Wiedłoziero
Nikołaj Santałow
W 1925 roku, w
historii miasteczka Odincowo k./Moskwy znaleziono skamieniały ludzki mózg.
Znalezisko zostało odkryte w warstwie węgla kamiennego, który tworzył się w
czasie, w którym nie było jeszcze ssaków.
Jest taki
dowcip:
Karelia, jak to mówią – to kraina nieprzestraszonych UFO…
- i żart ten nie
powstał bez powodu. Ufolodzy twierdzą, że w Karelii UFO pokazują się o wiele
częściej, niż w innych regionach kuli ziemskiej. Jakoby tutaj znajdował się
portal łączący nasz świat z innymi światami i rozmieszczony jest jak raz nad
Wiedłozierom. Wiedłoziero znajduje się na N 61°33’24” – E 032°43’29”, na
wysokości 78 m n.p.m.
Spotkanie z Gollumem
Nad Wiedłozierem
przebywałem w zeszłe lato. Zaprosił mnie tutaj mój przyjaciel z Pietrozawodska
– Aleksiej Bieługin – zawołany rybak
i myśliwy. Przy czym obiecał on mi nie tylko doskonałe wędkowanie, ale i inne
zagadkowe niespodzianki.
Wybraliśmy się
nie za blisko, nie za daleko, ot tak sobie… ze stolicy Karelii do rejonowego centrum
– wsi Prjaża będzie jakieś 50 km, a stamtąd do Wiedłoziera będzie drugie tyle.
Tyle ze droga jest dobra – tam przebiega R-21 – trasa federalna. Nie
dojeżdżając do wsi Wiedłoziero, skręciliśmy naszym SUV-em i szybko dostaliśmy
się nad jezioro, gdzie stanęliśmy na malowniczym przylądku.
Wielkiej
rybaczki – jaką obiecywał mi Aleksiej – nie było. Tak, ale nie łowiliśmy tak,
jak miejscowi – sieciami tylko na wędki. Ale wciąż trafiały się nam płocie i
okonie na całkiem przyzwoitą uchę (zupę rybną – przyp. tłum.) A do uchy nie
można odmówić sobie stu gramów z butelczyny (alkohol dodaje się do zupy pod
koniec gotowania – przyp. tłum.) Posiedzieliśmy do północy przy ognisku,
nasycając się świeżością jeziora i ciesząc się ciszą leśną. Potem
zdecydowaliśmy się nieco zdrzemnąć w namiocie, do zorzy porannej uciąć sobie
drzemkę.
W nocy obudziłem
się z wrażeniem, że ktoś mnie obserwuje i jakby kopał mi w mózgu próbując
przeczytać moje myśli. Nadeszła fala paraliżującego strachu, ciało stało się
luźnym i nieposłusznym. Serce się rozłomotało, zaś głowa pokryła się zimnym
potem. Z trudem otworzyłem powieki – w ciemności namiotu ujrzałem dwoje
ogromnych, świecących się zielonych oczu wpatrzonych we mnie. Stopniowo, (wszak
w czasie białych nocy nie ma zupełnej ciemności) zobaczyłem zarysy jakiejś
figury u wejścia do namiotu. Istota ta była mała – o wzroście nie większym od
metra – ale z nieproporcjonalnie dużą głową. Bardzo podobna do Golluma z „Władcy pierścieni” R. Tolkiena. Niczego więcej nie
zdążyłem zauważyć – poczuł, że na niego patrzę i bezszelestnie znikł, jakby go
nigdy nie było.
Kiedy wróciłem
do siebie z szoku, obudziłem Aleksieja, który słodko spał obok mnie. Wysłuchał
mojego bezładnego opowiadania o nocnym gościu, najpierw z niedowierzaniem,
potem – kiedy zrozumiał o co chodzi – roześmiał się:
- To do nas
przyszedł Jegorka. Nie bój się, on
sam się boi ludzi i nie robi im niczego złego.
- Co jeszcze
powiesz o Jegorce?
- On jest z i z
lasu i z wody. Miejscowi go często widzą na brzegu.
- A skąd się on
wziął?
- O, to jest
cała historia – Aleksiej uśmiechnął się zagadkowo.
- No to ja
opowiedz, tak czy owak już nie zasnę.
