Głębiny morskie kryją tajemnicę ludzi-ryb, Syren czy po prostu Wodnych Ludzi...
Walerij Kukarenko
Duński naturalista Erik Pontoppidan, biskup Bergen
(1698-1774), opisał Krakena –
morskiego potwora o rozmiarach pływającej wyspy, jakoby mogącego objąć mackami
i wciągnąć na dno morskie duży statek.
[Dokładnie pokazał to
reżyser II części przygód kapitana Jacka
Sparrowa – „Piraci z Karaibów: Skrzynia Umarlaka” – Gore Verbinski, w której Kraken sieje spustoszenie na morzach
ścigając kapitana Sparrowa, który jest dłużnikiem Davy Jonesa. O Krakenie pisałem także w tym blogu - http://wszechocean.blogspot.com/2015/04/globalny-kraken.html –
uwaga tłum.]
Kadr z filmu "Diabeł morski" wg powieści A.R.Bielajewa
W 1928 roku po raz
pierwszy ujrzała świat powieść fantastyczno-naukowa Aleksandra Romanowicza Bielajewa pt. „Człowiek-amfibia”, która
natychmiast stała się bestsellerem. A w 1961 roku wszedł na ekrany film
fabularny, który także odniósł oszałamiający sukces. Odtwórca roli Inchtiandra – człowieka, któremu
wszczepiono skrzela rekina – Władimir
Korieniew natychmiast został idolem milionów radzieckich kinomanów. Poza
nieprzeciętną urodą aktora i wielu wspaniałych cech bohatera przezeń
odtwarzanego, była jeszcze jedna przyczyna popularności tego filmu: możliwość
życia w głębinach Wszechoceanu zawsze była jednym z największych marzeń
Ludzkości…
Z lądu na dno morza!
Niektórzy uczeni w
rzeczywistości próbowali zrealizować to marzenie i poszukać rozwiązania tego
zadania. W naukowych i literackich czasopismach rzadko pokazywały się materiały
na ten temat, ale ich autorzy ograniczali się jedynie do rozważań
teoretycznych.
Istnieli jednak
rzadcy, tak jakbyśmy ich dzisiaj nazwali, fanatycy którzy pragnęli przenieść
się z lądu do środowiska wodnego, a w skrajnych przypadkach – podłożyć się pod
chirurgiczny skalpel, żeby jak Ichtianderowi wszyli mu skrzela, wypełniali swe
płuca specjalnymi mieszankami – które według nich – pozwoliłyby im na przejście
na drugi typ oddychania… Ale wszystkie te eksperymenty kończyły się opłakanie.
[Stanisław i Krzysztof Szymborscy w swej pracy pt. „Wszechocean”
(1981) podają, że od wielu lat prowadzi się takie eksperymenty z wypełnianiem
płuc i krwioobiegu specjalnymi mieszankami płynów, które przewodzą tlen do
tkanek – m. in. teflon. Problem polega na tym, że zwierzęta doświadczalne (np.
psy) żyły w wodzie z płucami wypełnionymi wodą i specjalną mieszanką w
krwioobiegu, jednakże problemem był i jest zabieg odwrotny, i zwierzęta padały
w czasie wypompowywania wody z płuc. Jak dotąd problemu tego nie rozwiązano… -
uwaga tłum.]
A jednak okazuje
się, że istniał realny prototyp legendarnego Ichtiandra, postaci literackiej
stworzonej przez Aleksandra R. Bielajewa! Jego tajemnica pobudzała wyobraźnię
historyków przez kilka wieków i wywołała gorące spory. Historia ta pewnego razu
obiegła cały świat i przyniosła sławę zabitej dechami miejscowości Liérganes
k./Santander, która potem zamieniła się w urocze miasteczko w Kantabrii, na
północy Półwyspu Pirenejskiego, na brzegu burzliwej Zatoki Biskajskiej (N
43°20’46” – E 003°44’28”).
Fra Benito Geronimo Feiho y Montenegro
Most na rzece Miera w Lierganes
Posąg tajemniczego "człowieka-ryby"
„Teatr uniwersalnej krytyki”
Wielce uczony mąż,
benedyktyński mnich fra Benito Geronimo Feiho y Montenegro, na
początku XVIII wieku, swoim ostrym piórem walczył nieustannie z uprzedzeniami i
przesądami, łatwo odsłaniając różne cuda i cudeńka przedstawianymi przez różnej
maści fantastów i oszustów, aż wreszcie napisał on encyklopedyczna pracę pt.
