Sir Julian Rose
Z wszystkich oszustw, w
które wciągnięto ludzkość na przestrzeni wieków, prawdopodobnie najbardziej
druzgocącym jest „grzech pierworodny.” Z punktu wiedzenia sprawców, jest on
jednak wielkim sukcesem.
Praktycznie w każdym
miejscu na ziemi, doktryna chrześcijańska żarliwie realizowała swoją misję
nawracania mas, a towarzyszył jej grzech pierworodny, narzucając poczucie winy
milionom ludzi, których otwarte umysły bez wątpienia kazały im wierzyć, że
przyjmują przekaz wyzwolenia i światła.
Nic z tych rzeczy, drodzy
przyjaciele! Przekaz ten był tak mroczny, jak ciemność nocy.
O tym, jak niesamowitą moc
może mieć przekaz, odpowiednio sformułowany, zapakowany i rozreklamowany,
dowiedzieliśmy się sporo przez ostatnie dekady. „Medium jest przekazem” –
powiedział Marshall McLuhan w 1964 roku. Stwierdzenie to można by łatwo
przenieść do chwili, w której pierwsze biblijne teksty ogłosiły, że mężczyzna
zwany Adamem i kobieta zwana Ewą pociągnęli za sobą całą rasę ludzką w złym
kierunku... z którego nigdy nie powróciła.
Jednakże powodu, dla
którego wszystko obrało tak zły początek i nigdy się z niego tak naprawdę nie
otrząsnęło, nie należy przypisywać jakiejkolwiek winie Adama i Ewy. Jak
zobaczymy, powód ten leży w mistrzowskim planie zafałszowania wspaniałej
opowieści o wyzwoleniu się ludzkości i rosnącym wewnętrznym przekonaniu.
„Rasa ludzka”, do której
odwołują się teksty biblijne, została popchnięta w określonym kierunku
wystrzałem pistoletu, którego spust pociągnął ktoś, kto nie chciał, by
ktokolwiek z uczestników tego wyścigu zwyciężył. On, ona, czy ono chciało tylko
mieć przegranych. I to zostało osiągnięte.
Widzicie, co mam na myśli,
mówiąc o sukcesie?
Historia przedstawia się
następująco: w chwili, gdy pociągnięto za spust, na planecie Ziemi były tylko
dwie istoty ludzkie. Był też piękny ogród i w nim właśnie mieszkało tych dwoje
ludzi: mężczyzna zwany Adamem i kobieta zwana Ewą. W ogrodzie tym było także
drzewo owocowe (pełne soczystych jabłek) oraz wąż.
Według opowieści, Bóg jasno
daje Adamowi do zrozumienia, że może on robić w tym ogrodzie, co tylko chce,
ale nie wolno mu „zjeść jabłka z Drzewa Poznania”. Ale cóż, będąc człowiekiem i
mając „wolną wolę” nadaną mu prawem boskim, Adam nie dostrzega tak naprawdę
logiki w tym odgórnym zakazie. Wąż wydaje się podzielać jego zdanie i w jakiś
sposób udaje mu się skusić Ewę, by ta zerwała to piękne soczyste jabłko,
ugryzła kawałek i podała Adamowi.
„... a on zjadł. A wtedy
otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są nadzy; spletli więc gałązki
figowe i zrobili sobie przepaski.” Czytamy, że czuli się „zawstydzeni”. Z uwagi
na to, że zrobili coś zakazanego, ale także dlatego, że zobaczyli, że są
„nadzy.”
To właśnie w owym sławetnym
„zjedzeniu owocu”, czymś, co prawdopodobnie większość z nas zrobiłaby z czystej
ciekawości, zapoczątkowane zostały tysiące lat chrześcijańskiego poczucia winy
i wstydu.
To tutaj swój początek ma
wszechobecne, nieracjonalne cierpienie związane z naszą naturalną, wrodzoną fizycznością.
To tutaj nasze „prywatne części ciała” zostały sprywatyzowane, a nasza
naturalna przyjemność płynąca z fizycznej bliskości została zamieniona w
poczucie winy – chyba że tak zwany „Kościół Boży” autoryzuje taki akt,
formalizując związek małżeński w chrześcijańskiej świątyni.
