Widok nieba na Sednie
Jewgienij Aleksandrow
Program
poszukiwań pozaziemskiego rozumu – SETI – Search
for Extraterrestrial Intelligence – pracuje od 1959 roku. Jego uczestnicy
przeczesują niebo aby zaobserwować i odnotować rozmowy radiowe pomiędzy cywilizacjami
pozaziemskimi.
Możliwe
posłanie do mieszkańców naszej planety od pozaziemskiej cywilizacji sami
Ziemianie mogli… przespać. Na szczęście, z pomocą przyszedł ostrowidz
astrofizyka z Uniwersytetu Zachodniej Wirginii w USA – dr Duncana Lorrimera. W 2007 roku, analizując zapisy aktywności
radiowej otrzymane przy pomocy radioteleskopu, naraz odkrył on krótki,
wszystkiego kilka milisekund (1 ms = 10^-3 s) ale bardzo silny radiowy impuls.
Tak silny, że taką ilość energii nasze Słońce wyemitowuje w miesiąc! Fenomen ten przyciągnął uwagę uczonych i
otrzymał on nazwę szybkich impulsów radiowych i… okazało się, że nie jedynym!
Kosmiczna symetria
Zainteresowani
astronomowie zaczęli studiować zapisy radioteleskopów z innych obserwatoriów
radioastronomicznych i szybko odnaleźli oni jeszcze 9 takich pulsów radiowych.
A w 2015 roku udało się taki puls zaobserwować w czasie realnym! Wprawdzie
dziesiątki teleskopów optycznych wycelowano w ten punkt nieba, skąd ten sygnał
nadleciał, ale nie znaleziono tam niczego, co by mogło go wysłać.
Jeszcze
więcej pytań dodała do tego problemu niemiecko-amerykańska grupa uczonych, pod
kierownictwem Michaela Hippke z
niemieckiego Instytutu Analizowania Danych w Neukirchen, która zdecydowała się
wyjaśnić z jakiej odległości przychodzą do nas te impulsy.
W
tym celu badacze posłużyli się standardowymi metodami dyspersji, polegających
na tym, że fale radiowe różnych częstotliwości mają różne prędkości – a zatem
otrzymawszy wielkość opóźnienia fali o niskiej częstotliwości do fali o
wysokiej częstotliwości łatwo możemy obliczyć odległość do promieniującego
obiektu. Obliczenia pokazały, że stacje nadawcze znajdują się poza granicami
naszej Galaktyki. I co najdziwniejsze – miary dyspersji pomiędzy nimi jest
krotnością 187,5! A to oznacza, że zawarte są one w tak dokładnym porządku, jak
elektrony w powłokach elektronowych atomów z modelu Nielsa Bohra…
A
do tego, o tym że we Wszechświecie niektóre obiekty są uszeregowane w systemy,
mówi wiele. I tak np. ukraiński badacz Walentin
Podwysockij zauważa, że jeżeli przyjąć masę Ziemi jako 1, to masy planet
Układu Słonecznego w przybliżeniu można przedstawić jako ciąg w postępie
geometrycznym: 1/512, 1/256, 1/128, 1/64, 1/32, 1/16, 1/8, ¼, ½, 1, 2, 4, 8,
16, 32, 64, 128, 256. Jak się łatwo można domyślić, każdy element jest
dwukrotnie większy od poprzednika.
Łatwo
można zauważyć, że:
·
pierwszy element
ciągu daje nam masę 134340 Plutona –
1/512,
·
szósty – masę Merkurego – 1/16,
·
siódmy – masę Marsa – 1/8,
·
ósmy + dziewiąty
– masę Wenus – ¼ + ½,
·
dziesiąty masę Ziemi – 1,
·
suma jedenastego
+ dwunastego + trzynastego daje masę Uranu
– 2 + 4 +8,
·
czternasty daje
masę Neptuna – 16,
·
piętnasty +
szesnasty – masę Saturna – 32 + 64,
·
i wreszcie
siedemnasty + osiemnasty daje masę Jowisza
– 128 + 256 (zob. rys. 1)
Rys. 1 Symetria Układu Słonecznego
[Trochę to wszystko jest skomplikowane i o wiele
bardziej przemawia do mnie słynna Reguła Titiusa-Bodego, wedle której planety
są uporządkowane w Układzie Słonecznym wedle formuły brzmiącej:
a = (n + 4) :10
a w ostatecznej postaci wyglądająca następująco:
a = (0,4 + 0,3) * k
gdzie n i k to liczby 0, 1, 2, 4, 8…, zaś wynik
wychodzi w jednostkach astronomicznych – AU (zob. rys. 2)
Regule tej przyporządkowane są niemal wszystkie
planety poza trzema ostatnimi, co wskazuje, że albo jest ona fałszywa, albo
nasz układ planetarny został w Przeszłości „zwichrowany” przez nieznany
kataklizm… - uwaga tłum.]
