Zapadła chwila
milczenia. Przerwał je Sato.
- Czy mieliście
jakieś dane po temu, by sądzić, że te wszystkie obiekty istnieją realnie?
- Ba! – odparłem
- Ziemia Sannikowa jest jednym z wielkich nierozwiązanych problemów Arktyki.
Jak dotąd, mimo najnowocześniejszych urządzeń i możliwości technicznych nie
została ona odnaleziona, choć wiadomo, że ją widziano. Jak wiecie, 21 czerwca
1900 roku od przystani na Wyspie Wasilewskiej odbił parowo-żaglowy szkuner Zaria. Na jego burcie znajdowali się
uczestnicy ekspedycji polarnej, której celem było odnalezienie zagadkowej Ziemi
Sannikowa. Szefem ekspedycji był Eduard Wasiliewicz Toll, entuzjasta badań
Arktyki. Była to dla niego już trzecia wyprawa na Archipelag Nowosybirski. W
roku 1886, znajdując się na północnym brzegu wyspy Kotielnyj zobaczył on na
horyzoncie „jasne kontury czterech stołowych gór”. Odległość do nich według
Tolla, który oszacował ją na oko, wynosiła około 150 km. W roku 1893 uczony
powrócił jeszcze raz do tej krainy, a znalazłszy się na Kotielnym popróbować
dostać się po lodzie pieszo i z psim zaprzęgiem do tej nieznanej wyspy.
Przerwałem na
moment i zwilżyłem sobie gardło. Japończycy milcząc czekali na ciąg dalszy.
- Ziemię
Sannikowa widziało przed Tollem wielu ludzi. Legenda o wielkiej wyspie na
Północnym Oceanie Lodowatym na której mieszkają ludzie i zwierzęta, rosną lasy,
płyną rzeki, powstała w połowie XVII wieku. Zainteresowanie nią już to słabło,
już to wybuchało z nową siłą. W latach 1808-1810 na Północy pracowała
ekspedycja naukowa badająca przyrodę Wysp Nowosyberyjskich. Jej kierownikiem
był sankt-petersburski uczony Matwiej Hedenstrom, który tutaj poznał
syberyjskiego przemysłowca Jakowa Sannikowa. To właśnie on opowiedział uczonemu
o tym, że niejednokrotnie obserwował z wyspy Kotielnyj wysokie skały nieznanej
wyspy położone na północ od niej. Zaintrygowany Hedenstrom sam przeprowadził
obserwację horyzontu przy pomocy lunety i także ujrzał na horyzoncie
„niebieskawą linię, podobną do brzegów oddalonej wyspy”. Rysując już w
Sankt-Petersburgu mapę archipelagu Wysp Nowosybirskich, Hedenstrom naniósł na
nią także i Ziemię Sannikowa. Uwierzył w niej istnienie także i Eduard Toll.
Uwierzył w to tak mocno, że za cel swego życia przyjął odnalezienie i opisanie
tej „białej plamy”. Wiarę ta umacniały także opowieści miejscowych myśliwych i
zbieraczy mamucich ciosów. Oni twierdzili, że na nieznaną wyspę po lodzie
przechodziły renifery. Toll widział także sznury ich tropów na śniegach i
lodzie. Po swej drugiej wyprawie na Północ, uczony przedstawił w Akademii Nauk
plan nowej ekspedycji. A teraz coś dla pana, komandorze.
- A cóż to
takiego?
- Ekspedycja
zaginęła bez wieści. Niestety, szczęście opuściło członków tej wyprawy. Tej
jesieni przyszło Zarii zimować u
wybrzeży Tajmyru. Szkuner mógł zacząć i kontynuować swobodne pływanie na
początku sierpnia następnego roku. Ekspedycja zapłynęła daleko na północ. Mała
głębokość morza w tym przypadku wskazywałaby na to, że cel podróży jest bliski.
Jednakże gęste mgły i napór lodów zmusiły Zarię
do odpłynięcia ku Kotielnemu, gdzie szkuner stanął na kolejnym zimowisku.