Całe multum zakazów pod
hasłem „Nie będziesz...” doczepiono wkrótce do czynu Adama i Ewy – czynu, który
był odważnym aktem „nieposłuszeństwa obywatelskiego”; odmową bycia zastraszonym
przez rzekomo wyższą władzę.
Analizując głębiej to
sławetne zdarzenie, widzimy, że Adam i jego towarzyszka Ewa zrobili coś
całkowicie wyjątkowego w Ogrodzie Eden. Jeśli popatrzymy na ich uczynek z
innego punktu widzenia, wolnego od typowych, z góry narzuconych uwarunkowań,
można by powiedzieć, że był to „gigantyczny krok dla ludzkości”. Słowa te miał
powiedzieć Neil Armstrong, kiedy wysiadał z kartonowej kapsuły skonstruowanej i
sfilmowanej w Pinewood Studios w 1969 roku w Londynie.
Jednakże mityczny Adam nie
udawał tak, jak Armstrong z ramienia tych, którzy czczą boga zwanego
„technologią”. On i jego mityczna Ewa wprawili w ruch wspaniałą machinę, która
tocząc się przez stulecia, pewnego dnia poprowadzi ludzkość do zdobycia
prawdziwej wiedzy, prawdziwej niezależności i prawdziwej samoświadomości. Poza
tym, rzecz jasna, że była to ostatnia rzecz, jakiej chcieliby manipulatorzy
stojący za tą opowieścią.
Badając dogłębniej
symbolikę tej historii, można dostrzec, że zjedzenie jabłka z Drzewa Poznania
otworzyło oczy tego mężczyzny i tej kobiety na fakt, że mieli wszystko, co
potrzeba, by wziąć swoje przeznaczenie we własne ręce i kształtować ścieżkę
życia. Ścieżkę, która miała im pokazać, że nie byli tylko poddanymi, którymi
pan mógł dysponować według własnej woli, ale posiadali wyjątkowy dar – zdolność
kreatywnego i racjonalnego myślenia i działania. A nawet refleksji nad sobą i
swoją egzystencją. I przeciwnie do klasycznej interpretacji, ich Stwórca
chciał, aby tak było.
Stwórca ten odczuwał bowiem
ból samotności i zapragnął mieć towarzystwo w wielkiej podróży zwanej życiem.
Ale by mieć to towarzystwo, jego Adam i Ewa musieli przejść pierwszy wielki
test – test odrzucenia fałszywej władzy i odwagi, by skosztować z Drzewa
Poznania. Tylko wtedy mogli oni wyruszyć na drogę, jako wędrujący z Bogiem oraz
towarzysze Najwyższego; drogę płomienną i nieznaną, której kierunek poznaje się
tylko poprzez niebezpieczeństwo procesu kreatywnego; wykonując historyczny
„skok w ciemność”, która jest matką wszystkich wielkich wędrówek, wszystkich
wspaniałych przygód.
Jednakże tekst biblijny, na
którym wszyscy zostaliśmy wychowani, mówi nam zgoła coś innego. Mówi nam, że
Adam i Ewa zostali „wypędzeni” z Ogrodu Eden z powodu niewybaczalnego i
grzesznego aktu nieposłuszeństwa. Nieposłuszeństwa Bogu we własnej osobie. A to
sprawiło, że „wstydzili się” – zarówno swojej nagości, jak i nieposłuszeństwa.
Kościół, który mieni się
głosicielem tej biblijnej opowieści, mówi nam, że przez Adama i Ewę, wszyscy
nosimy ten „wstyd” po dziś dzień. Że musimy zapłacić cenę za „grzech pierworodny”
i zostać upokorzeni wielkością tego błędu człowieka. Błędu tak wielkiej wagi,
że został nazwany „Upadkiem.”
W takiej interpretacji
opowieści dotyczących pewnych kluczowych zdarzeń w dziejach ludzkości, człowiek
„upada” zanim jeszcze zaczął iść; i wszystko, co ma potem miejsce, skażone jest
tym rzekomo tragicznym błędem oceny ludzkiej* (patrz link na końcu eseju do
dalszej lektury).
Co tak naprawdę symbolizuje
ta „nagość”?
