Powered By Blogger

sobota, 30 czerwca 2012

Wyprawa na Babią Górę cz. III.





Zofia Piepiórka „Eleonora”



 ANOMALIA  JORDANOWSKIE



Motto: Relacja jest interesująca o tyle, że mówi o najbardziej tajemniczym rodzaju UFO – BOL – kulach świetlnych w miejscach anomalnych.



Tego dnia wyjeżdżaliśmy z gościnnej Sidziny do Jordanowa, a wieczorem wracaliśmy do Gliwic. Wstałam ok. godz. 8.00, aby porozmawiać przy porannej kawie na tarasie o anomaliach jordanowskich. Okazało się, że Jordanów jest niedaleko , ok. 15-20 min. drogi samochodem.  Tego dnia mieliśmy w planie spotkanie z Robertem Leśniakiewiczem i jego siostrą Wiktorią. Byliśmy ciekawi czym objawia się taka anomalia i jak to odczujemy, gdyż w takich miejscach działają siły grawitacji na urządzenia i na człowieka. Oczywiście takich miejsc w Polsce i na Ziemi jest wiele. Jednak mnie ta anomalia interesuje z powodu bliskości Babiej Góry i jej Baz Kosmicznych oraz czy ma to jakiś związek? Okazało się, że tak.

Wyjaśniłam, że z publikacji Roberta w art. http://wszechocean.blogspot.com/2012/01/jag-wrak-kosmolotu-pod-beskidami.html na ten temat Jordanowskiej Anomalii Grawimagnetycznej (JAG) wynika iż jest to duża anomalia znana od wieków.



 Z powodu tego art. w planie naszej wyprawy był Jordanów, gdzie Robert miał nam pokazać jedną z trzech gór, czyli Koskową Górę. 



Pani Danuta przysłuchiwała się naszej rozmowie i stwierdziła, że w Sidzinie niedaleko od ich domu, na drodze przy zakręcie jest również jakaś anomalia magnetyczna, ale może to być złudzenie optyczne. Wiesiu przyznał, że kiedyś w tym miejscu jadąc samochodem stracił orientację i w efekcie mało brakowało, a doszłoby do wypadku samochodowego. Od tej pory przejeżdżał tam ze szczególna ostrożnością.



Zainteresowałam się tym miejscem i chciałam to sprawdzić przed wyjazdem do Jordanowa, bo to jest ważne dla sprawy anomalii jordanowskiej. Opowiedziałam im o takim miejscu w Gdyni na obwodnicy, gdzie dochodzi często do wypadków samochodowych od dawna. Sama kiedyś jadąc samochodem doświadczyłam jak to działa… Zostałam nagle przesunięta na pas obok i mało brakowało, a doszłoby do wypadku! W tym miejscu potem ustawili znak ostrzegawczy „Uwaga Wypadki”, ale czy ktoś to badał i rozumie dlaczego tak się dzieje oraz jaki ma to wpływ na organizm ludzki?

Siedzieliśmy jeszcze na tarasie, gdy nagle pogoda się zmieniła, nadciągały zwaliste chmury i silny wiatr zwiastujący deszcz zapowiadany od kilku dni przez meteorologów.



Po uroczystym pożegnalnym śniadaniu, który przygotowała dla nas Danusia spakowaliśmy rzeczy i ok. godz. 11.30 wyruszyliśmy w drogę do Jordanowa dwoma samochodami, gdyż Wiesław jechał z nami do Jordanowa, ale my potem wracaliśmy do Gliwic.



Wiesław zatrzymał się przed zakrętem na drodze - ok. 0,5 km od domu, aby pokazać nam miejsce anomalii. Zostawiliśmy samochody na poboczu przy lesie u podnóża góry i rozejrzeliśmy się po okolicy. Po drugiej stronie drogi była duża łąka. Z północnego zachodu szybko nadciągały ciemne chmury oraz deszcz wraz z przenikliwymi podmuchami wiatr. Wiedziałam, że mam kilka minut  na  sprawdzenie tego miejsce przed nadciągającą nawałnicą.