Wczesną wiosną 1902 roku, Toll nie chcąc tracić czasu przekazał dowództwo Zarii porucznikowi Matisenowi, a sam
wraz z trzema towarzyszami przedsięwziął marsz po lodach na wyspę Bennetta, na
północ od której – jak się przypuszczało – miał znajdować się nie odkryty ląd.
Kiedy tylko jesienią morze było wolne od lodów, Zaria puściła się w dalszy rejs, ale rychło osiadła na mieliźnie.
Ratownicy z trudem dopłynęli do Wyspy Bennetta na wiosnę 1903 roku. Znaleźli
miejsce zimowania ekspedycji. W znalezionych zapiskach Toll narzekał na gęste
mgły, ale w ostatnich akapitach pisał, że wszyscy są zdrowi, zamierzali
pozostać tutaj jakieś 2-3 tygodnie i wreszcie, że zamierzają pójść na południe.
Poniżej był wpisana data z listopada ubiegłego roku. Między innymi, ekspedycją
ratunkową dowodził młody hydrograf Andriej Kołczak. Innych śladów ekspedycji
nie udało się znaleźć – zaginęła bez śladu. Dokładnie tak, jak Ziemia
Sannikowa, której od tego czasu już nikt nie widział...
Sato skinął
głową.
- Znam tą
historię, ale nigdy nie myślałem o tym w ten sposób – rzekł. – I co dalej z
Ziemią Sannikowa?
Pociągnąłem tęgi
łyk soku.
- Począwszy od
lat 30. ubiegłego stulecia, akwen, na którym miałaby znajdować się Ziemia
Sannikowa był dokładnie zbadany przez lodołamacze i polarne lotnictwo. Przy tej
okazji nie dokonano żadnych sensacyjnych odkryć geograficznych. Ogromna i
nieznana północna wyspa, na której „rosną lasy i płyną rzeki” dosłownie
wyparowała. A przecież w jej istnienie wierzyło wielu entuzjastów badań i
zagospodarowania Arktyki, ludzie bardzo doświadczeni, których nijak nie da się
nazwać łatwowiernymi.
- A zatem czym
można objaśnić tą masową łatwowierność? – zapytała Azumi.
Roześmiałem się.
- No, jakieś
wyjaśnienie by się znalazło - rzekłem. – W roku 1945 załoga polarnego samolotu
w składzie: kapitan Titłow i ówczesny porucznik a dziś generał i nestor rosyjskich
nawigatorów polarnych Walentin Akkuratow lecąc nad oceanem na niedużej
wysokości, odkryli na północ od Wyspy Wrangla nieznaną wyspę o długości 30 i
szerokości 25 km. Lotnicy ustalili położenie geograficzne i sporządzili
doniesienie naukowe o odkryciu nowej wyspy. Na pokładzie znajdowała się grupa
uczonych, którzy podpisali się pod nim. Ale kiedy w dwa miesiące później
lotnicy powrócili na to samo miejsce, by potwierdzić fakt odkrycia nowego lądu
okazało się rychło, że wyspa... znikła! Wyspę tą odkryto ponownie po upływie
roku, ale znajdowała się ona bardziej na północny-zachód, niż to podano w
doniesieniu. Wyjaśniło się przy tym, że była to po prostu gigantyczna góra
lodowa. Historia zna przypadki odrywania się gigantycznych gór lodowych od
lodowego pancerza Grenlandii czy Antarktydy, więc zjawisko to nie jest aż takim
ewenementem, jakby to sobie życzyli niektórzy żurnaliści z brukowych pisemek...
Podobne „wyspy” odkrywali później także inni polarni lotnicy – zarówno
Rosjanie, jak i Amerykanie i Kanadyjczycy.
- Czyli co z tego
wynika? – znów zapytała Azumi.
