Sir Julian Rose
… której nie da się usunąć
Prawdopodobnie nikt, kto został wychowany w
tradycji katolickiej, nie pamięta chwili, w której ksiądz położył palec na
naszym maleńkim czole i nakreślił na nim znak krzyża.
Jednak to właśnie ta chwila staje się
symboliczną i strategiczną „sztywną ramą” w szerszym kontekście naszej
inicjacji do systemu kontroli zwanego „społeczeństwem”.
Niektórzy z nas, którzy przeszli ten rytuał,
powtarzają go z własnymi dziećmi, trzymając na rękach lub przekazując księdzu
maleńkie niewinne zawiniątko tak, by ten mógł nakreślić znak krzyża na tej
pięknej przestrzeni pomiędzy skroniami. Jest jednak jedna rzecz, której możemy
się z dużą dozą pewności spodziewać – fakt, że praktycznie nikt tak naprawdę
nie rozumie, co robi.
Ci, którzy wprowadzają swoje dzieci w ten
rytuał, wierzą, że prowadzi ich doktryna chrześcijańska i są szczęśliwi, że
mogą oddać swoje potomstwo pod opiekę Kościoła. O tym, jaki jest charakter tej
opieki, wie bardzo niewielu (jeśli ktokolwiek).
Ilu ludzi rozumie powód, dla którego dokonuje
się tego rytuału – czyli, że zjawiamy się na tej planecie naznaczeni „grzechem
pierworodnym”, który sięga Adama, Ewy, węża i jabłka z drzewa poznania?
Jak napisane jest bowiem w pismach liturgicznych
Kościoła katolickiego, a dotyczy to w równym stopniu Kościoła protestanckiego,
człowiek przychodzi na świat jako grzesznik, dźwigając ciężar, którego źródeł
należy szukać w „upadku” pierwszych rodziców w ogrodzie Eden. Ceremonia Chrztu,
dokonana w wodzie lub przy jej pomocy, zmywa z dziecka ten „grzech” i oddaje je
pod opiekę Jezusa i Kościoła, które zgodnie z katechizmem są równoznaczne.
W ustępie 1237 Katechizmu Kościoła Katolickiego
czytamy: „Ponieważ chrzest oznacza wyzwolenie od grzechu i od kusiciela, czyli
diabła, dlatego wypowiada się nad kandydatem egzorcyzm (lub kilka egzorcyzmów).
Namaszcza się go olejem katechumenów lub celebrans kładzie na niego rękę, a on
w sposób wyraźny wyrzeka się Szatana. Tak przygotowany kandydat do chrztu może
wyznać wiarę Kościoła, której zostanie „powierzony” przez chrzest.”
Spróbujmy podsumować wszystko do tej pory – nowo
narodzone dziecko, które przybywa (lub przybywa ponownie) na ziemię, nie jest
witane jako czysta lub w każdym razie niewinna istota, ale jako ktoś, kto nosi
znamię „grzechu pierworodnego”. W celu oczyszczenia, dziecko poddawane jest
egzorcyzmowi, którego dokonuje ksiądz.
Podkreślam to po to, by przypomnieć nam, jak
ogromne znaczenie ten rytuał może potencjalnie mieć na rozwijające się życie
istoty, która go przechodzi.
Akceptacja faktu, że jest się „grzesznikiem” w
chwili, gdy jest się wystarczająco dojrzałym, by zrozumieć znaczenie tego
słowa, jest prawdziwie tragicznym początkiem życia na Ziemi. Tragicznym z uwagi
na błędną interpretację prawdy.
Umieszcza to człowieka w świecie, w którym
poczucie winy i wstydu stanowi podstawę, na której buduje się życie.
Pamiętam dobrze dzień, w którym jako członek
zgromadzenia Kościoła anglikańskiego w naszej wiosce, usłyszałem słowa
wikariusza: „Powtarzajcie za mną, jestem biednym i nędznym grzesznikiem...”
Spojrzałem na mamę, która powtarzała te słowa, a wraz z nią całe zgromadzenie.
Na ich skupionych twarzach malowały się smutek i posłuszeństwo.