- Fajnie, tym
bardziej, że na rybaczkę jeszcze za wcześnie…
Krajobrazy Wiedłoziera
Cylinder w jeziorze
Wieczorem, dnia
15.XI.1928 roku, mieszkańcy wsi Szczuknawołok położonej w bliskości
Wiedłoziera, widzieli na niebie ogromny, długi na 10 m obiekt w kształcie
cylindra. UFO powoli i bezgłośnie płynął po niebie w stronę jeziora, a z części
ogonowej wylatywały mu płomienie i iskry. Doleciawszy do jeziora, cylinder
runął w dół i vis-à-vis wsi przebił
lód. Podniesiona impaktem fala niemal zniosła wysepkę, która znajdowała się
pomiędzy miejscem impaktu a wsią (miejscowi uważają, że ta wysepka uratowała
wieś przed tsunami). Głębokość w tym miejscu wynosi 7-8 m i wierzchołek latającego
aparatu sterczał ponad lustrem wody (zob. także - http://www.olabloga.pl/ufo-w-karelii
- przyp. tłum.)
Czasy były
surowe i wieśniacy szybko poinformowali o wydarzeniu kogo trzeba. Toteż szybko
zjawili się tam funkcjonariusze NKWD kilkoma ciężarówkami, otoczyli rejon
jeziora, nie dopuszczając nikogo z miejscowych. Przez kilka dni oglądali i
badali dziwny obiekt podejrzewając, że przyleciał do nas jakiś wrogi aparat
latający. Próbowali wyciągnąć go z jeziora, ale gdzie tam! – nie było wtedy
odpowiedniej techniki. Potem – już w lecie – przyjeżdżali nurkowie – i też
niczego nie mogli zrobić i nawet wejścia do środka cylindra nie znaleziono. A
potem władze machnęły ręką na tą sprawę.
Miejscowi
odnieśli się do niezwykłego „gościa” całkiem spokojnie. Nawet spróbowali łowić
ryby z tego cylindra, rzucać sieci. Jego wierzchołek znajdował się jakieś 70 cm
od lustra wody. A dzieciaki pływały dookoła niego nie okazując żadnego strachu.
Obcy czy Ziemianin?
Wodnik
Tylko że od
jakiegoś czasu mieszkańcy zaczęli obserwować w okolicach jeziora jakieś
stworzenie. Wzrostem około jednego metra, z wielką głową, z cieniutkimi
kończynami – przy czym ręce chudsze i dłuższe i do kolan, zaś nogi krótkie.
Dłoń czteropalczasta, jak u gada. Odziane to-to było w coś przylegającego
ściśle do ciała, jakby kombinezon. Nieproszony gość zazwyczaj cicho siedział na
brzegu, nie zwracając na nikogo uwagi. A i chłopi obchodzili go w koło nie
wchodząc temu w drogę. Ale potem dzieciaki się ośmielili na tyle, że obrzucili
Przybysza kamieniami. To mu się nie spodobało i od tej pory na widok ludzi
zaczął nurkować w wodę i chronić na głębinie.
Dlatego też właśnie z tego powodu miejscowi nadali mu przezwisko Wodny, Wodnik.
Najprawdopodobniej jest to członek załogi spadłego obiektu. A może było ich
kilku? A właściwie dlaczego było? Wodnika na brzegach jeziora spotyka się do
dziś dnia,. Ale nie nawiązuje on kontaktów z ludźmi.
Galaretowaty deszcz i inne cuda
Przez cztery i
pół roku po spadku cylindra, w lecie 1933 roku, nad Szczuknawołok nadeszła
gruba, czarna chmura i z niej na wieś posypał się „galaretowaty deszcz” (zwany
gdzie indziej pwdre ser – przyp.
tłum.) Żelowa materia pokryła teren we wsi o powierzchni około 50 m². Idąc za
radą miejscowej znachorki Marii Lwowny
Agarkowej (miała wizję i słyszała głos z góry) miejscowi zaczęli zbierać tą
galaretę w buteleczki i przyjmować w charakterze zewnętrznego leku. Mówi się,
że tym sposobem doskonale leczyło się zapalenie korzonków nerwowych, reumatyzm
i artretyzm. Leczono tym wszelkie rany i kontuzje – dosłownie goiły się szybko
jak na psie – w czasie II Wojny Światowej to lekarstwo doskonale goiło wszelkie
rany postrzałowe.
