Na redzie
Warny stanęliśmy o świcie. Po śniadaniu spuściliśmy na wodę zodiaka i wraz z Gemmą i Naïs
popłynęliśmy do portu. Warna jest atrakcyjnym portem i pięknym miastem, ale nas
interesowało przede wszystkim pobojowisko pod Warną z roku Pańskiego tysiąc
czterysta czterdziestego czwartego roku, po bitwie, w której rzekomo miał
zginąć młody król Polski Władysław III zwany Warneńczykiem.
- I mimo
tego, że Turcy szukali bardzo dokładnie, nie udało im się znaleźć ciała młodego
króla – zakończyłem mój zaimprowizowany wykład.
- Co się z
nim stało? – zapytała Gemma. – Przecież tu jest jego cenotaf?
- Właściwie
nie wiadomo. Pewne fakty historyczne wskazują na to, że udało mu się uciec z
pobojowiska i przedostać na Maderę, gdzie dokonał żywota. Inni zaś twierdzą, że
dostał się do Hiszpanii i przebywał w Sewilli jako mnich… Ta zagadka
historyczna nie została rozwiązana do dzisiejszego dnia, a poza tym…
- Poza
tym, co? – zapytała Naïs.
- Poza tym
znam kogoś, kto zagadkę zniknięcia polskiego króla wiąże z zagadką istnienia
jednej z największych relikwii chrześcijaństwa – Świętego Graala!
- To jakiś
żart?
- Niezupełnie.
Władysław III i Święty Graal mogli się spotkać właśnie w Sewilli. Kto wie, czy
jako mnich nie miał okazji go nawet dotykać. Kto wie? A poza tym istnieje
przecież ślad wschodni z legendzie Świętego Graala.
- No, nie!
– zaprotestowały obie kobiety.
- A
właśnie, że tak! – rzekłem z naciskiem na „tak”. – Pamiętacie Zjazd
Gnieźnieński w roku tysięcznym?
- No, coś
takiego słyszałam… - powiedziała niepewnie Gemma.
-
Młodziutki cesarz niemiecki Otton III przybył do ówczesnego władcy Polski
Bolesława Chrobrego po drodze swej pielgrzymki do grobu świętego Wojciecha.
Oczywiście ówczesnym zwyczajem doszło do wymiany darów i ten światły Niemiec
sprezentował Bolesławowi – no jak myślicie, co?
- ???
- Diadem i
włócznię świętego Maurycego, co było wyrażeniem zgody na koronację księcia
Bolesława na króla Polski. W tej imprezie brali także udział dwaj legaci
papiescy Sylwestra II… I jeszcze coś, o czym Gall Anonim nie przekazał żadnej
informacji, ale jest to uwidocznione na Drzwiach Gnieźnieńskich – właśnie
ozdobny puchar z dwoma uchwytami – dokładnie taki, jaki znajduje się teraz w
Sewilli! A co dostaje w zamian? - relikwie świętego Wojciecha, którego Otton
znał osobiście! Może to był Graal, a może jego replika? – tego nie wiemy. Ale
za to istnieje możliwość, że stoimy właśnie na miejscu, gdzie kiedyś, w tysiąc
czterysta czterdziestym czwartym roku polski władca uciekał przed Turkami
unosząc do Hiszpanii swą cenną relikwię, która stanowiła dlań paszport
otwierający wszystkie drzwi w Zachodniej Europie…
-
Karkołomne! – powiedziała Gemma – ale coś w tym jest…
-
Niewiarygodne – Naïs pokręciła głową.
Interesująco
zapowiadającą się dyskusję zakłócił dzwonek mojego telefonu komórkowego.
Zdumiony odebrałem rozmowę nie widząc żadnego znajomego numeru.
- Słucham,
Laskowski – rzuciłem w mikrofon.
- Marcin
Milczarek z tej strony – usłyszałem w słuchawce – witam pana.
- Dzień
dobry – odpowiedziałem zdumiony. – W czym mogę panu pomóc?
-
Spotkajmy się o trzeciej po południu w kawiarence nieopodal miejsca zacumowania
waszego zodiaka – OK.? Będziemy
musieli pogadać.
- Jasne,
jak pana poznamy? – zapytałem.
- To ja
was dopadnę – odparł wyraźnie zadowolony. – Proszę tylko tam być o trzeciej.
