W dniu wczorajszym otrzymałem
kolejną informację od Pana T. M. z
Wielunia o następnej obserwacji typu BOL w tym rejonie. Oto, co pisze on w swym
emailu:
Wreszcie uwolniłem się z
obozu pracy, teraz więc mam czas na opisanie zdarzenia z soboty 3.09. w
Wieluniu.
Przebywałem wtedy w
gronie znajomych w Zakopanym, sprawa więc mnie osobiście nie dotyczy, jednak
moja matka pozostała w domu i to ona była świadkiem całości wydarzenia.
Zupełnie niesamowitym
wydaje się miejsce mojego zamieszkania, nawet pokusiłem się o prowizorycznie
sformułowaną przeze mnie tezę, iż Wieluń od lat jest dziwnym miejscem -
miejscem występowania podobnych zjawisk (świadczą o tym relacje śp. sąsiadki,
mojego dawnego kolegi [widział BOLa, dziwne stworzenie, i niewiadomego
pochodzenia światło na żywopłocie], matki, i mnie osobiście od niedawna).
Kolejnym założeniem niech będzie pewna stałość, która jest zauważalna w
kontekście tych zdarzeń - nawet po długiej przerwie, i tak coś się zauważy, a
przecież zauważenie incydentu i samo jego wystąpienie nie występuje w relacji
1:1. Biorę tu pod uwagę czynnik wierzącego, czyli nadinterpretację świadka
(wiele przez to odrzuciłem), a także niewiarygodność zdarzeń, które jednak
wsączają się w życie, tworząc poszerzoną normalność dla tych, którzy już są
świadomi występowania tych nietypowych zdarzeń, a przez to pomija się je w
korespondencjach czy rozmowach. Powiedziałbym, że to stan uprzedni do
poszerzonego jest raczej tym ograniczonym względem szerszego horyzontu, niż że
te zjawiska są de facto atypowe, niemniej to już kwestia filozoficznego
zapatrywania się na te kwestie (klatka Zeitgeistu dobrze objaśnia nasz kontekst
pojmowania świata w skali czasu i postępu).
Ab ovo, postaram się
opisać całe wydarzenie tak dokładnie, jak to możliwe:
Była 21:20 (sic!) w sobotę,
trzeciego dnia września tego roku, a matka wyszła na papierosa przed dom i jak
zwykle patrzyła się w gwiazdy (notabene, z powodu swoich obserwacji, nieraz
stara się mentalnie zagadać do gwiazd, zupełnie jak do swoich starych
znajomych). Zwróciła uwagę na bardzo jasny punkt na nocnym niebie, wielkości
paznokcia u kciuka wyciągniętej w tym kierunku ręki. Był bardzo jasny,
nieruchomy, a po chwili obserwacji zaczął rosnąć, co matka odebrała jako ruch w
jej kierunku. Obiekt powiększył się do wielkości piłki golfowej i wykonał
bardzo dziwny, ale znany jej już manewr - zatrzymał się i skoczył łukiem po
nieboskłonie zupełnie tak, jak skaczą ludzie z miejsca na miejsce, tzn. po łuku
właśnie, jakby w niebie istniały specjalne do tego podesty. Na miejscu lądowania
był widoczny jeszcze ułamek sekundy i zwyczajnie zniknął.
Nie wydawał żadnego
odgłosu, nie był wielokolorowy, jak którymś poprzednim razem sporo lat temu,
ale wystąpił efekt elektroniczny - matka chciała wysłać do mnie sms-a zaraz po
tej obserwacji, lecz cały zasięg komórkowy przestał w tym momencie istnieć. Nie
mieszkamy w miejscu, gdzie jest on nadzwyczajny, lecz zawsze jest na granicy
dobrego i bardzo dobrego (czasem maksimum), a zanika tylko w piwnicy i ślepej
łazience, lecz wtedy on po prostu nie istniał w (przynajmniej) obrębie naszego
domu. Powrócił sam po kilku minutach, i dopiero wtedy wraz z tym kontakt
telefoniczny ze światem.
Co może być nie bez
znaczenia, w odległości około pół kilometra od nas jest stacja przekaźnikowa
telefonii komórkowej, więc jeśli coś jej się stało w związku z pojawieniem się
ów gościa na niebie, nic dziwnego, że sygnał zanikł.
Od dzisiaj będę zwracał
uwagę na nocne niebo po 21:00.
Hmm... zastanawiam się,
czy to ma jakiś związek, raczej na pewno nie, ale nie zawadzi dodać czegoś, co
stanowi ciekawy kontekst dla całości.
Otóż w sobotę byłem w
trasie na Grzesia, i na pewnej małej polanie między pomniejszymi wierchami, tuż
przy granicy ze Słowacją, ułożyłem z kamieni dla żartu napis UFO. Prawda, że
łobuz ze mnie? Dużym zdziwieniem okazało się dla mnie otrzymanie sms-a od
matki, że tego samego dnia widziała ona UFO.
Metryczka tej obserwacji
wygląda następująco:
TYP
INCYDENTU: NL/BOL
MIEJSCE:
Wieluń
DATA: 03.IX.2016
CZAS: 21:20
CZAS
TRWANIA: max 10 sekund
ILOŚĆ
OBIEKTÓW: 1
ŚWIADKOWIE: 1
osoba + 3 psy
ZDJĘCIA: brak
PRAWDOPODOBNE
WYJAŚNIENIE: wymyka się logice
Warunki pogodowe były
następujące:
TEMPERATURA
POWIETRZA: ok. +15°C
WILGOTNOŚĆ
POWIETRZA: brak danych
WIATR: słaby
z SW
CIŚNIENIE
ATMOSFERYCZNE: 995 hPa
ZACHMURZENIE: słabe
WIDZIALNOŚĆ: doskonała
Jak widać, jest to kolejna
obserwacja dziwnego obiektu nad Wieluniem. Rosjanie w takich przypadkach mówią
o czymś takim „anomalnaja zona” – strefa anomalna, w której dzieją się dziwne
rzeczy: pojawiają się UFO, można spotkać chupachabrę
czy inne dziwne stworzenia, spotyka się widmowe postaci, ludziom śnią się
dziwne sny na jawie, mają miejsca faddingi w radiołączności, itd. itp.
Na wszelki wypadek sprawdziłem,
gdzie w opisywanym czasie znajdowała się MSK/ISS. Otóż w opisywanym czasie MSK/ISS
znajdowała się nad Oceanem Indyjskim i dolatywała do Sumatry. Tak więc nikt w Polsce
nie mógł jej widzieć! Być może był to jakiś jasny satelita, ale znów – żaden satelita
nie jest w stanie wykonać takiego „skaczącego” manewru.
A zatem to jednak było… UFO, bowiem
spełniało ono warunki wymienione w definicji.