Mniej więcej od
1937 roku, na wodach Wiedłoziera obok wyspy przy której spadł obiektom czasu do
czasu zaczęły się pojawiać różnokolorowe świetliste kręgi o idealnym kształcie
i o średnicach 3 – 10 m. Niekiedy kręgi te pulsowały, a czasem krążyły wokół
niewidzialnego centrum. I w naszych czasach one też są obserwowane. Do tego jak
tylko te kręgi się pojawią, to w Szczukanowołoku zaczynają się zakłócenia w
pracy telewizorów i im podobnej aparatury. A w sąsiedniej wsi, położonej w
odległości 5 km, nie ma takich zakłóceń.
Bezskuteczne usiłowania
W wiele lat po
pierwszej próbie zbadania tych zjawisk przez specsłużby w 1928 roku, w latach
80. wojskowi ponownie spróbowali zbadać rejon Wiedłoziera. Przyleciał
helikopter z nurkami i żołnierzami na pokładzie. Przeprowadzili oni kilka
zanurzeń. Nie znaleźli niczego, i szybko spakowali się i odlecieli. Być może po
50 latach obiekt obrósł wodorostami i głębiej zapadł się w dno jeziora. Nie
jest wykluczone, że Przybyszom udało się podnieść swój statek (ale w takim
przypadku Gollum nie mógłby być jego członkiem załogi).
Na początku
pierwszej dekady XXI wieku, nurkowie-amatorzy niejednokrotnie sondowali
jezioro. Ale poszukiwania były utrudnione przez ilaste dno i brak jakichkolwiek
punktów orientacyjnych, wszak sama wyspa Czijraako, w pobliżu której spadło to UFO,
do naszych czasów prawie całkiem rozmyła się. Na dodatek nurkując na 7-8
metrów, nurkowie odczuwają strach bez żadnej konkretnej przyczyny i przez tą
zmianę nastroju psychicznego dalsza praca jest niemożliwa. Jednakże
poszukiwania nie były tak całkiem bezowocne – na dnie znaleziono zagadkową
substancję przypominającą lawę. Skąd się tam mogła znaleźć lawa – nie wiadomo,
w Karelii nie ma po prostu warunków do jej występowania…
Artystyczna wizja ufokatastrofy
Inwazja UFO
Sądząc z tego
wszystkiego – w rejonie Wiedłoziera znajduje się swoisty „kosmodrom” –
miejscowi często obserwują tam UFO o różnych kształtach, zadziwiające zjawiska
atmosferyczne i dziwne stworzenia, spacerujące po okolicy. To ich – delikatnie
mówiąc – przeraża. Zwrócili się w tej sprawie do Karelskiej Filii RAN w celu
zbadania tej sytuacji i dać konkretna odpowiedź, co tam się właściwie dzieje i
jak od tego koszmaru można się uwolnić?
I tak np. jedna
z tamtejszych mieszkanek opowiedziała badaczom, jak w kwietniu 2008 roku miało
miejsce zjawisko „dziwnego niebiańskiego gościa”: wielka świetlista kula
leciała na nieboskłonie pozostawiając za sobą biały dymny ślad. Co to było –
nie wie nikt.
Inny wieśniak
opowiedział, jak to mieszkańcy wiosek rozmieszczonych wokół Wiedłoziera obserwowali
jakieś ciało niebieskie, które było jaśniejsze i większe od znanych im
„spadających gwiazd”. W czasie przelotu tej „kuli”, w domach dźwięczało szkło.
Ludzie się tak przestraszyli, że powiadomili o tym zjawisku miejscowe służby
ratownicze.
Pewnego razu na
niebie pojawiły się szybko poruszające się różnokolorowe kręgi, bardzo podobne
do tych, które obserwowano na jeziorze, a od czasu do czasu z nieba na ziemię
spuszczane są świecący schody czy drabiny… Obserwuje się i inne anomalne
zjawiska. Nauka jest wobec nich bezsilna i żadnego objaśnienia im dać nie może.
Zauważono, że Wiedłoziero ma w sobie jakąś odrzucającą energię. Nie wykluczone,
że tutaj znajduje się portal do innych światów.
Opinie z KKK
Robercie,
trochę pomyślałem nad tekstem o tym bolidzie, który zanurzył
się w dno jeziora. Lakonicznie, ale coś napiszę...
Na pierwszy rzut oka sprawa wygląda dziwnie, ale przecież
Hynek wprowadził czynnik Oz właśnie jako znacznik realności zjawiska, zatem
podążam w prawo i nie twierdzę, że tak nie było lub nadal nie jest tak, jak
tekst przedstawia.
