Powered By Blogger

piątek, 12 grudnia 2014

Tajemnica Wzgórza 611: Inne możliwości (2)



Już po opublikowaniu materiału na temat Incydentu Dalniegorskiego skontaktowałem się z dwoma polskimi meteorytologami – mgr Andrzejem Kotowieckim i mgr Romanem Rzepką i zapytałem ich o opinię na jego temat. A oto, jakie otrzymałem odpowiedzi:

Andrzej Kotowiecki:  Bardzo ciekawy artykuł, serdeczne dzięki, napewno postaram się ująć w nowej wersji anglojęzycznej mojej pracy o tektytach, książki, która ma być wydana w przyszłym roku w Indiach, w listopadzie mam mieć również tam wykłady na Uniwersytecie k./Bangalore. Do Planetarium w Puttaparthi przekazuję również swoją kolekcję tektytów wraz z wystawą poświęconą Wojnom Gwiezdnym w Starożytnych Indiach.

Roman Rzepka: Dzięki! (…) Oczywiście przeczytałem z uwagą ten artykuł, i doszedłem do wniosku, że ...do niczego nie doszedłem - bardzo dziwne to wszystko, często poszczególne elementy jakby się wykluczały, więc o jakiś logiczny tok myślenia trudno. Tak po przesianiu wszystkiego pozostałaby mi myśl, że mógł to być jakiś meteoryt „organiczny” (nie węglisty w sensie klasyfikacji oficjalnej) zbudowany głównie z jakiegoś polimeru wielowęglowego, bo według wszelkich reguł ziemskich taka materia powinna tworzyć się w obłokach, w okolicach gwiazd z silną emisją UV. Ale „takich meteorytów nie ma”, i przerzut z takich obszarów też jest „niemożliwy”, więc nic z moich spekulacji.

No właśnie – to napisali ludzie, którzy na meteorytach zjedli zęby.

Osobiście jestem zdania, że obaj ci specjaliści mogą mieć rację. Możemy mieć do czynienia albo z pozostałościami po antycznych Gwiezdnych Wojnach opisanych w sanskryckich poematach, albo z egzotycznymi meteorami, które tworzą się w specyficznych warunkach w przestrzeni kosmicznej. Jedno nie wyklucza drugiego. A mnie z kolei przypomniały się dwa inne ciekawe przypadki podobne do tego z Dalniegorska i Jerzmanowic, a które miały miejsce nad Ukrainą i nad Hebrydami, o których napisałem ongi w pracy „Projekt Tatry” (Kraków 2002), a które pozwolę sobie tutaj przypomnieć:


APPENDYKS D


Wiele razy i w różnym sposobie przychodziła zguba rodzaju ludzkiego i będzie przychodziła nieraz...
Platon – „Timajos”

Czarni Magowie z Atlantydy... potrafili także wyzwalać energię bezpośrednio z materii...
Maurycy Jókai – „Atlantyda”

           
Już po zakończeniu PROJEKU TATRY otrzymałem symultanicznie z Anglii, Ukrainy i USA kilka informacji o obserwacjach dziwnych obiektów, które poruszają się po wokółziemskich orbitach, z których czasem nawet schodzą i ich upadki powodują dziwne skutki, o czym dalej. Ze względu na to, że cztery przypadki z opisanych w Raporcie... zahaczają także o Tatry, uznałem za stosowne zamieścić szerszy materiał na temat tych obiektów, dla których zaproponowałem nazwę Nieznane Obiekty Orbitalne - NOO czy w angielskiej wersji językowej Unknown Orbiting Objects - UOOs. Materiał ten miał być zbierany i opracowywany przy pomocy i fachowej konsultacji znanego w Europie eksperta od rakiet, statków kosmicznych i broni rakietowo-jądrowej, członka AAS, laureata wielu nagród państwowych i autora książek z tego zakresu - książek, które stały się podręcznikami dla wszystkich szkół oficerskich i akademii wojskowych w Polsce - prof. dr inż. Zbigniewa Schneigerta z Zakopanego. Niestety, ciężka choroba i śmierć w 1998 roku tego znakomitego uczonego i konstruktora przekreśliła nasze ambitne plany. To, co prezentuję poniżej stanowi materiał wyjściowy do dalszych studiów na ten obiecujący poznawczo temat.

Problematyka NOO w Polsce jest prawie nie ruszona - za wyjątkiem kilku obserwacji odnotowanych przez Krakowską GB NOL i jej lidera Bronisława Rzepeckiego.[1] Na Zachodzie na serio tą problematyką zajęto się dopiero dziś, kiedy okazało się, że wiele obserwacji nie miało żadnego związku z SDI czy jej sowieckim/rosyjskim odpowiednikiem. A zajmują się tym zawodowi astronomowie, tacy jak dr Bill Rose.

A teraz chciałbym ukazać Czytelnikowi perspektywę nieznanej historii Ziemi, która sięga milionów lat wstecz, a której ślady znajdują się na Ziemi i kilkaset kilometrów ponad czy może raczej już obok niej...

Słynny w swej ojczyźnie i poza nią, angielski ufolog i emerytowany sierżant policji Anthony Dodd z Grassington (North Yorkshire), opisał w dwumiesięczniku UFO Magazine nr I-II,1997, nad wyraz ciekawy przypadek zaobserwowania wybuchu nieznanego ciała nad archipelagiem Hebrydów Zewnętrznych (Outer Hebrides Islands).

