Graal występuje na plan pierwszy.
Jedną z najciekawszych zagadek
historycznych jest problem istnienia, bądź nieistnienia jednego z
najważniejszych artefaktów chrześcijaństwa - świętego Graala. Święty
Graal - to kielich, a raczej kubek, z którego Jezus z Nazaretu zwany
Chrystusem pił w czasie Ostatniej Wieczerzy, a do którego później zebrano
Jego krew - jak chce tego tradycja arturiańska. Jak dotąd, to tego legendarnego
kubka nie znalazł mimo intensywnych poszukiwań prowadzonych już od dwóch
tysiącleci... Z biegiem czasu święty Graal stał się symbolem wzniosłych
poszukiwań, najwyższego i najszlachetniejszego celu, do którego należy dążyć
tylko prostą i słuszną drogą, poprzez cierpienie i walkę w jedynie słusznej
sprawie. Jego poszukiwanie było jedynym godnym czynem, godnym rycerza bez skazy
i zmazy. Tak chce tego Legenda.
A jak może wyglądać prawda? Prawda
może wyglądać tak, że święty Graal wpadł w ręce Krzyżowców w czasie jednej z
wypraw krzyżowych zwanych Krucjatami, i został przewieziony do Europy gdzieś w
XI czy XII wieku. Istnieje całkiem realna możliwość, że relikwia ta wpadła w
ręce tajemniczych i potężnych Rycerzy Świątyni - Templariuszy.
Nie będę tutaj przypominał dziejów
wzlotu i upadku Braci Świątyni, a jedynie wspomnę, że ich skarbów do dziś dnia
nie odnaleziono, pomimo intensywnych poszukiwań prowadzonych już przez ich
pogromcę, króla Francji, Filipa IV Pięknego i jego dwóch ministrów: Enguerrana
de Marigny’ego i Guillaume de Nogareta za zezwoleniem i
błogosławieństwem ówczesnego papieża Klemensa V - Bertranda de Got. I
nie znaleźli. Owszem, coś tam od czasu do czasu się znalazło, ale te „skarby”
były zaledwie mikroskopijną częścią ułamka największego skarbu Templariuszy, a
do dziś dnia nie natrafiono nawet na jego ślad. Badacze epoki i poszukiwacze
skarbów stoją przed murem tajemnicy, którego nie da się w żaden sposób
naruszyć, bo wszystkie drogi okazały się być równie skomplikowane, co fałszywe.
Historia poszukiwań skarbu Rycerzy Świątyni przypomina labirynty Dimitriady...
- i jest równie nieprzenikniona. Ta ponura tajemnica niepokoi i mało kto
jest w stanie oprzeć się jej niesamowitemu urokowi - jak napisał kiedyś Tadeusz
Rojek w „XIII tajemnicach historii”.
Ian Wilson - znany brytyjski syndolog[1]
twierdzi, że Templariusze byli w posiadaniu kilku artefaktów pozostałych po
Jezusie Chrystusie, a były to m.in.: Całun Turyński, włócznia Longinusa - którą
przebito Jego bok i właśnie Graal. Całun Turyński znajduje się w Turynie,
włócznia Longinusa w Wiedniu, zaś święty Graal przepadł bez wieści. Odnalazł go
tylko Indiana „Indy” Jones, ale to tylko w filmie - dość zresztą
udanym...
11 marca 1314 roku, Wielki Mistrz
Templariuszy Jacques de Molay oświadcza królowi Filipowi IV:
- Muszę przyznać, że tylko dla
uratowania życia i uniknięcia straszliwych tortur nie broniłem swego zakonu...
Oświadczam, że zakon jest niewinny! Nie dopuściliśmy się ani jednej zbrodni, o
jakie nas oskarżają. Należał do nas Cypr, Świątynia Salomona, Templ, który
górował nad całym Paryżem, i wiele zamków. Kiedy napadnięto na nas,
posiadaliśmy wielkie skarby i najlepsze zbrojownie. Z całego złota,
świątyń, r e l i k w i i ś w i ę t y c h, dzwonów, monstrancji, obrazów, ołtarzy i
świętych przybytków została nam tylko myśl o Bogu...
