Dokument z Chinon
Anton Szandorow
Wikingowie nie walczyli w
rogatych hełmach, a nosili je tylko w rytualnych celach albo jako ozdobę. W
prawdziwej bitwie rogaty hełm był niepraktycznym, bo rogi nie pozwalały
mieczowi przeciwnika na rykoszet.
Nowa historia niemieckich
Templariuszy – czy też oficjalnie – Braci Najwyższego Rycerskiego Zakonu
Świątyni Salomona – zaczęła się wtedy, kiedy 18.III.1314 roku na stos wstąpił Jacques de Molay, 23. i ostatni Wielki
Mistrz zakonu Templariuszy.
Ukazaną tutaj data przyjęto
uważać za ostateczny dzień pogromu Zakonu Templariuszy, zainicjowanego na
rozkaz francuskiego króla Filipa IV
Pięknego i papieża Klemensa V.
W zasadzie tak to właśnie było,
za wyjątkiem niemieckiego odgałęzienia Zakonu – do którego w okolicach
współczesnego Berlina, w miasteczku z charakterystyczną nazwą Tempelhof (dosł.:
dziedziniec świątyni) – na wiosnę 1314 roku przybyli ścigani bracia z innych
krajów. No i tu właśnie zaczynają się tajemnice. Np. dlaczego w XIV wieku,
francusko-papieski karny oddział wysłany w celu wymordowania niebezpiecznych
wichrzycieli został doszczętnie rozbity przez niemieckie chrześcijańskie
rycerstwo i wstąpił do Templariuszy „heretyków”? Tak i wszystkie następne
stulecia są pełne zagadek. W tym artykule spróbujemy się jakoś zorientować w
tych wydarzeniach, o których dokumentalne świadectwa znajdują się w archiwach
współczesnego Niemieckiego Zakonu Templariuszy (OSMITH) znajdującego się w
kolońskiej rezydencji Bractwa.
Przygody
„Pergaminu z Chinon”
W 2001 roku, do historycznego
obrotu został wprowadzony sensacyjny dokument, do tego czasu, od momentu
zamordowania Jacquesa de Molaya, uważany za utracony. Mowa o tzw.
Pergaminie/Dokumencie z Chinon -
manuskrypcie z tajnego archiwum Watykanu, który świadczył o tym, że materiały
dowodowe na procesie Templariuszy były sfabrykowane na rozkaz i z woli
francuskiego króla Filipa IV Pięknego.
Wspomniany dokument pośmiertnie
rehabilituje Templariuszy, oskarżonych niewinnie przez króla i jego urzędników
(Nogareta i Marigny’ego – przyp. tłum.), którzy połakomili się przede wszystkim
na skarby Rycerzy Świątyni. Dokument ten rozwiewa wszelkie mity o rzekomym
świętokradztwie i herezji – a dostępny ma być dla wszystkich, którzy byliby nim
zainteresowani. Prawda – w chwili, gdy piszę te słowa, za zezwoleniem Watykanu
jest on opublikowany w nakładzie… 799 egzemplarzy, z których każdy kosztuje…
5900 €!
Tak czy owak, nowa historia
niemieckiego odgałęzienia Zakonu Templariuszy zaczyna się właśnie od „Dokumentu
z Chinon”. W przeddzień spalenia na stosie Jacquesa de Molay, braciom
niemieckim udało się przejąć ten dokument świadczący o tym, że specjalna
papieska komisja zdjęła z nich odium herezji i tajnie przewieźć go na ziemie
niemieckie. A dokładniej w okolice dzisiejszego Berlina i Brandenburga, gdzie
jeszcze od 1234 roku istniała komandoria Templariuszy założona przez rycerzy Tegema i Germanusa. To znaczy, że niemieccy Templariusze wraz z
uciekinierami z innych krajów osiedlili się w Tempelhof mając w rękach
sensacyjny, rzeczowy dowód na to, że w imię interesów króla Francji
zainteresowanego skarbami Templariuszy – Zakon został podle i fałszywie
oskarżony o świętokradztwo, satanizm i herezję.
Rycerze Świątyni w akcji
Ostatni
śmiertelny bój
Dlaczego Bractwo nie
opublikowało treści tego dokumentu? Odpowiedź jest prosta: nie było w te lata
żadnych środków masowego przekazu ani nie było możliwości technicznych, póki
wielki Jan Gutenberg nie wynalazł
techniki druku w 1450 roku.