A sprawa miała się tak:

26 października 1996 roku, przy zachodnim brzegu wyspy Lewis - tzw. Butt of Lewis - wielu świadków zaobserwowało najpierw przelot samolotokształtnego obiektu latającego, a w chwilę później powietrzem nad wyspą wstrząsnął potężny wybuch [niektórzy świadkowie twierdzili, że były tam co najmniej dwa wybuchy] i lawina płomienistych szczątków, ciągnących za sobą spirale gęstego, białego dymu runęła w ocean. Poszukiwania prowadzone przez UKCG[2], policję i ekipy ratownictwa morskiego dały wynik zerowy. Eksplozje musiały być silne, bowiem jak doniosła mi grupa badawcza North Lancashire UFO Investigation Group - tego wieczora w Morecambe i Lancashire odczuto wstrząsy podziemne, które stały się m.in. przyczyną przerwy w dostawie prądu elektrycznego![3]

Jak konkluduje Anthony Dodd, sprawa ta pozostała nierozwiązaną do dziś dnia. Przyznaję, ta sprawa rzeczywiście jest trudna. Być może był to tylko wybuch pocisku rakietowego klasy woda - powietrze czy woda - woda, co jest wysoce prawdopodobne o tyle, że w tym czasie trwały manewry brytyjskiej Royal Navy  na akwenach położonych na zachód od wyspy Lewis. Były tam także okręty innych krajów NATO - jak to twierdzi Anthony Dodd:

Jest czymś całkowicie możliwym, że eksplozja Bolidu Tunguskiego była naprawdę eksplozją statku kosmicznego z napędem nuklearnym, który wyrwał się spod kontroli. Skończyło się to katastrofą. Wiemy, że na tamtych akwenach [koło Lewis] wypróbowuje się nowe systemy broni podwodnych i nawodnych, i nie zdziwiłbym się zbytnio, gdyby się nie okazało, że była to jedna z nich. Jednakże są inne wskazówki co do tego, że było to wrogie działanie jakichś sił, którym wojskowi dali odpór. Mam informację, że wiele myśliwców zaginęło bez wieści w czasie tych spotkań [incydentów].

Wiemy także, iż bardzo duże trójkątne pojazdy nadleciały nad Szkocję znad morza, a okręty nawodne i podwodne NATO śledziły je. Słyszeliśmy, że pewien amerykański okręt[4]znikł po jednym incydencie, a chociaż US Navy zdementowała te plotki, ale kiedy się z nimi skontaktowałem, to CIA zagroziła mi, że mnie „przymknie”.

Wiele niezwykłych rzeczy dzieje się nad naszym krajem, a które mają związek z fenomenem NOL-i. Czujemy, że stanie się coś niezwykłego już wkrótce i że przyszłość naszej planety jest niepewna...[5]

Zadziwiająca to szczerość Wyspiarza wobec niezbyt znanego mu ufologa from out there, jak Anglicy traktują wszystkie kraje słowiańskie - z pobłażliwą wyższością i sporą domieszką pogardy - a których mieszkańcy są dobrzy jedynie wtedy, kiedy zbieżne to jest z interesami Imperium Brytyjskiego. Oczywiście - wojsko niechętnie przyznaje się do porażek - bo i czymże jest wyrwanie się własnego pocisku spod kontroli, czy (jeszcze gorzej!) zestrzelenie własnym pociskiem swojego samolotu, bądź zatopienie własnego okrętu! Nie wiem, jak się sprawy mają z Brytyjczykami, ale Amerykanom ta sztuka udała się dwukrotnie - że wspomnę tylko trafienie własnymi torpedami w USS Tang i USS Tulibee w czasie II wojny światowej! Każdy tego rodzaju wypadek jest skandalem, bez względu na to, czy jest wojna czy pokój! Skandalem z przykrymi konsekwencjami - w demokratycznym społeczeństwie wielu polityków i dowódców traci stołki, w totalitarnym - głowy...  Wielka Brytania to nie ZSRR czy dzisiejsza Rosja  z jej mania utajniania wszystkiego, co dotyczy obronności i jest niewygodne dla rządzącej ekipy[6] - bowiem w normalnych i demokratycznych krajach utajnia się naprawdę bardzo ważne fakty, zaś wybuch rakiety - nawet tej najnowszej generacji - jest jedynie mniej ważną sensacją dnia...[7] Ja też nie sądzę, by była to jakaś ziemska rakieta.

Jeżeli więc nie była to rakieta, to co?

Osobiście uważam, że eksplozje na Hebrydach mogą stanowić dowód na to, że hipoteza o atomowych wojnach bogów-astronautów może być prawdziwa!

