Antarktyczny krajobraz
Konstantin Kariełow
W wodach Antarktyki
zamieszkują lodowe ryby. W ich bezbarwnej krwi nie ma ani erytrocytów ani
hemoglobiny, co pozwala im żyć w temperaturach poniżej 0°C.
Antarktyda, to najbardziej
tajemniczy kontynent na naszej planecie. A przecież od dziesięcioleci naukowe stacje
krajów rozwiniętych badają południową lodową czapę Ziemi.
Kto
zatruł wodę?
W dniu 27.X.1986 roku, w
antarktycznej stacji badawczej Gerda (Dania) wydarzył się wypadek nadzwyczajny.
Z siedmiorga pracujących tam naukowców czworo padło plackiem z groźnym
rozpoznaniem choroby – zatrucie. Źródłem zatrucia – jak się okazało – był lód,
który był pobierany z odwiertu i roztapiany w celu uzyskania wody pitnej.
Herbatę piło się na zmianę, i dlatego druga zmiana – składająca się z trzech
osób – nie zatruła się.
Tak więc sytuacja na stacji
zrobiła się niewesoła – czworo chorych i ani kropli wody, ale za to było tam
troje zdrowych i chętnych do pracy ludzi, chętnych do dalszego wypełniania
swych obowiązków.
A zadania dla załogantów Gerdy
związane z przeżyciem stały się następujące: poszukiwania najbliższych źródeł
pitnej wody, i rzecz jasna, jej wydobycie.
Gigantyczny
pingwin
Na początek zdecydowano, że trzeba
będzie przenieść odwiert. Głowica wiertła ze zgrzytem wgryzła się w
antarktyczny lód i po przejściu literalnie paru metrów naraz runęła w dół.
Główny mechanik wyciągnął wiertło i z obawą zajrzał do otworu. Opuścił na linie
latarkę i lód pod nogami zaświecił się niebieskawym światłem. Kiedy badacze
poszerzyli otwór do rozmiarów człowieka, to okazało się, że wiertło dosięgło do
tunelu, odchodzącego w prawo od stacji i płynnie opuszczający się w dół. Co
było w lewym końcu tunelu, tego nie dało się stwierdzić, bowiem widok zasłaniał
trup ogromnego pingwina.
Pingwin ten był już bardzo
dawno nieżywy. Analizy wykazały, że jego rozłożone (co na Antarktydzie jest
bardzo dziwne) ciało zatruło pierwszą studnię. Ale przede wszystkim badaczy
zdumiało coś innego: po pierwsze – rozmiary pingwina. Tunel o wysokości
człowieka ptak ten wytopił własnym ciałem. Po drugie – kolor: ptak był
całkowicie biały. I na koniec najważniejsze: na głowie ptaka nie było puchu, a
sama czaszka przypominała piramidę!
Zaginiony
okręt podwodny
Kiedy usunięto ciało
gigantycznego pingwina, to okazało się że tunel kończy się tuż za jego głową.
Badacze doszli do wniosku, że pingwin jakimś sposobem przemieszczał się w
tunelu, nieoczekiwanie wpadł w impas i nie mogąc zawrócić zginął.
Drugie pytanie: skąd się wziął
ten tunel? Trzeba było przeprowadzić zwiad. No i zaczęła się fantastyczna
historia! Literalnie po przebyciu kilkaset metrów tunelem, który płynnie
skierował się do dołu, oczom badaczy ukazało się podlodowe jezioro, na środku
którego, lekko przechylony na burtę leżał… okręt podwodny!
Jak się potem wyjaśniło, był
to niemiecki U-boot z czasów II Wojny Światowej, który przepadł bez wieści w
1944 roku. Nie znaleziono ani śladu po jego załodze, jedynie za stolikiem
nawigatora trzymając w ręku dziennik pokładowy siedziało zmumifikowane ciało w
czarnym mundurze. Zaś ostatnie zapisy w dzienniku, zrobione przede wszystkim
ręką dowódcy U-boota, wprawiły Duńczyków w przerażenie.
