Powered By Blogger

piątek, 19 czerwca 2015

Akwafobia



Nellia D. Fofanowa


Kiedy wydarzyła się ta historia, miałam wtedy 13 lat. Mieszkaliśmy wtedy nad rzeką Sylwa, w mieście Kungur (Permskaja Obłast’). Wiele dzieci w tym kraju umiało pływać już od pieluch. A ja nie byłam wyjątkiem.


Na wyścigi


Pewnego dnia na brzegu zebrała się grupa młodzieży, i na wyścigi popłynęliśmy na drugi brzeg rzeki. Stopniowo wszyscy zostali za mną, jedynie trzymała się mnie 25-letnia kobieta nazwana „Staruszką”. Płynęłam jako pierwsza i jej nie widziałam. Na głębinie ona dogoniła mnie i dla żartu zaczęła mnie łapać za nogi. Machnęłam nimi kilka razy energicznie, bryzgi poleciały jej do oczu i się odczepiła.

Na przeciwnym brzegu wypatrzyłam dla siebie przesmyk w trzcinach i tam popłynęłam. Kiedy tam dopłynęłam, nie odpoczęłam, a ruszyłam z powrotem. „Staruszka” najwidoczniej zawróciła na nasz brzeg i pozostałam sama w wodzie.


Czy jest ktoś w niebie?


Na głębinie naraz ręce zrobiły się ciężkie, a z nogami też było nie porządku. Miałam wrażenie, że coś złapało mnie pod kolanami i ciągnęło w głębinę. A ja się nawet temu nie sprzeciwiam, tylko patrzę na brzeg i most przez rzekę, a woda mnie trzyma w jednym miejscu, nie daje płynąć do przodu. Kiedy już zaczęłam tonąć, spojrzałam w niebo i w myślach powiedziałam – Jeśli jest tam ktoś, niech mi pomoże - i pomyślałam o ojcu. On poszedł na front w listopadzie 1941 roku, a ja się mu urodziłam już po jego odejściu, 13.II.1942 roku. W trzy miesiące później ojciec zginął. W ostatnim liście napisał do mamy: Mario, ja do dziś dnia nie wiem, kto się u nas urodził…

Tak więc miałam powód, by pomyśleć o ojcu, a z głębiny rozległo się jakieś głuche westchnienie, jakby śmiertelnie zmęczonego, ogromnego zwierzęcia. W głowie zadźwięczało słowo – Idź! Początkowo znów poczułam ręce a potem nogi. I wreszcie cicho, bardzo cicho popłynęłam.

Co najciekawsze: weszłam na swój brzeg dokładnie w tym samym miejscu, w którym wskoczyłam do wody, jakby w ogóle w rzece nie było prądu wodnego. I chociaż był i to nawet silny, to mnie w ogóle nie wiedzieć czemu, nie zniosło w dół rzeki…


Drugie ostrzeżenie


Potem, kiedy miałam już 25 lat, pojechałam na wycieczkę do Kungurskiej Jaskini Lodowej na brzegu rzeki Sylwy. Był lipiec i lipcowy upał. Turyści pobiegli na brzeg i rzucili się w wodę. A ja po tej mojej przygodzie w rzece zaczęłam bać się wody, ale w towarzystwie powoli, bo powoli, ale weszłam do wody po kolana. I ponownie usłyszałam głos w głowie – Nie powinnaś tego robić! Nie poszłam dalej. Kto wie, co by się stało, gdybym tego nie posłuchała?
Teraz nawet na basen chodzę rzadko, a jak tylko dotknę wody, to od razu przypominają mi się te dwa zdarzenia…


Tekst i ilustracja – „Niewydumannyje istorii” nr 3/2015, s. 21
Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©