W świetle tego stwierdzenia mogą spokojnie założyć, że 26 października 1996 roku nad Hebrydami Zewnętrznymi doszło do eksplozji chemicznej głowicy termojądrowej pochodzącej sprzed co najmniej 12.000 lat. Jak to mogło być, to wyłożyłem w swych artykułach na temat „czarnych zaraz”[8] i nie będę się tutaj rozwodził nad przyczynami i skutkami Wielkiego Konfliktu. Dość wspomnieć jedynie to, że jego efektem było zniszczenie Atlantydy, Mu i Lanki. Walczące ze sobą strony używały wszelkich broni masowego rażenia (BMR), laserowej broni radiacyjnej (LBR) czy broni obezwładniającej (NLW[9]). Wszystko to opisał Aleksander Mora w swym opracowaniu.[10]

A zatem, co takiego wydarzyło się nad Hebrydami? Doszło tam najprawdopodobniej do eksplozji głowicy (lub kilku głowic) termojądrowych lub neutronowych należących do Atlantydów lub ich przeciwników. Nie były to wybuchy nuklearne, bo w takim przypadku Lewis przestałaby istnieć - podzieliłaby losy atoli Eugelab, Bikini czy Eniwetok - a jej mieszkańcy wyparowaliby w udarze termicznym rzędu 10 mln K syntezy termojądrowej. Były to wybuchy materiałów inicjujących syntezę termojądrową i paliw do tejże syntezy. Nie doszło do wybuchu termonuklearnego - dlaczego?

Przypomnijmy sobie kurs PO ze szkoły średniej. Z czego składa się bomba atomowa - bomba A? Bomba A składa się z dwóch lub więcej mas podkrytycznych, złożonych z izotopów U-233, U-235 lub Pu-239 i ładunków miotających ze zwykłego prochu, które mają za zadanie zestrzelić fragmenty o masie podkrytycznej w bryłę o masie nadkrytycznej i poprzez zwiększenie ilości  neutronów w masie uranu lub plutonu, doprowadzenie do zapoczątkowania reakcji łańcuchowej, która w ułamkach sekundy zamienia się w jadrowy wybuch. Cała rzecz przebiega wedle wzoru:

1.               235U + n → 91Kr + 142Ba + 3n + 150-200 MeV

- przy czym owe 150 - 200 MeV energii wydziela się w postaci całego diapazonu promieniowania elektromagnetycznego - od fal radiowych do promieniowania γ. Takie właśnie bomby poleciały na Hiroszimę i Nagasaki. Energia wybuchu każdej z nich wynosiła około 30 kT TNT[11] - czyli około 1,5 x 1014 J. Były to potwory o masie prawie 5.000 kg i niskiej sprawności, która na szczęście wynosiła zaledwie 5%. Oznacza to, że tylko 5% ładunku uranowego czy plutonowego zamieniło się w energię w czasie eksplozji. Ale i to wystarczyło, by uśmiercić w ułamku sekundy 200.000 ludzi, a drugie tyle poniosło śmierć po strasznych męczarniach konania od choroby popromiennej...

Innym pomysłem, NB niemieckim, były bomby radiologiczne - zwykłe bomby wypełnione kruszącym materiałem wybuchowym i w otulinie z radioizotopu o stosunkowo krótkim czasie półzaniku - T1/2. Idealnym materiałem był izotop 60Co o T1/2 = 5,3 roku, ale do celów militarnych najbardziej nadawałby się izomer 60mCo o T1/2 = 10,5 minuty. Sęk jednak w tym, że byłyby kłopoty nie tyle z jego wytworzeniem, ile z jego przechowywaniem. Izotopy rozpadają się bez względu na warunki zewnętrzne ze stałym tempem. Dlatego kobalt-60 bardziej nadaje się do tego, niż jego izomer. W momencie wynalezienia bomby A rozwinięto pomysł głowic radiologicznych i zamyślono wzbogacenie głowicy A w otulinę z radioizotopu, która rozpylona wskutek wybuchu bomby A, opadłaby na ziemię silnie radioaktywnym fall-out’em rażąc siłę żywą nieprzyjaciela. O ekologicznych skutkach takiego obłąkania lepiej nie mówić, bo w porównaniu z takim horrorem, efekty wybuchu w Czarnobylu to kaszka z mleczkiem.

Inaczej sprawa się ma z bronią termonuklearną - bronią H. Bomba H składa się z ładunku inicjującego i zasadniczego. Ładunkiem zasadniczym jest najczęściej wodorek litu - LiH. Wykorzystano tutaj ogromne temperatury i ciśnienia powstające przy wybuchu jądrowym, do zainicjowania reakcji termojądrowej, jaka ma miejsce w jądrze słonecznym i jądrach innych gwiazd. Schematy przebiegu tych reakcji zaprezentowałem już w rozdziale o NOL-ach, grzybach i Czarnobylu, więc nie będę się powtarzał. Dodam tutaj jedynie wodorek litu jest potrzebny po to, by uzyskać hel i superciężki wodór:

2.     6Li + n  →  4He + T + 4,7 MeV

Hel pozostaje jako produkt „gorącej” syntezy, zaś tryt wchodzi w kolejne reakcje syntezy termojądrowej. NB, w pierwszych bombach wodorowych stosowano tryt, którego T1/2 = 12,5 roku i to wymagało ciągłej wymiany trytu, który rozpadając się wedle wzoru:

3.     T  →   3He +  β-

- wytwarza izotop „lekkiego” helu - He-3, który pochłania neutrony przechodząc w „normalny” He-4. Bez neutronów reakcja syntezy zanika, i o takiej bombie mówi się, że „zakisła”, w rezultacie tego jej moc spada do 10...30% nominalnej, tak że w takiej bombie jest niebezpieczny jedynie jej detonator - bomba A, która wybucha „normalnie”. Próbowano taki „brudny” zapalnik zastąpić „czystym” zapalnikiem laserowym, ale na impuls o mocy eksawata - EW - potrzeba mocy przewyższających moc wszystkich elektrowni USA i jak na razie takie rozwiązanie jest pobożnym życzeniem. Wydaje się, że tego problemu Atlantydzi też nie przeskoczyli...