- Daruję ci życie i wolność, jeżeli
odwołasz to, co powiedziałeś, a powiesz, gdzie są ukryte skarby Templariuszy -
wycedził król.
-
S ą b a r d z o d o b r z e
u k r y t e i s ą
p r z e k l ę t e ! Ciebie też
przeklinam!...
I przekleństwo się spełniło, bo chociaż
Jacques de Molay spłonął na stosie wraz z Geoffreyem de Charnay, to ich
oprawcy pożegnali się z życiem w dniach od 20 kwietnia do 20 listopada 1314
roku. Klemens V zmarł na udar mózgu. Nogaretowi serce odmówiło posłuszeństwa i
zmarł na zawał. Marigny okazał się zdrajcą stanu i został powieszony jako
angielski i flamandzki szpieg. Najstraszliwszą śmiercią zmarł sam animator
pogromu Zakonu Świątyni- król Filip IV - którego na polowaniu zaatakował
raniony odyniec. Spłoszony królewski koń wysadził go z siodła, ale strzemiona
zaplątały się i koń zawłóczył na śmierć jeźdźca... Nie można go było poznać,
cała twarz była okrutnie zmasakrowana i tylko po ubiorze można było dokonać
identyfikacji zwłok. Cała Francja szeptała, że to Templariusze zgotowali
królowi tak straszliwy koniec...
No i skarbu szukano we Francji i poza
Francją - głównie tam, gdzie znajdowały się templaryjskie komandorie: w Anglii,
Hiszpanii, Portugalii, Szkocji, Włoszech i Niemczech... - a wszystko z jednym
rezultatem - zerowym![2]
Trzy tropy.
Potem zaczęto szukać skarbu
Templariuszy poza Europą i tym, co popularnie nazywa się Starym Światem. Pewien
dość „ciepły” ślad wiedzie poszukiwaczy do Etiopii, a dokładniej do
miejscowości Aksum (Axum), gdzie do dziś dnia kwitnie kult innego świętego
przedmiotu - Arki Przymierza - drugiego po Arce Noego artefaktu
starotestamentowego. Zostało udowodnione, że w Aksum jeszcze do XIV, a nawet XV
wieku działali Bracia Świątyni, którzy najprawdopodobniej przywieźli Arkę
Przymierza z terenów dzisiejszego Izraela lub Palestyny. Mogło być także
odwrotnie - to Templariusze przybyli do Aksum po Arkę Przymierza, by ją wywieźć
- podobnie jak świętego Graala i Całun Turyński do Europy, i to właśnie w Aksum
zastał ich fatalny dla Zakonu dzień 13 października 1307 roku. Wstrzymano zatem
transfer Arki przymierza i utworzono komandorię, która przetrwała jeden - dwa
wieki. Kto wie, czy to właśnie w Arce Przymierza nie przechowuje się poza
szczątkami Tablic Mojżesza także świętego Graala? Jak dotąd, to nikt nie wziął
takiej możliwości pod uwagę... Święty Graal w Afryce!? A czemu nie!?
Drugi trop, to Wyspa Dębów - Oak Island
- położona w Zatoce Fundy w Nowej Funlandii. Hipoteza o Templariuszach, którzy
pozostawili w głębokim na 48 metrów szybie, zabezpieczonym wieloma kanałami
zalewowymi, swych skarbów jest bardzo chwytliwa i tłumaczy w zasadzie wszystkie
zagadki Oak Island, ale pomiary czasu budowy szybu Money Pit wskazują na to, że
wybudowano go, co najmniej dwa wieki po pogromie Zakonu Świątyni, a zatem
trudno jest przypuszczać, by Templariusze w ciągu dwustu lat z okładem trzymali
skarb w jakiejś tajnej komandorii, a następnie cichcem przewieźli go na Oak
Island i tam go zakopali... Technicznie mogli to zrobić - posiadali odpowiednie
środki i tzw. „know-how”, ale sęk w tym, że konstrukcja na Wyspie Dębów
jest u n i k a l n a i n
i g d z i e dotychczas nie stosowana
przez Templariuszy, ani kogokolwiek innego - ergo przemawia to na korzyść
hipotezy templariańskiej. Poza tym nie ma tam żadnego znaku wskazującego na
działalność Braci Rycerzy Świątyni. Wygląda zatem na to, że trop ten jest
fałszywy.