To chwila, w której zdajemy
sobie sprawę, że wszystko, co myśleliśmy, że jest czymś, okazuje się być czymś
zupełnie innym. Sporo z nas spada w tym właśnie momencie. Stajemy się nadzy,
ponieważ stare ubrania nie pasują już na nas, a nowe trzeba utkać ze świeżej
wełny. Jest to świt prawdziwej wiedzy. Wiedzy, która uświadamia nam, że
istnieje stan boski – a także skalanie tego stanu. Że istnieją oba te stany, a
my musimy wybrać drogę życiową w oparciu o tę wiedzę.
Ogród Eden przedstawia stan
„pasywnego” potencjału. Potencjału, który nie był wprawiony w ruch, ani nie
tlił się. Potrzebna była iskra zapalna. A ta iskra nadeszła, gdy Ewa, będąc w
podświadomej komunikacji z wężem,
wyciągnęła rękę i zerwała piękne okrągłe jabłko i ugryzła kawałek. To ona
właśnie przełamała tabu „posłuszeństwa władzy.”
A jaką rolę w tym dramacie
odgrywa Wąż?
Wąż jest zwierzęciem
symbolizującym budzącą się energię. Wąż Kundalini, zwinięty naokoło kręgosłupa
(pnia) drzewa poznania. Widzicie?
Kiedy wąż przemówił do Ewy,
przemówił „słowo”. „Na początku było słowo.” Jednak słowo to nie było
rzeczywistym słowem lecz wibracją. Impulsem. Energią skierowaną od wewnątrz. I
ta energia powiedziała do Ewy: „Zrób to.” A ona zrobiła. Jej uczynek nosi cechy
pierwszych poruszeń boskiej misji – w stronę tego, co jest płodne, lecz
niezdolne do działania.
To właśnie kobieca boska
moc umożliwiła „przebudzenie” Adama i Ewy, którzy odkryli, że nie są już
niewinnymi hipisami pląsającymi w przytulnym ogrodzie nieświadomości;
niezatrzymywanymi i nieświadomymi istnienia szerszej rzeczywistości. To właśnie
przywilej „zdobycia wiedzy na temat dobra i zła” umożliwia wkroczenie na
szerszą ścieżkę wiedzy, bez względu na wszystko!
A co z Drzewem?
Drzewo jest potężnym
symbolem wzrostu. Jest ono zewnętrznym przejawem uwarunkowań niezbędnych dla
ewolucji człowieka – zapuszczanie korzeni i wrastanie pnia i gałęzi w górę i na
boki, jako „równoczesny akt”. Akt ten można przenieść na nas ludzi praktycznie
dosłownie – wychodząc od pępka, poprzez który pępowina odżywiała nas w łonie i
poruszając się równocześnie w górę i dół.
Ma ono wspaniałą moc
unieważniania opcji „albo albo”, która jest cechą naszej ciemnej formalnej
edukacji. Prawdziwy rozwój człowieka, zarówno umysłowy, jak i duchowy sięga
głęboko w dół i wysoko w górę, i jeszcze dalej. W jednakowym stopniu. Zawsze w
obie strony – nigdy tylko w jedną lub drugą.
Drzewo Poznania w Ogrodzie
Eden jest więc właśnie tym – drzewem poznania. Nie jest „zakazanym drzewem”,
jak powszechnie naucza Kościół chrześcijański.
Dlaczego więc Kościół
promuje ten „zakazany” czynnik?
Ponieważ ta „wiedza” może
obnażyć tyranię, która leży w centrum zniewolenia człowieka. Wiedzy tej nie
można wypuścić w świat ze względu na strach przez reperkusjami, jakie mogłyby
dotknąć system kontroli, który istniał, a do którego Kościół się przyczynił i przyczynia
do dnia dzisiejszego. Polecenie „Nie jedz” z Drzewa Poznania nie pochodziło od Boga, ale od
jakiejś innej siły, która z ogromną determinacją przeciwstawiała się
wszystkiemu, co boskie.