Głowica neutronowa - N - to zwyczajna głowica H o zmniejszonej mocy do kilku kT TNT, wyposażona za to w otulinę z berylu - Be i zawierająca w swym „paliwie” mieszankę wodorku litu i dwuwodorku berylu  w postaci: BeH2, BeD2 i BeT2. Beryl ma tę właściwość, że bombardowany cząstkami α - czyli jądrami helu - 4He - emituje ogromne ilości neutronów, które stanowią o morderczej sile bomb N. Nasuwa się ciekawa uwaga - czyżby hitlerowscy uczeni budując kompleks Der Riese w Górach Sowich wiedzieli o tym? Beryl występuje tam w postaci kryształów berylu - 3BeO · Al2O3 · 6H2O - i jest to jedyna kopalnia berylu na terenie Polski! - i ówczesnej III Rzeszy. Beryl ma zastosowanie w technice jądrowej jako moderator i reflektor neutronów.[12] Zatem kompleks ten był nazistowskim Alamogordo?...[13]

A zatem domniemana głowica, która weszła w atmosferę ziemską, poleciała w kierunku Hebrydów, zmyliła natowskie systemy OPB w rodzaju Patriot czy Aegis i wreszcie wybuchła nad Lewis miała zapalnik złożony z plutonu-239+IV. Dlaczego akurat z 239Pu+IV? Co za tym przemawia? Przemawia za tym stosunkowo krótki t1/2 tego izotopu plutonu, który wynosi jedynie 24.400 lat. A to oznacza, że po upływie czasu rzędu 20.000 lat czy nawet te 12.000 lat - detonator bomby wodorowej będzie już do niczego... - a to dlatego, że masa krytyczna będzie już tylko masa podkrytyczną reakcji łańcuchowej i ta nie nastąpi z powodu zmniejszenia liczby neutronów i przekroju aktywnego ładunku. Po wtargnięciu głowicy w atmosferę Ziemi nastąpiła eksplozja ładunku materiału wybuchowego, co doprowadziło do chemicznego wybuchu uwolnionego eksplozją ładunku mieszaniny wodoru i litu, które łączyły się z atmosferycznym tlenem wedle równań:

4.    2LiH + O2 → Li2O + H2O
5.     H2O + Li2O → 2LiOH↓

Po strąceniu się zasady litowej powinna ona wchodzić w reakcje z kwasem węglowym zawartym w deszczówce, zgodnie z reakcją:

6.     H2CO3 + 2LiOH →  H2O + Li2CO3

Lit i wodór są pierwiastkami chętnie wchodzącymi w związki z tlenem, a zatem są one łatwopalne, co pokazała nam lekcja Czarnobyla, i to doskonale tłumaczy opad płomienistych szczątków w ocean. Proste?

Myślę, że nadmierna obecność związków litu w glebie byłaby doskonałym indykatorem tego, czy rozbiła się tam bomba N czy H. a zatem należałoby poszukać izotopów tych pierwiastków w glebach na Lewis, co zasugerowałem Anthony’emu Doddowi w liście z dnia 22 stycznia 1997 roku. Jeżeli mam rację, to mieszkańcy Lewis mogą mieć takie kłopoty w przyszłości, jakie opisuje ponury dowcip z 1986 roku:

Jest rok 2086. wnuczek pyta dziadka: - Dziadziu, czy to prawda, że sto lat temu wybuchł reaktor w Czarnobylu? Tak, to prawda - odpowiedział dziadek i pogłaskał go po główce.
- Dziadku - pyta znowu wnuczek - a czy to prawda, że ja jestem mutantem?
- Ależ nie wnusiu - odpowiedział dziadek i pogłaskał go po drugiej główce...

Brałem jeszcze jedną możliwość pod uwagę - a mianowicie to, że Atlantydzi byli w stanie syntetyzować antymaterię. Reakcja anihilacji materii i antymaterii jest wyjątkowo wydajną reakcją w Kosmosie, która przebiega zgodnie z einsteinowskim wzorem na równoważność materii i energii, i o ile pięciotonowa bomba A z lat 40. wyzwalała energię rzędu 1,5 x 1014 J, to anihilacja takiej samej ilości materii dałaby już 4,5 x 1020 J czyli TRZY MILIONY RAZY WIĘCEJ, niż śmieszna petarda rzucona na Hiroszimę. I jeszcze jedno porównanie: zasoby paliw kopalnych stanowią około 11 x 1022 J - a przy maksymalnym wykorzystaniu energii uranu i plutonu będzie tego aż 2,5 x 1025 J - porównaj to sobie Czytelniku z energią pięciotonowej głowicy D (od słowa dezintegracja), a wtedy zrozumiesz, o jakich energiach mowa... Eksplozja takiej głowicy D nad Lewis, rozniosłaby na proch i pył co najmniej pół Europy. Być może coś takiego spadło w rejonie tajgi Podkamiennej Tunguskiej rankiem, 30 czerwca 1908 roku? Być może to właśnie antymateria jest wykorzystana do napędu NOL-i, ale to już osobny temat.