Wydaje mi się, że nie miałem wtedy więcej niż
siedem lat, ale odmówiłem powtarzania tych słów. Od tamtej chwili wiedziałem,
że wchodzę na własną, szerszą ścieżkę życia i raczej nie będę oglądał się do
tyłu. Była to mocno otrzeźwiająca chwila, ale jednoczenie dająca wolność. Nikt
nie powinien być poddawany indoktrynacji narzucającej strach i poczucie winy,
ani wierzyć w jakąkolwiek instytucję, która usiłuje głosić wolę czy też słowo
Boże.
Oficjalny dyktat Kościoła Katolickiego głosi w
ustępie 1250 Katechizmu: „Dzieci, rodząc się z upadłą i skażoną grzechem
pierworodnym naturą, również potrzebują nowego narodzenia w chrzcie, aby
zostały wyzwolone z mocy ciemności i przeniesione do Królestwa wolności dzieci
Bożych... Gdyby Kościół i rodzice nie dopuszczali dziecka do chrztu zaraz po
urodzeniu, pozbawialiby je bezcennej łaski stania się dzieckiem Bożym.”
Dowiadujemy się więc, że moc stanowienia o boskości
u nowo narodzonego dziecka zależy całkowicie od rytuału przeprowadzonego
przez człowieka, dokonywanego przez instytucję zwaną „Kościołem”... która
twierdzi, że pełni wolę Bożą.
Jakiś czas temu odwiedził mnie znajomy Polak.
Utalentowany terapeuta naturalny. Dorastał on w pobożnej rodzinie katolickiej,
ale odkrył, że jest zablokowany energetycznie i duchowo. Życie poprowadziło go
w kierunku odkrywania innych ścieżek rozwoju duchowego, które nie były zgodne z
doktryną Kościoła katolickiego. Pewnego dnia zdecydował, że chciałby dokonać
apostazji, czyli odstąpić od Kościoła, by uwolnić się od wpływu, jaki rozciąga
on na swoich wiernych.
W trakcie umówionego wcześniej spotkania z
księdzem, przedstawił on powody, dla których chciał uwolnić się od zobowiązań
narzuconych przez chrzest i wypisać się z rejestru kościelnego. Ksiądz
wysłuchał go, a następnie pochylił się do przodu i powiedział: „Na duszy
pozostaje pieczęć, której nie da się usunąć.”
Stwierdzenie to wstrząsnęło mną i długo odbijało
się echem w moim wnętrzu. Zawiera ono okropne poczucie nieodwracalności. Jakim
prawem jakakolwiek instytucja może mieć tak straszną moc osądzania
ludzkości?
Czym jest wynalazek zwany religią, który rości
sobie władzę podejmowania nieodwracalnych decyzji i narzucania czyjejś woli – w
tym wypadku naszego Stwórcy? Jaki poziom arogancji dotyka ludzkość ze strony
tych, którzy głoszą i podtrzymują takie doktryny?
Mój znajomy osiągnął w końcu swój cel i został
wykreślony z oficjalnych ksiąg parafialnych. „Pieczęć” będzie trzeba usunąć na
inne sposoby. Sposoby, które zna spora liczba alternatywnych uzdrowicieli
duchowych.
Pod nagłówkiem „Czy chrzest jest konieczny do
zbawienia” oficjalne pisma kościelne głoszą:
„Sam Pan potwierdza, że chrzest jest konieczny
do zbawienia... Kościół nie zna oprócz chrztu innego środka, by zapewnić
wejście do szczęścia wiecznego... Bóg związał zbawienie z sakramentem chrztu,
ale sam nie jest związany swoimi sakramentami” (ustęp 1257).
Cóż, bardzo rozsądnie z Jego strony...
Mając być może świadomość, że zaszło to za
daleko, kwestię trzeba trochę załagodzić: „Każdy człowiek, który nie znając
Ewangelii Chrystusa i Jego Kościoła, szuka prawdy i pełni wolę Bożą, na tyle,
na ile ją zna, może być zbawiony.”