„Teatrum krytyki uniwersalnej” – w VI rozdziale „Teatru…” opublikował on
„Przegląd filozoficzny rzadkich wydarzeń naszych dni”, w którym opisał chociaż
niezwykły, to w pełni realny przypadek przysposobienia człowieka do życia w
wodnym środowisku.
Kapłani, uczeni i
zwykli ludzie będący świadkami przeistoczenia się Francisco de la Vega Cassara – legendarnego człowieka-ryby, który
potem przeżył pięć lat w morskich głębinach – dali fra Benito pełną informację o tym niewiarygodnym wydarzeniu, i nie
znalazł on w niej kłamstwa.
Przepadł na zawsze..
Przez miasteczko
Liérganes przepływa rzeka Miera, na brzegu której znajdował się domek rodziny
de la Vega Cassar. Już w wieku 5 lat jeden z członków rodziny – Francisco –
pływał daleko lepiej pod swych starszych braci. Miejscowi mieszkańcy z
zadowoleniem patrzyli z przerzuconego przez rzekę mostu, jak chłopiec pływa w
wodzie łatwo dając sobie radę z silnym prądem i czasem nawet dużymi falami.
W 1672 roku,
Francisco skończył 14 lat i wyjechał do Bilbao, gdzie chciał się wyuczyć na
stolarza i dwa lata pracował w tartaku u Basków. Każdego wieczoru kompania
stolarzy szła nad rzekę, by się wykąpać po ciężkiej i brudnej robocie. Z nimi
oczywiście szedł i nasz bohater.
I oto w 1674 roku,
w wigilię św. Jana (23.VI – przyp. tłum.), Francisco postanowił popłynąć w dół
rzeki do morskiej zatoki, która tu głęboko wrzynała się w ląd. Rozebrawszy się
skoczył do wody, a silny prąd poniósł go dalej. Stolarze wiedzieli, że w wodzie
młodzieniec czuje się jak prawdziwa ryba , i nie zaniepokoili się nawet wtedy,
kiedy nie wrócił na kolację.
Następnego dnia
wieść o zaginięciu Francisco dotarła do jego matki. Wraz z synami przeszukała
wszystkie nabrzeżne skały w poszukiwaniu jego ciała, ale wszystko na próżno.
Francisco przepadł bez wieści…
Diabeł morski wyłowiony w Morzu Adriatyckim na początku XV wieku w okolicach miasta Sibinicum (dzisiaj Sibenik w Chorwacji) i opisany w "Księdze ryb" Konrada Gessnera w 1598 roku...
Zagadkowy jeniec
W pięć lat później,
w lutym 1679 roku, rybacy łowiący w zatoce Kadyksu na południu Hiszpanii
zobaczyli, że nieopodal ich łódek i postawionych sieci pływa jakieś dziwne
stworzenie, które nazwali „diabłem morskim”. Mimo tego, że była tam niewielka
głębina, trudno było się mu przyjrzeć dokładnie, ale rybacy szybko zrozumieli,
że to dziwaczne stworzenie wykrada im ryby i postanowili je złowić. Następnego
dnia zrobili oni z sieci pułapkę z przynętą, która się składała z chleba i
mięsa. Ale dziwne stworzenie wyłuskiwało z pułapki jedzenie i szybko odpływało.
Minęło wiele dni,
zanim to morskie dziwo zostało złapane. Przed zdumionymi rybakami ukazał się
rosły młodzieniec z białą, niemal przeźroczystą skórą i ognisto-rudymi włosami.
Palce u jego rąk były połączone przeźroczystą błoną, zaś od gardła do
podbrzusza znajdował się pas z łusek podobnych do rybich. Dziwny więzień ryczał
jak dzikie zwierzę. Dziesięciu rybaków z trudem mogło go utrzymać.
Ucieczka
Zagadkowe
stworzenie przez trzy tygodnie przebywało w klasztorze franciszkanów. Sekretarz
zakonu ds. świętości wiary fra Domingo de la Cantolia nakazał
przeprowadzić serię obrzędów wygnania szatanów z człowieka-ryby, poczym wezwał
wielu tłumaczy, którzy próbowali wydobyć z niego jakieś ludzkie słowa. Na
koniec z jego ust padło słowo „Liérganes”, które im niczego nie mówiło. Ale
jeden z tłumaczy, który jak raz pochodził z tamtych stron, zrozumiał i
powiedział, że jest to nazwa maleńkiej wioski w Kantabrii, należącej do
biskupstwa w Burgos, do którego należały wszystkie osady na brzegach rzeki
Miery.