Reasumując pozwolę sobie na stwierdzenie, że taka może być właśnie przyczyna eksplozji nad Lewis. NB, na Hebrydach widoczne są ślady gigantycznego kataklizmu, w postaci zwitryfikowanego bazaltu i innych skał osadowych, co mogły spowodować wybuchy nuklearne. Poza Lewis z archipelagu Hebrydów Zewnętrznych ślady takiego kataklizmu można spotkać na wyspach Hebrydów Wewnętrznych: Skye, Rhum, Eigg, Staffa...

... Ślady tego ognia można znaleźć nawet na Ben More wznoszącej się na wyspie Mull. Profesor W. J. Judd - brytyjski sejsmolog - ustalił, że góra ta mająca dziś zaledwie 996 m n.p.m. pierwotnie musiała mieć trzy i więcej tysięcy metrów wysokości i została po prostu zgnieciona przez bombardowanie z nieba.[14]

Hmmm... - wydaje się, że Aleksander Grobicki ma rację i teraz wiemy, jakie to było bombardowanie... W tym kontekście jest całkowicie zrozumiałe to, co Platon włożył w usta starego egipskiego kapłana z Sais, a potem Solona:

... a prawdą jest zbaczanie ciał, biegnących około Ziemi i po niebie i co jakiś długi czas zniszczenie tego, co na Ziemi od wielkiego ognia.[15]

Te „ciała biegnące około Ziemi”, to mogłyby być nie tylko asteroidy, ale właśnie termojądrowe „piguły” Atlantydów, obiegające ja po różnych orbitach. Być może chaldejscy, egipscy, żydowscy i inni pasterze i myśliwi obserwowali ich działanie w Sodomie i Gomorze, a jakaś trafiła w Mohendżo Daro czy Harappę. NB, Wyspy Brytyjskie wielu atlantologów uważa za część Imperium Atlantydy - Poseidię.[16]

Ktoś może zaoponować, że skoro już raz tę część Atlantydy zbombardowano, to po co ktoś miałby to robić po raz wtóry? No to co z tego? - odpowiem. Wszak w warunkach naszej cywilizacji na każdy cel leci więcej, niż jedna bomba czy głowica jądrowa. Uzasadnienie tego jest proste: jedna głowicę można łatwo przechwycić i zniszczyć - od tego są właśnie systemy takie, jak Patriot czy Aegis. Ale zniszczyć kilka głowic, które na domiar złego poruszają się z różnych kierunków z prędkościami nawet do 10 Ma  - o, to coś zupełnie innego. Dlatego Ronald Reagan tak pilił na szybkie stworzenie obrony kosmicznej – SDI/NMD vel Gwiezdnych Wojen przeciwko radzieckim rakietom pierwszego uderzenia! To, do czego mogłoby dojść, widzieliśmy na filmie The Day After. Reżyser tego filmu był jednak optymistą, bo naprawdę byłoby jeszcze gorzej. I było! 12.000 lat temu.[17]

Czy obserwowano podobne incydenty? Oczywiście! Poza już tu wspomnianym Bolidem Tunguskim, który mógł być taką głowicą termojądrową czy nawet dezintegracyjną i śladami nuklearnego piekła na Hebrydach, a także śladami ruinacji w Tatrach, o czym pisałem w rozdziale 1, mogę pokusić się o wyliczenie następujących dziwnych fenomenów i zdarzeń:
v Przelot tzw. Wielkiego Bolidu Polskiego, które to wydarzenie miało miejsce w dniu 20 sierpnia 1979 roku. Kiedyś sądziłem, że był to radziecki ICBM odpalony z okrętu podwodnego[18] - kto wie, czy nie była to właśnie taka głowica kosmiczna Atlantydów, która manewrowała w atmosferze, jak pocisk typu „Cruise”? Być może węgierscy budowniczowie zatruli się radioaktywnym plutonem na Ukrainie, kiedy głowica ta rozbiła się definitywnie przy budowie Gazociągu Orenburskiego.
v W marcu 1956 roku, niemiecki inżynier Mad Schock zrobił wspaniałe zdjęcie „meteorytu” eksplodującego nad Pustynia Libijską. A oto, jak on to opisuje:

W marcu owego roku, na zachód od oazy Farafra... właśnie wkręciłem teleobiektyw do swego aparatu fotograficznego, gdy ujrzałem lecace z góry wprost na mnie jakieś jasne światło. Odruchowo nacisnąłem spust migawki. Jakieś 800 metrów nad powierzchnią Ziemi ów „gość z Kosmosu” rozprysł się. Dopiero po 55 sekundach dotarł do mnie przeraźliwy trzask.[19] Olbrzymi z pewnością meteor rozprysł się na oczach człowieka w dosyć dużej odległości od Ziemi. Cała okolica błyskawicznie pokryła się chmura piasku. Następnego dnia szukałem w tej okolicy i udało mi się znaleźć kilka większych odłamków kamiennych, które - jak przypuszczałem - mogły pochodzić od przybysza z Wszechświata. Gdy powróciłem do Asyut nad Nilem, przypuszczenia moje zostały potwierdzone przez badania chemiczne.