Przez setki lat, wiele, wiele milionów ludzi
szukało schronienia w Kościele, który miał zapewnić im przewodnictwo i
przywództwo w sprawach wagi duchowej. Ja również zainspirowałem się
przypowieściami Jezusa Chrystusa i zaczerpnąłem z poczucia tajemnicy, jakie
nadal można znaleźć w niektórych kościołach, których subtelne energie wznoszą
się ponad standardowe nauczanie wikariuszy, księży, biskupów i arcybiskupów.
Może tak być, ponieważ wiele kościołów zbudowano w miejscach, w których
przecinają się i łączą silne podziemne linie energetyczne. Energie te dobrze
znane były społecznościom pogańskim w czasach poprzedzających
rozprzestrzenienie się doktryn judeochrześcijańskich.
W procesie wypleniania pogaństwa, Kościół
zaczerpnął niektóre elementy z kultów, które potępiał. Poczuł jednak nieodpartą
potrzebę sprawowania mocnej kontroli nad nowymi wyznawcami (neofitami) i
narzucenia dogmatu, który by mieć odpowiednią siłę i czystość przekazu, miał
pochodzić bezpośrednio od Boga lub Syna Bożego. I tutaj dochodzimy do sedna
wszystkiego.
Ustęp 1269: „Stając się członkiem Kościoła,
ochrzczony „nie należy już do samego siebie”, ale do Tego, który za nas umarł i
zmartwychwstał. Od tej chwili jest powołany, by poddał się innym i służył im we
wspólnocie Kościoła, by był „posłuszny i uległy” przełożonym w Kościele, by ich
uznawał z szacunkiem i miłością.”
Widzimy tutaj jasno istotę oszustwa. Tylko osoby
nieposiadające kompletnie wiary w siebie, ale przejawiające wysoki poziom
naiwności, oddałyby się dobrowolnie pod niekwestionowaną władzę innych, bez
względu na władzę duchową, którą ci inni rzekomo posiadają.
Ci, którzy są „posłuszni i ulegli”, szybko tracą
zdolność przeciwstawiania się jakimkolwiek przywódcom posiadającym władzę. Czy
to w szkole, szpitalu, rządzie, wojsku czy też korporacji. Stają się
niewolnikami odgórnej piramidy wyzysku, która w dzisiejszych czasach trzyma świat w mocnym uścisku.
Stanowiąc prawo w imieniu Boga, Kościół odgrywa
kluczową rolę w tworzeniu imperatywu władzy doktrynalnej, który rozwija się
dzięki bezwarunkowej akceptacji jego ciemnego i błędnego programu.
„Przynależność do Jezusa”, a nie do samego
siebie, może nieść ukojenie w sferze praktyki duchowej. Jednak nauki Jezusa,
przyjęte przez Kościół, zostały pozbawione rewolucyjnych elementów, które
wstrząsnęły fundamentami epoki, w której żył. A były to nauki, które
przeciwstawiały się statusowi quo i dogmatom Cesarstwa Rzymskiego i wiary
żydowskiej.
Przyjrzyjmy się komentarzowi do ewangelii
gnostyckich znalezionych w Nag Hammadi:
„Ortodoksyjni Żydzi i Chrześcijanie upierają
się, że przepaść oddziela ludzkość od jej Stwórcy: Bóg jest całkowicie inny.
Jednak niektórzy gnostycy, którzy napisali te ewangelie, zaprzeczają temu:
samopoznanie jest wiedzą o Bogu; samo zrozumienie i to, co boskie, jest tym
samym.
Po drugie, „żywy Jezus” z tych tekstów mówi o
iluzji i oświeceniu, a nie o grzechu i pokucie, jak Jezus z Nowego Testamentu.
Zamiast zbawiać nas od grzechu, zjawia się jako przewodnik, który otwiera
dostęp do zrozumienia duchowego. Kiedy jednak uczeń osiąga oświecenie, Jezus
nie jest już jego mistrzem duchowym: obaj stają się równi – wręcz identyczni.
Po trzecie, ortodoksyjni Chrześcijanie wierzą,
że Jezus jest Synem Bożym w unikalny sposób: pozostaje na zawsze inny niż
reszta ludzkości, którą przychodzi ocalić. Jednak gnostycka Ewangelia według
Tomasza podaje, że gdy tylko Tomasz go rozpoznaje, Jezus mówi do Tomasza, że
istota obu z nich pochodzi od tego samego źródła” (Elaine Pagels, www.gnosis.org/naghamm/Pagels-Gnostic-Gospels.html).
