Zofia Piepiórka - Eleonora
Od 1992 roku badam sprawę
piramid gdyńskich – początkowo z niedowierzeniem, a potem ze świadomością, że
to jest bardzo ważne dla Polski. Od chwili gdy odważyłam się o tym mówić i
pisać, tj. od 5 lat trwają awantury o piramidy gdyńskie, które jakoby są
zagrożeniem dla Polski i Europy?
Najpierw mówiłam i pisałam o jednej, małej,
zasypanej piramidzie w ŚWIĘTEJ GÓRZE, potem jeszcze o dwóch, które namierzyłam
(bez zdjęć satelitarnych), gdyż przez lata penetrowałam pobliskie wzgórza. Ale
piramid jest dużo więcej! Różne grupy społeczne, które zainteresowane tą sprawą
manifestowały swoje niezadowolenie i w żaden sposób nie mogłam się z nimi
dogadać. Naukowcy udawali że sprawy nie ma, kościół i psychotronicy robili
jakieś dziwne „nagonki”, dziennikarze nagle „nabrali wody w usta”.
A co robią mieszkańcy Gdyni?
Gdy im mówię, że Gdynia to przekrój społeczeństwa polskiego, że są jak papierek
lakmusowy wskazujący odczyn – inteligencję Polaków, to są obrażeni. A
przecież wszyscy znamy historię
powstania portu i miasta Gdynia! Okazało się, że piramidy gdyńskie przerosły
swoją wielkością i starożytnością współczesnych obywateli tego miasta. Czy
mieszkańcy Gdyni mogą się pochwalić czymś czego nie ma w innych miastach
Polski, Europy? Czy coś ich ogranicza? Tak, TEORIE NAUKOWE na temat historii
Polski i Europy. Więc przypomnę, że TEORIE są po to, aby je obalać. A może
chodzi im o „cóś” innego?
Piramidy gdyńskie, część 1 –
Zofia Piepiórka
Arka Przymierza – I Tajemnica
Świętej Góry w Gdyni
Płyta Antygrawitacyjna w
gdyńskiej piramidzie
i inne filmy na Yt…
Wyruszając przed laty na
wyprawę poszukiwawczo – badawczą w nieznaną dla mnie dziedzinę, najpierw
zbierałam informacje, które pozwoliły mi rozpoznać co kryją gdyńskie wzgórza.
To co odkrywałam było sprzeczne z TEORIAMI naukowymi oraz oficjalną historią
Polski i Europy. Aby to uporządkować musiałam najpierw odrzucić wszystko czego
się uczyłam, a to co mi się ujawniało było niezwykłe. Również po odrzuceniu
religii i polityki zrobiło się bardzo ciekawie… i nagle zaczęły się awantury!
Ten temat wzbudził kontrowersje dosłownie wszystkich, czyli standard, gdyż
odkrywca zawsze jest najbardziej atakowany. Zdałam sobie sprawę, że znalazłam
się w „dziwnej sytuacji”, która wymaga podjęcia jedynie rozsądnej decyzji – jak
w opisanej poniżej anegdocie. Opowiem ją tylko dlatego, że doskonale oddaje
moją sytuację. „Kto ma rozum do myślenia
ten zrozumie”
Kapitan
za burtą…
Był maj 2000 rok, przyjechali
znajomi psychotronicy z Krakowa - Iza i Tomek, aby zobaczyć kamienne kręgi,
które w tamtym czasie badałam. Pojechaliśmy do Odr i Węsior, następnego dnia
wybraliśmy się do znajomej k/Koszalina, a potem do kamiennych kręgów w Grzybnicy.
Jechaliśmy okrężną drogą przez Łebę, gdyż
chcieli zobaczyć wydmy. Jadąc dalej mijaliśmy wioskę nad jeziorom
Łebsko, gdzie na zakręcie zobaczyliśmy szyld - „Zajazd pod diabelskim
kamieniem”. Stwierdziliśmy, że trzeba zobaczyć ten „diabelski kamień”. Zaprowadził
nas tam syn właścicieli zajazdu i mimochodem wspomniał o kamieniach na jeziorze
i związanej z tym miejscem legendzie. Chcieliśmy to zobaczyć, ale jak tam się
dostać? Chłopak zaproponował, że może nas tam zawieźć swoją żaglówką.
Następnego dnia spotkaliśmy
się na drewnianym pomoście, przy którym cumowała mała żaglóweczka. Tomek z Izą
od razu wsiedli, a ja patrzyłam na tę „łupinkę” podejrzliwie.