Rys. 2 - Symetria Układu Słonecznego wg. Reguły Titiusa-Bodego
Tam na nieznanych ścieżkach…
Jednakże
cztery elementy ciągu – 1/256, 1/128, 1/64 i 1/32 nie zostały znalezione w
Układzie Słonecznym. Podwysockij uważa, że za orbitą Plutona istnieją cztery do
dziś dnia nie odkryte planety i wniosek ten częściowo się potwierdza. I tak w
2003 roku została odkryta 90377 Sedna
– będąca TNO czyli obiektem transneptunowym – przez niektórych uznawana jest
ona za karłowatą planetę – którą tak nazwano na cześć inuickiej bogini morza
Sedny. Jej orbita ma kształt wydłużonej elipsy i jej odległość od Słońca wynosi
od 76 w peryhelium aż do 900 AU w aphelium. Pełny obrót planetki wokół naszej
dziennej gwiazdy wynosi 11.487 lat.
Także
w ubiegłym wieku, na rozmiary orbit, po których planety poruszają się wokół
Słońca, zwrócił uwagę astrofizyk i kosmolog z Dubnej dr Albert Czeczelnickij. Okazuje się, że one różnią się od siebie o
liczbę 1 czyli mają wspólny mnożnik! Na podstawie tego faktu Czeczelnickij
opracował całkowicie ekstrawagancką teorię, która mówiła o prędkościach
ponadświetlnych, Wielkim Wybuchu i innych nietradycyjnych rzeczach. Nie
zwracając uwagi na to, że społeczność naukowa odrzuciła ją jako nienaukową, to
była ona w stanie wyjaśnić niektóre odkrycia. Tak Czeczelnickij mówił o tym, że
w centrum Drogi Mlecznej znajduje się supermasywny obiekt – jak się później
wyjaśniło jest tam czarna dziura, której istnienie teorie Czeczelnickiego także
odrzucają. Były także przewidywane istnienie szczególnych stref na granicy
Systemu Słonecznego – tzw. granicy fali uderzeniowej wiatru słonecznego,
odkrytej przez Voyagery – a nawet ich odległości od Słońca.
Największe obiekty transneptunowe
Teleskop i mikrofalówka
Ale
powróćmy do szybkich pulsów radiowych. By wyjaśnić pochodzenie obiektów je
wypromieniowujące, sformowano kilka hipotez. Tak więc wychodząc od krótkich
błysków można założyć, że wypromieniowują je małe obiekty, o średnicy do
kilkuset kilometrów. Takimi obiektami są np. pulsary, albo jakieś inne
supermasywne gwiazdy nieznanego typu. Jednakże do tego czasu pulsary emitowały
impulsy o całkiem innej charakterystyce i mocy, co zupełnie nie wpisuje się w
jakiekolwiek schematy.
Jeszcze
jedna hipoteza głosi, że źródłami impulsów są… ziemskie satelity zwiadowcze i
szpiegowskie. Popiera ją oddalona zbieżność tych szybkich impulsów z tzw. perytonami – impulsami radiowymi czysto
ziemskiego pochodzenia. Przy czym nie było wiadomo, czy są to sygnały sztuczne
czy naturalne. Jednakże całkiem niedawno odkryto, że źródłem tych sygnałów były
kuchenki mikrofalowe. Rzecz w tym, że jak w czasie pracy radioteleskopu
zostanie wyłączona mikrofalówka, to zarejestruje on jej „krzyk”.
[W ciągu kilkunastu ostatnich lat rejestrowane były
dwa rodzaje tajemniczych sygnałów, trwające od kilku do kilkuset milisekund.