W tym pouczającym wywodzie widzimy prawdziwie
świeży powiew. Wielu z nas natychmiast dostrzeże i zareaguje na wiadomość,
której echo rozbrzmiewa w gnostyckich tekstach z Nag Hammadi. „Podział”, który
dominuje przesłanie Katechizmu, wywrócony jest do góry nogami poprzez mocny wyraz
jednoczącej zasady, która sprowadza się do prawdziwej jedności człowieka z
Bogiem.
Jasne jest więc, że mądrość wyrażona w tekstach
z Nag Hammadi została wyjałowiona przez „instytucjonalne prerogatywy”
ortodoksyjnego Kościoła. To, co przetrwało, zachowało się jedynie w formie
„przetworzonego Jezusa,” mocno trzymanego przez macki doktrynalnego dogmatu.
Bardzo wielu z tych, którzy oficjalnie głoszą
Jego słowa, wybrało ścieżkę, która zupełnie zbacza z „drogi do czystości”,
którą publicznie głoszą. Ścieżkę, której często nie określa się mianem świętej,
ale szatańskiej. Pewne rytuały rzekomego kultu, w których uczestniczyły osoby
wyświęcone, okazały się rażącymi aktami molestowania nieletnich, pedofilii i
innych form wykorzystywania seksualnego i duchowego. Czyny te jasno pokazują
oszustwo, leżące u źródeł wszystkich form masowej indoktrynacji.
Czy tacy figuranci kościelni uważają, że nie
dotkną ich skutki takich przestępstw wobec ludzkości?
Być może tak właśnie uważają, jako że w ustępie
1272 Katechizmu czytamy: „Chrzest opieczętowuje chrześcijanina niezatartym
duchowym znamieniem (charakterem) jego przynależności do Chrystusa. Znamienia
tego nie wymazuje żaden grzech, chociaż z powodu grzechu chrzest może nie
przynosić owoców zbawienia.”
Oczywiście w szerszym wymiarze nie ma takiego
odstępstwa od prawdy, którego ostatecznie nie można odpokutować. Jednakże
tradycja judeochrześcijańska nie akceptuje wschodnich tradycji dotyczących
prawa karmy i reinkarnacji – drogi, dzięki której dusza może zostać oczyszczona
z negatywnych skutków złych czynów poprzez powracanie do trzeciej gęstości i
stopniowe „przepracowywanie” tego, co stoi na drodze do emancypacji.
Zwykłym śmiertelnikom ciężko jest zapomnieć, jak
smakuje władza. Hierarchiczne piramidy władzy, takie jak te, które wzniesiono,
budując Kościół, kuszą tych, którzy przejawiają instytucjonalne aspiracje.
Centra religijne, takie jak Watykan, przesiąknięte są przepychem, jeśli chodzi
o rangę i stroje. Najwyższe stanowiska opływają w złote hafty i emblematy
„wiary”, świadczące o licznych bogactwach, które kościół gromadzi w
rozrzuconych po całym świecie skarbcach.
A w ofercie mamy przewrotnie materialistyczną
interpretację „królestwa niebieskiego” przeciwną temu, co głosił Syn Boży.
W efekcie cały „pakiet” przypomina ogromnego
Lewiatana statycznej energii. Nieruchomą, będącą w zastoju „masę”, która nie ma
odwagi, by zerwać łańcuchy iluzji. W ostatecznym rozrachunku „bezbożną masę”,
która powstrzymuje ludzkość przed przejmowaniem kontroli nad własnym
przeznaczeniem, a zamiast tego wzbudza pacyfistyczną, podświadomą postawę
posłuszeństwa wobec władzy.
Idealne narzędzie dla centralizacji władzy,
która jest w samym sercu dążeń Iluminatów.
„Chrzest jest narodzeniem do nowego życia w
Chrystusie. Zgodnie wolą Pana jest on konieczny do zbawienia, tak jak Kościół,
do którego chrzest wprowadza” (Katechizm, ustęp 1277).