A więc jednak meteoryt! - powiedziałby ktoś z niedowierzaniem. I co z tego? Inż. Schock zbierał te kamienie następnego dnia po całym incydencie i znalezione przezeń kamienie mogły być - ale wcale nie musiały - szczątkami „gościa z Wszechświata”. Na Saharze bowiem, jak i na Antarktydzie, bardzo łatwo jest znaleźć meteoryty... A tak nawiasem mówiąc, to Sahara była kiedyś kwitnącą krainą i kto wie, czy nie była ongi celem ataku z Kosmosu???...
     
I dalej:

v 19 marca 1986 roku, Zatoka Pomorska, 25 mil od Świnoujścia, na wysokości Nord Perd (Rugia, Niemcy) trzy tajemnicze „pociski” omal nie posłały na dno polski prom pasażersko-samochodowy MF Wawel. Kiedyś, jeszcze w latach 80. postawiłem hipotezę, że był to jakiś meteoryt, ale mogła to być równie dobrze bojowa głowica Atlantydów. Jeżeli mam rację, to pod 54°33’ N - 014°30’ E, na głębokości około 30 metrów powinny znajdować się szczątki meteorytu, bądź bojowej głowicy (głowic) atomowych czy innych Atlantydów. Warto poszukać, bo byłby to dowód na prawdziwość hipotezy o realności atomowych wojen bogów...[20]
v 9 października 1992 roku, okolice Los Angeles w USA. Tego wieczoru wielu świadków obserwowało wtargnięcie i spłonięcie w atmosferze... czegoś. Nikt nie potrafił powiedzieć, co to właściwie było - albo meteor, albo ICBM z czasów Wielkiego Konfliktu?...  Na zdjęciach przypomina to dość dokładnie przelot WBP w dniu 20 sierpnia 1979 roku...
v dnia 3 maja 1994 roku, około godziny 20:30 wielu świadków obserwowało tajemniczy wybuch w Kosmosie, co miało miejsce nad Zieloną Górą. Sprawę badał prof. dr hab. Janusz Gil z tamecznej WSP, który stwierdził, że nie jest on w stanie podać przyczyny tego zjawiska.[21] Istnieje  także możliwość, że doszło w Kosmosie do zderzenia pomiędzy lodową mikro-kometą, a sztucznym satelitą Ziemi.

I jeszcze tytułem zakończenia kilka sugestii na temat tego, co należałoby zrobić, by udowodnić istnienie bojowych głowic Atlantydów nie udając się w Kosmos. Osobiście jestem przekonany, że należy wykonać następujące czynności:

Przeszukać dokładnie teren nad którym zaobserwowano „rozbryzg” obiektu (obiektów), w celu znalezienia ich szczątków, a następnie zebranie ich i udokumentowanie znaleziska poprzez wykonanie zdjęć, zapisów video, szkiców, mapek, zebranie relacji świadków, itd.

Wykrycie pól lub punktowych źródeł promieniowania radioaktywnego α, β i γ - przy pomocy rentgenoradiometrów i udokumentowanie tych znalezisk. Czynności powyższe należy wykonać za w ciągu tygodnia, bowiem po upływie tego czasu może nastąpić naturalna dekontamitacja śladów radioaktywnych - np. wskutek długotrwałych deszczów.

  Wykonać analizy chemicznej próbek gleby, wody i roślin w celu wykrycia:
Ø Pierwiastków ziem rzadkich, np.: ceru, lantanu, europu, gadolinu, itp.;
Ø Metali alkalicznych i innych używanych w technologiach jądrowych;
Ø Zmian kwasowości gleby i wody, wartości pH < 5,5, w związku z opadem do wody soli metali alkalicznych - np. litu. Jest je stosunkowo łatwo wykryć, bowiem barwią one płomień palnika na różne kolory: lit, wapń, stront i rad na czerwono, sód na intensywnie żółto, potas, rubid i cez na fioletowo, zaś bar na zielono. Cynk pali się niebieskawo-zielonkawym płomieniem, zaś miedź - zielonym.

  Wykrycie ewentualnych zmian (mutacji) zwierząt i roślin oraz grzybów, które powstały wskutek działania promieniowania jonizującego, a także innych zmian w przyrodzie, które nastąpiły w okresie od 1 do 10 lat od chwili obserwacji zjawiska.

  Badając próbki należy zwrócić szczególną uwagę na związki uranu: UO2, UO3, U3O8, UO4 · 2H2O, UO2(OH)2; plutonu: PuO, PuO2, i inne, które mogą powstać w czasie eksplozji takiej głowicy.

  Poszukując w próbkach śladów litu należy sprawdzić, czy w okolicy nie znajdują się pokłady następujących minerałów zawierających lit: lepidolitu, spondumenu, ambligonitu, biotytu i turmalinu, które mogą zafałszować wyniki i co za tym idzie wnioski końcowe badań.