Czytając książki, artykuły prasowe,
słuchając programów radiowych i TV odniosłem niejasne wrażenie, że rozwiązanie
zagadki Graala i w ogóle skarbu Templariuszy - bo zakładam milcząco, że to
właśnie oni mieli go we własnym posiadaniu - leży dosłownie o krok.
Podejrzenie, iż to Templariusze wywieźli swój największy depozyt z Europy
pogłębiło się w momencie, kiedy ujrzałem ozdoby zamku i katedry Tomár w Portugalii. Twierdza Tomár była komandorią
Templariuszy, w której mieszkali Bracia-Żeglarze i kto wie, czy to właśnie oni,
a nie Christoforo de Colon zwany Kolumbem odkryli Amerykę w
latach 1100-1300! I to właśnie wyjaśniałoby, dlaczego ten ostatni tak pewien swego,
kiedy w 1492 roku płynął z Palos na Hispaniolę - on po prostu z n a ł
d r o g ę do Ameryki, którą
odbyli już niejednokrotnie Bracia Rycerze Świątyni.
Turecki admirał i Ameryka?...
Pisze o tym m.in. Piri Reis -
admirał turecki:
Niewierny imieniem Colombo odkrył te
ziemie (Amerykę) - owemu Colombo wpadła w ręce książka, z której się
dowiedział, że na końcu Morza Zachodniego, zupełnie na Zachodzie znajdują
się w y s p y i z
i e m i e , złoża metalu i drogie
kamienie:
Wspomniany Colombo długo studiował tę
książkę, a następnie zwrócił się do różnych możnych Genueńczyków mówiąc
im: „Dajcie mi dwa okręty, abym mógł tam
pojechać i odkryć te ziemie...” Odpowiadali mu: „O dziwny człowieku! Jak można
dotrzeć do krańców Morza Zachodniego? Giną one przecież w nocy i mgle!”[3]
Ciekawe, nieprawdaż? Książka, o której
pisze Piri Reis, mogła pochodzić z czasów Aleksandra Wielkiego. Ale może
nie była ona tak strasznie stara? Może dotarła ona do rąk Wielkiego Nawigatora
z którejś z tajnych komandorii Templariuszy lub... Krzyżaków? - czyli Rycerzy
Szpitala Zakonu Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego oraz Kawalerów
Mieczowych?[4]
Centrala tego zakonu mieściła się - uwaga! polonicum - w Malborku. Po kasacji
Templariuszy część z nich przeniosła się do tego właśnie zakonu. Książka, o
której pisze Piri Reis, mogła faktycznie być jakąś egipską czy grecką relacja z
podróży do Ameryki, którą Templariusze znaleźli gdzieś na Bliskim Wschodzie,
przełożyli na łacinę i przywieźli do Europy, gdzie mogła się znaleźć w jakiejś
bibliotece, jako prohibit. Ktoś, komu zależało na odkryciu Ameryki - a raczej
na dorwaniu się do skarbów obu tych kontynentów - pomógł Kolumbowi właśnie
dając mu to dzieło. Czy był to jakiś Neotemlariusz? To możemy teraz tylko
zgadywać.
Osobiście jednak jestem zdania, że
Templariusze wywieźli i ukryli swe skarby gdzieś indziej. Jak już powiedziałem,
wykluczam Wyspę Dębów w Kanadzie, a w zamian proponuję trzy adresy skrytek, co
zawdzięczamy... panu Juliuszowi Verne!
