Jak wiemy, w ciągu ostatnich
kilku lat odkryto ponad tysiąc planet pozasłonecznych, krążących wokół innych
gwiazd. Odkrycie prof. Aleksandra
Wolszczana pierwszego pozaukładowego układu planetarnego było kamieniem
milowym w poznawaniu Kosmosu i poszukiwań w nim życia, w tym także rozumnego.
Po nim codziennie odkrywane są jakieś planety w naszym gwiezdnym sąsiedztwie –
czyli mówiąc bardziej kolokwialnie – w naszej części Galaktyki.
Jednakże zastanawiające stały
się w tym kontekście planety, które nie krążą wokół jakiegokolwiek słońca i co
więcej – wałęsające się w przestrzeni kosmicznej, o której – jak dotychczas
sądzono – nie ma niczego poza próżnią i promieniowaniem. A jednak jest tam coś
więcej.
Po raz pierwszy o wędrownych
planetach usłyszałem w latach 90, przy okazji bodaj czy nie wydarzeń w układzie
Jowisza, kiedy to szczątki komety D/1993
F2 Shoemaker-Levy 9[1]
runęły na Jowisza powodując dwadzieścia jeden detonacji o mocy kilkuset tysięcy
megaton. Ten przerażający spektakl uświadomił Ludzkości, że nasze poczucie
bezpieczeństwa jest bardzo, ale to bardzo iluzoryczne. Badania paleontologów
dotyczące Wielkich Wymierań uzyskało dodatkowy dowód wprost: kolizje
meteoroidów i komet z planetami są faktem, którego nie wolno nam zlekceważyć.
Są one rzeczą, która może się w każdej chwili powtórzyć!
Właśnie przy tej okazji
dowiedziałem się o istnieniu błąkających się, pałętających po Kosmosie planet w
rodzaju obiektu oznaczonego jako TMR-1C,
w konstelacji Byka i odległości 450 ly od Ziemi, który najprawdopodobniej jest
protoplanetą lub małym, brązowym karłem. Znajduje się on na RA = 4h39m14s
DEC = +25°53’12” w konstelacji Byka, nieopodal gwiazdy RV Tauri.
Inną planetą pałętającą się
bez celu jest ogromny diament oznaczony jako BPM-37093 Lucy albo V886
Centauri – obiekt oddalony o – tylko! – 17 ly, znajdujący się na RA = 12h38m48s
DEC = -49°50’35” – nieco na południe od gwiazdy Iota Centauri - Alhakim. Aktualnie znamy już bardzo dużo takich
kosmicznych przybłędów, które latają sobie w Kosmosie bez ładu i składu. Kto
wie, czy to one właśnie nie są tą ciemną materią, której od lat bezskutecznie
szukają kosmolodzy…?
NB, nie ma niczego dziwnego w
tym ogromnym diamencie. Jest to po prostu jądro gazowego olbrzyma, któremu
jakiś kosmiczny kataklizm „zdmuchnął” atmosferę metanowo-wodorową i pozostało
tylko gołe jądro w postaci ogromnego diamentu… Ale to tak na marginesie.
A wracając do tematu, to skoro
doszło do takiej kolizji, to co może się stać, kiedy w obręb Układu Słonecznego
wejdzie taka wędrowna planeta-przybłęda? Na pewno obruszy ona całą lawinę
komet, która poleci w kierunku Słońca – i przy okazji wpadając na planety.
Część z nich jednak przedostanie się poza orbitę Marsa, i dojdzie do ostrzału
Ziemi…
Trafienie takiej komety w
Ziemię będzie wyglądało tak, jak uderzenie Tunguskiego
Ciała Kosmicznego czy jak kto woli Meteorytu
Tunguskiego. Fenomen Tunguski był
najprawdopodobniej albo małą asteroidą albo małą kometą. Tak czy inaczej,
energia jego wybuchu jest szacowana na 13-130 Mt TNT czyli
2,4,6-trójnitrotoluenu popularnie zwanego trotylem. A teraz coś takiego razy
kilka czy kilkanaście jednocześnie (jakby napisał Mistrz Ildefons „w masie”) czy
w krótkim odcinku czasu – strach pomyśleć!
