Powered By Blogger

niedziela, 13 marca 2016

Chemtrails i atom (2)







Chemtrails – powielacz mocy

Termin chemtrails odnosi się do programu atmosferycznego opylania aerosolami, które wprowadzają wysokotoksyczne chemikalia w atmosferę Ziemi. Chociaż ten program był oficjalnie zanegowany przez rząd i wojsko, to przeważające dowody zostały zebrane przez badaczy na całym świecie, którzy doskonale udokumentowali fakt manipulacji ziemską atmosferą, a co za tym idzie także i pogodą.  

Tymczasem contrails – smugi kondensacyjne – są krótkotrwałymi śladami kondensacji, które są pozostawiane przez komercyjne stratolinery. Smugi te charakteryzują się widocznymi przerwami pomiędzy silnikami samolotów a smugą kondensacji, które formują się krótko po przelocie samolotu. 

Zupełnie inaczej niż smugi kondensacyjne – chemtrails zostawiają gęste kłęby dymu, które wydzielane są z dysz, a nie z silników, przyczepionych do skrzydeł komercyjnych samolotów. Chemtrails unoszą się długo w atmosferze, przez długi okres czasu – całe godziny – zupełnie inaczej niż kondensacje pary wodnej.

Warto więc jest zawiesić na chwilę nasz wyrok, na chwilę pominąć teorie tych, co wiedzą lepiej i zobaczyć na to, co wiemy… 

W 1996 roku, list naukowców niebezpiecznie zatytułowany „Pogoda jako powielacz mocy: opanowanie pogody do 2025 roku” został odczytany przedstawicielom USAF w celu zastosowania się do dyrektywy od szefa sztabu USAF. To jednoznacznie określa, że motywacją rządu do udziału w globalnych praktykach modyfikacji pogody (oryginalnie nazywany geo-engineering - geoinżynierią) jest i pozostanie dominującą w powietrzu i przestrzeni kosmicznej siłą w przyszłości, opiera się na założeniu, że jeśli kontroluje się warunki pogodowe, to lepiej kontroluje się także populację. Program chemtrails jest powielaczem siły militarnej, opracowanym na nasz koszt i bez naszej zgody, przez polityczne czy finansowe (co na jedno wychodzi) elity świata do dalszej kontroli nas poprzez ich agendy.

Ale jeśli chodzi o modyfikację pogody i programy jądrowe, to poczucie ich kontroli jest niebezpiecznym złudzeniem. Niewypowiedziane skutki chemtrails - opryskiwania ludzi, i zdrowia środowiska naturalnego, uszkodzonego wskutek eksperymentów jądrowych, natomiast efekt kumulacji i wzrost tych uszkodzeń z obu programów jest potencjalnie wykładniczy. Tymczasem dominuje celowa ignorancja tego zagadnienia (wciąż możemy słyszeć bezmyślne rady o pokrywaniu folią aluminiową kapeluszy), która nadal ma służyć realizacji tego programu.

Kiedy publiczność jest ubogo wykształcona – jej umysły są łatwe do kontrolowania – poprzez zastraszanie i blokowanie prawdy. Taktyka ta jest sukcesywnie wprowadzana przez samozadowolonych z siebie teoretyków od stuleci. Czego chcecie więcej by chcieć być oszukanym?

Na szczęście, społeczność uczonych nie jest już skrępowana i nie akceptuje tych niebezpiecznych kłamstw.




 Różnice pomiędzy contrails a chemtrails


Mówią uczeni


Emerytowany gleboznawca i biolog z USDA oraz organiczny ogrodnik dr Francis Mangels, pracował w US Forest Service - amerykańskiej Służbie Leśnej przez 35 lat. Przedsięwziął on program testowania próbek gleby w intensywnie opryskiwanym rejonie miasta Shasta Lake, CA, i stwierdził niebezpiecznie wysoki poziom aluminium - Al, baru – Ba i strontu – Sr, w tych próbkach. Żaden z tych metali nie występuje w glebie w stanie naturalnym. Chociaż Mangels odnotował, że normalna koncentracja [tych chemikaliów] w naszych deszczach powinna wynosić zero, to jednak aktualny ich poziom wynosi 10.000 ppb[1] w kilku próbkach gleby.
Normalny poziom tła tlenku glinu w śniegach na Mt. Shasta wynosi ½ jednostki – w tym przypadku μg/l. Dozwolona ilość glinu w wodzie pitnej wynosi 50 jednostek. Rządowa akcja jest konieczna, kiedy stężenie to osiągnie 1000 jednostek wykrytego aluminium. Testy śniegów z Mt. Shasta przeprowadzone przez EPA wykazały aż 61.100 jednostek glinu. Mangels określa pH na ponad 10-krotnie wyższą zasadowość niż normalnej gleby z powodu ogromnego wzrostu ilości tlenków glinu. 