Juliusz Verne napisał trzy powieści, w
których wspólnymi mianownikami są: złoto, wulkany i terytoria polarne czy
subpolarne: „Wyprawa do wnętrza Ziemi”, Łowcy meteorów” i „Wulkan złota”. O
„Wyprawie do wnętrza Ziemi” już pisałem. Być może szyfrogram Arne
Saknussemma, który naprowadził prof. Otto Lidenbrocka na trop odkrycia drogi do wnętrza Ziemi był de
facto wskazówką, gdzie szukać skarbu Templariuszy, bądź - co jest jeszcze
bardziej fantastyczne, ale realne - wiana Uminy Berzeviczy primo voto Tupac
Amaru vel Condorcanqui... Tak zatem ten fantastyczny skarb może
znajdować się we wnętrzu krateru islandzkiego wulkanu Snefelljökull (1.446 m
n.p.m.), wznoszącego się na 64o49’ N i 23o46’ W,
nieopodal wsi Olafsvik i Hellissandur, a którego nie można mylić z wulkanem
Snaefelljökull wznoszącego się w interiorze Islandii. Wiedzie doń droga
zalewana wodą przypływu, łącząca miejsce depozytu skarbu z powierzchnią
Faxaflói...
Drugi adres Juliusz Verne podał w
powieści „Łowcy meteorów”: to południowy cypel wysepki Upernavik na 72o51’30”
N i 55o35’18” W, gdzie miał spaść ściągnięty przez szalonego i
genialnego wynalazcę, ogromny bolid ze złota, wart setki trylionów (ówczesnych)
franków... Niestety, kiedy wynalazca ów - Monsieur Zefiryn Xirdal -
zobaczył, że ten złoty podarunek z Kosmosu uczynił więcej szkód, niż pożytku,
zatopił go w Morzu Baffina...
Trzeci adres i zarazem trzecia powieść,
to „Wulkan złota” - wydana u nas w 1923 roku i wznowiona w szczecinie w
śladowym nakładzie w 1991 roku. Jest to powieść awanturnicza o wulkanie, który
zamiast lawy wypluwał ze swego wnętrza czyste złoto. Juliusz Verne podaje
dokładne położenie geograficzne tego cudu: 68o37’ N i 136o15’
W, a zatem ów Golden Mount znajduje się gdzieś w okolicy ujścia rzeki Mackenzie
do Mackenzie Bay, w paśmie górskim Richardson Mts., nieopodal miasteczka
Aklavik w Kanadzie. Nawiasem mówiąc, to nazwa Aklavik brzmi czysto skandynawsko
i kojarzy się z językami skandynawskimi - słowo „vik” czy „vick” znaczy tyle,
co „zatoczka”... - a zatem Zatoczka Akla - Aklavik.
I znowu, jak w przypadku islandzkim,
Golden Mount stoi nad brzegiem morza czy zatoki morskiej, i ponownie woda
dokonuje tutaj aktu dezintegracji i zniszczenia złotonośnego wulkanu, a ogromne
bogactwo, które w sobie kryje - przepada na wieki... Teraz nie dziwię się, że
po przeczytaniu tych trzech powieści, słynny czeski pisarz i badacz Nieznanego dr
Ludvik Souček napisał swą najlepszą trylogię: „Tajemnica ślepych ptaków”,
„Znak Jeźdźca” i „Jezioro Słoneczne”, w których wykorzystuje wszystkie pomysły
Juliusza Verne’a dostosowane do realiów lat 70. XX wieku! Czego tam nie ma!? -
są tam Przybysze z Kosmosu, skarby i ponure wnętrza wygasłych wulkanów na
Islandii...
Co chciał nam powiedzieć Juliusz Verne
w tych trzech niezwykłych powieściach? Otóż sądzę, że pan Verne natrafił na
jakiś ślad skarbów - być może skarbów Templariuszy - i chciał nam to przekazać
w zawoalowanej formie powieści fantastyczno-awanturniczo-podróżniczo-naukowej.