Niestety, o dokładnych analizach chemicznych i mechanicznych możemy sobie jedynie pomarzyć! Jakby to było cudownie, gdyby ufologom skapnęło coś z tych 10 mln mld dolarów amerykańskich, które rocznie świat wydaje na zbrojenia i badania nad systemami broni!!!...

I jeszcze jedna refleksja, tak à propos budowli megalitycznych, a szczególnie piramid.

Podejrzewam, że wszyscy mylimy się co do natury piramid, które uważałem za schrony przeciwatomowe. Nie były one atakowane głowicami jądrowymi, boż pozostałyby po takim ataku ślady, ot choćby zeszklonego piasku w ich okolicy - a ich nie ma. Gdyby eksplodowała w pobliżu chociaż jedna „atomówka”, to pozostałyby po tym ślady. Celne trafienie głowicą termojądrową rozniosłoby piramidy na pył, a nie sadzę, by Atlantydzi czy ich tajemniczy przeciwnicy nie znali systemów naprowadzania, takich jakie mamy teraz. Trafienie w tak wielki cel, jakim jest każda piramida nie stanowiłoby dla nich żadnego problemu - i to nawet z wysokości orbity.


APPENDYKS E


I w nawiązaniu do poprzedniego appendyksu, nasz ukraiński korespondent - dr Anton A. Anfałow z Symferopola na Krymie przesłał nam materiał, który został zredagowany na podstawie raportu astronoma z WNP - dr Siergieja W. Archipowa - sporządzonego dla magazynu Space Flight nr 37 z marca 1995 roku, s. 94, który to raport cytuje niemal w całości:

Szanowny Panie!

Wielki biały bolid o średnicy co najmniej 7 metrów, przeleciał nad Kurskiem, Biełgorodem i Charkowskim Rejonem, z północy na południe, o godzinie 17:45 GMT, w dniu 15 maja 1994 roku. Lot bolidu obserwowano na przestrzeni co najmniej 300 km. Zjawisko to widziało wiele osób, w tym także ekipa astronomów z Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Charkowskiego, którzy meldowali przelot tego bolidu i ocenili czas przelotu na 10 sekund, co oznacza, że jego prędkość geocentryczna wynosiła co najmniej 30 km/s.
Miejsce upadku bolidu znajduje się w odległości około 40 km na południe - południowy-zachód od Charkowa, w okolicy wsi Ochoczije, i tak o tym pisze dr Władimir A. Zachożaj (dyrektor OAUC), który odwiedził to miejsce z ekspedycją OAUC, w dniu 27 maja 1994 roku:
Na skraju lasu zobaczyliśmy krater o średnicy 4 metrów i głębokości 1,5 metra, pochodzący z eksplozji, której energia musiała być taka, jak po wybuchu 60 kg TNT. Znaleźliśmy prawie 10 kg metalicznych odłamków w kole o promieniu 40-50 m od centrum eksplozji. Las był powalony w promieniu 10 metrów od krateru, a drzewa były opalone i podziurawione odłamkami.
Dwa drzewa były całkiem spalone po północnej stronie krateru, prawdopodobnym kierunku od przylotu. Wstępne analizy wykazały anomalne kompozycje związków chemicznych: zawartość żelaza była wyższa, niż w przypadku „normalnego” sztucznego satelity Ziemi czy załogowego statku kosmicznego. Koniecznym zatem staje się zbadanie miejsca impaktu w przyszłości.

Widziałem osobiście te odłamki, największy z nich miał kształt pokręconej i rozerwanej wybuchem rury o długości 50 cm i średnicy 2-3 cm, z płytkimi wyżłobieniami na powierzchni. Analiza chemiczna wykazała: Fe - 99%, Cu - 0,3%, Ni - 0,04% i Ti - 0,02%. Magnezu i glinu nie znaleziono w mierzalnych ilościach i skład chemiczny PASUJE BARDZIEJ DO CIĘŻKIEGO CZOŁGU, A NIE DO LEKKIEGO SATELITY!
Członkowie ekspedycji powiedzieli mi, że nie był to także wybuch jakiegoś niewypału czy niewybuchu z czasów II wojny światowej. Widziałem ablacyjne zacieki i ślady opalenizny na odłamkach. Dr W. A. Zachożaj usiłował skonsultować się w przedmiotowej sprawie z ekspertami wojskowymi, ale nie dało to żadnego rezultatu.
Najwidoczniej te artefakty nieznanego pochodzenia są obiecującymi kandydatami do uznania ich za szczątki „kosmicznego złomu” NIE BĘDĄCEGO DZIEŁEM RĄK LUDZKICH! - który zderzyły się okazjonalnie z Ziemią. Taka możliwość należy wziąć pod uwagę.

A. W. Archipow
Instytut Radioastronomii
Charków, Ukraina

Szokujące? No cóż - ile miał racji Stanisław Lem pisząc w jednym z opowiadań Cyberiady następujące słowa:

...I nic z owej magnaterii nie zostało, okrom spinek metalowych, które wieśniacy z osad Solary Małej znaleźli na swój brzeg przybojem mgławicznym wyrzucone...

Nic dodać, nic ująć.