Najpierw sprawdziłam wir energii - był prawo skrętny… a więc wg mnie  blokujący lub opadający do ziemi. Miejsce anomalii miało średnicę 100 m, kolor czyli częstotliwość promieniowania w widmie światła białego – czarny… Dlaczego?? Tu jest Baza Kosmiczna… ale czyja? To wyjaśniało dlaczego  Danusia przed laty - niedaleko stąd na górze „Kiełek” obserwowała białe kuliste światło UFO.



Oni rozmawiali, ja stałam i analizowałam to miejsce, a silny wiatr i deszcz rozwiewał nasze bluzy i kurtki jakby chciał nas stąd wygonić. Powiedziałam Wiesiowi, aby koniecznie badał to miejsce, bo ja nie wiem czy kiedyś tu wrócę. Poszliśmy do samochodów, aby czym prędzej odjechać do Jordanowa.



Wiesław już ruszał, Ewa włożyła kluczyki do stacyjki i już mieliśmy jechać za nimi, ale po chwili wyłączyła silnik i zmieniła bieg siedząc bez słowa i patrząc przed siebie, potem spojrzała do tyłu i na boki. Nic się nie działo tylko wiał silny wiatr i lało „jak z cebra”. Po chwili powiedziała: Wyłączyłam silnik i samochód stoi „na luzie”, a powinien się toczyć do tyłu, bo tutaj jest pod górę. Wciąż stoimy, a więc tutaj na pewno jest anomalia grawitacyjna.



Odpowiedziałam: Faktycznie… stoimy „jak przygwożdżeni”, a powinniśmy już się toczyć do tyłu. Gdyby nie to, że leje i musimy jechać, sprawdzilibyśmy to dokładnie, bo może po kilku minutach samochód zacząłby toczyć się „na luzie” pod górę tak jak w Karpaczu?



Patrzyłyśmy na siebie bez słów, po chwili Ewa włączyła silnik i ruszyliśmy  w drogę. Za zakrętem na dole, na poboczu zobaczyliśmy samochód Wiesława. Widać  zaniepokoili się, że nas nie ma. Zatrzymaliśmy się za nimi i rozmawialiśmy przez komórkę  o tym co tam sprawdzaliśmy i po chwili ruszyliśmy dalej.



Do Jordanowa dojechaliśmy z pół godzinnym opóźnieniem, bo nie mogliśmy trafić, więc Robert czekał na nas przed domem. Po powitaniu zaprosił nas do domu, gdzie zgodnie z planem mieliśmy rozmawiać o anomalii jordanowskiej, ale ponieważ doganiały nas ciemne deszczowe chmury  zaproponował, aby natychmiast ruszyć na Koskową Górę póki nie pada, a po powrocie możemy podyskutować na ten temat. Zgodziliśmy się, więc zabrał kamerę i czym prędzej wróciliśmy do samochodów. Robert miał poprowadzić nas więc wsiadł do samochodu Wiesława, przejechaliśmy przez miasto, a dalej drogą w dolinie wzdłuż rzeki i pasma gór, aż w końcu wjechaliśmy w wąską, stromą asfaltową serpentynę wiodącą pod górę. Wraz z jej wysokością narastała gęsta mgła, która nas zaskoczyła, bo widoczność była bardzo ograniczona. Dojechaliśmy na szczyt i zatrzymaliśmy się przy kapliczce. Wysiedliśmy z samochodów, gdzie otoczyła nas ściana gęstej mgły jak mleko i w dodatku zaczął padać deszcz. Prawie nic nie było widać… Robert żałował, że nie możemy zobaczyć tego cudnego widoku z góry w słoneczny dzień. Widzieliśmy, że wokoło nas rozciąga się łąka pełna żółtych kwiatów mleczy, a dalej we mgle widniał kamienny postument z krzyżem i ściana lasu. Wyciągnęliśmy kurtki i płaszcze deszczowe, aby chociaż kilka minut tutaj postać i odczuć tę anomalię. Byłam bardzo ciekawa czy odczuję tę anomalię i jak to się objawi? Robert wyjął kamerę, ale okazało się, że bateria jest rozładowana i nie może nic nagrać. Był pewien, że bateria była naładowana! Czy wpływ na to miało to miejsce? Opowiedział nam trochę o tej anomalii - co wcześniej opisał w art. JAG –  http://wszechocean.blogspot.com/2012/01/jag-wrak-kosmolotu-pod-beskidami.html  



[Fakt – bateria mojej kamery była świeżo naładowana jednak na Koskowej Górze ni z juszki ni z pietruszki po prostu się rozładowała… Być może miało to związek z nadejściem deszczowego front z bardzo wilgotnym powietrzem, ale… - przedział baterii w mojej kamerze jest wodoszczelny i wilgotne powietrze po prostu nie mogło się tam dostać, a zatem…? – przyp. admin.]