Po drugie iskry za bolidem nie są wyjątkowe- relacjonowano
je już wielokrotnie na przestrzeni całych dekad badań ufo. Rodzi się tylko
pytanie, kiedy naprawdę powstała relacja o iskrach i o całości wydarzeń, ale
odsyłam się do powyższego akapitu, zatem kontynuuję bez dygresji ku zwątpieniu.
Zanurzenie się nola, jak rzekomy fakt, podano niegdyś w NŚ,
ale dotyczyło legend syberyjskich ludów i zagłębienia się wręcz nola-góry w
grunt. Analizowano to jako zabieg technicznych zagnieżdżający urządzenie
przeciw-balistyczne, które chroniło Ziemię przed meteorami. Notabene, czy
Syberia nie wydaje się doskonałym poligonem do tego typu zdarzeń? Może są
jakieś powody, by to na Syberię, czy ogólnie Azję centralną, kierować kosmiczne
bolidy, a tam się z nimi rozprawiać według własnych zasad (urządzeniami
stworzonymi do destrukcji meteorów i minimalizacji potencjalnych szkód przez
nie wywołanych)?
Zanurzenie się cylindra w jeziorze zastanawia z kilku
względów: dlaczego?/dlaczego tam?/kto?/w jaki sposób?/czy to przypadek... Jeśli
było to działanie celowe, zastanawia z kolei humanoid. Czy był on potrzebny w
tej operacji i działał pod wodą różnymi urządzeniami, które wydzielały światło?
A może starał się naprawić swój pojazd za ich pomocą, lub ogólnie - naprawa
okazała się nadaremna, pomoc też, zatem postanowił zagłębić pojazd dla
przyszłych czasów, a raczej w celu późniejszego nim rozporządzenia, gdy
przybędzie pomoc?
A jeśli iskry z tyłu pojazdu sygnalizowały awarię pojazdu, a
procedury ratownicze nakazują takie, a nie inne, zachowanie? Co więcej, jeśli
to wynikdziałań nieprzyjacielskich, hominid ten chciałby schować się pod wodę,
a potem ukrywać. To jednak też jakoś nie przystaje do relacji, zatem poszerzmy
horyzonty domysłów...
A co, jeśli jest tak, jak w powieściach np. Heinleina, tj.
rozbitek został porzucony nawet przez swoich, którzy nie chcą zabrać go z
powrotem z jakiegoś powodu? Albo inaczej, nie mogą, a czas spędzony na Ziemi ma
spożytkować dla dobra ogółu, np. badać nas? Być odwiedzanym, ale nie zabranym?
Może też być tak, że cała akcja jest przeprowadzana z rozmysłem
i bez błędów, tzn. hominidów ma zadanie do wykonania, a ponieważ jest do tego
wyznaczony, poszukuje kontaktu lub dostępu do ludzi, stąd rzekoma próba
wtargnięcia do umysłu świadka. Nie wiadomo natomiast, do czego służy ten
pojazd. Czy jest on bazą wypadową i stacją ów hominida? No i jak to możliwe, że
oddycha naszym powietrzem... czyżby znowu kłaniała się teoria panspermii
sterowanej? A może to jeden z reprezentantów ludzkich hominidów, poszerzonej
grupy nas samych, którzy wyrośli cywilizacyjnie i technicznie bardziej, niż my
(ewentualnie są ostańcami dawnych kataklizmów, które oczyściły poniekąd scenę
dla nas, obecnie panoszących się po Ziemi)? Może jest to człowiek.
A gdyby był innego rodzaju androidem biologicznym, niczym
niektóre szaraki, jak się domniemuje ostatnimi czasy, i jego zadaniem byłoby
żyć niby pośród nas i działać w sobie znanym celu? (Smok Ogniotrwały)
Smoku Ogniotrwały,
- dzięki serdeczne za ciekawe hipotezy. Faktycznie – o ile
spadek do jeziora tajemniczego obiektu można podciągnąć pod inne tego rodzaju
zdarzenia – w tym słynny incydent Roboziero, czy opisane na tym blogu inne
jeziora w Karelii czy Rosji, to pojawienie się tam Obcego oraz wszystkie CE-0 z
Nim są naprawdę bulwersujące.