[Można to porównać z wypadkami na Węgrzech z dnia 4.X.2010 roku, kiedy to z nieszczelnego zbiornika wypłynęły setki ton alkalicznego, czerwonego szlamu z huty aluminium w Aik, który zanieczyścił Dunaj. Wtedy przede wszystkim były to wodorotlenki i sole: żelaza - Fe, glinu - Al, krzemu - Si, wapnia - Ca, tytanu - Ti, sodu - Na, wanadu - V, rtęci - Hg i arsenu - As oraz pierwiastków ziem rzadkich (RRE). Zob. - http://wszechocean.blogspot.com/2013/04/wiosenne-wody-smiercionosne-wody.html  – uwaga tłum.]

Jesienią 2002 roku, długoletni ogrodnik z miasta Edmonton (Kanada) David Dickie zaczął odnotowywać że jego starannie pielęgnowane kwiaty i drzewa ukazywały sygnały ostrego niedoboru nawozu. Miejskie przepisy mówią o tym, że przewodnictwo elektryczne nie może przekraczać „1” w miejscowych glebach, ale odczyty dla próbek gleb z terenu miasta Edmonton były 4,6 – 7 razy wyższe ponad możliwy dopuszczalny poziom. Dickie sądził, że to elewacje pokryte przewodzącymi prąd metalami są przyczyną powstawania chlorozy[2] u roślin. W testach laboratoryjnych próbek śniegu trzymanych w szczelnych kontenerach potwierdzono wysokie poziomy aluminium i baru.

[Z drugiej strony związki baru i glinu występują w ogniach sztucznych, którymi uświetnia się wszelkiego rodzaju uroczystości i święta. Ten głupi moim zdaniem zwyczaj przyszedł także do nas i staje się przyczyną paniki wśród zwierząt przerażonych hukiem i błyskami światła, a także skażenia tymi (i innymi) metalami ciężkimi gleby, wody i powietrza – uwaga tłum.]

A oto fragment Raportu nr 336566 z Northwest Labs:
Poziom glinu: 0,148 mg/l
Poziom baru: 0,006 mg/l   

Tak więc dlaczego wobec takich dowodów znalezionych w naszym powietrzu, glebie i wodzie nasz rząd wciąż zaprzecza uprawiania tych praktyk? Jeżeli ich motywacje są tak szlachetne, to oczywiście populistyczna natura współczesnych polityków sugerowałaby, że wszyscy ci przywódcy odpowiedzialni za taki „korzystny” czy wręcz „zbawienny” program wystąpiliby dumnie do przodu by ogłosić swe polityczne zwycięstwo. Ale nie. Wręcz odwrotnie, pomimo nacisków rządy odmawiają wydania formalnego oświadczenia w tej materii. Już to samo powinno być czerwonym sygnałem alarmowym dla każdego krytycznego myśliciela. (No właśnie - dlaczego??? – przyp. tłum.)

Zgodnie z niezależnym naukowcem dr Leuren Moret, byłą przewodniczącą Association for Women Geoscientists i byłą członkinią Komisji Środowiska Miasta Berkeley:
Badania naukowe są zawsze sprzedawane publiczności z obietnicami, ze korzyści będą dla ludzi po to, by płacili za nie. Kiedy badania są ukończone, nauka zostaje zawsze użyta jako broń przeciwko ludziom i środowisku naturalnemu tylko z korzyścią dla bankierów

To oświadczenie odbiło sie mocnym echem u byłych rządowych fizyków jądrowych: dr Andreas Toupadakis w ostatnim artykule w „Wake Up World” pt. „Quitting the Nuclear Labs – a Scientist’s Plea for World Peace”.  Pisze on:
Zrezygnowałem z stałej, dobrze płatnej, doskonałej pozycji w Programie Zarządzania Zapasami w Lawrence Livermore National Labolatory – LLNL w Kalifornii. Wszedłem do LLNL wierząc, że będę tam użyteczny pomagając demontować bronie jądrowe i unieszkodliwiać ich niebezpieczne produkty. Takie były moje pragnienia. Zamiast tego, bardzo szybko zorientowałem się, że mam pracować nad rozwojem broni nuklearnych. Kiedy się zorientowałem, że w LLNL środowiskowy i nie-proliferacyjny aspekt mojej pracy był czystą iluzją, zdecydowałem się na rezygnację z niej. Moje sumienie nie pozwalało mi na pracę nad tworzeniem i rozwojem broni jądrowych.   

Patrząc wstecz teraz wiem, że… czysto akademickie projekty są tworzone po to, by ściągać młodych naukowców do narodowych laboratoriów. Usłyszałem to w czasie Święta Dziękczynienia, kiedy siedziałem po południu przy jednym stole ze starszymi naukowcami od broni jądrowych: ‘potrzebujemy nowej krwi by prowadzić nasze badania nad nowymi broniami; potrzebujemy nowych świeżo upieczonych doktorów do czysto podstawowych badań’.    

Tak więc mając takie dowody następnym logicznym pytaniem będzie: Czy te programy mają ze sobą związek? A jeżeli tak, to jaki?


CDN.


[1] Jednostka ppb = jeden na miliard.
[2] Zanik zielonego barwnika u roślin.