   

„W latach 1950-51 badali ją naukowcy  z Uniwersytetu w Krakowie. Potem była badana przy pomocy magnetometrów, w tym magnetometrów lotniczych w latach 1977-82. Jest to największa znana anomalia grawimagnetyczna w Polskich Karpatach. Zgodnie z interpretacją Małoszewskiego, jest ona spowodowana przez wielką lakkolityczną intruzję o grubości 7-9 km, która zajmuje powierzchnię kilkuset kilometrów kwadratowych, a której wierzchnia warstwa znajduje się na głębokości 2 – 2,5 km poniżej powierzchni ziemi. A. Kozera w 1960 roku i J. Woźnicki w latach 1981-82 poparł powyższy model analizami danych grawimetrycznych.



Nowa interpretacja danych wskazuje na to, że górna część anomalii znajduje się o wiele głębiej, niż oceniał to Małoszewski, minimum 4 km, a być może że aż 6 - 7 km poniżej poziomu gruntu.



Robert stwierdził: Co z tego wynika? Ano to, że w Beskidzie Makowskim mamy pod stopami, na głębokości paru kilometrów potężną masę żelaza rodzimego lub rud żelaza, co powoduje zwiększenie przyspieszenia grawitacyjnego (normalnie 1 g czyli 9,81 m/s2) i zmienia odchylenia igiełek kompasów. Skąd ono mogło się tam znaleźć? (…) W ramach ciekawostek mających związek z JAG mogę powiedzieć, że kształt tej formacji przypomina dość dokładnie rozmieszczenie trzech litewskich jezior: Dusia, Matelys i Obelija, które podejrzewam o impaktowe pochodzenie, o czym już pisałem na łamach „Nieznanego Świata”.



Ciekawostka druga – największa anomalia magnetyczna znajduje się na wschód od Makowa Podhalańskiego – tam, gdzie znajduje się wieś Żarnówka. Otóż według krążących tam legend, w latach wojny Niemcy poszukiwali tam rud uranowo-torowych. Nie wiadomo, czy znaleźli, ale znów w latach 50. poszukiwania takie prowadzili Rosjanie. Ich poszukiwania koncentrowały się w rejonie Ostrysza (707 m n.p.m.), Przysłopskiego Wierchu (793 m) i Koskowej Góry (867 m). Nie wiadomo, co znaleźli, a ich poszukiwania trwały do 1956 roku. (…)”



„Wszystko to razem współbrzmi jakoś dziwnie z wywodami Zofii Eleonory Piepiórki na temat zagrzebanych pod warstwami geologicznymi pozaziemskich statków kosmicznych. Nie za bardzo chciało mi się w to wierzyć, ale po przeczytaniu informacji o JAG zastanowiłem się nad tym problemem. (…) Aby sprawdzić, co tam właściwie się znajduje, należałoby przewiercić 7 km skał fliszu karpackiego. Koszt takiego odwiertu jest niewyobrażalnie wysoki, ale może kiedyś, kiedy w tym kraju będzie wreszcie normalnie, ktoś zapragnie się dowiedzieć, czym jest naprawdę Jordanowska Anomalia Grawimagnetyczna i znajdzie szczątki kosmolotu sprzed milionów lat…?”

  

No właśnie po to tutaj przyjechaliśmy i co widzimy?? Wokół nas gęsta mgła i deszcz. Staliśmy przy murowanej kapliczce i rozmawialiśmy, gdy nagle zobaczyłam unosząca się ok. 3 m nad ziemią pomarańczową kulę o śr. ok.  0,5 m. Natychmiast wskazałam ją Robertowi, który jest znanym ufologiem w Polsce, ale gdy tam spojrzał znikła. Zapytałam - Jak wy to nazywacie w języku ufologicznym? Odp.- BOL… BOL to najbardziej tajemniczy rodzaju UFO – BOL – kula świetlna. Staliśmy chwilę patrząc w to miejsce, ale nic więcej nie było widać oprócz mlecznej mgły. Poszliśmy na skraj młodego lasu przy którym stał stary wykuty w kamieniu krzyż. Tam pojawiały mi się białe iskry…  Zastanawiałam się dlaczego w tym miejscu postawili krzyż? Czyżby było tutaj jakieś starożytne miejsce kultu? Robert nic na ten temat nie wiedział.  Dodał, że podczas II WŚ Niemcy robili tutaj jakieś próby nowych rakiet i strzelali z tej góry w kierunku Babiej Góry.



