Sprawa
ma jednak swój ciąg dalszy.
W
dniu 8.VII.2015 roku, wraz z geologiem - mgr inż. Stanisławem Bednarzem przedsięwziąłem podróż uczoną do odkrywki w
korycie strumienia Targoszówka, w okolicy II mostu na drodze z Kukowa do
Targoszowa. Wyruszyliśmy wcześnie, bo zapowiadała się frontowa burza, która nadciągała
z zachodu. Ale u nas było jeszcze w miarę pogodnie. Na niebie świecił
księżyc, kiedy o godzinie 04:45 wyruszyłem z domu wraz z Panem Bednarzem do
geologicznej odkrywki w okolicy Targoszowa – 36 km na NW od Jordanowa. Jadąc do
Suchej Beskidzkiej widzieliśmy wciąż pogodne niebo, ale po wyjeździe z Suchej
nad Beskidem Małym ujrzeliśmy piętrzące się dziko ciemne chmurzyska, a kiedy
dojechaliśmy do Kukowa, ciemnoszary granat chmur przecięła pierwsza błyskawica.
Dojechaliśmy do odkrywki i wtedy zaczęło regularnie grzmieć, a jednocześnie
zapadała coraz gęstsza, hucząca gromami ciemność.
Szybko zeskakujemy na dno
Targoszówki w miejscu odległym o parę metrów od poprzedniego miejsca, które
eksplorowałem. Pan Bednarz pokazuje mi warstwę, o której mówił. Rzeczywiście
jest to zlepieniec warstw istebniańskich, w którym jak rodzynki w cieście tkwią konkrecje.
Nie są duże – co najwyżej kilka centymetrów. Ale wokół można zobaczyć
charakterystyczne odłupy półkuliste z piaskowca, co oznacza, że większe kule
tutaj były, tylko zniszczyła je erozja, a inne nadal są w górotworze.
Druga odkrywka w potoku Targoszówka. Skały, które je tworzą pochodzą z początków Paleogenu - Paleocenu (66-56 MA temu)
W strumieniu znajdują się inne
kulistopodobne twory i to o dużej średnicy – na oko do 3-4 m średnicy! A zatem
jeszcze raz potwierdza się to, że jesteśmy na właściwym miejscu i obraz
odkrywki w potoku Targoszówka jest niemal identyczny z tym, co widzieliśmy w
klokoczowskim kamieniołomie na Kysucach na Słowacji. Tylko ze tam działali
ludzie w a naszym przypadku – siły Natury. Niszczący efekt jest podobny. Możemy
sobie tylko wyobrazić, jaki jest destrukcyjny wpływ rozpędzonej masy wody, która
jest w stanie przenosić i obracać wielotonowe bloki skalne i rzucać nimi jak piłeczkami
w korycie potoku!
Niestety, na tym musimy poprzestać.
Robi się coraz ciemniej, a w powietrzu pojawiają się pierwsze krople deszczu.
Szybko wracamy do samochodu i kiedy otwieram drzwi na głowy runęła nam kaskada
wody! W kilka sekund jesteśmy całkiem mokrzy. Jednocześnie uderza w nas potężna
fala wiatru. Potężne smreki miotane wiatrem wyglądają, jakby miały zaraz paść… Trzeba
uciekać, bo zaraz mogą polecieć na nas drzewa!
Z ulgą zatrzaskuję drzwi,
zapinam pas i odpalam silnik. Wycofuję mojego Caspera na drogę i… z przerażeniem stwierdzam, że drogi nie ma.
Wokół nas jest szara, hucząca wiatrem i piorunami przestrzeń. Niesiony wiatrem
deszcz jest tak intensywny, że wycieraczki nie nadążają ze zbieraniem wody z
przedniej szyby. Temperatura spada z +24°C do +17°C.