A teraz uwaga wszyscy fani
planety Nibiru, X czy jeszcze jakiejś
tam innej, która odwiedza Układ Słoneczny co kilka czy nawet kilkanaście
tysięcy lat: gdyby każdokrotne pojawienie się tej planety powodowało ulewę
komet, to czy życie na Ziemi ostałoby się takiej masakrze? Obawiam się, że nie,
a jeżeli by w ogóle przetrwało, to nie w takiej formie. To jest matematyczny
pewnik.
W przypadku trafienia Ziemi
przez jeden obiekt typu TCK doszło do pojawienia się fenomenów związanych ze
zmętnieniem atmosfery w wyniku wystrzelenia do niej ogromnej ilości pyłów
powstałych wskutek eksplozji i dymów ze spalonej tajgi. Coś podobnego
powstałoby w wyniku wojny nuklearnej i jest nazywane zimą jądrową. Podobny
efekt obserwuje się po erupcjach wulkanów i superwulkanów (zima poerupcyjna). W
przypadku trafienia Ziemi przez meteoroid byłaby to zima poimpaktowa. A coś
takiego musiałoby pozostawić swe wyraźne
ślady w zapisie kopalnym, tak jak zostawiła je asteroida Chicxulub, która spadła 64.800.036 lat
temu.
Czyli co z tego wynika? Ano
to, że czegoś takiego w ogóle nie było. Planeta Nibiru w ogóle nie istnieje, albo jej orbita przebiega zupełnie
inaczej, niż to sobie wyobraża Zacharia
Sitchin i jego stronnicy. Jak dotąd nie było na to dowodów, aż do 2011
roku, kiedy to odkryto ciekawe ciało niebieskie poruszające się po dziwnej
orbicie wokół Słońca. Jest nim…
…tajemnicza
planetka 2011 KT19 Niku
W powodzi informacji sezonu
ogórkowego znalazła się jedna ciekawa o nietypowej karłowatej planecie, którą
podała Interia.pl:
Obiekt nazwany Niku
wydaje się być obiektem transneptunowym (TNO), czyli takim, który znajduje się
na orbicie obiegającej Słońce poza trajektorią Neptuna. Do TNO należą ciała
wielkości Plutona i mniejsze. Mimo iż astronomowie wiedzą o istnieniu wielu
planetoid w Pasie Kuipera (obiektów mniejszych od planet, które nie są
kometami), Niku zachowuje się inaczej od reszty z nich.
Przed wszystkim, Niku
obiega Słońce w płaszczyźnie nachylonej, która wynosi 110° w stosunku do
płaszczyzny Układu Słonecznego. Orbita Niku wystaje ponad płaszczyznę Układu
Słonecznego.
Dziwne jest to, że
podczas gdy prawie wszystkie obiekty w naszym układzie planetarnym obiegają
Słońce w tym samym kierunku (ruch wsteczny[2]),
Niku przemieszcza się w inną stronę (tzw. retrogradacja[3]).
Nie jest to pierwszy odkryty tego typu obiekt transneptunowy, ale jeżeli dodać
do tego nachylenie orbity, otrzymujemy obraz bardzo nietypowej planety
karłowatej.
Podobną informację podaje David Grossman za „New Scientist”:
Niku – pisze on – to obiekt poza orbitą Neptuna, którego nikt nie jest
w stanie pojąć. Coś dziwnego dzieje się na peryferiach Układu Słonecznego.
Obiekt ten znajdujący
się poza orbitą Neptuna dziwnie narusza wszelkie tradycyjne reguły orbitowania
i uczeni nie są w stanie objaśnić tego – dlaczego. Ten TNO nazwano Niku, co po
chińsku znaczy tyle co „buntowniczy” czy „zbuntowany”. Kiedy weźmiemy pod uwagę
fakt, że Niku orbituje wokół Słońca w kierunku odwrotnym niż niemal reszta
planet Układu Słonecznego, łatwo pojąć, skąd się wzięła jego nazwa.
Mierzący 124 mi/~200 km
średnicy Niku znajduje się poza resztą Układu Słonecznego. On ciągle porusza
się na płaszczyźnie orbitalnej, która jest znacznie nachylona do płaszczyzny
ekliptyki. Michele Bannister –
astronomka z Uniwersytetu Queens tak podsumowała dziwne zachowanie Niku na
Twitterze:
Niku jest 160.000 razy
mniejszy od Neptuna, ale był obserwowany 22 razy przez astronomów, zgodnie z
dokumentem opublikowanym w „ar Xiv” w którym sprecyzowano dane o tym odkryciu.