Jeden z nich, Krótkie Błyski Radiowe (ang. Fast
Radio Bursts, FRB) docierają z losowych kierunków na sferze niebieskiej, w
nieprzewidywalnych momentach, i, jak do tej pory, ich źródło pozostaje
nieznane. Drugi z rodzajów określany jest po angielsku jako perytony - nazwa pochodzi od
mitologicznych istot opisanych przez Jorge
Borgesa, o ciele jelenia i orlich skrzydłach, a ich szczególną cechą jest
to, że rzucające ludzki cień. Rejestrowane były tylko przez radioteleskopy w
Parkes, w Australii oraz w Blein, w Szwajcarii. Większość parametrów perytonów jest taka sama jak dla FRB,
ale naukowców zainteresował fakt, że były one obserwowane najczęściej w ciągu
dnia, w godzinach normalnej pracy Obserwatorium, głównie w dni robocze. Po
wzięciu pod uwagę poprawki na czas letni i zimowy okazało się, że rejestrowane
były głównie w porze lunchu. W styczniu tego roku, w ciągu jednego tygodnia,
radioteleskop w Parkes zaobserwował trzy kolejne perytony. Znane były do tej pory z emisji w paśmie 1,4 GHz, ale tym
razem, przy pomocy nowego detektora zakłóceń radiowych, udało się zarejestrować
także emisję o częstotliwości 2,4 GHz. Taki sam instrument posiada także
niedalekie ATCA (Australia Telescope
Compact Array), jednak w ich danych nie było śladu takiego sygnału. Stało
się oczywiste, że perytony nie tylko
nie pochodzą z przestrzeni kosmicznej, ale wręcz ich źródło znajduje się gdzieś
w pobliżu radioteleskopu. Po dokładniejszej analizie okazało się, że rejestrowano
mnóstwo sygnałów o częstotliwości 2,4 GHz, ale zwykle nie obserwowano wtedy perytonu. Astronomowie przeanalizowali
jakie urządzenie normalnie emituje w zakresie 2,4 GHz, ale czasami daje także
sygnał o częstotliwości 1,4 GHz. Podejrzenie padło na kuchenki mikrofalowe
znajdujące się w obserwatorium - one nie tylko pracują w zakresie 2,4GHz, ale
na dodatek za każdym razem kiedy rejestrowano peryton, teleskop był skierowany w kierunku którejś z mikrofalówek.
Oczywiście, o paśmie 2,4 GHz wiadomo od dawna - jeśli radioteleskop ma zbierać
dane w tym zakresie, to nakazywane jest wyłączenie wszystkich mikrofalówek w
danym miejscu. Astronomowie postanowili samemu wytworzyć perytony. Początkowo się to nie udawało - w normalnych warunkach
kuchenki emitują tylko w zakresie 2,4 GHz. Jednak gdy otwarto drzwiczki
mikrofalówki przed zakończeniem jej pracy, wywołało to emisję perytonu. Okazało się, że kuchenki
mikrofalowe wytwarzają impuls o częstotliwości 1,4 GHz w trakcie wyłączania
się. Zazwyczaj jest on absorbowany przez ścianki kuchenki, ale jeśli ktoś
przedwcześnie otworzy drzwiczki to promieniowanie wydostaje się na zewnątrz.
Wykorzystując tę technikę naukowcom udało się generować perytony z pięćdziesięcioprocentową skutecznością. Źródłem
australijskich perytonów okazały się
dwie (z 5 znajdujących się na terenie obserwatorium) kuchenki mikrofalowe tego
samego, japońskiego producenta, będące w nieprzerwanym użyciu od 27 lat.
Astronomom udało się wyjaśnić także jeszcze jedno zjawisko. W czerwcu 1998,
jednego dnia, zarejestrowano 16 perytonów,
w odstępach wynoszących około 22 sekundy. Wydaje się, że zostały spowodowane
przez kogoś, kto włoży aluminiową folię do pieczenia między drzwiczki a obudowę
mikrofalówki, tworząc przez przypadek coś w rodzaju anteny. Moc kuchenki ustawiona
była poniżej 100%, powodując włączanie i wyłączanie się kuchenki w
22-sekundowym cyklu, zgodnym ze specyfikacją producenta. Oczywiście powstaje
podejrzenie, czy również FRB nie maja ziemskiego pochodzenia. Australijscy
naukowcy jednak stoją na stanowisku, że te zjawiska mają kosmiczne źródło.
Przemawiają za tym dwie przesłanki: w przeciwieństwie do perytonów, FRB rejestrowane są w przypadkowych porach dnia i
przypadkowych położeniach. FRB mają także pewne specyficzne cechy wskazujące na
oddziaływanie z ośrodkiem międzygwiazdowych. Ich źródło zatem nadal pozostaje
nieznane (z AstroNews - http://news.astronet.pl/7594) – uwaga tłum.]
Tak
czy inaczej, Michael Hippke jest pełen optymizmu.
- Jeżeli nasze odkrycie się potwierdzi, to przyjdzie się nam zajmować
czymś niezwykle interesującym. To będzie albo nowa fizyka, albo nowy typ
pulsarów, albo – jeżeli zostaną wykluczone jakieś inne hipotezy – nawet
Pozaziemski Rozum – powiedział on
magazynowi „New Scientist”.
