ich
elektroniczne zegarki czy mikrokalkulatory dawały błędne wskazania lub padały.
Niektóre zdjęcia były zepsute, pokryte dziwnymi „blikami” (odblaskami światła
na kliszy). Na koniec ktoś przekopał kanalik i wody rzeki Cny zalały astroblem
i świecenie w zalanym kraterze zgasło…
Posłanie
z Procjona
Istnieje wiele hipotez
odnośnie tego wydarzenia: upadek meteorytu, eksplozja saletry (worki z którą
znajdowały się blisko epicentrum wybuchu), eksplozja bomby paliwowo-powietrznej
(termobarycznej, próżniowej) lub zbiornika paliwowego zrzuconego z samolotu wojskowego,
itd. My rozpatrzymy tutaj najbardziej interesującą.
Na 4 godziny przed wybuchem,
11 kwietnia, o g. 21:20 MSK, na bocznicach kolejowych stacji Sasowo znajdowała
się dieslowska lokomotywa przetokowa, która oczekiwała na sygnał na semaforze.
Jej maszynista – Iwan Kurczatow –
naraz zobaczył z okna kokpitu BOL - „kulę jaskrawo-białego koloru”. Pracownicy
stacji i wielu podróżnych wyszli popatrzeć na UFO. Wielka kula wisiała
nieporuszenie wprost nad stacją, a potem powoli odleciała na północny-wschód.
Na godzinę przed wybuchem, nad
miejscem przyszłego astroblemu ukazało się dziwne świecenie. Na 30 minut przed
impaktem, mieszkańcy peryferii miasta widzieli dwie jaskrawo świecące kule,
które powoli przeleciały przez nieboskłon.
Świetliste kule z hukiem
lecące po niebie pojawiły się nad wsią Czuczkowo – 30 km od epicentrum wybuchu.
W czasie ich przelotu ludzie słyszeli huk i odczuwali wstrząsy ziemi. Niezwykłe
obiekty na niebie widzieli także kursanci Szkoły Cywilnej Awiacji, kolejarze i
rybacy.
Inspektor milicji P. N. Panikow i dzielnicowy N. N. Riabow, którzy wchodzili w skład
grupy nocnego patrolowania sasowskiego MUSW, widzieli na niebie za torami
kolejowymi (w kierunku miejsca, na którym miała miejsce eksplozja) kulę albo
obłok wydzielający niebieskawe świecenie. Bezpośrednio przed eksplozją, nad
miastem zaobserwowano dwa niebieskie błyski światła.
Jak tylko przebrzmiał huk
wybuchu, na niebie pojawił się „obłok” z ostro odcinającymi się skrajami,
lecący pod wiatr. On świecił się ze swego wnętrza białym światłem. A w czasie
3-4 minut, w dużej odległości od miasta widziano jasnoczerwonego BOL-a, który
powoli zniknął, jakby zgasł.
Niezwykłym wydaje się
być fakt pięciominutowej przerwy w łączności telefonicznej na stacji kolejowej,
bezpośrednio po wybuchu – pisała miejscowa gazeta „Prizyw”. – Ponadto w dieslowskiej lokomotywie manewrowej CzS-7 w momencie wybuchu samorzutnie
wyłączył się silnik. Podobne zjawiska, jak wiadomo, mają miejsce w czasie
obserwacji i lądowań UFO.
Wielu ludzi wspominało, że tuż
przed eksplozją obudzili się oni z uczuciem nieuzasadnionego strachu, jakby
ktoś ich uprzedził – zabierajcie się stąd jak najprędzej!
Hipotezę innoplanetarną
znacząco potwierdza badanie skutków drugiego wybuchu, który miał miejsce w
okolicach Sasowa w półtora roku później – w nocy 28.VI.1992 roku. Tym razem nie
było żadnych szkód: szyby zadrżały, ale nie wypadły. Ale na polu kukurydzy
sowchozu Nowyj put’ w pobliżu
przysiółka Frołowskiego ział kolejny krater o głębokości 4 m i o 11,5 m
średnicy.
Miejscowi uczeni – W. Wołkow i A. Faddiejew – w czasie badania tego krateru przeprowadzili
eksperyment, opuściwszy weń mikrokomputer z pewnym programem badań.