(To znaczy druk był, bo
odbijano na kartach całe tablice tekstu, które ryto w drewnie. Gutenberg
zastosował ruchome, metalowe czcionki, z których składało się tekst i odbijało
w konkretnej ilości egzemplarzy. Było to mniej czasochłonne, pracochłonne i w
sumie najtańsze rozwiązanie – uwaga tłum.)
Ale z drugiej strony, niemieccy
posiadacze „Dokumentu z Chinon” (który zwrócili Watykanowi w 1845 roku na ręce
papieża Grzegorza XVI) zrobili
wszystko, co w tym momencie byli w stanie zrobić. Mało tego, że niemieckie
władze – świeckie i duchowne – były obznajomione z treścią dokumentu, bowiem
wysyłano całe grupy gońców, którzy roznosili wieść o niewinności Templariuszy
do Hiszpanii, Portugalii, Szkocji i na Cypr.
(A także na Wschód do
Królestwa Węgier, gdzie Templariusze mieli swe komandorie za przyzwoleniem
królów węgierskich, na terytorium dzisiejszych Węgier, Rumunii, Słowacji i
Czech, co udowadnia m.in. dr Miloš
Jesenský w swych pracach, które udostępniam na stronie WWW.hyboriana.blogspot.com –
uwaga tłum.)
I oto jeszcze jedna tajemnica
historii, która na naszych oczach przestaje być taką, jaka znamy; i mamy
odpowiedź na pytanie: dlaczego Templariusze byli osądzeni tylko we Francji, a
nie w innych krajach.
W rezultacie: wielki oddział
karny wysłany na ziemie niemieckie przez Filipa IV niezadługo do jego śmierci –
w dniu 29.XI.1314 roku – dosłownie, jak uważają mistycy wskutek przekleństwa
rzuconego nań przez Jacquesa de Molay – został rozgromiony przez niemieckich
Templariuszy-heretyków i dołączonych do nich braci z dwóch innych zakonów doskonale
wiedzących, że wspierają oni „nieprawowiernych”.
Był to „ostatni śmiertelny bój”
Templariuszy z francuskim królem-wiarołomcą. W następnych latach francuskim
„bojownikom z herezją” nie udało się walczyć z Zakonem. Ich zamęczyły problemy
z ich mocodawcami, którym – z całkowitą zgodnością z klątwą Templariusza –
rychło przyszło pożegnać się z tym światem. Przekleństwo jeżeli nie zadziałało
do siódmego pokolenia, to dawało się we znaki przez dziesięciolecia.
(Zob. Maurice Druon – „Królowie przeklęci” t. I – VII – cykl powieściowy
ukazujący dzieje Francji od panowania Filipa IV Pięknego do Jana II Dobrego. Doskonała lektura,
chociaż postacie są nieco przejaskrawione… - uwaga tłum.)
Król Filip IV Piękny pali Templariuszy na stosie
Prawda
o Rycerzach Świątyni i francuskie „bajki”
Czy kiedykolwiek zdarzyło się
wam – drodzy Czytelnicy – słyszeć opowieści, zgodnie z którymi Templariusze –
teraz Masoni – i to jeszcze, jak lubią dodawać „znawcy”, należący do szkockiej
obediencji czy szkockiego rytu. Czy wiecie, że żeby zostać Templariuszem należy
przejść na katolicyzm czy protestantyzm? A tak w ogóle, to co to znaczy dzisiaj
zostać Templariuszem? Jak wiadomo, Zakon został zniszczony jeszcze w XIV wieku…
Te wszystkie brednie – tak,
brednie! – mają swe francuskie korzenie. Tak więc do XVIII wieku wykształciła
się niewidoczna opozycja wśród Templariuszy, którzy znaleźli schronienie na
niemieckich ziemiach z francuskiego terytorium, (w mniejszym stopniu Watykanu).
Stąd właśnie te francuskie korzenie „wiarygodnych” pogłosek o Rycerzach
Świątyni.