- Wsiądę jak dostanę 5
kapoków.
Wszyscy ryknęli śmiechem, a
najgłośniej śmiał się 19-letni kapitan. Śmiejąc się rozglądał za czymś lub za
kimś.
- A po co pani 5 kapoków?
- Dla mnie – odpowiedziałam z
powagą. Nie umiem pływać ( tak trochę) i w dodatku to jezioro jest
niebezpieczne. Dno jeziora jest na 2 m w głąb muliste i każdy kto wpadnie nawet
na brzegu nie wyjdzie o własnych siłach. Czy nie słyszał pan o tym, że tutaj
przed laty przy brzegu utonęło 17 harcerek? Przy kościele jest tablica z ich
nazwiskami!
Wszyscy spoważnieli, a kapitan
poszedł do pobliskiej szopy i przyniósł 3 kapoki. Bez słowa podał mi największy.
Zapytałam - jak długo potrwa nasza wyprawa? Młody kapitan odpowiedział, że przy
dobrym wietrze wrócimy za ok. 45 minut. Wsiadłam, a on natychmiast podniósł
żagiel i ruszyliśmy z wiatrem do oddalonej ok. 2-3 km kamiennej wyspy na środku
jeziora. Okrążaliśmy ją kilka razy, robiliśmy zdjęcia, a gdy mieliśmy dość
wrażeń ruszyliśmy z powrotem do brzegu. I nagle jakby ktoś pstryknął palcami,
wiatr ucichł i staliśmy na środku jeziora na gładkiej zielonkawej tafli jeziora
ponad godzinę i nic nie mogliśmy zrobić, bo nie było nawet wiosła. Żar lał się
z nieba, a my bez kropli wody do picia, bo przecież wyprawa miała trwać 45
minut. Kapitan znudzony wstał, wyrzucił jakąś linę za burtę i nagle wskoczył do
wody. Pływał ok. 10 minut i już dosięgał
liny za burtą aby podciągnąć się do łodzi, gdy nagle zerwał się wiatr, żagiel
wydął się jak balon i pomknęliśmy jak sto koni.
W czasie minuty byliśmy ok 100 metrów dalej, fale zrobiły się groźne, a
głowa chłopaka była już ledwie widoczna. Do brzegu mieliśmy ok. 2 km i małe
szanse aby dotrzeć bez wywrotki, a to oznaczało, że kapoki będą bardzo
potrzebne. Tylko kto nas wyłowi i co z chłopakiem? Moi znajomi zawsze najmądrzejsi, teraz z przerażeniem patrzeli
na mnie, bo tak samo jak ja zdawali sobie doskonale sprawę co nas czeka.
Rozejrzałam się i oceniłam sytuację.
- Musimy wrócić po chłopaka,
bo się utopi, a my sami też nie dopłyniemy. Czy ktoś z was wie jak to się
hamuje?
- Trzeba zdjąć żagiel – odpowiedział Tomek.
- A jak zdjąć tą szmatę?
Tomek badawczo patrzył na maszt,
po chwili odwiązał linę i żagiel spadł na pokład. Żaglówka gwałtownie
wyhamowała niebezpiecznie kołysząc się na falach.
- A teraz zawracamy po niego.
Tomek skręć tą wajchę!
- A w którą stronę skręcić? –
zapytał.
- Wszystko jedno, no dobra w
prawo! Kieruj tak, aby podpłynąć jak najbliżej, będziemy krążyć wokół niego, a
ja jemu rzucę linę.
Żaglówka zawracała, a my
wypatrywaliśmy jego głowy pośród fal.
Widział nas, zrozumiał co chcemy zrobić i kiwnął ręką. Gdy się
zbliżyliśmy wstałam, podniosłam zwiniętą linę wyrzuciłam ją w stronę chłopaka.
Nie złapał jej, gdyż byliśmy za daleko, więc jeszcze raz go okrążyliśmy, a ja w
tym czasie szybko zwijałam linę. Gdy był blisko wyrzuciłam ją ponownie, zdążył
ją złapać, szybko podciągał się do łodzi i zwinnie wskoczył na pokład. Stał
chwilę patrząc przed siebie, był blady i w szoku. Nie spojrzał na nas lecz
podszedł do masztu, podniósł żagiel, a potem pokierował żaglówką po prostu po
mistrzowsku! Wiał silny wiatr, była już duża fala - „czwórka”, a on kierował
tak, że płynęliśmy „slalomem gigantem” po grzbietach fal w ciszy i skupieniu.
