Golem
Herman Michajłow
Rabbi Lew (Löwy, Jehudi) ben Bezalel/Becalel jest
znany jako Macharal
mi-Prague. W praskiej Staronovej Synagodze na znak szacunku i
wiecznej pamięci do dziś dnia nikt nie śmie usiąść na stojące po prawej stronie
krzesło Bezalela.
Stara Praga mistyczna i
tajemnicza zrodziła mnóstwo podań. Bohater jednego z nich powstałego w
żydowskiej dzielnicy, z czasem stał się nieoficjalnym symbolem całego miasta.
Historia Golema – zrobionego z gliny powolnego sługi, jego życie, bunt i zguba
– fascynuje umysły ludzi do dziś dnia. Czeski badacz (niestety już nieżyjący)
inż. Ivan Mackerle postanowił
wyjaśnić, co kryje się za tą legendą.
Rabin Lew (Löwy, Jehudi) ben Bezalel/Becalel
Cudotwórca
z getta
W czasach panowania Rudolfa II pośród praskich Żydów mieszkał
człowiek o nazwisku Jehuda Lew ben Bezalel, znany z wysokiego wzrostu i
wielkiej uczoności jako „wysoki rabbi Lew”. Znał on wszelkie sztuki i nauki, a
szczególnie Kabałę. Z jej pomocą mógł on tchnąć życie w posągi ulepione z gliny
czy wycięte w drewnie, a one – jak żywi ludzie – wykonywały zadaną im robotę. Tacy
właśnie stworzeni ludzkimi rękami słudzy nie jedli, nie pili, nie potrzebowali
odpoczynku i pracowali bez ustanku, poza tym można ich było wykorzystywać nie
obawiając się buntu. Rabbi stworzył swego sługę z gliny, włożył szem
(zwitek papieru z kabalistycznym zaklęciem) mu w usta i w ten sposób go ożywił.
[Według innej wersji szem był magicznym kamykiem
włożonym w specjalny otwór w czole Golema, przynajmniej tak pokazuje to czeski
reżyser Martin Frič w filmie
„Cesarski piekarz” (1951); podobnie pokazał to Kazimierz Tarnas w filmie „Pan Samochodzik i praskie tajemnice”
(1988) – uwaga tłum.]
Sztuczny sługa przez cały
tydzień wykonywał najczarniejszą domową robotę: rąbał drewno, nosił wodę,
zamiatał ulicę. Ale w sobotę, czyli szabas,
powinien był odpoczywać. Gospodarz wyjmował szem z
jego ust i Golem stawał się martwym…
Rabbi Jehudi ben Becalel i jego dzieło
Pewnego razu rabbi Lew
zapomniał tego zrobić i zdarzyło się nieszczęście. Sługa się zbiesił, zaczął
rzucać kamieniami, wyrywać drzewa z korzeniami, szedł ulicą niszcząc wszystko
po drodze. Mieszkańcy rzucili się o pomoc do rabbiego, ale tutaj powstała
trudność: był szabas a w ten dzień Żydom zabroniona jest
wszelka praca, a także tworzenie czy niszczenie. Na szczęście w Staronovej
Synagodze jeszcze nie ogłoszono nadejścia soboty. Jest to jedna z najstarszych
synagog w Pradze i wszystkie inne dorównywały do niej. Był zatem czas, by
sprostować błąd. Rabbi przybiegł i wyjął magiczną formułę z ust Golema.
Gliniany potwór upadł i rozbił się na kawałki. Przerażony tym, co zaszło, rabin
nie chciał więcej dawać życia niebezpiecznym służącym. Do dziś dnia szczątki
Golema można zobaczyć na poddaszu Staronovej Synagogi.
Pierwsza wersja legendy
została opublikowana przez Leopolda
Weizela w 1847 roku. Rabbi Lew ben Becalel (1512-1609) – znany matematyk,
astronom i kabalista był znany daleko poza Pragą. Rudolf II (1552-1612), król
czeski, sam zajmował się okultyzmem i alchemią, dlatego też uczony był częstym
gościem na Hradčanach.
Staronova Synagoga w Pradze
Zakazane
poddasze
Po tym, jak dzięki
wysiłkom Weizela legenda stała się
symbolem całej Pragi, amatorzy mocnych wrażeń ściągali do Staronovej Synagogi.
Okazało się, że wchodzenie na poddasze, gdzie znajdowały się szczątki Golema było
ściśle zabronione od czasów ben Becalela. Żeby nikt tam nie wszedł, zostały
rozebrane schody. Żydzi wierzyli, że karą za złamanie zakazu będzie
natychmiastowa śmierć.