[Chodziło o jakieś działa, a nie pociski rakietowe. Ponoć strzelano z nich z przełęczy Krowiarki (a nie z Koskowej Góry) w kierunku głównej grani Tatr i pociski spadały m.in. na Żółtą Turnię, Zawrat i okolice Zmarzłego Stawu pod Zawratem – przyp. admin.]



Deszcz padał coraz  mocniej co w końcu zmusiło nas do powrotu do samochodów. Otwierałam już drzwi samochodu, gdy nagle poczułam, że coś mnie „ciągnie” do tylu… tam gdzie zobaczyłam BOL! Mimo woli poddałam się temu i zaczęłam biec tyłem po łące po zboczu góry. Miałam uczucie jakby do moich pleców coś się przyssało i delikatnie ciągnęło! Jakby KTOŚ złapał mnie „za frak” i przyciągnął do siebie… Biegłam jakbym unosiła się nad łąką… Wszyscy stali w szoku i patrzyli nie rozumiejąc co mi się stało. Ewa zaczęła biec za mną wołając: Zosia dlaczego się wygłupiasz? Odp. - Nie wygłupiam się, to mnie ciągnie! Obejrzałam się za siebie, bo może tak biegnąc we mgle przypadkiem spadnę prosto w przepaść, gdy nagle odczułam „luz” i mogłam się zatrzymać. Rozejrzałam się wokoło… Byłam ok. 50 m niżej w wysokiej mokrej trawie, kilka metrów od drogi którą przyjechaliśmy. Patrzyłam chwilę na tę drogę zaskoczona…  A może tam trzeba puścić na luzie samochód i zobaczyć co się będzie działo? Czy samochód wbrew grawitacji będzie stał tak jak w Sidzinie czy zacznie toczyć się w dół? Ewa zatrzymała się w pobliżu zdenerwowana. Stałam w szoku myśląc – co tutaj jest? Już tak kiedyś biegłam… ale gdzie i kiedy to było??? To ma związek z tą górą i anomalią magnetyczną… Czy dlatego tutaj pojawił się BOL? Więc tu jest jakaś… Baza Kosmiczna! Czyja? Zaczęłam sprawdzać… i nic z tego nie rozumiałam! Zrozumiałam to dokładnie po powrocie do domu i napisze we Wnioskach!



[Fakt – Zosia zachowywała się tak, jakby coś ją ciągnęło do tyłu – ona po prostu BIEGŁA DO TYŁU! I to bardzo szybko. I faktycznie - wyglądało to niesamowicie, bo spróbujcie szybko biegnąć do tyłu! To jest raczej trudne… - przyp. admin.]



 A więc dlatego mnie tutaj „ściągnęli”, bo dobrowolnie nie weszłabym w moich butkach w mokrą trawę… Miałam mokre buty i skarpetki oraz nogawki spodni, ale czułam wielką ulgę… Dlaczego?? Skupiłam się i miałam wizję… Zrozumiałam, że kiedyś tutaj wrócę. Po chwili odwróciłam się i powoli ruszyłam do samochodu.  Ewa jeszcze tam stała jak w transie. Gdy podeszłam do nich Robert patrzył na mnie dziwnie… ale Janusz i Wiesiu nie! Po tym co się działo na  Babiej Górze i Zakamionku nie byli zdziwieni, lecz ciekawi o co tym razem tutaj chodzi. Robert już wsiadał do samochodu więc podeszłam i powiedziałam… Wielka Niedźwiedzica… Pokiwał głową nic nie rozumiejąc. Po chwili podeszła Ewa i powiedziałam, że nigdy w życiu nigdzie nic takiego nie doświadczyła jak tutaj. Czuła tam bardzo silne energie, które powodowały, że cała drżała. Dodała, że bała się o mnie, że się przewrócę, bo ten teren wbrew pozorom wcale nie był równy i mogłam w każdej chwili wpaść w dziurę lub potknąć się o kopce kretów.



