Nellia D. Fofanowa
Kiedy wydarzyła
się ta historia, miałam wtedy 13 lat. Mieszkaliśmy wtedy nad rzeką Sylwa, w
mieście Kungur (Permskaja Obłast’). Wiele dzieci w tym kraju umiało pływać już
od pieluch. A ja nie byłam wyjątkiem.
Na wyścigi
Pewnego dnia na
brzegu zebrała się grupa młodzieży, i na wyścigi popłynęliśmy na drugi brzeg
rzeki. Stopniowo wszyscy zostali za mną, jedynie trzymała się mnie 25-letnia
kobieta nazwana „Staruszką”. Płynęłam jako pierwsza i jej nie widziałam. Na
głębinie ona dogoniła mnie i dla żartu zaczęła mnie łapać za nogi. Machnęłam
nimi kilka razy energicznie, bryzgi poleciały jej do oczu i się odczepiła.
Na przeciwnym
brzegu wypatrzyłam dla siebie przesmyk w trzcinach i tam popłynęłam. Kiedy tam
dopłynęłam, nie odpoczęłam, a ruszyłam z powrotem. „Staruszka” najwidoczniej
zawróciła na nasz brzeg i pozostałam sama w wodzie.
Czy jest ktoś w niebie?
Na głębinie
naraz ręce zrobiły się ciężkie, a z nogami też było nie porządku. Miałam
wrażenie, że coś złapało mnie pod kolanami i ciągnęło w głębinę. A ja się nawet
temu nie sprzeciwiam, tylko patrzę na brzeg i most przez rzekę, a woda mnie
trzyma w jednym miejscu, nie daje płynąć do przodu. Kiedy już zaczęłam tonąć,
spojrzałam w niebo i w myślach powiedziałam – Jeśli jest tam ktoś, niech mi pomoże - i pomyślałam o ojcu. On
poszedł na front w listopadzie 1941 roku, a ja się mu urodziłam już po jego
odejściu, 13.II.1942 roku. W trzy miesiące później ojciec zginął. W ostatnim
liście napisał do mamy: Mario, ja do dziś
dnia nie wiem, kto się u nas urodził…
Tak więc miałam
powód, by pomyśleć o ojcu, a z głębiny rozległo się jakieś głuche westchnienie,
jakby śmiertelnie zmęczonego, ogromnego zwierzęcia. W głowie zadźwięczało słowo
– Idź! Początkowo znów poczułam ręce a
potem nogi. I wreszcie cicho, bardzo cicho popłynęłam.
Co najciekawsze:
weszłam na swój brzeg dokładnie w tym samym miejscu, w którym wskoczyłam do
wody, jakby w ogóle w rzece nie było prądu wodnego. I chociaż był i to nawet
silny, to mnie w ogóle nie wiedzieć czemu, nie zniosło w dół rzeki…
Drugie
ostrzeżenie
Potem, kiedy
miałam już 25 lat, pojechałam na wycieczkę do Kungurskiej Jaskini Lodowej na
brzegu rzeki Sylwy. Był lipiec i lipcowy upał. Turyści pobiegli na brzeg i
rzucili się w wodę. A ja po tej mojej przygodzie w rzece zaczęłam bać się wody,
ale w towarzystwie powoli, bo powoli, ale weszłam do wody po kolana. I ponownie
usłyszałam głos w głowie – Nie powinnaś
tego robić! Nie poszłam dalej. Kto wie, co by się stało, gdybym tego nie
posłuchała?
Teraz nawet na
basen chodzę rzadko, a jak tylko dotknę wody, to od razu przypominają mi się te
dwa zdarzenia…
Tekst i
ilustracja – „Niewydumannyje istorii” nr 3/2015, s. 21
Przekład z j.
rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©