Jedynym człowiekiem, który nie
przestraszył się klątwy był główny rabin Pragi – Ezechiel Landau (1713-1793). Przeszedł on przez ścisły obrzęd
oczyszczenia – posty i modlitwę – zanim zaryzykował pójście na poddasze.
Przystawił do ściany drabinę z bierwion i desek. Drzwi na poddasze były
zardzewiałe, ale nie puściły. Wreszcie tam wszedł.
Rabbi przebywał na poddaszu
parę minut. Kiedy znów pojawił się w drzwiach, jego ciało drżało, a twarz była
blada ze strachu. Zszedłszy na dół, Landau kazał zniszczyć drabinę i więcej
razy nie próbował tam powrócić. Co on tam ujrzał, jest tajemnicą do dnia
dzisiejszego.
Jest jeszcze jeden ślad, który
pozostawiła historia Golema – to jest niezwykły porządek nabożeństw w
Staronovej Synagodze przed nastąpieniem szabasu. Do
dziś dnia odczytywany jest w niej dwukrotnie Psalm 92, a nie jeden raz, jak we
wszystkich innych świątyniach. Zostało to wprowadzone jako znak pamięci o Lwie
Ben Bezalelu. Kiedy Golem się zbuntował, rabbi śpiesznie wybiegł z synagogi
przerywając modły i nie dośpiewał psalmu do końca. Kiedy niebezpieczeństwo
minęło, Lew powrócił i odśpiewał psalm od początku do końca.
Grób rabbiego ben Becalela i jego żony Hawy na Zidovskym Hrbitove w Pradze
Sztuczne
życie
Alchemicy próbowali stworzyć
życie naśladując Naturę. Próbowali oni stworzyć w retorcie homunkulusa –
sztucznego człowieka – łącząc ze sobą różne żywe elementy w rodzaju moczu,
spermy albo krwi. Kabaliści chcieli czegoś więcej – naśladując Boga. Oni
wierzyli w to, że przy pomocy Szem ha-Meforasz
(jasno wyjaśnionego imienia) to jest dokładnego i pełnego imienia Bożego, można
tchnąć życie w glinianą rzeźbę, tak jak Bóg tchnął życie w Adama.
W traktacie „Sanhedryn”
wchodzącym w skład Talmudu cytuje się źródła rabinów prekursorów w tworzeniu
sztucznego życia. Rabin żyjący w IV wieku „stworzył człowieka” i wysłał go do
swego przyjaciela Zeira. Ten zaś
odezwał się do posłańca, ale nie otrzymał odpowiedzi. Zorientowawszy się, że
przed sobą ma „stworzenie mędrców”, rabin obrócił go w proch. Drugie
opowiadanie mówi o żyjących mniej więcej w tym samym czasie Haninie i Oszaju. Mędrcy ci stwarzali w piątek cielaka o rozmiarach jednej
trzeciej dorosłego byka i zjadali go przy szabasowym stole.
Chodziło w tym wszystkim tylko
o to, że stworzenie życia było kabalistycznym testem na prawidłowość i
opanowanie tajemnicy Szem ha-Meforasz. Stworzone
zwierzę należało natychmiast zlikwidować czytając zaklęcie wspak. Żydowscy
mędrcy doszli do wniosku, że naśladować Boga jest czymś niebezpiecznym i
bezmyślnym. Lew ben Bezalel nie mógł o tym nie wiedzieć.
Ponadto uważano, że sztuczny
człowiek był wyposażony jedynie w niższą duszę, czyli nefesz. Nie
dotyczyły go żydowskie przepisy religijne, więc mógł pracować w sobotę. Widać
więc, że Golem nie był gliną ożywioną zaklęciami.
Robot
czy psychopata?
- Od razu
odrzuciłem wszystkie hipotezy o mechanicznej figurze –
opowiadał czeski badacz Ivan Mackerle. – Człekokształtny
automat nie byłby w stanie dokonać czegokolwiek poza tym, na które go
zaprogramowano. Słowo „golem” stało się kluczem do zagadki. Ma ono kilka
znaczeń. Poza znanym nam „sztuczny człowiek, stworzony przy pomocy Kabały” ono
znaczy także „niekształtna materia” i… „głupek”, „tępak”! I naraz mnie olśniło:
w osnowie legendy mogła znajdować się historia człowieka psychicznie chorego.