Zanim wsiadłam do samochodu popatrzyłam na łąkę i pomyślałam, że muszę kiedyś tutaj wrócić… Już wiedziałam po co i że najsilniejsze miejsce anomalii jest przy drodze gdzie należy sprawdzić czy samochód stoczy się w dół czy będzie stał w miejscu wbrew prawom grawitacji. Ale i tym razem deszcz uniemożliwił nam dalsze badania tej anomalii. Wsiedliśmy do samochodów i ruszyliśmy w dół wąską drogą pełną zakrętów. Ale była jazda! Na chwilę zapomnieliśmy o tym co się działo na górze. Wyjechaliśmy na główną drogę, a potem gdzieś skręciliśmy w boczną drogę prowadzącą do miejscowości Wysoka o której mówił nam Wiesław – „miejsce ufologiczne”! Wysiedliśmy przy zabytkowej Strażnicy z XVI wieku.



[To była strażnica strzegąca szlaku handlowego z Krakowa na Orawę w XV i XVI wieku. Teraz jest to odrestaurowany dworek szlachecki należący przed II wojną do Roberta hr. Żeleńskiego – przyp. admin.]



Robert opowiedział nam o historii strażnicy i niezwykłych przypadkach i zjawiskach w tej okolicy, których świadkami byli nauczyciele i uczniowie pobliskiej szkoły oraz okoliczni mieszkańcy. Pojawiały się tam postacie z przeszłości. Gdy to mówił skupiłam się i zobaczyłam czarny obiekt w centrum którego pojawiła się biała kula jak otwór wizjera i z niej wydobywało się promieniowania wysłane w naszym kierunku - podobnie jak podczas projekcji filmu w ciemnym kinie. Było to silne promieniowanie pasmowe, które powodowało, że drżałam co wszyscy widzieli. Co to jest?? Spojrzałam w tym kierunku… i zobaczyłam wzniesienie porośnięte lasem. Więc tam jest ten tajemniczy czarny obiekt?! Znowu czarny… tak jak w Sidzinie i znowu prawoskrętny? Więc tam jest anomalia grawitacyjna i w dodatku również przy drodze tak jak w Sidzinie i na Koskowej Górze, a to wyjaśnia dlatego w tej okolicy objawia się to jako złudzenie optyczne zdarzeń z przeszłości – o czym opowiadał nam Robert. Trzeba by tam pójść i sprawdzić to miejsce, ale nikt z nich nie miał na to ochoty, gdyż deszcz dosłownie lał i byliśmy wszyscy przemoknięci, a szczególnie ja po biegu przez mokrą łąkę. Pogoda wybitnie nie sprzyjała nam na tego typu poszukiwania i badania.



Wróciłam z Ewą do samochodu w którym siedziała Kasia. Ledwie nas zobaczyła powiedziała, że zobaczyła jakąś postać w pobliskiej otwartej szopie, ale gdy tam patrzyła postać znikła. Czy to był duch?? Popatrzyłyśmy na siebie z niedowierzaniem, bo właśnie o tym opowiadał nam Robert!  Ewa podeszła do samochodu Wiesia i opowiedziała co widziała Kasia, a oni zainteresowani tym  wysiedli z samochodu, aby zobaczyć co tam jest? To tylko stary garaż lub magazyn bez drzwi i nikogo tam nie było. A co jest pod nim?



Po kilku minutach ruszyliśmy do Jordanowa, ale po ok. 2-3 km znowu się zatrzymali na poboczu w pobliżu jakiegoś domu w polu. Gdy wysiedliśmy Robert wyjaśnił, że właściciele tego domu uciekli i nigdy go nie wykończyli.  Od lat stoi pusty, bo tutaj podobno straszy. Ktoś z okolicznych mieszkańców widział przy studni „szaraków”. Właściciele usiłują sprzedać ten dom, ale nie ma nikogo chętnego kto chciałby go kupić, a nawet wziąć za darmo.

- A więc to może mieć związek z UFO!- odpowiedziałam.

