Michaił Juriew
Pewien włoski chemik
zaproponował Ludwikowi XIV
wyprodukowaną przezeń broń biologiczną. Król odmówił i… przydzielił mu
dożywotnią pensję, żeby on nie sprzedawał swego sekretu innym państwom.
W czasie I Wojny
Światowej, o godzinie 17:00, dnia 22.IV.1915 roku, Niemcy przeprowadzili
zmasowany atak gazowy na Froncie
Zachodnim, w Belgii w okolicach miasta Ypres, wypuściwszy ze swych pozycji
pomiędzy miejscowościami Beckshute i Langemark, chlor z 5730 butli i
obstrzelali pozycje nieprzyjaciela granatami chemicznymi. Ten dzień uważa się
za dzień, w którym po raz pierwszy użyto bojowych środków trujących – BŚT. Ale
jak się okazuje, bronią chemiczną czyli C z triady broni masowej zagłady ABC,
posługiwano się o wiele, wiele wcześniej.
[Ataku tego dokonał 15. KA
gen. von Deimlinga, który
przygotowywał się do tej akcji od stycznia 1915 roku, jednakże pierwszy atak
gazowy miał miejsce na Froncie Wschodnim, w rejonie Bolimowa, w dniu 31.I.1915
roku, gdzie użyto BŚT przeciwko Rosjanom. Pozycje rosyjskie ostrzelano
granatami gazowymi 12-T zawierającymi bromek ksylilu - C8H9Br
i ksylen – C8H10 jednakże atak ten był niezbyt udany
wskutek niskiej temperatury powietrza i właściwości użytych BŚT – uwaga tłum.]
Szkielety
pod ścianą fortecy
W 1933 roku,
archeolog Robert du Mesnili de Boussone
prowadził wykopaliska w ruinach antycznej miasta-twierdzy Dura-Europos/Kalat
as-Salihijja na wschodzie Syrii nad brzegami Eufratu – N 34°44’49,2” – E
040°43’48”. W 256 roku, ta rzymska twierdza uważana za niezdobytą, została zdobyta
przez perskie wojska Sasanidów.
Archeolodzy odkopali
tunel wiodący pod murem fortecznym, w którym znaleziono grupę 20 szkieletów
ludzkich. Na podstawie tego odkrycia doszli do wniosku, że byli to rzymscy
żołnierze. Nieopodal leżały szczątki jeszcze jednego wojownika z perskim hełmem
na głowie, a obok niego leżał miecz. Ułożenie zwłok wskazywało na to, że przed
śmiercią człowiek ów złapał się za pierś, jakby chciał zerwać z siebie zbroję.
Rekonstruując
wydarzenie, uczeni doszli do wniosku, że w celu zdobycia twierdzi Persowie
wykonali podkop pod fortecznym murem. Żeby im przeszkodzić, rzymscy żołnierze
zaczęli kopać tunel im na spotkanie. Ale Persowie okazali się być
chytrzejszymi. Zamiast wdać się w walkę z Rzymianami, odpalili trującą
mieszaninę z siarki i smoły. Następnie wytworzony gaz trujący był wdmuchany
miechami do kontr-tunelu wroga. Ogarnięci obłokiem gazu trującego rzymscy
żołnierze stracili orientację i w kilka sekund później zginęli. Zginął także
Pers, który podpalił mieszankę i dął w miechy. Najwidoczniej przegapił moment,
w którym musiał bezpiecznie opuścić tunel i sam zginął od gazu.
Niedaleko od
szkieletów Rzymian, archeolodzy znaleźli resztki smoły i kryształy siarki. To
potwierdziło hipotezę o tym, że przy oblężeniu twierdzy Dura-Europos Persowie
zastosowali broń C…
I chociaż podkop się
nie udał, to miasto zostało zdobyte. W jaki sposób – tego nie wiadomo – opisy
oblężenia i szturmu na Dura-Europos nie zachowały się w źródłach historycznych.
Potem Persowie porzucili miasto, a mieszkańcy zostali albo wymordowani, albo
pognani w niewolę do Persji. Po tym wszystkim Dura-Europos przestał grać swą
strategiczną rolę i z czasem popadł w ruinę…
Trujący
dym nad polem bitwy
Uczeni doszli do
wniosku, że znaleziska w Dura-Europos są
najwcześniejszym archeologicznym dowodem zastosowania broni C, jednakże prawdą
jest, że czegoś podobnego użyli także antyczni Grecy. I rzeczywiście – w niektórych
źródłach pisze się o tym, że Spartanie w czasie wojen z Ateńczykami polewali
suche drewno smołą, posypywali siarką i podpalali pod murami warownych miast w
celu uduszenia mieszkańców i zdobycia miasta. Ale materialnych śladów tego do
dziś dnia nie znaleziono.