Myślałem o tym jako o ewenemencie, ale od razu przypomniałem
sobie o innych istotach zamieszkujących wody i Wszechocean naszej planety – i
być może to właśnie jest jakaś z tej parafii. Powiem więcej – może ta Istota
wcale nie pochodzi z tego UFO, a wręcz odwrotnie – Ona bada ten obiekt wpływ
jaki to UFO wywiera na środowisko i ludzi!
To jest trochę tak, jak pojawianie się agroformacji i UFO
nad nimi. Nasze myślenie wygląda następująco: pojawiła się agroformacja i
widziano nad nią UFO, ergo UFO wytworzyło agroglif i bada reakcję ludzi na jego
obecność. A tymczasem może być odwrotnie: pojawił się agroglif, a w chwilę później
pojawiło się nad nim UFO, którego załoga była zainteresowana jego pojawieniem się.
Bo wcale nie jest powiedziane, że agroznaki są przeznaczone dla ludzi, a może właśnie
dla Tamtych z UFO?
Podobnie może być właśnie w przypadku Wiedłoziera... (Robert
K. Leśniakiewicz)
Dodatkowo istnieje możliwość kontaktu i współpracy różnych
wodnych ludzi z załogantami nie-naszych pojazdów. Podobnie odbywa się to na
terytorium rezerwatów Indian (Amerindian), którzy swobodnie komunikują się z
szarakami - według relacji bez strachu podchodzą do Ludzi z Gwiazd/Gwiezdnych
Ludzi i rozprawiają z nimi. Jest to włączone do ich tradycji i procesu
edukacji, ergo transmisji kulturowej. Kontakt z mały ludźmi jest u nich
nacechowany normalnością zastanego (nauczonego za dziecka) świata.
To nasza cywilizacja może być objęta bypassem, ponieważ
idziemy kierunkiem tych, którzy sypią nam ziarno pod nogi. Inne cywilizacje
ziemskie (świadomie używam słowa) mogą nie mieć tego problemu i kontakt,
którego tak oczekujemy, trwa u nich od zawsze. CE 0? Możliwe. CE VII także.
(Smok Ogniotrwały)
Co to jest CE7? (Robert K. Leśniakiewicz)
Poniekąd odwrotność CE-0, czyli nie-Obcy, ale też
nie-nie-Obcy. Jest to kontakt z hybrydami, ale najczęściej w rozumieniu nas z
Nimi.
Stratyfikacja do poziomu siódmego jest o wiele nowsza od
samego zjawiska, ponieważ osoby relacjonujące CE VII mają obecnie nawet ponad
czterdzieści lat, a opisują zdarzenia z dzieciństwa. Wówczas milczały, gdyż
samo CE III było dla niektórych końcem... wiemy o co chodzi, w każdym razie
bardzo ciekawe są relacje o tym. Kontakt pod tym względem przebiega zawsze pod
kontrolą opiekunów, zdalnie lub bezpośrednio. Podejrzewam, iż ktoś pokusi się o
stworzenie CE VIII z racji nowych wniosków wynikających z ich analizy lub
meta-analizy od świadków (na zasadzie dekonstrukcji). Podejrzewam, że będzie do
tego wrzucony channelling z przedstawicielami cywilizacji hybryd (takowym jest
rzekomo Bashar), a także perspektywicznie podróżnicy w czasie będący naszymi
potomkami w pewnej linii czasu (incydent w Rendlesham?).
Oczywiście to tylko słowa i ich obróbka, zatem same fakty są
ważniejsze od pismakowania i rozwodzenia się na ten temat, ale i tak warto,
przynajmniej dla celów poznawczych. Nie zapominam, że całość jest spektrum, a
podział klasyfikacyjny służy jedynie upojęciowieniu i usprawnieniu procesów
różnorakiego poznania. Jakkolwiek byśmy tematu nie obracali, jest to wielkie
zjawisko o wielu odsłonach, w dodatku powiązane z innymi, także takimi, o
których jeszcze pewnie nie wiemy. (Smok Ogniotrwały)
Ów przybysz zapewne był szympansem ........zaś cylinder to
pewnie nieudany lot jakiegoś prototypu latającego dzwonu .....może Rosjanie też
nad czymś podobnym pracowali…… jest oczywiste że na pierwsze loty próbne pójdą
zwierzęta .............nic nie znaleziono, a później zniknęło.........wojsko
posprzątało pod osłoną nocy ........... (Artur P.)
Tekst i
ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 4/2015, ss. 34-35
Przekład z j.
rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©