A oto proste fakty odrzucające
mity o „rozgromionych już to Masonach, już to heretykach, którzy odeszli od
katolicyzmu”. W 1825 roku „rozgromieni” Templariusze – najwidoczniej
zmartwychpowstali z popiołów stosów na których ich spalono, jak mityczny Feniks
– oficjalnie dystansowali się od Masonów. Dokument potwierdzający ten fakt, w
którym napisano o tym, że „dwóm panom służyć nie wolno” do dziś dniach znajduje
się w archiwum Bractwa w Kolonii. W dniu 11.II.1841 roku, Templariusze podjęli
w Paryżu ważną decyzję zainicjowaną w Wielkim Klasztorze Niemiec. Decyzje o
tym, że Templariuszem może stać się każdy chrześcijanin – protestant, katolik
czy prawosławny, bez wyjątku. W 1845 roku, papież rzymski Grzegorz XVI finalnie
uniewinnił Zakon – wprawdzie bez powołania się na nieprzyjemny dla Kościoła
rzymsko-katolickiego „Dokument z Chinon”
- i zaprosił Templariuszy do przejścia na stronę Watykanu. Jednakże
niemiecka gałąź Zakonu nie zgodziła się – nie pasowało im to, że miłość do Boga
została podzielona pomiędzy katolików, protestantów i prawosławnych. I za
potwierdzenie i błogosławieństwo Grzegorza XVI za szczególne męstwo duchowe,
przedstawiciel Wielkiego Klasztoru Niemiec zwrócił Watykanowi „Dokument z
Chinon”.
Warto dodać, że już w XX wieku
istniała niezależność niemieckich Templariuszy od władz świeckich, ale także od
kościelnych… - niezależność Braci Świątyni wynikała z ich dewizy ze słów
jednego z psalmów: Non nobis Domine, non
nobis, sed nomini Tuo da gloriam! - co oznacza: Nie nam, Panie, nie nam, lecz Twemu imieniu daj chwałę. (Ps 115,1) …
i wysyłała ich na śmiertelną służbę. To ta niezależność przywiodła Templariuszy
do realnej zguby – masowego wymordowania Braci Świątyni, ale także do zmiany
samego Zakonu i jego principiów. No i na zamianę niemieckim Templariuszom,
naśladowcom Jacquesa de Molay, przybyli „nowi bracia”.
Komandoria Templariuszy w Portugalii - zamek w Tomar
Nowi
Templariusze spod znaku swastyki
Z biegiem wieków, które
przebiegły od powstania Zakonu Templariuszy na niemieckiej ziemi, Templariusze
zmieniali stopniowo „siłę miecza na siłę Słowa”. Zasada ta pozostała podstawową
dla Zakonu także w dniu dzisiejszym – można powiedzieć – wracające z powrotem
nawet po zwycięstwie nad hitleryzmem. A wtedy, na początkach XX wieku, słowo
Templariusze zwołujący do światowego bractwa ludzi niezależnie od wyznawanej
religii, koloru skóry (rewolucja jak na owe czasy!), współczujący ludziom,
sprzeciwiający się wszelkim kanonom globalnych sił militaryzmu, już zaplanowanej
I Wojnie Światowej, a potem II Wojnie…
Niestety, dzieki nie
przeciwstawieniu się idei nazizmu, w ojczyźnie Führera – w Austrii – powstał
Zakon Nowych Templariuszy – Ordo Novi
Templi – pod przewodnictwem Jörga
Lanza von Liebenfelsa vel Josepha Adolfa Lanza. Szczególnie
nienawistne, antyhumanistyczne, rasowe idee Nowych Templariuszy i ich przeora
były całkowicie sprzeczne duchowi Zakonu Braci Świątyni, ale zostały ochoczo
przyjęte przez założycieli „czarnego zakonu” SS w czasie dojścia Adolfa Hitlera do władzy, stanowiły one
podstawę światopoglądu „czarnego rycerstwa” pod patronatem SS-Reichsführera Heinricha
Himmlera. Oczywiście ten „Bolivar
nie mógł znieść dwóch” i dlatego zakonników wiernych naukom Chrystusa masowo
wywożono do obozów koncentracyjnych i zgładzono. A jak już powiedziano,
fantazyjne „templarstwo” Lanza – Himmlera – Hitlera miało status jedynego,
oficjalnego tego rodzaju tworu w Trzeciej Rzeszy.
Tylko po zwycięstwie nad
hitleryzmem, niewielu ocalałych z obozów śmierci prawdziwi Templariusze
odtworzyli niemieckie Bractwo w dzisiejszym kształcie. Pomoc uciekinierom i
ofiarom powodzi, pomoc humanitarna dla Rosji w smutnej dekadzie lat 90., pomoc
głodującym całkiem niedawno Bułgarom i Rumunom, rozpowszechnianie idei
humanizmu – w tym także „duchowej wojny z podżegaczami wojennymi”. Takie są
teraźniejsze misje niemieckich Templariuszy, nie mających niczego wspólnego z
„czarnym rycerstwem” SS czy z bohaterami powieści Dana Browna (oraz Umberto
Eco – przyp. tłum.)
Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka”
nr 15/2015, ss. 10-11
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©