Weszliśmy wszyscy do domu przez otwarte drzwi garażowe. Na zewnątrz domu były tynki, ale  w środku ściany nie były otynkowane, a okna zabite deskami. Ledwie tam weszłam poczułam dziwny metaliczny smak w ustach. Zapytałam czy mają w ustach też dziwny smak lub czują zapach, ale nikt z nich nic nie czuł. Męczyło mnie znowu pytanie: Co to jest? Już to gdzieś, kiedyś czułam… Kiedy i gdzie?



[Faktycznie – ten dom stoi opuszczony jeszcze od lat 80. ub. stulecia! Miał on kilku właścicieli i… wszyscy zrezygnowali z zamieszkania w nim po pewnym czasie, bo ponoć tam… straszy! Rzecz opisałem na łamach „Nieznanego Świata” i w książce „Projekt Tatry” (Kraków 2002). Dom jest nadal na sprzedaż ponoć za 80.000,- PLN – uwaga admin.]



Po kilku minutach wyszliśmy na zewnątrz więc sprawdziłam czy są tam pasma kosmiczne. Czułam je już wcześniej zanim zatrzymali się przy tym domu. Były tam szerokie pasma kosmiczne Platynowe oraz szerokie pasma „siatki szwajcarskiej”, a to wyjaśniało wszystko. Tu jest Baza Kosmiczna tak jak na Babiej Górze przy Mokrym Stawie…



Robert odebrał telefon i po chwili poinformował nas, że jego siostra Wiktoria czeka na nas i chce z nami porozmawiać o Wysokiej. Zaprasza nas na pierogi i czeka niecierpliwie, gdyż wszystko jest już gotowe. Wciąż padało więc wsiedliśmy do samochodów i ruszyliśmy do Jordanowa.



Wiktoria powitała nas serdecznie i gościnnie. Jedliśmy pierogi, a potem było pyszne ciasto z kawą, a ona opowiadała o swoich dziwnych zdarzeniach w szkole gdzie uczy w Wysokiej oraz  podczas wyjazdu na Węgry. Jest ciekawą, sensytywną osobą. Potem wszyscy zajęli się czym innym i nie wracali do sprawy Koskowej Góry, jakby cała sprawa nagle nie miała znaczenia, a ja właśnie na to liczyłam najbardziej, gdyż moim zdaniem – było to najważniejsze zdarzenie tego dnia. Nie było żadnej dyskusji na ten temat, aby wyjaśnić cokolwiek z tego co się tam ze mną działo.



 Zabytkowy drewniany dom Wiktorii i jej ojca sprawił, że czułam się jakby czas zatrzymał się 100 lat temu i te same osoby zachowywały się tak jakby to był początek XX wieku. Jakbyśmy przenieśli się  w czasie o 100 lat i właśnie tak wyglądałby rozmowy o tym co tutaj się działo i nadal dzieje w XXI wieku. Miałam wrażenie jakbym przybyła z przyszłości i usiłowała coś przekazać, ale nikt nie rozumiał  i nadal nie rozumie o co chodzi... Tak jakby nałożono nam program – projekcję z przeszłości, która ograniczała nasz racjonalizm. Ale kiedy i gdzie to się stało? Chyba w Wysokiej, gdy zobaczyłam strumień jasnego promieniowania skierowany w naszą stronę… A ja wciąż zadawałam sobie pytanie: CO TUTAJ SIĘ DZIEJE? Co tutaj jest? W Jordanowie?



Dopiero po powrocie do domu zdałam sobie sprawę, że niektóre miejsca anomalii grawitacyjnych mają taki wpływ na człowieka i zdarzenia, które można zrozumieć i wyjaśnić w świetle współczesnej fizyki i nauki w naszych czasach. Czas najwyższy zacząć to badać dla naszego dobra!



 Była godz. 17.00 gdy pożegnaliśmy miłych Gospodarzy oraz Wiesława. Ruszyliśmy w drogę powrotną do Gliwic, a Wiesiu do Sidziny. Gdy byliśmy w okolicy Gliwic Ewa pokazała nam ruiny zamku w Chudowie oraz duży legendarny „diabelski kamień” z Taciszewa. Oczywiście zaraz go sprawdziłam. Ma wielką biała „łatę” – znak na górze kamienia. Oznacza to, że tam jest Baza Kosmiczna i zamierzaliśmy to sprawdzić następnego dnia. Zatrzymaliśmy się u Janusza na kolacji, ale znowu nikt z nas nie wracał do zdarzeń w Jordanowie. Pożegnałam Janusza dziękując za udział w tej niezwykłej wyprawie.