Pozostawiwszy go tam przez czas jakiś
specjaliści odkryli, że program został skasowany, a na jego miejsce
został wgrany „cudzy”. Program ten stanowił ni mniej ni więcej, tylko ślady
niebiańskiego posłania zaadresowanego do Ziemian od mieszkańców [układu
planetarnego] Procjona, z gwiazdozbioru Małego Psa. Jednym z dowodów na prawdziwość
tej hipotezy było to, że przy deszyfrowaniu cudzego programu, pojawiła się
detalicznie dokładna mapa gwiezdna, na której najjaśniejszym obiektem był
właśnie Procjon - a CMi.
N.
D. Blinkow – radiesteta z Riazania, leczący tylko swych krewnych i
znajomych (…) potwierdza hipotezę Faddiejewa i Wołkowa. To, co oni zakładali,
on widział swym „trzecim okiem” – na głębokości 30-35 m znajduje się jakiś
przedmiot – cylinder ze stożkowatym końcem. Zarejestrowana przez mikrokomputer
i rozszyfrowana informacja także potwierdza istnienie tego materialnego
obiektu. Blinkow wciąż domaga się poszukiwań tego cylindra, który według niego,
jest kapsułą informacyjną. Badacze nie dokopali się – w dosłownym tego słowa
znaczeniu – do jądra sasowskiej zagadki stanąwszy na połowie drogi.
Z każdym rokiem przybywa
hipotez. Ale mamy nadzieję, że uczeni będą w stanie dać nam odpowiedź na
pytanie, co tak właściwie stało się w Sasowie?
Moje 3 grosze
Jeżeli wydarzenia przebiegały
tak, jak opisuje to autor, to rzeczywiście zagadka jest, a nawet są dwie. Dla
mnie ciekawe jest to, że przypominają mi one jako żywo wydarzenia, które
rozegrały się w dniu 14-21.I.1993 roku w podkrakowskich Jerzmanowicach, gdzie
wieczorem 14 stycznia też doszło do dwóch silnych wybuchów o równoważniku
trotylowym ok. 80-100 kg TNT. Dlatego też trudno jest porównywać eksplozje w
Jerzmanowicach do eksplozji TCK, ale za to bardzo porównywalne są one do
wybuchów w Sasowie. Co więcej, wydarzenia te miały miejsce we wczesnych latach
90. XX wieku.
I – jak sądzę – tu jest
klucz do tej tajemnicy. Przypomnijmy sobie: na Bałkanach trwała wojna w
Kosowie, która zaangażowała 26 krajów na trzech kontynentach. Użyto w niej
nowego rodzaju broni – broń E. Dzięki bombom E rozpirzono cały system
energetyczny w Belgradzie i innych miastach Serbii. Ich działanie zjawiskowo
przypomina to, co widzieli mieszkańcy Sasowa i Jerzmanowic.
Oczywiście rzecz ma swój
ciąg dalszy, oto notka z Onet.pl:
Nowa broń Boeinga rodem z filmów
science fiction
(Na marginesie incydentu na Morzu Czarnym)
We współpracy w siłami lotniczymi USA Boeing testuje
elektromagnetyczną broń impulsową. Nowa broń wykorzystuje potężne impulsy
elektromagnetyczne, które doprowadzają do uszkodzenia elektronicznych obwodów
urządzeń, w które została wycelowana.
SU-24
wyposażono w system radiowego obezwładniania przeciwnika o nazwie Chibiny
(od polarnego masywu górskiego), który w ten sposób przetestowano w boju na
sprzęcie amerykańskim. W realnych warunkach USS Donald Cook poszedłby na
dno bez oddania jednego strzału. Docelowo Chibiny ma znaleźć się na
wyposażeniu każdego rosyjskiego samolotu wojskowego. Żołnierze z amerykańskiego
niszczyciela czują się zabici w walce 12-cie razy, bo tyle nalotów symulujących
atak na okręt zrobił rosyjski pilot, podczas gdy drugi go ubezpieczał na
wypadek nieprzewidzianych okoliczności...
Rosyjski samolot SU-24 zagrał z najnowocześniejszym
niszczycielem amerykańskim w kotka i myszkę, gdy 12 razy przeleciał nad
pokładem Amerykańców. Mógł ich
zbombardować, storpedować, zniszczyć, zatopić, a oni jak barany patrzyli na to
co się z nimi dzieje. Ich system namierzania został przez bombowiec po prostu
wyłączony. I choć mieli rakiety Tomahawk i wiele innego uzbrojenia –
nie mogli ich bez systemu naprowadzania wystrzelić. Byli po prostu bezbronni,
siedząc na najnowocześniejszym niszczycielu US Navy.