Sam nie mógł tych skarbów wydobyć - zresztą pytanie za 64.000 dolarów - kto
uwierzyłby takiemu pisarzowi-fantaście!!!???... No kto? - pytam. Znając
mentalność ludzi nauki, przemysłu i biznesu z XIX i XX wieku mogę spokojnie
odpowiedzieć: n i k t ... Owszem, Juliusza Verne’a uznaje się za
genialnego wizjonera technicznego - wszak przewidział wynalezienie m.in. statku
podwodnego, samolotu, helikoptera, projektora kinowego, żarówki, radia, lotu w
Kosmos, itd. itp. Ale tutaj chodziło tylko o wyobraźnię techniczną i
technologiczną, natomiast w dalszym ciągu nikt nie mówi o tym, ze pan Verne interesował
się także poszukiwaniami węża morskiego czy złotych meteorów, albo drogi do
wnętrza pustej Ziemi, na której można spotkać dinozaury i pierwotnych ludzi...
To już dziewiętnasto- i dwudziestowieczni uczeni i przemysłowcy nie potrafili
strawić. I dlatego właśnie tych skarbów nikt nie odnajdzie - a zatem czyżby
działała tutaj klątwa Jacquesa de Molay’a?...
Jak to się wszystko odbyło? Być może
Juliusz Verne znalazł jakieś nieznane nauce dokumenty, z których wynikało, że
skarb Templariuszy ukryto gdzieś na Dalekiej Północy. Był on na Islandii i w
USA, więc znał realia tam panujące na tyle, by postaci i warunki, w których im
przyszło żyć i działać wypadły prawdopodobnie na stronicach jego powieści. Być
może spuścił on się na dno krateru Snefelljökull i ujrzał tam coś, co zmusiło
go do napisania „Wyprawy...”. Nie, nie był to skarb - być może była to
inskrypcja czy artefakt... - resztę znamy.
Ewakuacja z Francji.
Czy i kiedy mogli Templariusze wywieźć
swe skarby z Francji? Oczywiście, że tak! Kiedy owej fatalnej dla nich nocy
12/13 października 1307 roku, królewscy seneszale i bajliwi wtargnęli do
templaryjskich komandorii aresztując Braci Świątyni, to pewna ich część
uniknęła aresztowania i od razu zaczęła działać, by uchronić majątek Zakonu
przed pazernością króla i jego ministrów oraz papieża, który na pewno miał w
tym i swoją działkę łupów...
Skarby zostały wywiezione do krajów,
gdzie Zakon Świątyni mógł działać bez żadnych problemów: Hiszpanii, Portugalii,
Szkocji i Anglii. Najprawdopodobniej translokacja skarbu odbyła się do Szkocji,
gdzie rządził wtedy sir Henry Sinclair of the Orkneyes. Ten człowiek
miał wszelkie możliwości dotarcia do Islandii i Grenlandii, a nawet do
kanadyjskiej Dalekiej Północy... - co umożliwia przebieg tzw. letniej granicy
strefy lodowej na Północnym Oceanie Lodowatym, na Morzu Baffina, Morzu
Arktycznym i Morzu Beauforta. Wtedy - w XIV wieku - były to morza potworów i
ciemności, o których Europejczycy bali się nawet pomyśleć... Ale Templariusze
nie byli ludźmi tuzinkowymi. Mieli oni do swej dyspozycji wiedzę uczonych
trzech kontynentów Starego Świata i wiedzieli o wiele więcej, niż przeciętny
Europejczyk. Zgromadzona przez nich wiedza europejska, arabska, żydowska,
egipska, chaldejska i koptyjska, a może nawet chińska i hinduska umożliwiła im
stworzenie gigantycznego imperium finansowego, a znajomość sztuki żeglarskiej i
nawigacji po otwartym oceanie dawała im możliwość wywiezienia swych skarbów w
każdy dowolny punkt kuli ziemskiej! To nie jest eufemizm - oni naprawdę
potrafili to zrobić!
Dr
Miloš Jesenský podejrzewa, że Templariusze mogli mieć jakieś kontakty z
Pozaziemianami, a łącznikiem pomiędzy Nimi a Templariuszami była figurka Baphometa
(Bafometa), którego - jak to było wtedy w zwyczaju - wzięto od razu za
samego diabła in persona i potraktowano odpowiednio...