- A zatem
oznaczało to, że Ziemia Sannikowa była niczym innym, jak ogromnym konglomeratem
gór lodowych – ale... Wszak Sannikow, Toll i inni widzieli tam skalne – nie
lodowe, a skalne właśnie – masywy górskie i zamarznięte rzeki! Tego nie ma na
górach lodowych! – To po prostu miraż! – odpowiadali sceptycy. Oczywiście
wszędzie znajdują się naukowe niedowiarki, którzy zagadkę znikającej wyspy
usiłują wytłumaczyć złudzeniem optycznym, iluzją psychiczną czy mirażem. No
dobrze – niech im będzie miraż... OK., ale dlaczego w takim razie do tego
„mirażu” zmierzały po lodach stada reniferów? Czyżby one też ulegały złudzeniu
optycznemu czy psychicznemu omamowi???... Przyznaję, że to jest bardzo
konkretny argument za istnieniem tej wyspy, bądź wysp, na tamtym akwenie.
Otworzyły się
drzwi i wszedł młody chłopak, który podał Sato jakąś kartkę, zasalutował i
wyszedł. Sato rzucił na nią okiem i położył ja na stoliku.
- Proszę, niech
pan kontynuuje – powiedział.
- No i w zasadzie
niewiele mam już do dodania. Już w okresie powojennym, profesor Stiepanow
sformułował hipotezę o tym, że w Arktyce poza wyspami złożonymi ze skał i wysp
konglomeratów gór lodowych, istnieje także jeszcze jeden swoisty typ wysp. Są
to odłamy pancerza lodowego pochodzącego z północnej okołobiegunowej czapy
lodowej pochodzące z czasów ostatniego zlodowacenia Vislan-Würm – od 70.000 do
10.000 lat temu. Na i w takich odłamach lodu mogły się nagromadzić warstwy
gleby, które mogły zostać zabrane z kontynentu i szelfu, które były bardziej
suche w tamtej epoce geologicznej. Jest to także do przyjęcia, że znajdowały
się tam kamieniste wzniesienia z ogromnymi głazami, warstwami lodu i nawet
roślinnością tundrową. Jednakże ich podstawą byłby kopalny lód. Niestety – lód
ten podlegałby szybkiemu topieniu przez ciepły głębinowy prąd idący z Morza
Łaptiewów na północny-wschód. W rezultacie tego wyspy zbudowane z kopalnego
lodu powoli topnieją, jak kostka cukru rzucona do wody... Osobiście podzielam
pogląd, że te wyspy mogły składać się z kopalnego lodu, który osiadł w dwóch
miejscach położonych na północ i na północny – zachód od Wysp Nowosyberyjskich.
To właśnie w jednym z tych miejsc w dniu 13 czerwca 1881 roku został zniszczony
przez lody okręt wyprawy George’a Washingtona de Longa – przystosowaną do
żeglugi w lodach kanonierkę USS Jeanette...
- Ale nie ma pan
żadnych danych na ten temat?
Uniosłem brwi i
na chwilę się zastanowiłem. Czyżby Sato nie wiedział niczego o wodach, na
których prowadził swój okręt?
- Hipotezę tą
doskonale ilustruje los Wyspy Siemienowskiej, odkrytej na Morzu Łaptiewów w
1815 roku – powiedziałem powoli i z namysłem. – Była to prawdziwa wyspa,
pokryta warstwami lodu i tundrą pod którą znajdowały się kości mamutów i
bawołów. Długość wyspy wynosiła 14, zaś szerokość 4,5 km. Wszystkie ekspedycje
meldowały potem, że wyspa ta ustawicznie zmniejsza swe rozmiary. Znikła ona z
powierzchni morza w roku 1936, a w roku 1950 pozostały z niej jedynie ledwie co
widoczne rafy, natomiast w dniu dzisiejszym wyspa ta już po prostu przestała
istnieć... Podobny los spotkał także Wyspę Wasilewską, która znikła w 1912
roku. Podobny los spotkał także wyspy Figurna, Merkuria i Diomidia oraz całą
masę innych. Logicznym zatem byłoby dodać do tego spisu także Ziemię Sannikowa.
