Morze Czarne – Atlantis MMII
- Co
robimy? – Krystyna pierwsza otrząsnęła się ze stuporu, jaki nas ogarnął na
chwilę, kiedy uświadomiliśmy sobie, co
jest celem ataku.
- Zwiewamy
stąd – powiedziałem – tylko szybko!
- Czemu? –
zapytała Naïs.
- Nie mam
ochoty na tłumaczenie się nie za swoje winy – odparłem. – Zjeżdżamy stąd! I tak
tutaj nic nie zrobimy. Żeby to zatrzymać, trzeba wyłączyć centralny komputer,
który kieruje strzelaniem. Wiesz, gdzie on się znajduje?
Naïs
pokręciła przecząco głową.
- Ja też
nie – odparłem.
- Wydaje
mi się, że zagłada nowej części Atlanterra też była spowodowana przez te same
siły, które działają tutaj i teraz – rzekła niespodziewanie Gemma.
- Jasne,
tylko trzeba odpowiedzieć na pytanie: kto lub co tam takiego było, co mogło
komuś przeszkadzać tak bardzo, że bez wahania zamordował trzy i pół tysiąca
ludzi? – odparłem.
Kolejne
potężne „uuufff!!!” wstrząsnęło krążownikiem, i w sekundę później ryk silnika
rakietowego rozdarł ciszę.
- Druga
poszła – skomentowała Naïs. Spojrzeliśmy w kierunku dziobu. Pocisk wznosił się
coraz wyżej do góry, świecą w zenit.
- Trzecia
się uzbraja – usłyszałem głos Krystyny. Spojrzałem na nią, była blada.
- Uciekamy
stąd – powtórzyłem i ruszyłem do pancernego włazu.
Biegliśmy
do bakburty, przy której przycumowany stał Atlantis
MMII. Szybko skoczyliśmy na pokład naszego jachtu. Gemma odcumowała i
powoli odeszliśmy od potężnego kadłuba krążownika. Dałem gaz do dechy i po paru
minutach oddaliliśmy się na dwie mile od niego. Morze i niebo pojaśniało, kiedy
kolejna rakieta wystartowała z jego pokładu. Gromowy odgłos pracy jej silnika
dobiegł do nas po kilku sekundach.
- Ile
upłynęło czasu od startu pierwszego pocisku? – zapytałem.
-
Szesnaście minut i trzydzieści osiem sekund – odpowiedziała Atis. – Czternaście
minut do impaktu…
Po
wystrzeleniu czwartego pocisku wszystko się uspokoiło, krążownik znów martwo
kołysał się na fali. Pogasły światła i widzieliśmy znów jego ciemną sylwetkę na
tle jaśniejącego już nieba.
-
Trzynaście minut – rozległ się głos Atis.
- Płyniemy
dalej, kładziemy się na kurs zero cztery pięć – powiedziałem.
- Tak
jest, kurs zero cztery pięć – potwierdziła Atis.
- Prędkość
osiem węzłów.
- Jest
osiem węzłów.
- Tak
trzymać.
- No i
masz romantyczną przygodę – zwróciłem się do Naïs. – Czegoś takiego się na
pewno nie spodziewałaś?
- A wy? –
odparowała.
- Też nie
– wzruszyłem ramionami.
- Dlaczego
nic nie robimy!? – krzyknęła Naïs – przecież trzeba coś zrobić!
- A co
chcesz zrobić? – zatrzymać te pociski? – Krystyna wzięła moją stronę.
- Kogoś
zawiadomić! – Naïs była bliska płaczu.
- Kogo? –
odezwała się Gemma – NASA? A może rosyjską marwojkę?
Ciekawe, czy nam uwierzą, jak im powiemy, że rosyjski krążownik wystrzelił
cztery pociski klasy woda – przestrzeń
kosmiczna w stronę EST…? Powiedz
– uwierzą?
- N-no
nie… - przyznała cicho Naïs i pociągnęła nosem. – Przepraszam…
- Nie ma
za co, każdy ma swoje złe dni – powiedziała Krystyna. – A ten jest jednym z
gorszych…
- Dziesięć
minut do impaktu – głos Atis.
-
Strzelano po prostej wyprzedzenia, więc fajerwerki zapalą się niemal w zenicie
– powiedziałem.
- Patrzcie
na wykres – powiedziała naraz Naïs – o tu! I tutaj! – wskazywała palcem na
jakieś punkty.
Spojrzałem
dokładniej. Poza reliefem dna widać było także jakieś obiekty, które poruszały
się najwidoczniej bardzo szybko, bo ich odwzorowania były lekko zamazane.