Autorem jest chiński astronom z Tajwanu Ying-Tung
Chen z Akademii Sinca, a także międzynarodowa ekipa astronomów od Harvardu,
poprzez Hawaje do Niemiec, a dokument opisuje uczucie zdumienia i konfuzji,
jaką wywołał u nich ów niewielki obiekt.
Niku orbituje na
płaszczyźnie, która jest nachylona 110° w stosunku do płaszczyzny ekliptyki. Jedna z hipotez mówi o tym, że grawitacja
jakiegoś silnego obiektu spowodowała, że Niku ma orbitę znacznie nachyloną do
ekliptyki, to jeszcze na dodatek porusza się wstecznie! Różne teorie – jak np.
ukrytej Super Ziemi znanej jako Dziewiąta Planeta, niewidoczna karłowata
gwiazda znana jako Nemezis, czy nieznana planeta karłowata w Pasie Kuipera są
wszystkie „problematyczne”, kiedy próbuje się rozwiązać tajemnicę orbity Niku –
podług analiz wykonanych dla dokumentacji „arXiv” (jest to inna grupa obiektów, których bardzo
nachylone orbity do ekliptyki doprowadziły astronomów do postawienia hipotezy o
możliwości istnienia Dziewiątej Planety).
Nawiasem mówiąc, polecam
Czytelnikowi przeczytanie opracowania Ahmada
Jamaludina zamieszczonej na stronie http://wszechocean.blogspot.com/2013/04/ksiezycowe-sekrety-4.html - dotyczy ono właśnie planet Faetona i Transplutonów. I dalej:
Ultymatywnie Chen i
jego koledzy astronomowie konkludują, że „Mechanizm powstania i utrzymywania
się takiego stanu rzeczy pozostaje wciąż nieznanym”. Wygląda na to, że być może
jakaś kolizja mogłaby wysłać Niku po spiralnej trajektorii na swoją obecną
orbitę, albo że ten TNO został przechwycony z innej części galaktyki , kiedy
przelatywał blisko Słońca, ale czy to właśnie wyjaśnia całkowicie jego
zachowanie nie jest wcale jasnym. Ekipa zamierza prowadzić nadal badania, co
bardzo ekscytuje Bannistera.
- To jest cudowne, że
takie skomplikowane – powiedział Bannister do „New Scientist” – oczekuję na to,
co przyniosą dalsze analizy.
Tymczasem Wikipedia podaje
następujące dane dotyczące Niku:
Obiekt 2011 KT19
nazwany Niku jest TNO, którego orbita jest nachylona pod kątem 110° do
płaszczyzny ekliptyki, zaś jego ruch jest wsteczny w stosunku do reszty planet.
Został on odkryty
kilkukrotnie w 2015 roku i ogłoszono to w sierpniu 2016 roku przez ekipę
astronomów posługujących się teleskopem Pan-STARRS, a później powiązany z
centaurem[4]
oznaczonym 2011 KT19, który został zgubiony. Należy on do grupy obiektów
okrążających Słońce po silnie nachylonych orbitach – powód tak dużego
nachylenia orbit jest wciąż nieznany. […]
Charakterystyka orbity
2011 KT19 jest porównywalna do charakterystyki orbity obiektu 2008 KV42 (Drac).
Orbity 2011 KT19, 2008 KV42 oraz 4 innych obiektów jak się wydaje znajdują się
na tej samej płaszczyźnie, zaś ruch trzech z nich jest postępowy a trzech
innych – wsteczny. Prawdopodobieństwo,
że taka konfiguracja jest przypadkowa wynosi tylko 0,016%. Te orbity opuszczą
wspólną płaszczyznę w ciągu kilku milionów lat dlatego, że precesje orbit
postępowych i wstecznych są w przeciwnych kierunkach. Symulacje z włączeniem
hipotetycznej Dziewiątej Planety nie
przystają do rzeczywistości i nie pasują do założonego modelu. Inne
symulacje z kilkoma planetami karłowatymi o masie Ziemina silnie nachylonej
orbicie także nie pasują do stanu rzeczywistego.