Chrzest. Zgodnie z wolą Pana: „Pieczęć na duszy,
której nie da się usunąć”
Chip RFID umieszczony pod skórą nowo narodzonego
dziecka.
Czy to naprawdę jest „postęp” na drodze do
emancypacji człowieka?
Czy też zwodnicze narzędzia do przedłużania
zniewolenia ludzkości?
Moje 3 grosze
Sir Brinsley le
Poer-Trench w swej książce „Operacja Ziemia” pisze, że religia powinna być
luksusem dla ludzkiej duszy. Powinna dawać wolność, radość, ukojenie i miłość.
Czy daje?
Nie. Nie łudźmy się. Patrząc na to, co się dzieje na
świecie jestem zdania, iż religia jest klęską Rozumu wobec materialnych sił Wszechświata i jego praw, że jest ona jednocześnie największym i najgorszym złem wymyślonym
przez człowieka, które obrócił on przeciwko innemu człowiekowi. Religia niesie
ze sobą przymus jej wyznawania – przymus wywołany poprzez społeczną kontrolę –
„co ludzie powiedzą?” – np. w polskiej wersji katolicyzmu. Tak więc chcąc – nie
chcąc jesteśmy zmuszani już to strachem przed opinią środowiska, już to obawą o
swe życie (jak np. w islamie) do wyznawania czegoś, z czym możemy się nie
zgadzać, ale pod presją - musimy. Musimy udawać, że wierzymy w coś, co jest
sprzeczne z naszymi poglądami, co w ogóle jest sprzeczne z Rozumem i
rozsądkiem. NB., niektórzy polscy politycy doszli w tym do perfekcji. Oni nie
wierzą w Boga, ale udają, że wierzą i każą innym wierzyć czy udawać. Hipokryzja
do n-tej potęgi! – ale to właśnie stanowi filar polskiej polityki. Wystarczy
uważnie i ze zrozumieniem posłuchać obrad naszego parlamentu.
Religia rządzi jednostką w swym specyficznym związku z
władzą – sojusz tronu i ołtarza jest czymś, co usiłuje się nam przeciwstawić w
stosunku do ateizmu. Straszy się nas Piekłem i zbrodniami komunizmu,
zapominając o zbrodniach, jakie dokonano na tzw. narodach pogańskich, które
nawracano ogniem i mieczem, wódką i Biblią. Zapomina się, jak wyrzynano – w
samej tylko Europie – całe narody i plemiona w imię nowej wiary: Prusów,
Jaćwingów, Żmudzinów i innych. Zapomina się jak wyrzynano całe populacje w
krucjatach wewnętrznych przeciwko Albinosom, Katarom i innym odstępcom od
„jedynie słusznej” religii. Zapomina się, jak w sfingowanych procesach o czary
skazywano ludzi na stos, szubienicę czy katowski topór, jednocześnie zabierając
ich majątki na rzecz Kościołów – bo te zbrodnie dotyczą całego chrześcijaństwa.
Nie chodziło tutaj o czary, tylko o kasę i ziemię.
Ale żeby do tego doszło, religia musi zniewolić,
uzależnić i ubezwłasnowolnić jednostkę. Jak dotąd KAŻDA religia tworzy system
przemocy, zniewolenia i podporządkowania jednostki woli jakiegoś guru czy grupy
takowych. A chodzi przede wszystkim o dobra materialne jednostki i o nic
więcej. Co daje w zamian? Pewność, że człowiek za zwój serwilizm wobec „ojców
duchownych” i za swą służalczą postawę wobec Boga, Allacha czy kogo tam jeszcze
będzie nagrodzony – ale dopiero po śmierci! I to jest największy szwindel
każdej religii! Na tym właśnie bazują wszyscy fanatycy tego świata. Dowody mamy
na co dzień – terroryści islamscy mordują niewinnych ludzi, bo są oni „niewiernymi”,
ergo można ich zabijać bezkarnie, a za każde zabójstwo ma się punkty w niebie u
Allacha, który nagrodzi swego bojownika. Nawiasem mówiąc dokładnie to samo
obiecywano chrześcijanom w czasie Krucjat, to samo obiecywali Krzyżacy za
wybicie do nogi Polaków i Litwinów, więc to nie jest wymysł czysto arabski…
Żeby nie przedłużać – jak ktoś chce w kogoś/coś wierzyć,
to proszę bardzo – niech wierzy w co tam chce. Ale niech nie zmusza innych
ludzi, by dzielili z nim jego religijne urojenia, manie i fobie. Niech je
zachowa dla siebie dając żyć innym ludziom na zasadzie „nie czyń drugiemu co
tobie niemiłe”.
