Powered By Blogger

środa, 20 czerwca 2012

Podróż uczona do Ludrovej, Martinczyka i Likavy



Pamiętam, jak jeszcze będąc w wieku szkolnym wraz z moimi rówieśnikami zaczytywałem się w powieściach Zbigniewa Nienackiego o przygodach Pana Samochodzika i jego nastoletnich przyjaciół, z którymi rozwiązywał najtrudniejsze zagadki historyczne.  Szczególnie pamiętam „Pana Samochodzika i Templariuszy” (1966), bo rozpropagował ją miniserial TV pod tym samym tytułem, w gwiazdorskiej obsadzie Stanisława Mikulskiego, Ewy Szykulskiej, Aliny Janowskiej i in. Akcja powieści toczy się na północy Polski na Warmii i Mazurach. W moim przypadku wyjazd w tamte strony raczej trudno wchodził w rachubę przy moich możliwościach. Dlatego poprzestałem na tym, co mogłem osiągnąć – książki i inne materiały na ten temat. A potem przyszły inne problemy i Templariusze odpłynęli na plan dalszy. Przypominali się od czasu do czasu, kiedy przyszło mi robić przekłady artykułów czy nawet książek. Ale wciąż byli gdzieś tam na marginesie mojej uwagi. Aż do maja tego roku.



W maju zadzwonił do mnie dr Miloš Jesenský, który zaproponował mi podjęcie się przekładu jego dwóch niedużych prac na temat Templariuszy i ich działalności na Słowacji: „Templári w Žilinskom kraji” (Żylina 2012) oraz „Kostol Všechsvätých v Ludrovej” (Żylina 2012), a wszystko w ramach projektu pt. „Žilinsky kraj Templárov” (Żyliński Kraj Templariuszy). Kraj w języku słowackim ma dwa znaczenia: jako kraj i z przymiotnikiem samosprávny jako jednostka administracyjna – odpowiednik naszego województwa. Pierwszą z nich przetłumaczyłem w dwa dni, nad drugą trzeba było mi trochę posiedzieć, i w rezultacie skończyłem ją w czasie miesiąca.



Warto było, bo dzięki nim dowiedziałem się, że kilkanaście kilometrów od naszej południowej granicy znajduje się kraj, w którym znajdują się zamki, warownie i kościoły, które były zbudowane lub obsadzone przez Braci Świątyni - Fratres Militiae Templi, Pauperes Commilitones Christi Templique Salomonie – Templariuszy! Nie musiałem jechać na Mazury czy do Francji, Hiszpanii albo Portugalii. Templariusze żyli i działali także tutaj – na Słowacji! A gdzie – pokazuje to mapa z innej pracy dr Jesenský’ego pt. „Po stopách Templárov na Slovensku” (Bratysława 2008), napisanej wraz z Pavolem Matulą.



Jak tu już rzekłem – zabrałem się do przekładu pracy na temat templaryjskiego kościoła pod wezwaniem Wszystkich Świętych w Ludrovej k./Rużemberoka, i tam właśnie skierowaliśmy swe kroki w pierwszej podróży uczonej, którą odbyliśmy w niedzielę, 17 czerwca roku Pańskiego 2012.



Tej niedzieli pogoda była cudowna! Niebieskie niebo bez ani jednej chmurki, absolutnie przejrzysta aeria, najdalsze szczyty widoczne jak na dłoni… Temperatura z rana +20˚C zapowiadała upalny dzień. Ciśnienie jednak zatrzymało się na 1014 hPa i nie zwiastowało to żadnych zmian – poza letnimi burzami termicznymi, których jednak nie było. A zatem idealna pogoda na wander. Pakujemy z Anią sprzęt i wsiadamy do naszego Caspera 2W. Odpalając silnik patrzę na zegarek – jest dokładnie 07:55.



Z Jordanowa jedziemy na Orawę, gdzie w przejściu granicznym Chyżne-Trstena przekraczamy granicę Słowacji. Droga jest doskonała, a my korzystając z objazdów docieramy do Ludrovej o godzinie 09:40. Nie spiesząc się zbytnio i spozierając po drodze na wspaniałe krajobrazy Fatry i Oravy.