- Atis! –
odezwałem się – co możesz powiedzieć o tych obiektach?
- Nieznane
obiekty podmorskie poruszające się z prędkością trzydziestu węzłów na
głębokości tysiąca dwustu metrów i idące na płytkie – odpowiedziała
natychmiast. – Struktura i pochodzenie obiektów – nieznane.
- Gdzie
one teraz się znajdują? – zapytałem.
- W
odległości mili od Admirała Masorina
– padła natychmiastowa odpowiedź – i zbliżają się do niego zarówno po osi
odległości jak i głębokości.
- Ich
rozmiary? – zapytała Gemma, która stała za mną i jej oddech parzył mi szyję.
- Mają
kształt elipsoidy obrotowej o promieniu dwudziestu ośmiu metrów i wysokości
szesnastu metrów. Pięć minut do impaktu – zameldowała Atis.
Zamilkliśmy.
Po raz pierwszy udało się na nam złapać nieznanego „kogoś” na kreciej robocie.
Atis zarejestrowała to wszystko i poczułem się lepiej. Przyszła mi do głowy
pewna myśl i postanowiłem ją wprowadzić w czyn w czasie mojej wachty. Nie
wiedziałem, na co profesorowi i jego przyjaciołom są potrzebne te dane, ale
postanowiłem je skopiować z komputera nawigacyjnego na swój własny użytek.
Diabli wiedzą, na co się mogły przydać, ale podejrzewałem, że gdybym tego nie
zrobił, żadne z nich nie ujrzałyby światła dziennego. Ludzie z Przyszłości się
nie wtrącali, a zatem albo tak właśnie miało być, albo – ich wiedza nie sięgała
tak daleko, jak się nam wydawało. I teraz sami nie wiedzieli, co z tym fantem
zrobić… Będą musieli jakoś zjeść tę żabę – pomyślałem.
- Dwie
minuty do impaktu – powiedziała Atis.
- Będziemy
to filmować? – zapytała Naïs. Wyciągnęła kamerę z torby i mocowała ją na
statywie.
- Tak,
oczywiście – odpowiedziałem. – Aha, Atis, czy filmowałaś przebieg tego, co się
działo na Admirale?
- Tak,
oczywiście – odpowiedziała po chwili.
- Kto
wydał polecenie filmowania? – zapytałem zdumiony, bo prawdę powiedziawszy
zapomniałem o tym.
-
Polecenie wydała pani Naïs Castlemoore – usłyszałem w odpowiedzi. – Minuta do
impaktu.
- Odliczaj
co sekundę, OK.? – poprosiłem.
- OK.,
pięćdziesiąt osiem, pięćdziesiąt siedem, pięćdziesiąt sześć…
Patrzyliśmy
w górę. W polu widzenia mieliśmy jasne gwiazdy lśniące na przedporannym,
jasno-granatowym niebie.
- Gdzie
Bliźnięta? – zapytała Naïs.
- Tam –
szczupła ręka Krystyny wskazała kierunek.
-
Trzydzieści trzy, trzydzieści dwa, trzydzieści jeden…
-
Filmujesz? – zapytałem.
Naïs
skinęła głową.
-
Dziewiętnaście, osiemnaście, siedemnaście… - płynęły sekundy w toku odliczania
ich przez Atis.
Rozejrzałem
się po morzu. Tam, gdzie miał znajdować się krążownik woda świeciła niezwykłym,
zielonkawo-niebieskawym blaskiem. Wskazałem go Krystynie.
- Pięć,
cztery, trzy… - odliczała Atis.
Sięgnąłem
po lornetę i spojrzałem w tamtym kierunku. Krążownik stał w kręgu zielonkawego
lśnienia.
- Dwa,
jeden, ZERO! – Atis skończyła odliczanie.
Trzy
kobiety patrzyły w niebo, na którym naraz wyrosła ogromna, szybko rozdymająca
się kula światła, które ciemniało w miarę powiększania swej średnicy. Jakby na
chwilę pojawiło się drugie słońce nad horyzontem.
- Projekt Rainbow Bomb w swej krasie – Gemma
otrząsnęła się z obrzydzeniem. Krystyna tylko splunęła do wody.
- Nie pluj
do wachy – ostrzegła ją Gemma – to przynosi pecha.
- Przecież
miało rąbnąć w zenicie? – Naïs była zawiedziona.
- Nie
zapominaj, że Ziemia się obraca… - wyprowadziłem ją i siebie z błędu. – Dobra,
starczy tych atrakcji na dzień dzisiejszy – powiedziałem. – Kto na wachtę, ten
do sterówki, a kto spać, to spać.
CDN.