Do tego chciałbym przypomnieć Czytelnikowi sprawę spadku tzw. Meteorytu Grenlandzkiego z końca lat 90. XX wieku, która też nie została rozwiązana do końca, a czym zajmował się jeden z Nestorów polskiej ufologii mgr Kazimierz Bzowski. Jedno jest pewne, iż wyniki badań tegoż meteorytu zostały utajnione – dlaczego? Czyżby nie pasowały do przyjętych a priori założeń?

A zatem takie zjawiska nie są odosobnionymi i co najważniejsze – są one powtarzalne! A zatem w każdej chwili możemy się spodziewać, że gdzieś na Ziemi może dojść do spadku takich właśnie „niecodziennych” meteorytów poza wszelką klasyfikacją! Zainteresowanych klasyfikacją meteorytów odsyłam do pracy H. Carmana – „Zbierając meteoryty zacznij od swojego podwórka” (Melbourne 1995) dostępną na stronie - http://hyboriana.blogspot.com/2012/08/centrum-badan-ufo-i-zjawiskanomalnych.html - gdzie w prosty sposób przedstawiono podstawy meteorytologii.

A zatem czekajmy na następne spadki egzotycznych meteorytów.

CDN.




[1] Sytuacja ta zmieniła się na lepsze w latach 1999 - 2000, kiedy to na łamach Nieznanego Świata, Czasu UFO i Internetu na (nieistniejącej już) stronie http://www.ufo-centrum.prv.pl pojawiły się publikacje Marcina Mioduszewskiego, Bartosza Soczówki i moje na ten temat.
[2] United Kingdom’s Coast Guard - Straż Przybrzeżna Zjednoczonego Królestwa.
[3] Anthony Dodd - Mysterious Explosions off the Outer Hebrides w UFO Magazine nr I-II,1997 - przekład mój.
[4] Chodziło tutaj o okręt ZOP stealth typu Sea Shadow.
[5] Anthony Dodd - list z dnia 4 lutego 1997 roku.
[6] Akademickim przykładem jest tutaj tragedia załogi atomowego okrętu podwodnego K-141 Kursk, który poszedł na dno Morza Barentsa w dniu 12 sierpnia 2000 roku. Gdyby nie paranoiczna chęć ukrycia tego wypadku przed światem i tragiczna nieudolność admiralicji, być może udałoby się uratować z wraka 23 załogantów tego okrętu, którzy jeszcze żyli po zatonięciu, a tak to zginęło tam straszną i bezsensowną śmiercią 118 ludzi!
[7] Pamiętam, jak w 1994 roku komunistyczna propaganda PRL wielokrotnie nam pokazywała w TV nieudany amerykański eksperyment w ICBM wystrzelonym spod wody. Amerykanom to jakoś nie przeszkadzało, że były to pociski najnowszej generacji i pokazywali je bez jakichkolwiek oporów!...
[8] Robert K. Leśniakiewicz - Czarna Zaraza spadła z nieba? w Wizje Peryferyjne nr 4,1996, a także Obcy z Kosmosu - żywi czy martwi?  w Wizje Peryferyjne nr 5,1996 - oraz także: Alfredo Lissoni - Bombe atomiche nel 2000 a.C.? w Misteri e verita nr 22,1996 i Milos Jesensky - Bohove atomovych valek, Usti nad Labem 1998, przekład mój.
[9] Non Lethal Weapon - dosł.: broń, która nie zabija.
[10] Aleksander Mora - Atomowe wojny bogów w Kamena - Lublin 1979.
[11] Wedle innych źródeł od 15 do 20 kT i pod wpływem atomowego lobby liczby te są coraz bardziej zaniżane. Jak tak dalej pójdzie, to wkrótce dowiemy się, że w ogóle nie było atomowych bombardowań miast japońskich i że jest to jedynie wytwór propagandy ekologów i innych „zielonych”...
[12] Nowa Encyklopedia Powszechna PWN, t. 1, Warszawa 1995.
[13] Wszystkie dane wskazują na to, że tak było istotnie! Badania Igora Witkowskiego i Jerzego Cery oraz moje i Miloša Jesenský’ego jednoznacznie na to wskazują, że naziści w latach 1936-45 usiłowali skonstruować i najprawdopodobniej skonstruowali bombę A, którą testowali na ... Antarktydzie!.
[14] Aleksander Grobicki - Nie tylko Trójkąt Bermudzki, Gdańsk 1980.
[15] Platon  - Timajos, Warszawa 1960.
[16] Brinsley le Poer-Trench - Lord of Clancarty - Men Among Mankind, Londyn - Nowy Jork 1978.
[17] To wyjaśnia skąd Celtowie mieli materiały radioaktywne na trumny i inne przedmioty użytku sakralnego - korzystali z niewybuchów głowic Atlantydów, które spadły im dosłownie i w przenośni z nieba!. Więcej na ten temat pisze dr Miloš Jesenský - Bogowie atomowych wojen, Ústi nad Labem 1998 - przekład mój.
[18] Robert K. Leśniakiewicz - UFO na granicy, Kraków 2000.
[19] Lucjan Znicz-Sawicki - Goście z Kosmosu - Katastrofa Tunguska, Gdańsk 1982. NB, oznaczałoby to, że ów bolid eksplodował na wysokości co najmniej 18 km nad Ziemią!
[20] UFO na granicy - ibidem.
[21] Gazeta Lubuska z dnia 5 maja 1994 r.