A w jeszcze
wcześniejszych tekstach chińskich z IV w p.n.e. opowiada się o użyciu gazów
trujących do unieszkodliwienia wrażych pułków pod murami twierdzy. Oblężeni
palili ziarna gorczycy i piołunu, i wdmuchiwali otrzymany w ten sposób dym do podziemnych
sztolni przy pomocy miechów i terakotowych rur. Gazy te wywoływały kaszel i
nawet śmierć.
Później, kiedy już
wynaleziono proch, Chińczycy próbowali wykorzystać na polu walki granaty
napełnione mieszanina trucizn, prochu i smoły. Wyrzucane z katapult granaty
chemiczne eksplodowały od płonącego
lontu. Do tego granaty te wydzielały kłęby trującego dymu nad
nieprzyjacielskimi wojskami – gazy trujące wywoływały krwotoki z nosa,
podrażnienia skóry i pęcherze.
W średniowiecznych
Chinach został skonstruowany trujący granat z kartonu naładowany siarką i
wapnem. W XII wieku takie granaty użyte zostały w czasie jednej z bitew
morskich, kiedy to wpadając do wody eksplodowały z donośnym hukiem
rozprzestrzeniając w powietrzu trujący dym i wywoływały skutki podobne do tych,
jakie wywołuje dzisiejszy gaz łzawiący. W charakterze komponentów do
wytworzenia mieszanin do wypełnienia granatów wykorzystywano najróżniejsze
materiały: siarczan i tlenek arsenu, rdest żyworodny, olej tungowy, trociny z
zapianu (w celu wytworzenia dymu), akonitynę, hiszpańskie muszki i inne.
W 1542 roku, obrońcy
Belgradu, który oblegali Turcy, Serbowie kiedy na to tylko pozwalał kierunek
wiatru puszczali na napadających na nich trujące obłoki, które powstawały w
czasie spalania toksycznego proszku. Według legendy, mieszkańcy miasta także
posypali tym proszkiem szczury, podpalali je i wypuszczali na spotkanie Turków.
No ale to jest osobliwe – no bo jak szczury by miały biec na otwarte pole, na
spotkanie przeciwnika, a nie do swych podziemnych nor we wnętrzu miasta? według
mnie, z tej to właśnie przyczyny spalenie drewnianej zabudowy miasta
Iskorostień udało się księżniczce Oldze
właśnie dzięki wróblom.
Na początki XVI wieku
mieszkańcy rdzenni Brazylii próbowali walczyć z konkwistadorami wypuszczając
przeciw nim trujący dym otrzymywany z spalonej czerwonej papryki. Metodę tą
używano niejednokrotnie w czasie powstań w Ameryce Łacińskiej.
Broń chemiczną można
było zastosować w pełni w XIX wieku. w czasie Wojny Krymskiej brytyjski admirał
lord Dendonald przedłożył rządowi
angielskiemu projekt zdobycia Sewastopola przy pomocy oparów siarki. Komitet
rządowy zaznajomiwszy się z pomysłem lorda wyraził pogląd, że projekt jest
całkiem realny i obiecywane rezultaty mogą być osiągnięte – ale jest on tak
strasznym, że nikt nie powinien używać takiego sposobu. Dlatego też projekt ten
odrzucono.
Jednakże w tym
przypadku takim pobudzającym motywem Anglików był nie tylko wojskowy honor.
Przede wszystkim nieudana próba wykurzenia Rosjan z twierdzy przy pomocy
siarkowego dymu nie tylko rozśmieszyłaby i podniosła ducha bojowego Rosjan, ale
w jeszcze większym stopniu zdyskredytowałaby angielskie dowództwo w oczach
wojsk sojuszniczych: Francuzów, Turków i Sardyńczyków.
„Podobny
do smoka…”
Do broni chemicznej
można zaliczyć także słynny „grecki ogień” – protoplastę napalmu, płonąca
mieszanina przejmująca strachem wrogów Bizantyjczyków.