Aby zweryfikować tą
informację, Cantolia wysłał gońców do miasteczka Solares, które znajdowało się
w odległości 10 km od Liérganes. Tam oni
znaleźli hidalgo don Dionisio Rubalcava, Gaspara Melchorro de Santiago, kawalera
orderu San Santiago i markiza de
Balbuena – którzy udali się do Liérganes. Bardzo szybko Rubalcava poznał
historię zniknięcia Francisco.
W styczniu 1680
roku, przewieziono „człowieka-rybę” przez całą Hiszpanię do kantabryjskiej
wioski. Wszyscy chcieli wiedzieć: czy być może ów tajemniczy więzień to stolarz
Francisco? Transport dziwnej istoty przez góry wziął na siebie mnich – o. Jose Rosende.
Wydawałoby się, że
więzień zaczął poznawać okolice. Znalazłszy się na uliczkach Liérganes, chłopak zeskoczył z kolaski i
krocząc na czele świętych ojców poszedł w kierunku domu, w którym mieszkał
młody stolarz. Staruszka Maria poznała w nim swego syna i ze łzami w oczach
objęła go. Rozpoznali go także dwaj bracia Francisco.
„Człowiek-ryba” nie
wyraził żadnej radości ze spotkania z rodziną i milczał w ciągu dalszych 2 lat,
które spędził w domu pod nadzorem hidalgo
Rubalcava. Francisco spacerował po polach i coś tam do siebie mruczał pod
nosem, sypiał na ziemi, jadł surowe ryby i mięso. Czasami głodował przez całe
dnie nie przyjmując pożywienia, i na dodatek nic go nie interesowało.
Pewnego wieczoru on
cały sprężył się, jakby usłyszał dalekie wołanie, a potem pobiegł na brzeg
Miery. Bracia starali się go zatrzymać, ale wyrwał się im z rąk, w kilku
skokach dopadł do brzegu, rzucił się w wodę i popłynął w dół rzeki z
nadnaturalną prędkością. Wkrótce znikł on z widoku, i tym razem już na zawsze.
...i autentyczne diabły morskie - ryby o iście diabelskim wyglądzie...
Fakty się potwierdziły
Bez względu na
argumentację z pracy benedyktyna Benito Geronimo Feiho y Montenegro, wielu
uważało to za jakieś wymysły, legendę czy bajkę bez żadnego umocowania w
realiach i bez dowodów. No i w naszych czasach, do Liérganes od czasu do czasu
przyjeżdżają europejscy uczeni, by zapoznać się z fenomenem „człowieka-ryby”.
Niektórzy uważają,
że wygląd zewnętrzny Francisco (o ile rzecz jasna to był on) uczeni wyjaśniają
nie wodnym sposobem życia, ale chorobą – ichtiosomą/ichtiozą – w czasie której
na skórze pojawiają się łuski, zaś jego fenomenalny talent pływacki zaliczają
do mitycznej części jego legendy.
W 1997 roku,
hiszpański dziennikarz i badacz Iker
Jimenez Elizari spróbował przeprowadzić kolejne poszukiwania prawdy.
Jeżdżąc drogami Kantabrii, Iker idąc za radą księdza Antonio Fernandeza udał
się do jedynego miejsca, w którym mogły znajdować się odpowiednie dokumenty –
do klasztoru klarysek (lub benedyktynów – przyp. tłum.) w Santiliana del Mar.
Ale osób postronnych tam nie wpuszczano. Chcąc dobrać się do kościelnych ksiąg
urodzin i zgonów parafii Liérganes, obwieszony jak choinka aparatami
fotograficznymi, notebookiem i dyktafonem dziennikarz uzyskał widzenie z
przeoryszą siostrą Emili Sierra. We dwójkę szybko znaleźli oni potrzebne zapisy
– dokumenty rzucające światło na życie Francisco, realne dowody na istnienie
tego niezwykłego stworzenia. Wedle surowego prawa tej epoki należało czekać 100
lat, zanim oficjalnie uznano go za zmarłego.