 Wróciłyśmy do domu Ewy późno i jeszcze długo rozmawiałyśmy o tym co się działo, bo wszystko było tak niezwykłe i dziwne, że nie sposób to od razu ogarnąć i logicznie poukładać. Trzeba jednak o tym rozmawiać i analizować, bo inaczej to co się działo nie ma znaczenia dla nikogo! Zmęczone fizycznie wrażeniami całego dnia poszłyśmy spać ok. godz. 01.00 w nocy.



Następnego dnia obudziłam się ok. godz. 07.00 wypoczęta i gotowa do realizacji planu, który ustaliłyśmy przed snem. Jednak wszystko potoczyło się inaczej i miałam wrażenie, że przeżywam deja’vu z poprzedniego dnia. Jakby odwrotna „projekcja” została zakodowana i realizowana wbrew wszystkiemu... W południe pojechałam z Ewą zwiedzić okolicę i były to wrażenia i wnioski w pełni potwierdzające moje odczucia. Zatrzymałyśmy się na dużej polanie w lesie, gdzie lubiła przebywać… Tam w wizji zobaczyłam niezwykłe zabudowania z przeszłości… z czasów Atlantydy. To co tam zrozumiałam wiele wyjaśniało i wiedziałam, że jest tam Baza Kosmiczna z przeszłości, która realizowała swój program… Tylko czyja? „Po owocach ich poznacie”.

Historia naszej cywilizacji powtarza się kolejny raz… a my co z tego rozumiemy?



Następnego dnia rano wracałam pociągiem do Gdyni. Przez kilka dni nie miałam czasu ani nie byłam w stanie analizować tego co się wydarzyło podczas wyprawy w góry, a była to niezwykle ważna i ciekawa wyprawa. Zaczęłam spisywać kolejne dni wyprawy i dopiero wówczas zaczęły wyłaniać się właściwe wnioski, które potwierdziły wszystko co do tej pory odkrywałam i pisałam, ale nikt z ufologów i psychotroników w Polsce nie rozumie tego i nie bada. Ma to ścisły związek ze STREFĄ 3c 123 na Kaszubach o czym pisałam w I cz. „Wyprawa w poszukiwaniu Baz Kosmicznych na Babiej Górze”.



W II cz. opisałam badania pasm kosmicznych, ufo – tuneli i tzw. diabelskich kamieni na Zakamionku. Gdy skończyłam pisać nagle tekst znikł… (?!) Zmusiło mnie to do myślenia… bo niby dlaczego?! Co tam jeszcze się zdarzyło… Po 2 tygodniach napisałam sprawozdanie jeszcze raz i wstawiłam na Facebooku oraz przesłałam do publikacji na Blogu Roberta. Każdy kto jest zainteresowany tą sprawą może to przeczytać. Tym razem opisując drugi dzień wyprawy pominęłam „drobny szczegół”, który okazał się b. ważny gdy wróciłam na wieś, do Strefy 3C 123… dlatego muszę do tego wrócić. Zresztą takich „drobnych szczegółów” było wiele, ale nie sposób o wszystkim napisać.



Wrócę do tego momentu… Skupiałam się na badaniach pasm kosmicznych wokół Babiej Góry i szłam ścieżką pierwsza. Gdy zbliżaliśmy się do Mokrego Stawu - Ewa i Kasia szły na końcu i w tym czasie odkryły dziurę  w usypisku kamieni, a potem usłyszały dziwny regularny dźwięk, który je zaintrygował. Nagrały to na dyktafon, aby nam to odtworzyć. Zastanawialiśmy się co to jest, bo był to regularny modulowany dźwięk, jak sygnał, który przypominał głos jakiegoś ptaka. Pomyślałam: Jak Indianie ukryci w gąszczu przygotowujący pułapkę na wrogów nadawali swoje sygnały dźwiękowe… Gdy siedzieliśmy przy Mokrym Stawie ten sam dźwięk powtarzał się co jakiś czas! Potem już tego dźwięku nie słyszeliśmy!