Złom po ZSRR (rakiety Neva) które były na wyposażeniu
armii serbskiej strąciły ultranowoczesny, niewidzialny dla radarów, rodem z
science fiction samolot F-117 Night Hawk w 1999 nad Serbią.
Kariera tego samolotu była potem kontynuowana jedynie w filmach Hollywood dla
naiwnych „pożytecznych idiotów”. Szczątki można oglądać w muzeum w Belgradzie.
F 117
latał przez 10 lat zanim Rosjanie mieli tego pewność. To samo z bronią
elektromagnetyczną. Oficjalnie nie istnieje aczkolwiek w Bagdadzie nowoczesny
system obrony plot na który Saddam wydał w Rosji i we Francji 1.5 mld $ został
zneutralizowany w kilka godzin, a ekipy zachodnich TV obwijali kamery folią
aluminiową gdyż im z „niewiadomych przyczyn” wysiadały!
A zatem broń E istnieje i
jest wykorzystywana już wcześniej – od czasu Project Rainbow. Jej istnienie wiele tłumaczy – w zasadzie
wszystkie fenomeny obserwowane w styczności z UFO. Co ciekawsze – ona już raz
była stosowana. Kiedy? A w starożytnych Indiach. Nazywało się to mohanastra i powodowało utratę
właściwości bojowych pojazdów Vimana
i wytrącało ze stanu koncentracji ich pilotów. (zob. M. Jesenský – „Bogowie
atomowych wojen” – Al. Mora – „Atomowa wojna bogów” - http://hyboriana.blogspot.com/2012/08/bogowie-atomowych-wojen-14_5.html i
dalsze) A zatem nihil novi sub Sole.
Koło historii zatoczyło pełny krąg i nasza cywilizacja zaczyna padać pod
ciężarem swych problemów, które nie potrafi rozwiązać…
Opinia Czytelnika
"A zatem broń E istnieje i jest wykorzystywana już wcześniej – od czasu Project Rainbow. Jej istnienie wiele tłumaczy – w zasadzie wszystkie fenomeny obserwowane w styczności z UFO. Co ciekawsze – ona już raz była stosowana. Kiedy? A w starożytnych Indiach. Nazywało się to mohanastra i powodowało utratę właściwości bojowych pojazdów Vimana i wytrącało ze stanu koncentracji ich pilotów. (...) A zatem nihil novi sub Sole. Koło historii zatoczyło pełny krąg i nasza cywilizacja zaczyna padać pod ciężarem swych problemów, które nie potrafi rozwiązać…"
Natomiast mi obiło się o uszy, że Indie i Rosja kiedyś podpisały duży kontrakt na samoloty, co mnie w pewnien sposób zdziwiło i zastanowiło. Teraz chyba wiem, co w trawie piszczy. Być może dlatego Indie zamówiły maszyny z Rosji (300 sztuk) ponieważ współpracują ze sobą. Rozszyfrowują Wedy i inne stare teksty hindusów.
A propos, ponoć A. Einstein niczego nie wymyślił, ale to było gdzie napisane w kabale. Ale jemu przypadła rola tego ogłoszenia. Wybrany z wybranych.
Wołoszański zrobił program o tym, jak to żydzi plany bomby atomowej przewoziły w szafie do USA przed wybuchem II wojny. Tłumaczono, że to cenny antyk.
O tych rzeczach rodem z filmów Sci-Fi, można poczytać w starożytnych tekstach o "bogach". Nasza cywilizacja nie potrafi wyjść z tego zaklętego koła, odrodzenia rozwoju i totalnej zagłady. W religii to się nazywa jakoś, ale to informacje dla tzw. pożytecznych idiotów. Informują o bazach "obcych" w naszym Układzie Słonecznym. Dziwnych obiektach tu i tam. A mnisi buddyjscy modlą się nad miską ryżu. Aż śmiać się chce.
O cykliczności cywilizacji gadają od setek lat Indianie Ameryki Północnej. Dlatego głównie wybrali taki los, a nie inny. Wiedzą do czego prowadzi zachowanie białego człowieka. Za parę tysięcy lat w Egipcie znowu na tronie zasiądzie faraon.
(Marcin S.)
Tekst
i ilustracje - „Tajny XX wieka” nr 51/2015, ss. 30-31
Przekład
z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©