- A zatem ta
wyspa mogła naprawdę istnieć – stwierdził Sato.
- Ba! Wyspa ta
istniała realnie! Odkrywcy rosyjskiej Północy oglądali ją nieraz na własne
oczy, ale nikomu nie udało się na niej postawić stopy. Ona rozpadła się pod
wpływem głębinowego prądu ciepłej wody, bowiem podstawą jej istnienia był
kopalny lód. Ziemia Sannikowa już nigdy się nie pojawi, ale pozostała jeszcze
nazwa Cieśniny Sannikowa pomiędzy Wyspami Lachowskimi a Wyspami Anjou, rzeka na
jednej z wysp Archipelagu Nowosyberyjskiego oraz mielizna na Morzu
Wschodnio-Syberyjskim.
- A co ma do tego
Pusta Ziemia? – zainteresował się Okimayo.
- Bo może jednak
nie jest tak, jak twierdzą uczeni? Może szukają nie tam, gdzie trzeba?
Poszukiwania przeprowadzone w 1931 roku, z pokładu sterowca LZ-127, który odbył 110-godzinny lot z
Berlina via Leningrad do Wysp Nowosyberyjskich i z powrotem via Tajmyr do
Berlina, nie dały żadnego zadowalającego rozwiązania tego problemu. Nie
znaleziono ani Wyspy Sannikowa ani Wyspy Andriejewskiej... Żyjemy jednak w XXI
wieku, kiedy to satelity przekazują obrazy Ziemi widzianej z Kosmosu, na której
widać wszystkie obiekty naturalne i antropogeniczne z niespotykaną
dokładnością. I dzisiaj znajdują się entuzjaści, którzy usiłują znaleźć to, na
czym położyli krzyżyk naukowcy i politycy. Taka właśnie grupka entuzjastów
zamierzała przedsięwziąć wyprawę w celu poszukania w Arktyce takich właśnie
wysp z czwartorzędowego, a może nawet i trzeciorzędowego, lodu z dawnych Epok
Lodowych i zbadania ich. Ta sama grupa pragnie odnaleźć także wejście do
wnętrza Ziemi – o czym kiedyś pisał Władimir Obruczew w swej „Plutonii” – które
miałoby się znajdować gdzieś pomiędzy wyspami Archipelagu Nowosyberyjskiego a
Biegunem Północnym...
- To wy? –
zapytała Azumi. – Co to jest „Plutonia”?
- To taki
rosyjski Świat Zaginiony jak z powieści sir Arthura Conan Doyle’a z dinozaurami
i rozumnymi owadami, tylko w rosyjskich i polarnych realiach. Bardzo ciekawa,
bo wejście do niej lokalizowano właśnie w rejonie Wysp Anjou na tajemniczej Ziemi
Nansena.
- A co z tą
wyprawą? – zapytał Sato.
- Tamta wyprawa,
jak już wiecie, była planowana przez Amerykanina Steve’a Curreya z Steve
Currey’s Expedition Company w Provo, w Utah, i miała odbyć się na pokładzie
rosyjskiego nuklearnego lodołamacza NS Jamał
w dniach 26 czerwca – 19 lipca 2007 roku. Celem wyprawy jest także Biegun
Północny oraz otwór do środka Ziemi, który według wiceadmirała Richarda Byrda
oraz badacza Arktyki Olafa Jansena ma znajdować się w okolicy punktu
oznaczonego współrzędnymi: 84˚24’ północ i
141˚ wschód... Jak już powiedziałem, wyprawa miała liczyć 100 członków i
jej celem było dokonanie badań polarnej przyrody oraz potwierdzenie lub
obalenie hipotezy Pustej Ziemi! Niestety, sprawa jak to mówią, nie wypaliła i
dopiero wyprawa Italii 2 miała szanse
na powtórzenie tej ekspedycji. I jak wiecie, niestety stało się inaczej…
CDN.