Dlaczego akurat Ludrova, a nie np. Orawski Zamek w Oravskim Podehradzie? Ten sobie zostawiamy na deszczowe dni. Ludrova jest niezmiernie ciekawą miejscowością, a kościół – najciekawszym obiektem w okolicy. Dlaczego? Pisze o tym dr Jesenský w swej pracy „Templári w Žilinskom kraji”:



Kościół Wszystkich Świętych, który należy do najstarszych liptowskich budowli sakralnych znajduje się we wsi Ludrová, w jej części Kúty, po raz pierwszy wspomnianej w 1332 roku, i w tradycji ludowej nazywanej „Na púšti“. Tam też – według najstarszych słowackich historyków – miał być pochowany Johannes Gottfried von Herberstein, wizytator Templariuszy, który w czasie swej podróży po Węgrzech w 1230 roku nagle skonał w zagadkowych okolicznościach w klasztorze templariuszy na szczycie góry Mních. Według Štefana N. Hýroša pozostałości ziemskie Gottfrieda von Herbersteina wraz z ogromnym skarbem znajdują się gdzieś przed, albo pod, ołtarzem kościoła Wszystkich Świętych w Ludrovej, o czym jeszcze w XIX wieku miał świadczyć jego nagrobny kamień z całkowicie startymi literami.

Bryła kościoła jest czworokątna, z niskim krzyżowym sklepieniem i masywnym ożebrowaniem, zaś na kluczowym kamieniu jest widoczny Mandylion – głowa Chrystusa. Jest ona oświetlona jednym okrągłym świetlikiem i dwoma romańskimi oknami. Na ścianach i suficie pod warstwą wapna zostały odkryte kolorowe freski z XIII wieku, które są najcenniejszą ozdobą kościoła. Sufit jest podzielony na cztery części. Na wschodnim jest przedstawiony bardzo sugestywnie Sąd Ostateczny. Na północnym i południowym polu ukazani zostali Apostołowie, zaś na zachodnim koronacja Marii Panny dokonana przez Zbawiciela, a dookoła grający na różnych instrumentach muzycznych Aniołowie. Wokół zwornika są umieszczone symbole czterech Ewangelistów: anioł, orzeł, lew i wół.

Ściany świątyni zdobią sceny z narodzenia, życia, męki i zmartwychwstania Jezusa, znajdują się tam także napisy korespondujące z cytatami tekstów biblijnych, przy gotyckim wejściu do zakrystii znajduje się w murze pastroforium (diakonikon) z okratowanymi drzwiczkami. Sama zakrystia znajduje się na północnej ścianie kościoła i jest nowszej daty, z trzema podłużnymi oknami i z namalowaną datą A.D. 1712. Pod nią znajduje się krypta, a na ówczesnym południowym murze jest fresk wyobrażający św. Krzysztofa (motyw ulubiony przez członków wielu tajnych stowarzyszeń) i ślady po innych obrazach.

Na zachodniej stronie kościoła znajduje się czworokątna wieża, do której się można dostać tylko z chóru. Na jej pierwszej kondygnacji znajdują się otwory strzelnicze, natomiast normalne okna są na wyższej kondygnacji. Świątynia jest zadaszona prostym dachem, a na południowej ścianie widoczna jest wpółzatarta rzymska data ukazująca najwidoczniej rok renowacji. Krawędzie wieży są ozdobione dzisiaj słabo widzialnymi kwadratami. Pod kościołem miał zaczynać się podziemny chodnik wiodący do ówczesnego klasztoru na Mnichu, a drugi skierowany był na południe, ku Čerenej na granicy pomiędzy Liptowską Szczawnicą a Ludrovą, gdzie się ma znajdować wejście do podziemia.



Tyle dr Jesenský. I to właśnie chcieliśmy sobie obejrzeć. Właśnie dlatego, że robiąc przekład pracy na temat tego kościoła, musiałem go sobie dobrze obejrzeć, by mieć niejakie pojęcie o jej przedmiocie. Stoimy przed bramą. Pachnie czarny bez, a od pól dochodzi zapach rzepaku i kukurydzy. Słowacy nie rozwiązali swych spółdzielni rolniczych i doskonale na tym wyszli, w przeciwieństwie do Polaków, którzy w bezrozumnym szale walki z poprzednim ustrojem, podpuszczeni przez pseudonaukowców i „ekspertów” realizujących wytyczne z Waszyngtonu doprowadzili do upadku PGR i PGRyb. ze skutkami opłakanymi. Czekamy jeszcze do dziesiątej i bramę otwiera nam starszy pan.

- Państwo z Polski? – rozpromienia się na widok tablic naszego samochodu.

Potwierdzamy. Przedstawiam mu się i wyłuszczam powód naszego przybycia.

- Zapraszam zatem – okrągłym gestem wskazuje nam wejście do kruchty. Zagłębiliśmy się w chłodne wnętrze kościoła.