Jak głosi opowieść:
„naokoło drzewa owinięty jest wąż”. Od czasów starożytnych ten wąż postrzegany
był jako źródło specjalnej energii. Szczególnie, jak wspomniałem wcześniej, w
opisach praktyk Kundalini oraz tantry jogi. Wzrastająca energia, poruszając się
w górę kręgosłupa, oświeca siedem czakr znajdujących się w ciele ludzkim, jedna
po drugiej – dokładnie tak, jak wąż, który porusza się w górę Drzewa Poznania,
budząc (w tym wypadku) chwałę słynnego soczystego jabłka, którego kęs popchnął
Adama i Ewę „w stan świadomości.”
Wąż oraz drzewo są więc
potężnymi symbolami – i narzędziami oświecenia człowieka.
A Ogród?
Wspomniałem już, że ogród
jest miejscem (lub też stanem), które pozostaje nieskalane. Mamy tu symbol
naszego dzieciństwa. Czasu, gdy nie byliśmy jeszcze świadomi istnienia
historycznej karmy i przez to mogliśmy
poznawać bez ograniczeń wszystko wewnątrz i na zewnątrz.
Jest to miejsce, w którym
pozostajemy, tak jak w przypadku królestwa roślin i zwierząt, w stanie, w
którym instynktownie odpowiadamy na boską energię, z małym zaangażowaniem
naszej woli lub bez niej.
Ale nie taki jest los
mężczyzny i kobiety. Nie dlatego też nasz Stwórca objawił nam stan „wyższej
świadomości”, stan utożsamiany z wyższym umysłem.
Aby uaktywnić ten wyższy
umysł, Adam i Ewa nie mogli pozostać na zawsze w ogrodzie dzieciństwa, ale
musieli zjeść owoc z drzewa poznania, dostrzegając wyzwanie, które znajdowało
się przed nimi. Wyzwanie przejścia ze stanu podświadomości do pełnej
świadomości. Długa i kręta to droga, w rzeczy samej, ale taka, na której każdy
krok daje nam głębsze zrozumienie naszej wspaniałej roli w planie boskim.
Jest to „droga geniuszu”, o
której pisał osiemnastowieczny poeta William Blake:
„Postęp prostuje drogi, ale drogi kręte bez
Postępu są drogami Geniuszu.”
A sam boski plan?
Cóż, nie jesteśmy
wtajemniczeni w pełną strukturę boskiego planu. Jest to „stan istnienia” i jako
taki, nie podlega tak naprawdę opisowi. Można go osiągnąć jedynie poprzez
trwałe wyrażanie prawdziwej intencji.
Wierzę jednak, że ujmując
to w dużym uproszczeniu, Stwórca pamiętał, jak sam stał się z tego, w czym nie
było ruchu. Chciał świętować to, czyli „swoje narodziny”. Dzień w którym
narodził się ruch.
Ale nie można świętować
urodzin bez obecności innych współczujących istot, z którymi można dzielić to
radosne wydarzenie. Tak więc „na początku” Stwórca miał to szczęście, że
przybyły do Niego uzupełniające się nawzajem lecz przeciwne i chłonne energie.
To wspaniałe połączenie przeciwnych lecz głęboko komplementarnych energii miało
ogromne znaczenie – ponieważ z tego wyłonił się stan, który nazywamy
„równowagą” (equilibrium), ruchem. Coś, co zmierza dokądś – mając cel. I nie
jest już stanem nieruchomej płodności.
Ruch zawdzięcza swój
początek kobiecej energii. W mitologii indyjskiej ta siła kobieca zwie się
Shakti. Jest to żeńska forma Boga. Bóg, którego wszechmoc wyraża spełnione
połączenie pierwiastka kreatywnego i pasywnego, jest więc dualistyczny w swej
naturze. Pierwiastek męski i żeński; żeński i męski. I wszystko we
wszechświecie jest wyrazem tej dwoistości. Wszystko, co zostaje powołane do
życia, zostaje powołane na skutek tarcia, które wyraża się poprzez tą wspaniałą
historię miłosną. Historię pomiędzy dwoma energetycznymi komponentami
pierwotnej i wrodzonej dwoistości. Wszechobecne Yin i Yang całej egzystencji.
