Kiedy wrzuciłem do
Internetu mój materiał na temat ochronnych możliwości piramid, które de facto
mogłyby być po prostu bunkrami ochronnymi przed meteorytami – a w domyśle także
przed innymi gwałtownymi zdarzeniami tego rodzaju – w tym zastosowaniu broni
masowego rażenia – BMR. Nie jest bowiem powiedziane, że poprzednie cywilizacje
Atlantydy i Atlantyki nie toczyły wojen z użyciem tychże, zaś relacja Platona
zawarta w „Timajosie” i „Krytiasie” mówi wprost o wojnach zaborczych toczonych
przez Atlantydów.
Tymczasem Zofia Piepiórka „Eleonora” zwróciła
moją uwagę na brzegi Bałtyku, gdzie mogą znajdować się piramidy zbudowane za
czasów poprzedniej cywilizacji czy nawet supercywilizacji.
Kiedyś
zastanawiałem się nad pewnym problemem – skoro Atlantydzi mieli tak potężną
cywilizację, to jakie mieli źródła energii? Wszak energia, jej uzyskiwanie i
jej konsumpcja, stanowi wyróżnik jej wielkości. Zdobywanie energii na
macierzystej wyspie – jak mi się wydaje – nie stanowiło żadnego problemu, bowiem
stojąca na tzw. „gorącym punkcie” duża wyspa (której rozmiary porównuję z
rozmiarami Islandii, która też stoi na takim „hot spocie”) musiała mieć ogromną
ilość gorących źródeł – a co za tym idzie – energii geotermicznej po dziurki w
nosie. Poza tym oczywiście – energia słoneczna. Położona na zwrotniku wyspa,
której centrum znajdowało się gdzieś w okolicy punktu opisanego współrzędnymi:
N 31°39’48” – W 028°11’02”, gdzie głębokość oceanu wynosi ok. 2800 m. Istnieje
tam dziwna kolista formacja, która przypomina kalderę z wulkanicznym szczytem pośrodku. Szczyt ów
ma swój najwyższy punkt ok. 957 m, a zatem wysokość tej formacji nad dnem
oceanu wynosi lekko licząc 3350 m!
Zresztą cała ta
okolica pomiędzy Cieśniną Gibraltarską a Atlantyckim Rowem Śródoceanicznym wygląda
niezwykle i tajemniczo, a jej wygląd dziwnie pasuje do opisu wyspy Atlantydy,
zanim nadeszły „jeden dzień i jedna noc okropna”.
Do czego zmierzam,
ano do tego – że w przypadku Atlantydy rzeczywiście najbardziej pasuje model
wyniesionego fragmentu dna morskiego przez strumień gorącej magmy z wnętrza
Ziemi. z niewiadomych przyczyn strumień ten przesunął się i wyspa po prostu
zapadła się pod swym własnym ciężarem – efekty znamy. Cywilizacja Atlantydy
przestała istnieć… To znaczy przestało istnieć jej centrum, metropolia, bo
pozostały atlantydzkie kolonie w Afryce, Europie i obu Amerykach. I to właśnie
taką kolonią nad Bałtykiem, takim dominium mogła być właśnie Ginava – i
otaczające ją osady.
O ile na słonecznym
zwrotnikowym Atlantyku, w wulkanicznych regionach Atlantydzi mieli dosyć
energii termicznej i słonecznej, to na pochmurnych wybrzeżach Morza Bałtyckiego
o słońce było trudno, a i wulkanów nie było, więc pozostały tylko wiatry, prądy
morskie, wody rzek i energia jądrowa. A teraz najciekawsze, a mianowicie –
poszukując informacji na temat działalności hitlerowskich uczonych-atomistów do
opracowania „Wunderland – pozaziemskie technologie Trzeciej Rzeszy” natrafiłem
na informację, że - i tu mamy to najciekawsze – otóż Gdynia/Ginava została
zbudowana na pokładach rud uranowych – uraninitu – (Th, U)O2, U3O5,
które znajdują się dzisiaj na głębokości poniżej 40 m i na obszarze Polski
Północno-Wschodniej.[1]
Ale rudy uranowe to
nie wszystko. W piaskach bałtyckich znajduje się monacyt, niezwykle ciekawy
minerał zawierający także REE – (U, Ce, La, Nd, Th, Y, Pr)PO4.
Monacyt występuje także w pegmatytach Szklarskiej Poręby.
Jeżeli idzie o
Bałtyk, to najwięcej go jest w piaskach Ławicy Słupskiej i Ławicy Odrzanej.[2] Piaski monacytowe są także
w piaskach plażowych w okolicach Gdyni.[3] Być może zostały one
przyniesione przez wody nieistniejącej już rzeki? Ale skąd?
Wracając do
pokładów uranu nad Morzem Bałtyckim, to wcale bym się nie zdziwił, gdyby
zostały odkryte ślady eksploatacji sprzed tysięcy lat. z drugiej strony tych
śladów mogłoby już dawno nie być – nie zapominajmy bowiem, że przez te tereny i
akweny przewaliły się cztery zlodowacenia, które literalnie mogły je zetrzeć z
powierzchni ziemi i zdekontamitować wszelkie ślady radioaktywności. I chociaż
okres półrozpadu T1/2 dla 238U* wynosi 4,47 x 109
lat, to wszystkie atomy uranu i produkty jego rozpadu mogły być zmiecione
wiatrami, spłukane deszczem czy w inny sposób usunięte ze środowiska i śladu
dzisiaj po nich nie ma…
Ilustracje - Internet