Usłyszałam ten sam dźwięk tam gdzie się tego nie spodziewałam! Po kilku dniach pojechałam na KASZUBY, do Strefy 3c 123 w Małych Stawiskach. Przyjeżdżam tutaj od dziecka i nigdy takiego dźwięku nie słyszałam przez całe swoje życie, aż do czasu powrotu z Babiej Góry! Ten dźwięk słyszałam przez miesiąc o różnych porach dnia i z różnych stron. Początkowo dziwny dźwięk drażnił mnie, potem zaczęłam się oswajać i analizować to co w tym czasie się działo, a działo się dużo…! Nagle pojawili się ludzie z sąsiedniej wsi – Nowej Kiszewy, których właściwie nie znałam. Co ciekawe - byli z okolicy tego sygnału! Myślałam – Kto ich przysłał i CO tam jest? Obserwowałam ich pracę i słuchałam co mówią. Po trzech tygodniach wiedziałam kim są…  Zachowywali się jak „Sąsiedzi” w czeskiej bajce dla dzieci na „Dobranoc”. Co zrobili - to  dokładnie spartaczyli!



Dzień przed ich „odejściem” w południe siedzieliśmy na dworze rozmawiając, gdy nagle usłyszałam ten szczególny dźwięk najpierw od wschodu… Zapytałam „Sąsiada” który z wykształcenia jest matematykiem i pedagogiem – co to za dźwięk?  Stwierdził, że to jakiś ptak. Po chwili ten sam dźwięk usłyszeliśmy od strony zachodniej i po kilku sekundach znowu ze wschodu i po 2 sekundach znowu z zachodu. Na koniec usłyszeliśmy r ó w n o c z e ś n i e  z trzech stron - ze wschodu i zachodu oraz centralnie z północy od strony wsi Małe Stawiska. „Sąsiad” patrzył przed siebie z głupią miną, bo to już na pewno nie był dźwięk żadnego ptaka! Więc CO to było?



Po chwili powiedziałam: To jest jakiś sygnał… z Baz Kosmicznych na obwodzie Bazy Kosmicznej Króla Jahwe. Sygnał skumulował się nad centrum tej BAZY.



Co to oznacza? Zobaczymy… ale myślę, że będzie niezła „zadyma” z ludźmi którzy będą to chcieli teraz badać. Co zrobią z tą sprawą pokazali dwaj „partacze”! Co ja zrobiłam z nimi? Zanim skończyli swoją pracę wezwałam telefonicznie jednego z nich aby zabrał narzędzia i zapowiedziałam, że nie mają się tutaj więcej pokazywać. W czasie tych lat, gdy to miejsce badam, byli tutaj różni „partacze” z branży psychotronicznej i innych… i zachowali się dokładnie tak samo! Czyżby tutaj mieli pojawić się „nowi partacze”? Czy w Polsce są tylko sami „partacze” i dla kogo oni pracują?



Ale co to ma wspólnego Babią Górą i Bazą Kosmiczną Króla Jahwe w Małych Stawiskach? Na Babiej Górze są różne Bazy Kosmiczne, które otaczają Bazę Hiad oraz Bazę Obwodową dla „Radioźródła 3c 123” na Kaszubach.



Pisałam już wielokrotnie, że Bazę Kosmiczną  -„Radioźródła 3C 123” na Kaszubach otaczają różne mniejsze bazy - w tym kilka baz szaraków i sprzymierzonych z nimi wrogich cywilizacjami, które mają tutaj swoich ludzi i wystarczy patrzeć co oni robią… To co zrobili „SĄSIEDZI” wyjaśnia gdzie w Nowej Kiszewie i w okolicy są Bazy Obcych i co zrobią z każdą sprawą, która mogłaby wnieść coś pozytywnego dla sprawy moich badań oraz przyszłości… przede wszystkim przyszłości POLSKI! To co zrobili „SĄSIEDZI” w małej sprawie jest zapowiedzią tego co zrobią inni „partacze” w dużej sprawie.



Czas podsumować wyprawę na Babią Górę i do Jordanowa oraz wyciągnąć z tego WNIOSKI, gdyż nikt inny tego nie zrobi!


CDN.