- OK.,
będziemy – odrzekłem.
- No to do
zobaczenia – profesor odłożył słuchawkę.
- Zbieramy
się stąd moje panie – powiedziałem stanowczo – o trzeciej mamy randez-vous.
Szliśmy
powoli bulwarem Primorskij w kierunku terminalu morskiego. I faktycznie,
znajdowała się tam kawiarenka okupowana przez tłumy ludzi. Jeżeli profesorowi
zależało na anonimowości, to nie mógł trafić lepiej – w tym tłumie można było
ukryć dwa tuziny agentów, kopę zamachowców i gros szpicli. I nikt nie
potrafiłby ich odnaleźć, no chyba że uderzyłby na chybił – trafił…
- W takich
przypadkach trzeba liczyć tylko na szósty zmysł, intuicję czy rachunek
prawdopodobieństwa – pomyślałem.
- Witam
pana – usłyszałem za sobą spokojny głos Milczarka. – Niech się pan nie odwraca,
jestem śledzony! – dodał szybko.
Poczułem,
jak coś wsuwa się do kieszeni mojej bluzy i usłyszałem znowu jego głos
- Niech
pan zabierze swe dziewczyny i powoli odejdzie do pontonu. Powodzenia!
Nie
odpowiedziałem ani słowa, bo tego się nie spodziewałem. Ktoś śledził profesora,
więc zaaranżował błyskawiczne spotkanie w najludniejszym miejscu plaży i portu.
Stara dobra metoda stosowana przez wywiad. To było logiczne. Po chwili
zobaczyłem jego plecy, jak oddalał się w stronę stojącego przy nabrzeżu promu
do Odessy czy Sewastopola.
Powróciłem
do obu kobiet stojących przy nabrzeżu i patrzących zalotnie, zaczepnie i
bezczelnie na przechodzących mężczyzn. Ich spojrzenia niejednokrotnie były
odwzajemniane.
-
Widziałyście coś podejrzanego? – zapytałem, kiedy powoli szliśmy w kierunku
zacumowanego zodiaka.
Pokręciły
głowami. Inna rzecz, że Gemma nie znała Milczarka, więc nie mogła go wychwycić
w tłumie, a Naïs znała go tylko z publikacji i Internetu, ale nie spotkała się
z nim w realu.
- Nic
tutaj nie wystoimy, wracamy na jacht – powiedziałem.
- A randez-vous? – zapytała Gemma.
- Już było
– odparłem.
- Gdzie? –
oczy Gemmy rozszerzyło zdumienie.
- Wszystko
opowiem, kiedy będziemy na wodzie – obiecałem.
Wskoczyliśmy
do pontonu, Gemma odpaliła silnik i popłynęliśmy w kierunku Atlantis MMII zakotwiczonego na redzie.
- Daj małą
naprzód – poprosiłem Gemmę, kiedy oddaliliśmy się od mola na dwa kable. Gemma posłusznie zmniejszyła obroty silnika i
zodiak przysiadł na wodzie. Wyjąłem z
kieszeni zwitek papieru. Był zapisany po polsku.
- Co to
takiego? – zapytała Gemma.
- List od
profesora, który naraił nam tę robotę – powiedziałem.
- Od
profesora Milczarka? – brwi Naïs podjechały na cal do góry. – A tak mi się
wydawało, że mi mignęła w tłumie jego twarz… Miał jasny sportowy garnitur,
biała koszula bez krawata… To był on!...
Spojrzałem
na nią spod oka.
- Jak na
blondynkę, to jest całkiem spostrzegawcza i szybko kojarzy fakty – pomyślałem.
– No w końcu jest naukowcem…
-
Przeczytaj w końcu, co tam jest! – Gemma była niecierpliwa jak mała dziewczynka
na widok kiosku z lodami.
- OK. –
odrzekłem – a zatem słuchajcie!
- Moi Kochani!
– zacząłem.
- Ach, jak
ładnie! – zadrwiła Naïs. – Jeszcze trochę i się popłaczę ze wzruszenia. Wysyła
nas przeciwko potworom, a sam rozpiera się w laboratorium…
- Cicho,
czytaj! – powiedziała Gemma.
Moi
Kochani!