Orbita Sedny (NASA)
Kosmiczni tirowcy
Wspominanie
Nieziemskiego Rozumu na łamach renomowanego magazynu naukowego zrodziło falę
dyskusji w pozostałej prasie o tym, czymże mogą okazać się źródła szybkich
błysków promieniowania radiowego. Jedna z najciekawszych hipotez mówi, że są to
beacony (radiolatarnie) dla
kosmicznej nawigacji. Oliwy do ognia dolała amerykańska kompania Raytheon
(wytwórca kierowanych rakiet, systemów naprowadzania i komputerów systemów
kosmicznych) twierdząc, że hipotetyczny statek kosmiczny Obcych, poruszający
się z prędkością przyświetlną obok tych radiolatarni, może być zaobserwowany
nawet dzisiaj. Według opinii inżynierów tej kompanii, w czasie ruchu tego
statku kosmicznego przez przestrzeń kosmiczną, będzie on zderzać się z
fotonami, co będzie go hamowało. Tak więc na utrzymywanie takiej prędkości
trzeba będzie zużywać wiele energii. Jednakże „zbierać paliwo” można poruszając
się z stała prędkością, bliskiej prędkości światła (obliczenia pokazują, że
powinna się ona różnić od prędkości światła o 3,3 kwadrylionową część procenta.
(!!!) Prawdą jest, że taki aparat Pozaziemian będzie można namierzyć jedynie na
podstawie analizy specyficznego przesunięcia częstotliwości w spektrum
promieniowania reliktowego na trajektorii lotu, co atoli jest już możliwe dla
współczesnej nauki.
Niestety,
to jest wszystko, co znane jest nauce na dzień dzisiejszy na temat szybkich
pulsów radiowych i ich źródeł. Zagadka ich pochodzenia pozostała nierozwiązaną,
ale wiadome jest jedno: w najbliższej przyszłości o nich jeszcze usłyszymy i to
nie jeden raz.
Moje 3 grosze
Opracowując przekład tego artykułu przypomniał mi się mój projekt –
jeszcze z czasów szkoły średniej, kiedy to pasjonowała mnie astronomia z
astronautyką, wymyśliłem coś, co potem nazwałem Projektem RZZ – Projektem RadioZwiadowcy Ziemi. W
zamyśle miała to być kosmiczna stacja nasłuchu radiowego, bezzałogowa,
wyrzucona poza Obłok Oorta – czyli na odległość 2 lat świetlnych od Układu
Słonecznego i krążąca po wydłużonej orbicie, której aphelium znajdowałoby się
gdzieś w połowie drogi pomiędzy Słońcem a układem gwiezdnym Tolimana czyli Alfy
Centaura A i B oraz C czyli Proximy. Taka stacja mogłaby podsłuchiwać „rozmowy”
Obcych na wszystkich częstotliwościach fal radiowych – od VLF do UHF, sama
będąc poza zakłócającym wpływem Słońca. Byłaby to ogromna konstrukcja, która
poruszałaby się jak typowa planetoida czy karłowata planeta z NTO. Niestety,
mój projekt nie obejmował najważniejszego – kosztów takiej inwestycji, które
byłyby astronomiczne. Dlatego odłożyłem go ad
acta, jako na razie niewykonalny…
Na razie, ale może kiedyś, gdy Ludzkość wreszcie zmądrzeje i zacznie
działać wspólnie – Projekt RZZ będzie
w stanie być zrealizowanym wysiłkiem całej Ludzkości. Taka stacja nie tylko
nasłuchiwałaby Kosmosu, ale także ostrzegała przed różnymi niebezpieczeństwami,
jakie mogą w nim czyhać w rodzaju potoków asteroidów czy choćby pojawienia się
obcych statków kosmicznych. Nie mówiąc już o tym, że mogłaby to być stacja
paliwowa czy zaopatrzeniowa dla ludzi lecących w gwiazdy… Nie mówiąc już o tym,
że lecąc do słońc Centaura już moglibyśmy mieć pewność: TAM KTOŚ JEST! albo TAM
NIKOGO NIE MA! Czy warto? Pewnie że tak. Jeżeli Ludzkość kiedyś sięgnie po
planety Układu Słonecznego, to zapewne będzie kolonizować inne układy gwiezdne,
a wtedy projekty tego rodzaju będą na porządku dziennym i nikogo nie będą
zdumiewały.
Poza tym taka stacja umieszczona poza atmosferą Słońca byłaby
prawdziwą kopalnią wiedzy o Kosmosie i naszym gwiezdnym sąsiedztwie, latającym
obserwatorium i laboratorium razem wziętym. I kiedy tak się zastanawiam nad tym
Projektem, to nachodzą mnie dziwne
myśli, czy aby ktoś kiedyś już nie zbudował czegoś podobnego? Te wszystkie
opowieści o bogach i demonach, te wszystkie fantastyczne latające miasta z
indyjskich eposów. I wreszcie tektyty, które stanowią dowód wprost na to, że
kiedyś poza Ziemią zbudowano orbitalne miasta, które potem – zapomniane po
kataklizmach, które wymazały ich macierzystą cywilizację z powierzchni Ziemi –
po prostu na nią powróciły w ognistym deszczu meteorytów. Wiele wskazuje na to,
że coś takiego być mogło na naszej planecie…
Tekst
i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 37/2015, ss. 4-5
Przekład
z j. rosyjskiego - ©Robert K. Leśniakiewicz