Opinia Czytelnika
Bardzo lubię
polemizować z tekstami pisanymi przez księży lub świeckich teologów, chociaż z
nadania słowo polemizować jest tu niewłaściwe, gdyż jak wszyscy wiemy - oni są
święcie przekonani, że Bóg istnieje. Więc skąd ta karność trzymania się
wytycznych Watykanu i słów papieża? Co innego protestanci…
Liturgia w Kościele
jest taka a nie inna i w zasadzie można kwestie pominąć, aby nie przedłużać.
Ale zauważyłem, że sir
J. R. wie dużo o religii Dalekiego Wschodu.
<<Jednakże tradycja
judeochrześcijańska nie akceptuje wschodnich tradycji dotyczących prawa karmy i
reinkarnacji – drogi, dzięki której dusza może zostać oczyszczona z negatywnych
skutków złych czynów poprzez powracanie do trzeciej gęstości i stopniowe
„przepracowywanie” tego, co stoi na drodze do emancypacji.>>
Tutaj autor ma, jakby
żal, że Kościół nie akceptuje wierzeń hindusów. Poza tym skąd on wie, że „dusza
może zostać oczyszczona z negatywnych skutków złych czynów poprzez powracanie
do trzeciej gęstości”… Śmiać się, czy płakać? Otóż sir Julian w to wierzy.
Anglia, jak wiemy, to kraj masonerii.
Znam wielu intelektualistów,
którzy nie chodzą do kościoła, ale z wypiekami na twarzy zaczytują się różnymi
pozycjami o Buddzie itd. Taka moda? Do tego dochodzi fascynacja różnymi guru
itp.
Natomiast w ZSRR
religię wyparł kult jednostki, a nawet możemy napisać, zastąpił go. I istnieje
do dzisiaj w Rosji. Putin uchodzi tam za wcielenie opatrzności. Zbawcę świata
etc.
Niżej wypowiedź pewnego
człowieka, który twierdzi, że był martwy 45 minut. Warto obejrzeć ten krótki
film, bo nagrany został na forum ONZ. Mnie najbardziej urzeka w tej wypowiedzi
ogólne przesłanie dla ludzi. A sala obrad gmachu ONZ jest jak najbardziej
właściwa. Ale, czy to coś zmieni?
Żydzi nie uznają Jezusa
(wyjątek Żydzi mesjanistyczni).
Trudno nie wierzyć temu
człowiekowi. Czy to tylko szopka? Jego zgon potwierdzają świadkowie, w tym
sanitariusze, lekarze. Spisek szyty grubymi nićmi? A może Bóg naprawdę
istnieje? Uzdrowił go, gdyż miał w tym swój cel?
Jedni modlą się do Boga
w tzw. Niebie, inni do jakiegoś guru, który uważa się za Boga na Ziemi, a
jeszcze inni do Putina. Proszę obejrzeć reportaż Barbary Włodarczyk, odcinek z
cyklu „Szerokie tory”.
„Sekta wyznawców
Putina” (zwiastun):
…......................................................................................
Julian jest rolnikiem, międzynarodowym aktywistą
i pisarzem. Jego najnowsza książka pt. W obronie życia, która cieszy się
dużym uznaniem czytelników, w przekonujący sposób pokazuje, jak możemy przejąć
kontrolę nad naszym przeznaczeniem i stawić opór niszczącym nas władzom i
systemom. Książkę można kupić poprzez stronę www.renesans21.pl
oraz w niezależnych księgarniach.
----------------------------
*Cytaty pochodzą z Katechizmu Kościoła
Katolickiego