Po mistrzowsku zacumował przy pomoście, na którym czekał kierownik, ale zanim
wstał odwrócił się do nas i z powagą powiedział:
- Dziękuję, że mnie nie
zostawiliście. Mam prośbę, nie mówcie kierownikowi co zrobiłem, bo straciłbym
licencję. (Zrozumiał, na co nas naraził, a co powiedział kierownikowi możemy
się tylko domyśleć!) Odpowiedzieliśmy,
że nic jemu nie powiemy. Chłopak był młody i dużo musiał się jeszcze nauczyć. Wybierał się na studia do Akademii Morskiej.
Od tamtej pory minęło 15 lat.
Wracaliśmy do Gdyni w ciszy i
w szoku, bo zdaliśmy sobie sprawę jak niewiele brakowało abyśmy wszyscy
zginęli. I nieważne było, że żagiel nazwałam szmatą, bo w tym momencie to nie
było ważne, gdyż oni i tak zrozumieli co miałam na myśli. Wspominaliśmy to
później z humorem…
Ta anegdota ma zwrócić uwagę
na mój sposób myślenia w czasie osobistego zagrożenia oraz znajomych, którzy byli ze mną. Ale dotyczy to
również sytuacji w jakiej znajduje się Polska, dlatego decyzję o pokierowaniu
sprawą gdyńskich piramid przekazałam Panu Andrzejowi Dudzie Prezydentowi
Polski. W symbolu jezioro z mulistym dnem to Polska, a kamienna wyspa to
zasypane piramidy.
Napisałam
list do Prezydenta Polski.
Cyt. „Zwracam się z prośbą do
Pana Prezydenta w nietypowej sprawie. Dotyczy to zasypanych piramid na terenie
Gdyni. (…) Należy to wszystko sprawdzić i jak najszybciej zabezpieczyć, gdyż
sprawą interesuje się wielu ludzi. Oni oczekują, że zajmę się badaniami, a to
jest oczywiście nierealne z wielu względów. To nie jest moja sprawa, tym muszą
zając się naukowcy oraz wojsko. To jest ważne dla przyszłości Polski i Polaków.
Od Pana decyzji zależy czy ta sprawa będzie uznana za wizytówkę starożytności
Polski.”
Decyzje Prezydenta mogą
zmienić wszystko! No i sprawdzają…
Paranormalne
PSI…
Ostatnie 2 lata to wściekłe
ataki psychotroników, którzy zachowują się jak „psy gończe” spuszczone ze smyczy swoich panów. Kim są ich panowie?
Nie będę opowiadać wszystkich historii, ale są to PSI-y z Niemiec, Francji, San
Francisko, Holandii, Rosji i Ukrainy, Izraela, Brazylii, no i z …Watykanu.
Nagle sprawa nabrała takiego rozpędu jak mała żaglówka na wzburzonym jeziorze.
Zrozumiałam do czego zmierzają PSI-y „gończe”,
ale ja mam „kapoki”…
https://pl.wikipedia.org/wiki/Zjawiska_paranormalne
„Zjawisko psi (inaczej:
anomalne zjawisko mentalne) termin na określenie wszystkich zjawisk
paranormalnych.”
„Przedrostek „para” (gr. =
równoległy, obok, przy) sugeruje w tym przypadku występowanie zjawisk
istniejących jednocześnie obok naturalnych zdolności ludzkiego organizmu
występujących w formie 5 zmysłów fizycznych: węchu, smaku, dotyku, wzroku i
słuchu. Zjawiska paranormalne nazywane są również zjawiskami Psi. Psi (Ψ) jest 23 literą klasycznego
alfabetu greckiego i pierwszą sylabą terminu „psyche”.
„Psychotronika jest to
dyscyplina badawcza, która zajmuje się wyjaśnieniem zjawisk paranormalnych.
Jest dziedziną interdyscyplinarną, która stara się wyjaśnić mechanizm
paranormalności za pomocą dorobku kilku dziedzin: psychologii, biofizyki i
antropologii. Osobom, które zajmują
się ta tematyką, znane jest zapewne pojęcie broni psychotronicznej, nad
rozwojem której pracuje wiele państw w ramach tajnych badań wojskowych. Broń
psychotroniczna służy do kontroli ludzkiego umysłu poprzez jego sterowanie lub zakłócanie jego
funkcjonowania.” Naprawdę robią co mogą, aby przejąć kontrolę nad
sprawą piramid gdyńskich, tak samo jak to zrobili Rosjanie na Krymie,
dlatego odpowiedź jest w polityce.