Pod
lodami
1 maja 1944 roku, 20
mil od Zatoki Wielorybiej (S 78°30’ – W 164°20’ – przyp. tłum.) poruszamy się pod lodem. Próbujemy wypłynąć po raz ósmy. Peryskop
wychodzi na powierzchnię. Rozkaz do wynurzenia. W świetle reflektora widać, że
znajdujemy się w jakiejś pieczarze. Wysokość sufitu od pokładu – 15 m, średnica
jakieś 200 m. Otaczające nas ściany są podziurawione tunelami o wysokości
wzrostu człowieka. Czterech marynarzy udało się na zbadanie tuneli.
Sądząc z dalszych zapisów, ci
marynarze już nie powrócili, i nikt już o nich nie wspomina. W kilkanaście
minut po wyjściu zwiadowców, pozostali usłyszeli dziwny odgłos, jakby czajnik
wylewał wrzątek na rozpaloną płytę. Naraz w lodowej ścianie pojawił się otwór,
z którego buchnęła para. A po sekundzie wypadł z niego wielki, biały pingwin.
Kipiący
kocioł
Z przerażeniem (a któżby się nie
przeraził w takiej sytuacji?) niemieccy podwodniacy otworzyli ogień. Pingwiny
skoczyły do wody i podniosły się obłoki pary. Za nimi ze ścian zaczęły
wyskakiwać inne i to coraz więcej… Wnętrze groty wypełniła para, okrętem
trzęsło, jakby był w gigantycznym kotle. Jezioro po prostu się gotowało, a
marynarze ginęli w gorącej kipieli.
Wszystko skończyło się szybko.
Na wpół ugotowany dowódca zdołał wejść z powrotem do okrętu i z trudem zapisać
to, czego stał się świadkiem i szybko zmarł od oparzeń.
Antarktyczną bazę przyszło zamknąć...
Koniec
Gerdy
Gigantyczne pingwiny okazały
się nie tylko agresywne, ale i posiadały ciekawą właściwość: mogły podnosić
temperaturę swego ciała do ponad +100°C i roztapiać w ten sposób lód – stąd
właśnie wzięły się te tunele. Duńczycy kiedy pojęli z czym mogliby się spotkać,
od razu stację zamknęli, tunele zawalili (przynajmniej tak oświadczono opinii
publicznej), zaś dziennik dowódcy U-boota oddali niemieckim historykom. Tylko
ostatnie stronice zostały wyrwane – Duńczycy pozostawili je dla siebie.
Ciekawym jest, że oficjalnie
zamknięta stacja Gerda istniała już niedługo. Literalnie po upływie kilku
miesięcy nie pozostało po niej śladu. Okazało się jednak, że stacja jest cała,
ale znajduje się na głębinie kilkunastu metrów pod lodem. Lodowy pancerz, na
którym ona stała został roztopiony jakimś sposobem i przez nieznane siły, a
całe terytorium zostało przekształcone w lodowe jezioro, a Gerda pogrążyła się
w nim, a potem jezioro znów zamarzło. O tym, czy był ktoś wtedy w Gerdzie –
duńska prasa milczy. Jednakże po tym wszystkim Duńczycy przerwali próby badania
podlodowych tuneli i ich zagadkowych mieszkańców.
Moje 3 grosze
Muszę przyznać, że
jest to wyjątkowo przednia brednia chociażby dlatego, że w spisie stacji
badawczych na Antarktydzie https://pl.wikipedia.org/wiki/Stacje_polarne_w_Antarktyce nigdy
nie figurowała duńska stacja antarktyczna Gerda. Ani jako stacja czynna, ani
jako obozowisko, ani jako stacja nieczynna czy opuszczona.
Opowiastka o
pingwinach mogących podgrzać się do temperatury powyżej +100°C też powinna się
znaleźć pomiędzy bajkami – białko ścina się w temperaturze powyżej +42°C i poza
termofilami żaden organizm tego nie przeżyje.
Niestety – albo jest to bajeczka na Prima Aprilis, albo historyjka przełożona z jakiegoś duńskiego „Faktu” czy „Super Expressu” w sezonie ogórkowym… - tak czy inaczej – brednia.
Tekst
i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 13/2015, ss. 14-15
Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©