Elbrus
Witalij Karjukow
Kiedy Sarajewo w latach 90.
było w stanie oblężenia, dziury i leje po wybuchach w asfalcie, w miejscach
gdzie zginęli ludzie, były zalewane czerwona smołą. Te „sarajewskie róże” – jak
je zwą – można widzieć do dziś dnia.
W „Tajnach XX wieka” nr
28/2015, był opublikowany artykuł Marka
Altszulera pt. „Zagadkowy świat Kaukazu”, w którym pisało się o zagadkowej
śmierci na jednym ze stoków Wąwozu Baksańskiego niemieckich jegrów czyli
strzelców górskich. (Zob. http://wszechocean.blogspot.com/2016/01/zagadkowy-swiat-kaukazu.html -
przyp. tłum.) Najprawdopodobniej hitlerowscy jegrzy zginęli pod spadłą lawiną.
Hipoteza ta okazała się być prawdziwą, kiedy wyjaśniło się, że lawina
rzeczywiście spadła, ale spowodował ja pilot bombowca Wasilij Łukin, który zrzucając bomby oberwał lawinę, która
przygniotła górskich strzelców. Porozmawialiśmy z synem Wasilija Iwanowicza – Jewgienijem Wasiliewiczem Łukinem.
Loty
w górach
Pytanie:
- Jewgieniju Wasiliewiczu, pański ojciec był w czasie wojny nie tylko
lotnikiem?
Odpowiedź: - Tak, jesienią
1942 roku, kiedy to wszystko się stało, ojciec dowodził 6. pułkiem lotnictwa
bombowego dalekiego zasięgu (6. plbdz), 132. Dywizji Lotniczej.
-
Czy to były jego pierwsze doświadczenia w górskich lotach?
- Nie, ojciec miał już takie
doświadczenie jeszcze przed Bitwą o Kaukaz: w sierpniu 1941 roku zaliczył on
cztery loty bojowe do bombardowania celów w Iranie. Trzeba było przelatywać
przez góry, gdzie z 10 samolotów pułku, 8 rozbiło się w górach z braku doświadczenia
w lotach w takich warunkach. Loty w górach kryją w sobie ogromne ryzyko: na
stokach i szczytach mogą znajdować się wojska nieprzyjaciela. Samolot może być
zestrzelony nawet z broni strzeleckiej (czyli o kalibrze <20 mm – przyp.
tłum.) ze względu na niewielką wysokość lotu. Wypełniając zadanie lotu na
dalekie cele należało znać lokalizację wojsk nieprzyjaciela, ich strefy PLOT i
oblatywać z daleka co większe niemieckie obiekty. Tak więc trasa takiej wyprawy
bombowej była dalece odbiegająca od linii prostej.
-
Jakie jeszcze niebezpieczeństwa czyhają na lotników w górach?
- W górach bardzo pomagały
lotnikom doświadczenia zdobyte na Wojnie Fińskiej (tzw. Wojna Zimowa, wojna z
Finlandią w latach 1939-40 – przyp. tłum.) On zawsze powtarzał, że nie wolno
wracać z powrotem do bazy drogą, którą już raz przebył lecąc na cel. I tak 6.
pldbz w czasie wojny z Finlandią omal nie stracił połowy swego składu w czasie
tylko jednej misji bombowej tylko dlatego, że samoloty wracały do bazy w
Kriczewicy k./Nowgorodu nad terytorium nieprzyjaciela tą samą drogą, którą
leciały nad cele. A Finowie już na nie czekali…
Poza tym było potrzebne bardzo
dobre przygotowanie nawigatorów. Tak w czasie bojowego lotu z lotniska w
Kutaisi na bombardowanie węzła kolejowego w Salsku, u pilota starszego
lejtnanta[1]
Iwanowa był za nawigatora… szef
łączności pułku kpt. Moszkow! Czy to
u łącznościowca zabrakło wiedzy o nawigacji, czy to z innej przyczyny samolot
literalnie wbił się w Elbrus! Na pewno dlatego, że szefa łączności zrobili
nawigatorem. Po prostu dlatego, że nawigatorów nie mieliśmy. Wszak w czasie
działań bojowych na Krymie i na Kaukazie zmieniła się dwukrotnie cały stan
osobowy pułku – takie były straty! Tylko w 1997 roku, na stoku Elbrusu na
Lodowcu Kjukjurtlju/Kukurtli znaleziono samolot Iwanowa i zwłoki lotników.