Wszyscy wiemy o wojnie na Ukrainie i o przyłączeniu Krymu do Rosji? To są
fakty…!
A
o co chodzi z piramidami krymskimi na Ukrainie?
Doskonale to opisał Robert
Leśniakiewicz w art. „Krymskie piramidy – mity i fakty”
http://wszechocean.blogspot.com/2011/05/krymskie-piramidy-mity-i-fakty.html
Przytoczę kilka fragmentów
tekstu dla jasności sprawy.
„Do samego dna piramidy
tymczasem nie dotarliśmy - nie mieliśmy odpowiedniego ekwipunku. Ale po próbach i analizie
otrzymanych danych (jednak my geolodzy z wykształcenia, doświadczenie mamy),
wyjaśniło się, że obiekt ma formę geometrycznie regularnej piramidy ze
spiczastymi występami na krawędziach. Wysokość piramidy wynosi 45 m, długość
pobocznicy wynosi 72 m. Przy czym współzależność tych wielkości 1 : 1,6 jest standardem dla wszystkich już odkrytych
na dzisiejszy dzień piramid.(…)
Według oświadczenia jednego z
uczestników wyprawy SGNB Tarana W. odkryta piramida nie jest bynajmniej jedyną,
i że strefa poszukiwań powinna być rozszerzona. I tak przy użyciu „sposobu
geologogeografii” odkryto jeszcze kolejnych sześć pogrzebanych pod ziemią
konstrukcji, które rozciągały się wszystkie w linii prostej zorientowanej z NW
na SE – od Przylądka Chersonez do Przylądka Sarycz, wzdłuż linii brzegowej. Tak więc tym sposobem ilość piramid na
Krymie wzrosła do 37, a na terytorium Ukrainy znaleziono co najmniej 200
podobnych obiektów będących fragmentami „jednolitego planetarnego systemu
sakralnych centrów”.
W ostatnie lata dawne piramidy
były znalezione także w Chinach, Japonii, Tybecie.
Michił Lwowski, Krym. - 20.07.2001
„Pracownicy grupy już
przeprowadzili porównawczą analizę krymskich i egipskich piramid: po to badacze
przywieźli z Egiptu próbkę z bloku jednej z trzech wielkich piramid w Gizie. I
wyjaśniło się, że dawni Egipcjanie i tajemniczy krymscy budowniczowie
korzystali praktycznie z tego samego materiału! Prawda, bloki egipskich piramid
mają znacznie większe rozmiary: ich długość osiąga 20 metrów. Natomiast, jak
uważają członkowie SGNB, odkryte przez nich w Krymie budowle prześcigają swoich
egipskich współbraci pod względem wieku. Logika ich rozważań przy tym taka:
Wszystkie siedem krymskich piramid spoczywają pod ziemią na głębokości od 5 do
10 metrów pod warstwą osadowych żwirów, piasków i mułów. Jak przypuszczają
Sewastopolczycy, to mogło zostać rezultatem gigantycznej powodzi: woda rozmyła
czarnoziem na obszernych terytoriach i piramidy okazały się pochowanymi pod
warstwą naniesionego podłoża. A podobne kataklizmy w tym okręgu Ziemi działy się
w okresie od 12 do 3 tysięcy lat przed naszą erą. Wszystko to świadczy o tym, że dawni budowniczowie należeli do
wysokorozwiniętej cywilizacji. (…)
Naukowości badaniom SGBN w
żaden sposób nie przydają ani członkowstwo w Międzynarodowej Akademii
Energoinformacyjnych Nauk (MAEN) i Międzynarodowej Akademii Fundamentalnych
Podstaw Bytu (MAFOB), ani przyciągnięcie do wspólnych poszukiwań już jawnie
nie-naukowców: „Naukowo-badawczej” grupy „Altair” (była znana także pod nazwami
„Tierra”, „NAME”, w rzeczywistości symferopolska grupa jasnowidzących i
ekstrasensów) razem z Centrum Duchowego Rozwoju „Galaktyka”, Międzynarodowym
Centrum Kosmicznego Rozumu (MCKR, w Moskwie) na czele z akademikiem J. N.