Niektórzy chorzy szkodzą sobie w czasie przypływów bezrozumności okazując w ich
czasie niewiarygodną wprost siłę. Być może rabbi wziął sobie takiego właśnie
człowieka na służącego. Będąc wszechstronnie wykształconym, Bezalel postanowił
go wyleczyć. Ludzie widzieli, jak wkłada mu do ust lekarstwa. I stąd właśnie
poszedł chyr, że to jest magiczny szem, który wkłada się mu do ust. W getto wybuchła panika, kiedy
się okazało, że Bezalel zapomniał dać mu lekarstwo i służący w przypływie
szaleństwa uciekł na ulicę. Przerażeni ludzie przybiegli po gospodarza do
synagogi, przerywając nabożeństwo. Nie czekając na pomoc rabina służący umarł.
Mógł się udusić, poranić, albo dano mu za dużą dawkę leku. Żeby nie było
kłopotów, o jego śmierci nie powiadomiono nikogo, zaś ciało ukryto.
Hipoteza Ivana ma tylko jeden
słaby punkt, a mianowicie – trup na poddaszu zdesakralizowałby synagogę i
byłaby ona nie nadająca się do modlitw. Rabbi nie mógłby tak postąpić,
zwłaszcza że obok niej znajdował się żydowski cmentarz. Służący przestrzegał szabasu,
zatem mógł być pochowany jak zwyczajny Żyd.
[Należałoby
tutaj postawić pytanie: a gdyby Golem nie był Żydem, to co? Czy jego zwłoki
mogłyby zdesakralizować synagogę, czy nie? Czy nie-Żyda można było pochować na
żydowskim kirkucie? Teoria o ukrytych zwłokach jakiegoś chorego biedaka raczej
nie ma sensu, bowiem Żydzi są nadzwyczaj wrażliwi na punkcie swej religii i
zapewne szybko sakralizowali by swoją świątynię, a zwłoki pochowali gdzieś
indziej – uwaga tłum.]
Zaginiona
tajemnica
Ivan Mackerle i kilku jego
przyjaciół postanowił wejść na poddasze Staronovej Synagogi. A oto co
opowiedział on o tej „ekspedycji”:
- Metalowe drzwi z
przymocowaną na nich gwiazdą Dawida otworzyła się z trudem. Trzymając się jedną
ręką metalowego sworznia wbitego w ścianę wisiałem 10 m nad ruchliwą, stołeczną
ulicą. Jeden krok i znalazłem się w ciemnym pomieszczeniu, w którym zatrzymał
się czas. Stare krokwie wychodziły z ciemności przypominając żebra jakiegoś
mitycznego zwierzęcia. Balansowałem na długiej belce wiodącej do środka.
Ivan Mackerle był
rozczarowany. Nie zobaczył on żadnych śladów Golema.
- Strych Staronovej
Synagogi jest niewielki i jest go łatwo obejrzeć. Chociaż my nie oczekiwaliśmy
ujrzenia w każdym kącie starych świeczników, stare czapeczki i tony
modlitewników, to panująca tam pustka zdumiała nas. Były tam tylko grube bale,
kurz i odchody gołębi. Postawiliśmy na podłodze i włączyliśmy wniesiony na górę
georadar. Powoli z cichym buczeniem wypluwał on papierowy pasek. Radar pokazał,
że grubość podłogi wynosi mniej niż 40 cm, co wyklucza możliwość ukrycia czegoś
w niej. Ale naszą uwagę przyciągnęły pustki nad kolumnami wypełnione brudem i
cegłami.
Tymczasem nad drugą
kolumną georadar wskazał, że jest tam coś. Złapaliśmy za łopaty i zaczęliśmy
kopać przebijając się przez warstwę ptasiego guano. Na głębokości 50 cm wreszcie
natknęliśmy się na coś twardego. Ale nie była to część szkieletu mechanicznej
lalki. Leżał tam kawałek metalowego dachu…
Na belce nad drzwiami ktoś
wyciął datę – 1883 rok. Ivan zaczął poszukiwania w archiwach i wyjaśniło się,
że właśnie w tym roku strych odremontowano. Remontu dokonali ludzie o czeskich
nazwiskach (jeden z nich spadł z dachu zabijając się na miejscu, co jeszcze
umocniło wiarę w klątwę). To, co przerażało rabina Ezechiela i dlatego właśnie pozwolono
chrześcijanom zabrać się za tą robotę. Czyli że przekleństwo to samo znikło.
Tajemnica przeklętego poddasza
pozostaje nadal zagadką. Odwiedzający synagogę tak właśnie uważają, że tak
właśnie być powinno – lepiej nie znać niektórych sekretów…
Tekst i ilustracje – „Tajny XX
wieka”, nr 44/2015, ss. 22-23
Przekład z rosyjskiego –
©Robert K. Leśniakiewicz