Fakty potwierdziły,
że „człowiek-ryba” czyli Francisco de la Vega
Cassar mieszkał w tych miejscach i jego historii nie wolno uznawać za
bajkę.
A możliwość życia
człowieka w środowisku wodnym wciąż pozostaje marzeniem. Jak „diabeł morski”
mógł żyć w wodzie – to pozostaje jego tajemnicą. Szkoda, że realny prototyp był
daleki od intelektualnego i romantycznego, literackiego i kinowego obrazu sympatycznego Ichtiandra…
Moje 3 grosze
Kiedy jeszcze jako młody
człowiek służyłem na morskiej granicy, to spacerując wieczorami po bałtyckich
plażach miałem wrażenie, że stoję na granicy dwóch kosmosów – tego nad głową i
tego przede mną – i było dla mnie oczywiste, że w obu znajdują się inne od nas,
ale bliskie nam Rozumem istoty żywe, które być może nawet widzą mnie
spacerującego samotnie po plaży i wypatrującego Ich w przestrzeniach Kosmosu i
Wszechoceanu. I nawet dzisiaj, kiedy mam na karku szósty krzyżyk, wciąż jestem
wierny tym marzeniom. Dlatego zajmuję się dziwnymi rzeczami, które zdarzają się
ludziom od czasu do czasu i wywołują zdumienie, ciekawość czy nawet strach.
Tak też właśnie jest z
Syrenami i innymi istotami zamieszkującymi Wszechocean. Powyższa historia ma z
nimi oczywisty związek i nie ma się co łudzić, że jest ona ewenementem. Nie
jest. Takich ludzi jak Francisco de la Vega Cassar było i jest więcej. I kto
wie, czy rozwiązania tej zagadki Ich pochodzenia nie należy poszukać na
Atlantydzie i może nawet wcześniejszych cywilizacjach. Być może istoty te były
tylko jedną z wielu prób opanowania Wszechoceanu? Dlaczegóżby nie?
Syreny czy też Wodni
Ludzie, czy jak Ich tam jeszcze nazwiemy, nie są tylko mitem. Za wiele relacji,
za dużo świadectw i naocznych świadków. Oczywiście podobnie jak w przypadku UFO
i USO w pewnej ich części może chodzić o zjawiska znane, ale rzadkie, aliści
istnieje cała masa relacji o czymś, co nie mieści się w szerokim diapazonie
zjawisk rzadkich lecz naturalnych i sugeruje, że mamy do czynienia z
Wszechoceanicznym Rozumem, który oddziałuje na nas i naszą cywilizację tak jak
mieszkańcy podwodnego miasta na Szerokości Geograficznej Zero z filmu Ishirô Hondy…
Opinie Czytelników
Tak Robert – słyszałem i czytałem o „Syrenie” z Liérganes,
to prawdziwa i naprawdę dziwna historia z annałów średniowiecznej Hiszpanii.
Ten człowiek był najwidoczniej jakimś mutantem będącym w stanie przeżyć pod
wodą, ale pytanie brzmi: jak? (Albert
Rosales, Miami, FL, USA)
Czy wyobrażasz sobie, że matka Francisca mogła
zostać zapłodniona przez Syrena i z tego związku narodziło się dziecko, które
potem powróciło do morza? Jakoś dziwnie przypomina mi to niektóre
Bliskie Spotkania z Ufonautami, czyż nie? Francisco mógł być właśnie taką
hybrydą człowieka… też człowieka, tyle że wodnego. To akurat jestem w stanie
sobie wyobrazić! (Daniel Laskowski)
To jest legenda o człowieku-rybie. Człowiek ten został
znaleziony w morzu po tym, jak znikł ze swej rodzinnej wioski a następnie zamieszkał
w niej ponownie, zanim znów znikł. Niedorozwinięty? Wariat? Kto wie? Zobacz link
po hiszpańsku - https://es.wikipedia.org/wiki/Hombre_pez
oraz http://yamato1.blogspot.com. es/2007/04/el-extrao-caso-del- hombre-pez-y-el.html. Niestety nie interesowało
mnie to i nie mam więcej informacji na ten temat. Z
poważaniem –
Vincente-Juan Ballester Olmos, Sewilla, Hiszpania
Tekst i ilustracje
– „Tajny XX wieka”, nr 37/2015, ss. 22-23
Przekład z j.
rosyjskiego – ©Robert K. Leśniakiewicz