To, co nazywamy seksualnością,
to w rzeczywistości „dwoistość płci” (ang. sex-duality) – skonsumowany akt
boskiego połączenia, który dał początek i objawił to, co nazywamy Życiem. Być
może najwspanialsze i najbardziej tajemnicze w tym wszystkim jest to, że
wszechobecna i wszechmocna siła zwana Miłością połączyła i nakarmiła ten
wspaniały pierwotny akt połączenia, którego wyrazem jesteśmy my. Można nawet
powiedzieć, że ta Miłość poprzedziła tego, którego nazywamy Stwórcą... Ale to
jest już inna historia z naszej dawnej i niewyjaśnionej przeszłości.
Na chwilę obecną wystarczy,
jak dostrzeżemy, że Adam, Ewa, ogród, drzewo poznania i wąż stanowili kluczowy
element rozpoczynający ewolucję ludzkości – i wszystkich czujących form życia.
Możemy teraz jasno stwierdzić, że „grzech pierworodny” był dokładnie czymś
przeciwnym niż grzech – był narodzeniem człowieka jako wolnego bytu
podążającego za boskim, intuicyjnym przesłaniem, które prowadzi nas (z
powrotem) do naszego Stwórcy. Ale tym razem jako odpowiedzialne i w pełni
zrealizowane istoty – pełnoprawni
mikrokosmiczni Bogowie.
Nasz Stwórca będzie się
radować rezultatem tego boskiego połączenia i zaprosi nas na „Wielką Ucztę”,
która nie może odbyć się do chwili, w której weźmiemy udział, jako równi, w
Jego boskości. Wydarzenia tego wyczekują siewcy prawdy – a obawiają się siejący
kłamstwo.
Całe zamieszanie związane z
naszą seksualnością i relacjami seksualnymi bierze się z wypatrzenia opowieści
o grzechu pierworodnym. Nasza seksualność nie jest czymś, czego powinniśmy się
wstydzić. Jest ona tym, co bezpośrednio łączy nas z Boskością. Powtarzam raz
jeszcze: to dzięki wspaniałemu połączeniu dwóch biegunów niepowstrzymanego
wzajemnego przyciągania, męskiego i żeńskiego, narodził się Wszechświat, czy
też został powołany do życia. „Życia”, które stanowi miejsce narodzenia naszej
własnej istoty kosmicznej.
Tylko chęć wyrażenia
postawy skrajnej alienacji w stosunku do tej radosnej prawdy mogła stworzyć
taką złowieszczą i stwarzającą podziały pułapkę dla ludzkości. Pułapkę, która
sprowadza naszą seksualność do rangi „grzechu” i tym samym głosi odwróconą
prawdę, która do tej pory odgrywa kluczową rolę w sposobie funkcjonowania
naszych uciśnionych społeczeństw zachodnich.
Co to jest za siła, która
jest tak bardzo wypacza prawdę, zamieniając ją w coś zupełnie przeciwnego, to
temat na kolejny esej.
Póki co, czerpmy
przyjemność z faktu przywrócenia planu boskiego z powrotem na właściwe tory. Z
tego, że na nowo połączyliśmy się z korzeniami naszej prawdziwej natury i
odkryliśmy, że zamiast wstydzić się, możemy iść dalej z pełną świadomością
naszej wrodzonej boskości.
Radujmy się więc z tego, że
niepowodzenie zwane „grzechem pierworodnym” zostało obnażone, jako mit
powodujący podziały. Mit, którego czasy już przebrzmiały. Niech rozsypie się w
pył w świetlistych promieniach wschodzącego słońca Ery Wodnika.
Moje 3 grosze
No na tego Wodnika tak
bardzo bym nie liczył. Nie dlatego, że nie zgadzam się z sir Julianem, ale
dlatego, że wszyscy sobie obiegujemy Bóg wie co po Erze Wodnika. Też przez to
przeszedłem – fascynacja nadchodzącymi czasami, ich nowymi możliwościami,
rozwojem duchowym, itd. itp. Tymczasem zapominamy, że to jest pała, która ma
swój drugi koniec, bowiem zanim nadejdzie ta Era Wiecznej Szczęśliwości i
Powszechnej Duchowości (cokolwiek to znaczy) czekają na nas wojny, przemiany
społeczno-ekonomiczne, kataklizmy naturalne, przełomy geologiczne i inne
rzeczy, które mogą zmniejszyć ludzką populację w sposób drastyczny. Jednym
słowem – nie obiecuj sobie za wiele po Erze Wodnika! Zanim nastąpi, Ludzkość
będzie musiała przejść przez Piekło, które sama sobie zgotuje.