Ewakuacja skarbów mogła przebiegać w
dwóch fazach. W fazie pierwszej - która trwała w zimie 1307-1308 przemycono go
z Francji do Anglii via Kanał La Manche - lub, co jest bardziej prawdopodobne -
do Anglii via Hiszpania i Portugalia, bo Filip Piękny mógł zablokować wybrzeża,
ale trudniej było upilnować granicę lądową, z czego skorzystali Templariusze.
Faza druga zaczęła się na wiosnę 1308
roku, i statki ze skarbami popłynęły na północ do Islandii i Grenlandii, a może
także do Zatoki Fundy i do ujścia Mackenzie - co wskazuje załączona mapka.
Dwufazowość tej operacji była determinowana zalodzeniem Północnego Oceanu
Lodowatego. To, ze nie pozostało śladu po tej operacji też jest całkowicie
zrozumiałe i oczywiste - Bracia Świątyni zacierali wszystkie ślady wiodące do
skarbów, by nie wpadli na nie szpiedzy Filipa IV Pięknego, Marigny’ego i
Nogareta, co NB im się znakomicie udało. Jednakże zostawili znaki czytelne i
zrozumiałe dla wtajemniczonych lub dla ludzi o przenikliwych i pełnych
wyobraźni umysłach - czyli takich, jak Juliusz Verne lub Ludvik Souček...
A co stało się z tymi, którzy te skarby
ukryli? No cóż - to dobre pytanie. Może udało im się wrócić do Europy i tam
przekazać informację o miejscu ukrycia skarbów swym współbraciom, albo zginęli
gdzieś w drodze powrotnej w starciu z Indianami, Eskimosami albo siłami natury.
Podejrzewam jednak, że komuś udało się wrócić i stąd wiedza pana Verne’a...
Tak czy owak, należałoby sprawdzić
wszystkie lokalizacje wymienione w tym artykule: wulkan Snefelljökull na
Islandii, okolice Upernawik (Uppernivick, Uppernavick) na Grenlandii - jest to
grupa wysepek z miejscowością o tej nazwie - oraz ujście rzeki Mackenzie w
Kanadzie w okolicach Aklavik. Natomiast Oak Island w tym przypadku jest tylko
typowym elementem dezinformującym - lepem na muchy dla naiwnych poszukiwaczy...
Czy byłaby możliwa taka żegluga?
Zasadniczo tak, w lecie, od czerwca do połowy sierpnia Szlak Północno-Zachodni
jest możliwy do sforsowania i Templariusze mieliby jedynie do sforsowania pak
lodowy pomiędzy wyspami Archipelagu Królowej Elżbiety, powyżej 70o
N. Od września do maja szlak ten jest zatarasowany pakiem dryfującym i sprawia
trudności nawet dla współczesnych statków wyposażonych w stalowe burty i
potężne maszyny...
Może znajdzie się ktoś dysponujący
środkami i pójdzie wytyczonym tutaj szlakiem Wielkiej Przygody, na końcu
którego być może czeka albo legendarny skarb w postaci świętego Graala (bo
wciąż mam nadzieję, że jest to jednak artefakt), figurki Baphometa i masy złota
i kosztowności, albo - jak chcą tego dr Souček i dr Jesenský - także dowody,
materialne dowody na Kontakt ludzi z Obcymi! To też byłoby niezłe!... A jeżeli
nawet nie znajdzie niczego, to zawsze pozostanie mu piękno i romantyka Wielkiej
Przygody!
CDN.
Zdjęcia
– Wiktoria Leśniakiewicz
[1] Badacz Całunu Turyńskiego.
[2] Istnieją domysły, że skarb
Templariuszy mógł być ukryty także na Dolnym Śląsku w podziemiach zamku w
Bolkowie. Inne ślady wskazują na wyspy Bornholm i Gotlandię na Bałtyku.
[3] Piri Reis - „Bahirye”
[4]
Kawalerowie Mieczowi połączyli się z Krzyżakami w jeden zakon w 1237 roku.
Wcześniej do Krzyżaków przyłączyła się także, w 1233 roku, część Zakonu
Dobrzyńskiego - czyli Pruscy Rycerze Chrystusowi.