Instalacja „greckiego
ognia” wyglądała jak miedziana rura – syfon, z której z hukiem wylatywała
rzadka mieszanina zapalająca. W charakterze siły ją miotającej używano
sprężonego powietrza albo miechów przypominających kowalskie. Broń tą
wykorzystywano przede wszystkim w bitwach morskich. Zasięg maksymalny tej broni
wynosił tylko 25-30 m, ale do zniszczenia drewnianych okrętów w tamtych czasach
to było wystarczające. Ponadto, wedle świadectw naocznych świadków, „ognia
greckiego” niczym nie udawało się ugasić, bowiem palił się on nawet na
powierzchni wody.
[Niektórzy historycy
twierdzą, że „ognia greckiego” używano także w obronie fortec i twierdz przed
Arabami i Turkami na lądzie stałym – uwaga tłum.]
Po raz pierwszy
miotacze „ognia greckiego” były zamontowane na bizantyjskich okrętach w czasie
Bitwy u wybrzeży Cylicji (w rzeczywistości w okolicach Konstantynopola – dziś
Istambułu – przyp. tłum.) Historyk Teofan
pisał:
…w roku 673
nieprzyjaciele Chrystusa przedsięwzięli wielką wyprawę wojenną. Oni przypłynęli
i przezimowali w Cylicji. Kiedy Konstantyn IV dowiedział się o zbliżaniu się
Arabów, przygotował on ogromne, dwupokładowe okręty, wyposażone w „ogień
grecki” i okręty użyły tych syfonów… Arabowie byli wstrząśnięci… Uciekali oni w
wielkim strachu.
A oto jak opisuje tą
przerażającą broń kronikarz VII Krucjaty (1270) Jean de Joinville:
Taka była natura
„greckiego ognia”: jego pocisk był tak duży jak baniak na ocet i ogon za nim
się ciągnący, podobny do gigantycznej dzidy. Jego lot odznaczał się strasznym
szumem, podobnego do gromu niebieskiego. „Ogień grecki” w powietrzu był na
podobieństwo smoka lecącego na niebie. Od niego szedł taki jasny blask, że
wydawało się iż nad obozem wzeszło słońce.
[Dwaj amerykańscy
„pogromcy mitów” – Adam Savage &
Jamie Hyneman w jednym ze swych programów TV udowodnili, że chodziło w tej
relacji najprawdopodobniej nie o miotacz ognia, ale o rakietową torpedę.
Wykonane przez nich na jednym z kalifornijskich jezior testy tej broni,
skonstruowanej na podstawie zachowanych opisów dowiodły, że broń taka mogła istnieć
i mieć takie właściwości, jak opisane przez ówczesnych kronikarzy – uwaga
tłum.]
Oberwało się też od
„greckiego ognia” i naszym przodkom. Z jego pomocą Bizantyjczycy w 941 roku
rozgromili podpływającą do Konstantynopola flotę kijowskiego księcia Igora Rurykowicza.
Instalacja i skład
chemiczny mieszaniny zapalającej był tajemnicą państwową, której zdrada była
karana śmiercią. Najprawdopodobniej była to mieszanina ropy naftowej, żywicy
sosnowej, benzyny, palonego wapna, fosforku wapnia (Ca3P2)
albo saletry potasowej (KNO3), siarki i tłuszczu. Po zdobyciu
Konstantynopola przez Turków sekret „greckiego ognia” został pogrzebany na
wieki wraz z jego mieszkańcami (zob. niezmiernie interesującą powieść
historyczną Miki Valtari’ego –
„Czarny anioł”, w której opisano właśnie te wydarzenia – przyp. tłum.)
Wprawdzie w 1758
roku, francuski alchemik niejaki Duprée
ogłosił, że odgadł zagadkę przygotowania mieszaniny zapalającej. Przeprowadził
on próby z nią w okolicach Hawru, w rezultacie czego został spalony drewniany
slup, znajdujący się w dużej odległości na pełnym morzu. Król Ludwik XV był tak zainteresowany i
przerażony działaniem tej broni, że wykupił od Duprée’a wszystkie jego papiery
i zniszczył je. Ale zauważmy, że lęki monarchy były próżne, w epoce burzliwego
rozwoju broni pirobalistycznej (palnej) na bazie prochu dymnego, a potem
bezdymnego i jej masowego użycia, i „ogień grecki” prawdę powiedziawszy utracił
swe wojskowe znaczenie, chociaż we współczesnych wojnach używa się jego
następców - napalmu i mieszanin zapalających oraz miotaczy ognia.
Tekst i ilustracje –
„Tajny XX wieka”, nr 37/2015, ss. 18-19
Przekład z j.
rosyjskiego - ©Robert K. Leśniakiewicz