Światowym, i „naukowej” grupy akademika E. R. Mułdaszewa.
Wydaje
mi się jednak, że decydujący cios tym majaczeniom zadała Polka – Pani red.
Barbara Włodarczyk prezentująca od kilku lat znakomite
reportaże pod wspólnym tytułem „Szerokie tory” na temat Rosji i krajów byłego
Związku Radzieckiego. W jednym z nich, który wyemitowano w poniedziałek, 13
września 2010 roku, red. Barbara Włodarczyk zwiedza właśnie podziemne
konstrukcje rozmieszczone nad Morzem Czarnym od Eupatorii do Jałty.
No i co się okazuje? A to, że
konstrukcje te – acz potężne – zbudowano w latach 70. i 80. XX wieku. Południowe wybrzeża Krymu miały być potężną
bazą radzieckiej Floty Czarnomorskiej na wypadek wybuchu III Wojny Światowej.
Ogromne bunkry wyryte w skałach z wielometrowymi stropami z żelbetu zdolnymi
wytrzymać nawet atak atomowy. To właśnie stąd miały ruszyć okręty – a
szczególnie okręty podwodne z napędem atomowym – na akweny Morza Czarnego,
Morza Marmara i wschodnich sektorów Morza Śródziemnego, gdzie miały zwalczać
okręty NATO i amerykańskiej VI Floty(…)To właśnie tam znajdowały się podwodne
bunkry służące do dokowania okrętów podwodnych, podziemne hangary samolotów
pionowego startu i lądowania – jeden z nich zaobserwował znany symferopolski
ufolog – Anton A. Anfałow, o czym można przeczytać w pracach Bronisława
Rzepeckiego. Tutaj znajdowały się węzły i centra systemów łączności kablowej,
radiowej i satelitarnej, centrale dowodzenia i kierowania atakiem wojsk
radzieckich na Grecję, Włochy, Turcję i inne kraje Bliskiego Wschodu. Tutaj
mogły znajdować się centra dowodzenia siłami strategicznymi i kosmicznymi w
działaniach III Wojny Światowej. No i tutaj – co już wiem skądinąd – mogły
znajdować się specjalne ośrodki tresury delfinów do wykonywania zadań w rodzaju
minowania jednostek morskich, wykrywania min i rozminowywania akwenów, a także
zabijania ludzi. Były to jedne z pierwszych zwierząt GMO. Na szczęście te
obłąkańcze plany padły z prostego powodu – braku pieniędzy…
Inna rzecz, że na wszystkie
tajemnice z czasów ZSRR będzie długo nałożony knebel i czapa, bowiem mimo tego,
że Ukraina jest suwerennym państwem, to wciąż na jej terytorium znajdują się
wojska Armii Rosyjskiej oraz okręty i samoloty Rosyjskiej Floty Czarnomorskiej.
Poza tym nie zapominajmy, że Autonomiczna
Republika Krymu stanowi rosyjską pół-enklawę na terytorium Ukrainy, bowiem
demograficznie Rosjanie stanowią tam większość. A to oznacza dodatkowy
komplikator w przeprowadzeniu jakichś szeroko zakrojonych badań jakichkolwiek
obiektów na terenie półwyspu. A zatem nie ma się czego podniecać – póki nie zmienią
się układy polityczne na Krymie, póty możemy się spodziewać stamtąd właściwie
wszystkiego. A zatem czekamy na następne
„sensacje” z Krymu o tamtejszych piramidach.” ( Rosja przyłączyła Krym do
swoich terytoriów!)
Był maja 2011r., gdy Robert
Leśniakiewicz pisał o piramidach krymskich, a ja już od roku promowałam swoją
książkę o piramidach gdyńskich. Ponieważ pracowałam nad tym sama, dlatego dla
większości ludzi jest to nieprawdopodobna historia. Nie było geologów, ani
naukowców z pobliskich Uczelni Trójmiasta. Nikogo ta sprawa nie interesowała.
Sprawą zainteresowali się psychotronicy wszelkiej maści i wszystko nabrało
niebezpiecznej prędkości, gdyż okazało się że za nimi kryją się ci którzy chcą
całą sprawę ośmieszyć, aby potem przejąć kontrolę.
Póki co naukowcy w Polsce nie
zajmą się tą sprawą z obawy o swoje autorytety naukowe i stanowiska, a przede
wszystkim z powodu obowiązujących TEORII NAUKOWYCH. Czy sprawa polskich piramid zakończy się tak jak na
Ukrainie - ich Rząd nic nie zrobił, a sprawę piramid przejęła Rosja?