A zatem nie ma żadnej
Dziewiątej Planety, ale mamy za to szczątki czegoś, co mogłoby być
pozostałością po jakiejś kosmicznej kolizji sprzed milionów lat – być może
kolizji z wędrującą planetą. Nawet z ogromnym brylantem, takim jak V886 Cen. Swoją drogą koło Układu
Słonecznego mogło przelecieć wiele takich samotnych planet i dzięki temu Ziemi
dostało się nieco materii meteorytowo-kometarnej z Obłoku Oorta i Pasa Kuipera.
A kto wie, może 4 mld lat temu w ten sposób na naszą planetę być może zostało
zawleczone życie…?
Centaury - rozmiary i nachylenie orbity do płaszczyzny ekliptyki
Samotne
planety = gwiazdoloty?
A teraz o planetarnej
astronautyce. Czy nie wydaje się, że zamiast budować wielkie statki kosmiczne
nie byłoby taniej i bezpieczniej wziąć jakąś planetę karłowatą, przebudować do
potrzeb ludzi i nie wysłać jej w Kosmos w poszukiwaniu nowej gwiazdy-matki
życia? Największym problemem byłoby wyrwać się z więzów grawitacji słonecznej –
rozpędzić planetę do Trzeciej Prędkości Kosmicznej (w pobliżu Ziemi 42 km/s) i
odlecieć z Układu Słonecznego choćby w kierunku układu gwiazd Alfy Centaura – Tolimana A, B i C czyli Proximy. Wprawdzie Proxima to malutkie słoneczko o klasie widmowej M, a więc chłodne w
porównaniu ze Słońcem, ale jak się okazuje ma ona planetę, która okrąża ją po
orbicie w odległości 0,05 AU od macierzystego słoneczka i w czasie 11d4,8h. Ale
najważniejszym jest to, że Proxima
Centauri b – bo tak ją nazwano - krąży wewnątrz ekosfery Proximy i może się
tam znajdować woda w stanie ciekłym i atmosfera zawierająca tlen.
Czy warto się nad tym
zastanowić? - uważam że warto. Loty kosmiczne przy wykorzystaniu planet jako
statków kosmicznych były już opisywane w literaturze sci-fi, że wspomnę Fritza
Leibera i jego „Wędrowca”, Jerzego
Broszkiewicza z jego „Ci z Dziesiątego Tysiąca” i „Oko Centaura” czy
„Samotną planetę” Leinstera Murraya.
I nie muszę chyba mówić, że planety są o niebo wygodniejsze i bezpieczniejsze
od małych i ciasnych statków kosmicznych nawet takich jak Gea czy Astrobolid…?
Komentarze
z KKK
Mechanoplaneta na żywo: https://www.youtube.com/watch?v=njCDZWTI-xg I też mechano.
Tylko któż rozmyśla o pięknie jak o proporcjach, a o mechanice czy matematyce
jak o pięknie natury? Czyż to nie tylko stopnie tego samego biegu schodów?
Pewnej gradacji zawoalowanej, skrytej przed naszymi habituowanymi do zastanych
warunków zmysłami? Ależ wybiegam w kosmos, prawda? (Smok Ogniotrwały)
*
Super! Nasza błękitna planeta ZIEMIA! (Pytia)
*
Piękna jest Ziemia z oddali!
Wprawdzie nie o taką mechanoplanetę mi chodziło, ale
ta jest najpiękniejsza. Nie wiem, czy zauważyliście, ale patrząc na Ziemię
choćby z wysokości orbity podświadomie myślimy o niej jak o domu…??? (Arystokles)
[1] Wyróżnik
D oznacza defunct, desintegrated – czyli nieistniejący,
zniszczony.
[2]
Oczywiście chodzi o ruch postępowy.
[3] Ruch
wsteczny.
[4] Centaury
to małe ciała niebieskie, pośrednie pomiędzy asteroidami a kometami,
poruszające się na orbitach pomiędzy orbitami Jowisza i Neptuna. Niektóre z
nich mają nawet słabą komę. Noszą one imiona Centaurów z mitologii greckiej.