Są budowle, w których czuje się sacrum bez względu na ich wystrój. Kościół w Ludrovej należy właśnie do takich. Powietrze pachnie czasem. Atmosfera skupienia i modlitewnego czuwania unosi się wokół nas i wypełnia. Wycisza i pozwala na refleksję. Tego nie ma w nowoczesnych molochach sakralnych budowanych ze szkła, stali i betonu. I chociaż nie ma tam właściwie żadnego artefaktu, panuje uduchowiona, skupiona atmosfera. Nasz Cicerone opowiada nam, jak ludzie reagują na wejście do tej świątyni – jedni padają na kolana w cichej adoracji, inni wykrzykują z zachwytu. Pewna studentka powiedziała, że jest tu jak w piramidzie! I owszem, miała w pewnym sensie rację. I tu i tam namacalnie czuje się przepaście czasu oddzielające nas żywych od tych, co minęli pozostawiając nam świadectwo swego istnienia i wiary…



Powoli idziemy wzdłuż ścian budowli podziwiając freski, które dr Jesenský porównuje do relacji o życiu, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. Nam kojarzy się to z pojedynczymi kadrami z jakiegoś filmu, które zostały wycięte i rzucone na ścianę. Mimo upływu 800 lat kolory są wciąż żywe, a treść zrozumiała. Niestety, najniższe kadry filmu są niekiedy zaświetlone i niewiele na nich widać.



Pytamy o skarb. Starszy pan śmieje się.

- Można poszukać, jest gdzieś pod podstawą ołtarza!

- Jeszcze go nie znaleziono? – dziwię się.

- Nie, to jest chyba tylko legenda, chociaż… - starszy pan zawiesza głos.

Rozumiemy – szukano i niczego nie znaleziono. A może i znaleziono, tylko nikt (ze zrozumiałych względów) się tym nie pochwalił…? 800 lat to szmat czasu i niejedno się mogło wydarzyć.



Żegnamy przemiłego staruszka i opuszczamy chłodne wnętrze kościółka Wszystkich Świętych. Upał uderza w nas jak młotem. Pokładowy termometr w kokpicie samochodu pokazuje temperaturę +50˚C, ale to jest górna granica pomiaru. Na zewnątrz jest +30˚C. Słońce praży bezlitośnie. Chcemy jeszcze zaliczyć kościółek w Martinczyku i ruiny komandorii w Zamku Likava, ale trzeba podejść tam co najmniej kilometr ostro pod górę. Pasujemy, nie to zdrowie. Pstrykam tylko kilka fotek i jedziemy w kierunku Dolnego Kubina. Po drodze decydujemy się na obiad w Valaskiej Dubovej.



Jedziemy tedy do tamecznej knajpy – Janosikowej Karczmy. Wedle legendy, to tutaj właśnie w roku 1713 hajducy dopadli Juraja Janosika, który został zdradzony przez starą bachorkę i jej córkę Żofkę. Nie wiem, co to takiego owa bachorka, ale domyślam się, że nic dobrego.



Zamawiamy dwa razy wyprażany ser – przysmak, za który Słowakom powinno się odpuścić wszystkie grzechy: teraźniejsze, przeszłe i przyszłe – sic! Do tego ziemniaki opiekane po amerykańsku i surówki + sos tatarski. W sumie dwie porcje obiadowe – 15 euro. Jedzenie na Słowacji jest tanie i dobre. Odpoczywamy potem jeszcze czas jakiś przy kawie i wyprawiamy się w drogę dalszą, uprzednio schłodziwszy wnętrze Caspera do temperatury otoczenia, która wynosi tymczasem +32˚C!



Wracamy do domu znów podziwiając krajobrazy Fatry – Małej i Wielkiej, które widać od zachodu, a od wschodu i północy widzimy zębatą piłę górskich szczytów Tatr Zachodnich i Rohaczy. Przed granicą krótkie zakupy tradycyjnego rumu tuzemczaka do ciast i „ziemniaczków” a potem szybki skok z Orawy w Beskidy i przybycie do domu. W ciągu pół dnia zrobiliśmy 220 km w przestrzeni i co najmniej 800 lat w czasie. Warto było.



I na tym zakończyliśmy pierwszą podróż uczoną po śladach Templariuszy na Słowacji.   

INFORMACJA TURYSTYCZNA

Kościół p.w. Wszystkich Świętych jest udostępniony do zwiedzania w następujacych terminach:
1.V - 30.VI  - w poniedziałki - NIECZYNNE
Od wtorku do niedzieli czynne w g. 10:00 - 16:00
1.VII - 30.IX - czynne codziennie w g. 09:00 - 17:00
1.X - 31.X - w poniedziałki NIECZYNNE
Od wtorku do niedzieli czynne w g. 10:00 - 16:00
CENY:
Dorosli - 1,0 EUR
Dzieci, młodzież szkolna - 0,5 EUR
Zezwolenie na fotografowanie - 1,0 EUR
Zezwolenie na filmowanie - 1,66 EUR.