Czy
znowu pojawi się pani red. Barbara Włodarczyk…?
Zdjęcie – „Gdynia z lotu
ptaka”
Sprawa zasypanych piramid w
Gdyni stała się już sprawą polityczną tak jak w przypadku piramid krymskich.
„Media głównego nurtu” milczą. Czy znowu pojawi się pani redaktor Włodarczyk
tym razem na Nabrzeżu Prezydenta ( nabrzeże spacerowe) w Gdyni i powie to samo
co powiedziała na Krymie?
Za mną wody Zatoki Gdańskiej,
a przede mną odległe wzgórza gdyńskie
porośnięte lasami. Piramid nigdzie nie widać. Są za to pozostałości po
hitlerowskich bunkrach, tunele oraz tajne laboratoria V7 oraz torpedownia na
Babich Dołach. Są też potężne konstrukcje zbudowane w latach 70. i 80 XX wieku,
na wypadek wybuchu III Wojny Światowej przez sowieckie wojska stacjonujące na
terenie Polski i Gdyni. Ogromne bunkry wyryte w skałach z wielometrowymi
stropami z żelbetu zdolnymi wytrzymać nawet atak atomowy. To właśnie stąd miały
ruszyć okręty – a szczególnie okręty podwodne z napędem atomowym. Tam
znajdowały się podwodne bunkry służące do dokowania okrętów podwodnych,
podziemne hangary samolotów pionowego startu i lądowania – jeden z nich
zaobserwował znany symferopolski ufolog – Anton A. Anfałow, o czym można
przeczytać w pracach Bronisława Rzepeckiego. Tak, Bronisław Rzepecki –
koordynator grupy badań NOL w Polsce był Gdyni w 1998 roku ze wszystkimi
ufologami (Zjazd Ufologów) - co mogą potwierdzić dziennikarze różnych pism
oraz RiTV. Potwierdzili, że tutaj startują tajemnicze samoloty pionowego startu
i lądowania, a jeden z nich w 1959 roku rozbił się w basenie portowym. „Tutaj
mogą znajdować się centra dowodzenia siłami strategicznymi i kosmicznymi w
działaniach III Wojny Światowej. No i tutaj mogły znajdować się specjalne
ośrodki tresury delfinów (np. na Helu)
do wykonywania zadań w rodzaju minowania jednostek morskich, wykrywania min i
rozminowywania akwenów, a także zabijania ludzi. Na szczęście te obłąkańcze
plany padły z prostego powodu – braku pieniędzy…”
Dlatego na dnie Morza
Bałtyckiego „waruje Flota Czarnomorska”, myśliwce NATO i Luftwaffe patrolują
przestrzeń powietrzną, wojska Rosyjskie stoją przy granicach Polski z
wyrzutniami rakietowymi.
Wszyscy wiemy, że od kilku lat
wisi w powietrzu III WŚ i ostatnia… bo potem to już nie będzie co zbierać. Co
po nas pozostanie? Pozostaną jedynie zasypane piramidy dla kolejnych, może
bardziej inteligentnych cywilizacji.
A może pani redaktor
Włodarczyk powie coś innego? Wszyscy czekamy…
PSI-y spuszczone ze smyczy są
na tropie i na różnych forach ujadają na temat piramid gdyńskich… Co zrobią
mocarstwa aby mieć nasze piramidy?
A tutaj wystarczy wejść w mapy…
http://ludzkietropy.pl/mapy-lidar-pokazuja-co-jest-ukryte-w-lasach/
„Jeśli zainteresowała Was ta
technologia, poniżej przedstawiam krótką instrukcję LIDAR, z pomocą której
samodzielnie możecie zbadać interesujące Was tereny”
A
kapitan…
„…stał chwilę patrząc przed
siebie, był blady i w szoku. Nie spojrzał na nas lecz podszedł do masztu,
podniósł żagiel, a potem pokierował żaglówką po prostu po mistrzowsku! Wiał
silny wiatr, była już duża fala - „czwórka”, a on kierował tak, że płynęliśmy
„slalomem gigantem” po grzbietach fal w ciszy i skupieniu. Po mistrzowsku
zacumował przy pomoście, ale zanim wstał odwrócił się i z powagą powiedział:
- Dziękuję, że mnie nie
zostawiliście.”