Bo każda religia obiecuje
człowiekowi wiele, a niewiele daje. Tak naprawdę, to jest najgorszym złem,
które człowiek wymyślił i skierował przeciwko drugiemu człowiekowi. Przykładów
na to jest dosyć – wystarczy popatrzeć na to, co się dzieje na Bliskim
Wschodzie i Afryce. I co stanowi narastające zagrożenie dla Europy, którego nie
dostrzegają politycy z UE. Gnuśne i tonące w grzechu chrześcijaństwo kontra
młody i prężny islam zetrą się na polach bitwy w Europie, która szybko ulegnie
islamizacji, jeżeli nie powróci do swych prawdziwych korzeni. Prawdziwych, a
nie tych zaimplantowanych nam 1050 lat temu.
Sir Brinsley le
Poer-Trench, autor kilku książek traktujących o Aquarian Ages przestrzega nas
przed zbytnim optymizmem, a dr Leszek Szuman ostrzega wprost: graviora manet –
najgorsze przed nami. Czy taki jest ów Boski Plan? Bo jeżeli weń są wpisane
wojny religijne, Holokaust, AIDS, bronie masowej zagłady… - to ja dziękuję za
takie dopusty Boże i taki Plan wobec całej Ludzkości.
Komentarz Czytelnika
Witam, mój komentarz do Pana komentarza pod tekstem sir J. R., brzmi: święta
racja!
W nadchodzącym stuleciu czekają nas i naszą planetę niewyobrażalne
zmiany.
Problemy, którym musimy sprostać, to przeludnienie, zanieczyszczenie i
degradacja środowiska, kończąca się woda słodka (pitna), zmiany klimatu, co ma
związek z podnoszeniem się poziomu mórz, oraz z migracją ludności na
niespotykaną dotąd skalę. Więcej ludzi, to więcej gęb do wykarmienia. A tym
samym wzrośnie zapotrzebowanie na surowce kopalne.
Tak więc nadchodzące lata wydają się szczególnym okresem w historii
naszej cywilizacji. Około roku 2025 dojdzie do natężenia problemy globalnych.
Pytanie tylko, czy sobie z nimi poradzimy?
Według „Oceny potencjalnych skutków społeczno-gospodarczych zmian
klimatu w Polsce” opracowanej przez prof. Macieja Sadowskiego z Instytutu
Ochrony Środowiska, ocieplenie może zagrozić zasobom wodnym naszego kraju.
Poważnym zagrożeniem, szczególnie dla wybrzeża, jest wzrost poziomu morza.
Zagrożonych jest m.in. 18 ośrodków wypoczynkowych położonych na klifach
ulegających erozji, 5 dużych portów oraz domy 120 tysięcy osób żyjących w tych
regionach. W niebezpieczeństwie znajdzie się Gdańsk, a Hel może stać się wyspą.
W publikacji „Adaptacja do zmian klimatu” Komisja Europejska zwraca
uwagę na konieczność rozwiązania problemu zwiększonej migracji „uchodźców
klimatycznych”, zmuszonych do opuszczenia domów z powodu niedoborów wody i
pożywienia, w szczególności w Afryce, Ameryce Łacińskiej i Azji. Niektóre grupy
badaczy szacują, że ponad miliard ludzi może zostać zmuszonych do
migracji do roku 2050. (M.S.)
-----------------------
Sir Julian jest rolnikiem,
międzynarodowym aktywistą i pisarzem. Jego najnowsza książka pt. W obronie
życia, która cieszy się dużym uznaniem czytelników, w przekonujący sposób
pokazuje, jak możemy przejąć kontrolę nad naszym przeznaczeniem i zyskać nową
siłę do tego, by stawiać czoło wyzwaniom, jakie się przed nami pojawiają.
Książkę można kupić poprzez stronę www.renesans21.pl oraz w niezależnych
księgarniach stacjonarnych i internetowych.
przekład: Zofia Pasternak
---------------------------------------------