Jedziemy powoli w kierunku
Kukowa. Przez zalewane deszczem szyby mało co widać, więc wleczemy się jakieś
30 km/h, dopiero na Trakcie Suskim przyciskam gaz i stwierdzam, że deszcz
słabnie. Wlokąc się wjeżdżamy do Suchej Beskidzkiej, gdzie na głównej ulicy
leży potężna akacja. Objeżdżamy ją i po drodze widzimy pourywane konary innych
drzew.
Na DK 28 pomiędzy Suchą a
Makowem Podhalańskim zatrzymuje nas korek. Przez CB-radio dowiadujemy się, że
koło Drewdomu powalone drzewo
zatrzymało ruch, zaś dwa inne zatarasowały drogę w innych miejscach, więc
przychodzi nam czekać jakieś pół godziny. Przez radio dowiadujemy się, że
strażacy pracują już na miejscu. Czekając słuchamy także JEDYNKI i RADIA PLUS,
gdzie mówią o przechodzących nawałnicach i trąbach powietrznych, które dały się
we znaki na Opolszczyźnie, Ślasku i Wielkopolsce. Ponoć 4000 miejscowości jest
bez prądu, a spadające drzewo zabiło kierowcę… 1000 razy wzywano Straż Pożarną
do interwencji, w tym 700 razy w Małopolsce. To coś mówi o skali kataklizmu.
Tymczasem deszcz powoli ustaje
i robi się jaśniej. Burza odchodzi w kierunku Jordanowa i Rabki… Zator
zlikwidowano, więc ruszamy dalej. Po drodze obserwujemy mgły wiszące na
szczytach gór – niezawodny znak dalszych opadów. Wszędzie widać ślady przejścia
silnego wiatru: połamane gałęzie, zerwane liście, pozrywane i połamane reklamy…
Na szczęście nie widzimy zerwanych dachów czy zrujnowanych budynków.
W Jordanowie jesteśmy o 07:00.
Na Plantach widzimy połamane wierzby ozdobne – potężne uderzenia wiatru zerwały
im wierzchołki. Podobnie okaleczona została wierzba koło Biblioteki Publicznej.
U mojej siostry wiatr złamał sumaka octowca. Poza tym większych strat nie było.
W południe mamy znów upał –
temperatura podskakuje do +31,5°C, wilgotność spada do 53%, ale ciśnienie
oscyluje z częstotliwością 1 hPa/2 h, wokół wartości 1005 hPa. Spadło ogółem 12,48
l/m²„Tylko” albo „aż”, dla letników – „aż”, dla rolników, leśników, plantatorów
i grzybiarzy – „tylko”. A przydałoby się tego deszczu tak dwa-trzy razy więcej…
I na tym przygoda się skończyła.
Podsumowując – kamienne kule nie
są żadnym pozaziemskim ewenementem, a normalnym zjawiskiem ziemskiego pochodzenia
i wytworem Natury. Występują w twardych piaskowcach i zlepieńcach magurskich, które
z kolei występują w Beskidzie Śląskim i Małym. Najwidoczniej taka jest ich właściwość,
że wytwarzają kuliste konkrecje o średnicy nawet do kilku metrów średnicy, które
wzbudzają (i słusznie) ludzki podziw.
Jestem winien Czytelnikowi ostrzeżenie:
gdyby ktoś chciał poszukać tych kul w korytach górskich potoków, to musi uważać
na warunki pogodowe. Czasami krótki burzowy „norymny” opad może zamienić te ciurkające
strumyki w mordercze potoki wody, które rwą niepowstrzymanie w dół stwarzając niebezpieczeństwo
dla wszystkiego, co żyje. Tak było kilka lat temu w Makowie Podhalańskim, gdzie
w ciągu kilku minut wody z czterech ciurkających strumieni zalały miasto niemal
dwumetrową warstwą wody! Szybkość z jaką to się stało jest zdumiewająca bo nawet
szczury się potopiły! Nie zdążyły uciec przed tym meteorologicznym Armagedonem!
A zatem – trzeba uważać.