-
Wspominał pan Salsk. Jakie odniesienie do naszej historii z niemieckimi jegrami
ma ta miejscowość?
- Jak najbardziej oczywiste.
Ojciec niejednokrotnie latał bombardować ten węzeł kolejowy. 6. plbdz w tych
czasach bazował w Kutaisi. A teraz niech pan weźmie linijkę i zmierzy odległość
pomiędzy Salskiem a Kutaisi. Rozumie pan? Linia prowadzi dokładnie przez
Elbrus. A to jest zupełnie niedaleko do miejsca, w którym zginęli strzelcy
górscy. Tym bardziej, że Elbrus tak czy owak lepiej było oblecieć bokiem. Mówię
tak dokładnie o tym, żeby pan zrozumiał w jaki sposób mój ojciec znalazł się w
odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie.
Bombardowanie
z wysoka
-
A zatem jak zginęli ci jegrzy?
- No tutaj są już hipotezy – i
to nie jedna. W tym artykule z „Tajny XX wieka” mówi się, że według tego, co
mówią miejscowi zguba jegrów przyszła od zwykłego zejścia lawiny. W rzeczy
samej, w tym miejscu Baksańskiego Wąwozu (a dokładnie tam, gdzie to zaszło)
niebezpieczeństwo zejścia lawiny jest bardzo wysokie. Tam nie poleca się nawet
głośno rozmawiać.
Sam zaś autor – sądząc ze
wszystkiego – wierzy w tą wersję wydarzeń, przytaczając nie całkiem dokładne
dane z pola walki. Ja mam bardziej dokładne i pełne informacje i to z pierwszej
ręki, tak więc całkowicie zgadzam się z poszukiwaczem i krajoznawcą Wiktorem Kotjarowym, który od dawna
zajmuje się tym „cmentarzem” i bywał tam niejednokrotnie. Opowiada on, że
zabici leżeli w niezwyczajnych grupach - po 5-6 ludzi rozrzuconymi jedna od drugiej
na stoku co jakieś 150-200 m jedna od drugiej. Można tutaj powiedzieć o
bombardowaniu jegrów z powietrza.
-
Jak więc wyglądało to bombardowanie?
- Bomba była zrzucona z
pokładu samolotu Ił-4 (BD-3F), który pilotował mój ojciec. Wybuch spowodował lawinę,
która przykryła pododdział niemieckich strzelców górskich. Ojciec nie lubił
opowiadać o wojnie, czasami wspominał jakiś epizod. O takim epizodzie
bombardowania Baksańskiego Wąwozu opowiedział mi, kiedy miałem 13 lat. dlatego
ta opowieść tak dokładnie wryła mi się w pamięć. Mam dokumenty, które
potwierdzają opowiadanie mojego ojca, że to jego akcja stała się przyczyną
zguby kolumny faszystowskich żołnierzy. To jest jego książka lotów i kartka z
księgi lotów bojowych. Z nich oczywiście wynika, gdzie i kiedy latał Wasilij
Łukin. Tam także wymieniono nazwę celu – Salsk.
-
Czy może pan oznaczyć tamto miejsce?