Wybaczcie,
ale wrobiłem Was w zadanie, którego tylko Wy możecie się podjąć i wykonać. Jak
już wiecie, chodzi o tajemnicze okaleczenia delfinów u południowych wybrzeży
Krymu. Podejrzewamy, że jest to za sprawą jakiegoś mutanta, który uciekł z
tajnego laboratorium czy wojskowego ośrodka badań genetycznych w Rosji lub na
Ukrainie. Dlatego też bardzo proszę o wykonanie następującego zadania:
1.
Już dzisiaj wieczorem z Warny popłyniecie w kierunku
Zongulaku i na pozycji: 42°N - 030°E
skręcicie na wschód i popłyniecie w kierunku NE-E.
2.
Na pozycji: 43°N - 038°E, to jest na wysokości
Soczi, wykonacie skręt na północny-wschód i popłyniecie w kierunku
Noworosyjska, trzymając się jednak z dala od tamtejszej bazy marynarki
wojennej.
3.
Następnie udacie się w kierunku Cieśniny
Kerczeńskiej i przeprowadzicie „wymiatanie morza” przy pomocy sonaru
panoramicznego aż do Jałty i z powrotem. Szczegóły na załączonej mapie. Chodzi
o to, byście przyjrzeli się bacznie każdemu obiektowi większemu od delfina.
Oczywiście poza okrętami podwodnymi.
4.
Jeżeli będzie to możliwe, proszę o użycie ROV i
wykonanie jak największej ilości materiałów zdjęciowych i filmowych. Będzie to
podstawą do dalszych działań Greenpeace w tym zakresie.
5.
Powrót bezpośrednio przez Bosfor do Kadyksu, bez
zawijania do portu. Materiały, które zebraliście zostaną zabrane przez
hydroplan o oznaczeniach G-RHYU na Morzu Śródziemnym w punkcie o współrzędnych:
36°N - 018°E. Tam też kończy się Wasza misja.
Jeszcze
raz przypominam o tym, że jest ona ściśle tajna.
Z
góry dziękuję za współpracę i życzę Wam wszystkim powodzenia!
Marcin
Milczarek
Zapanowało
milczenie.
-
Zapowiada się ciekawie. Jak myślicie, dlaczego profesor nie podał tego drogą
radiową, tylko zaryzykował błyskawiczne spotkanie w Warnie? – zapytałem.
- To
oczywiste – odrzekła Naïs – był śledzony i liczył się z możliwością podsłuchu
radiowego.
- Ciekawe,
że nie podał nam terminu odebrania materiałów, czy to oznacza, że jesteśmy
śledzeni? – zastanawiała się Gemma.
- Pewnie
satelitarnie – odpowiedziałem jej – mają pewnie wtyki w NASA czy u Rosjan i
mogą nas widzieć z góry. Szczególnie jak się opalacie nago na pokładzie…
Roześmialiśmy
się wszyscy, choć nie było nam do śmiechu. Zodiak
dobił do burty Atlantis MMII i
weszliśmy na pokład.
-
Jesteście wreszcie – Krystyna nie ukrywała swego niepokoju. – Jak tam po
spotkaniu?
Bez słowa
podałem jej list i mapę. Przeczytała i spojrzała na mnie ze zdumieniem.
- Ciekawie
wykreślony kurs – powiedziała – zauważyliście, że przebiega nad największymi
głębinami tego morza?
- Chyba
nie powiesz mi, że tam coś żywego się znajdzie – zaprotestowała Naïs – wszak
strefa poniżej dwustu metrów jest tu zupełnie azoiczna ze względu na skażenie
wody metanem i siarkowodorem… A zatem mogą się tu utrzymywać tylko beztlenowe
formy życia. Jakaś Hedora…?
- No i
Godzilla, Guilala, Gamera do spółki – dodałem ze śmiechem.
- No i
Motra – dołożyła swoje Krystyna.
- He, he a
nie zapomnieliście czasem o Biollande? – zaśmiała się Gemma.
- Nie
drwij, bo relacje wielu ludzi mówią o tym, że najwięcej smoków morskich i
innych potworów żyje właśnie w Morzu Czarnym! – zawołała Naïs, a my znów
wybuchnęliśmy śmiechem.
- Po
zapadnięciu zmroku podnosimy kotwicę i bierzemy kurs na Zongulak –
powiedziałem. – Nasza przygoda dopiero się zaczyna…
CDN.