- Póki co – niestety nie. Na
prośbę Wiktora Nikołajewicza Kotljarowa tego nie wolno teraz zrobić. No bo jak
tylko podane zostanie miejsce tego wydarzenia, to od razu na nie rzucą się całe
czeredy hien cmentarnych zdolnych do rozgrabienia miejsca pochówków. Są oni
pochowani pod półtorametrową warstwą lodu i niech tak zostanie. Są tam m.in.
broń i oporządzenie jegrów oraz wiele innych przedmiotów o wartości
kolekcjonerskiej. No a poza tym sama ekshumacja ciał wmarzniętych w lód
przedstawia duży stopień trudności i powinna być przeprowadzona przez
specjalistów przy współudziale przedstawicieli strony niemieckiej. I nie można
dopuścić do tego, by to wszystko zostało rozkradzione.
Ciemne
sylwetki na bieli śniegu
-
Ale jak pański ojciec zobaczył kolumnę hitlerowców w górach, i to jeszcze w
nocy?
- Zupełnie zwyczajnie – i
ojciec sam mi o tym opowiadał. To wydarzyło się właśnie w nocy. Dzienne loty
przynosiły straty w ludziach i sprzęcie, i dlatego na bombardowanie celów
latało się w nocy. Ojciec opowiadał, że w czasie tego lotu, w jasnym
księżycowym świetle widział doskonale wąwóz i stoki gór, i dojrzał tam ten
pododdział. Wiedział, że w tym rejonie naszych wojsk nie było. A że wzrok miał
bystry, więc doskonale widział czarne figury Niemców na bieli śniegu, a którzy
świecili sobie latarkami. I zdecydował się zbombardować wroga. Ojciec
wspominał, że sam widział, jak lawina poszła w dół i nakryła nieprzyjaciela.
I jeszcze jedna rzecz, o
której wspominał ojciec w swym opowiadaniu: „powitanie” okupantom on posłał,
kiedy leciał na główne zadanie i komory bombowe były jeszcze pełne. Gdyby to
nieoczekiwane spotkanie miało miejsce w drodze powrotnej, to do niczego by nie
doszło – piloci mieli rozkaz lądowania na swoim lotnisku na pusto ze względu na
bezpieczeństwo. Dlatego samoloty wracały z misji z pustymi lukami bombowymi.
-
O ile mi wiadomo, Wasilij Iwanowicz nie stał się Bohaterem…
- Ojca przedstawiono do tytułu
Bohatera Związku Radzieckiego, ale dostał tylko Order Lenina. Przyczyna nie
leżała w jego wyczynach bojowych i dowodzeniu pułkiem. Jego służbowe
charakterystyki, opinie i atestacje zawsze były wysokie. Druga sprawa. Otóż w
latach 50., ojciec był dowódcą 45. Homelskiej Dywizji Ciężkich Bombowców
Strategicznych, której samoloty były wektorami broni jądrowej. W tych czasach
dowódcami takich dywizji byli generałowie-porucznicy[2]
a dowódcami ich pułków – generałowie-majorzy[3].
Ojciec nie został awansowany na generała z tej przyczyny, że w czasie wojny nie
uzyskał tytułu Bohatera ZSRR, bowiem jego żoną a moją matką była Maria Karłowna Walter (to jej
panieńskie nazwisko) z pochodzenia Niemka. Powiedziano ojcu: „rozwiedziesz się
z żoną- i jutro będziesz Bohaterem Związku Radzieckiego i generałem.” Odmówił
kategorycznie. Ale Ojczyzna wysoko oceniła jego bojowy trud: dwa Ordery Lenina,
trzy Ordery Bojowe Czerwonego Sztandaru, Order Czerwonej Gwiazdy, Order
Aleksandra Newskiego, medal „Za Zasługi Bojowe” i inne odznaczenia w tym medal
„Za Obronę Kaukazu”, które mówią same za siebie.
Tekst – „Tajny XX wieka” nr
45/2016, ss. 20-21
Ilustracja - Internet
Ilustracja - Internet
Przekład z rosyjskiego –
©Robert K. Leśniakiewicz