Cieśnina Fury and Hecla
Linda
Mouton Howe
Ten materiał wskazał mi nasz dalekowschodni korespondent Patrick Moncelet z Singapuru:
Cieśnina Fury and Hecla - lokalizacja
Rzecz na temat dziwnych, pingujących dźwięków z dna
morskiego i bomby atomowej zagubionej w 1950 roku, na północny-zachód od
Vancouver, BC, Kanada.
Cieśnina Fury i Hecla jest jednym z największych terenów
łowieckich w lecie i zimie, ponieważ jest to obszar otwartych wód otoczony
przez lody, które zamieszkują morskie ssaki. Tymczasem tego lata – 2016 roku –
tam nie było żadnego z nich (fok i wielorybów). A to już jest bardzo podejrzaną
rzeczą.
- Paul Quassa, członek Rady Legislacyjnej w Igloolik, NU, Kanada
To przypominało obwarzanka przeciętego na pół, a potem
otoczonego kręgiem z tych śrub… większych od piłki do koszykówki… wszystkie
uformowane w półkule. To była najdziwniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek
widziałem.
Sean Smyrchinsky, nurek z okolic
archipelagu Haida Gwaii, 466 mi/750 km na NW od Vancouver, Kanada, opisujący
12-stopowy przedmiot leżący na dnie morza.
Cieśnina Fury i Hecla: tajemnicze
dźwięki
Cieśnina Fury i Hecla jest wąskim przesmykiem wodnym w
Nunavut, który ostatnio stał się bardzo popularnym terytorium w Kanadzie na
zachód od Grenlandii. Normalnie cieśnina roi się od fok, wielorybów i innych
zwierząt morskich, ponieważ ten akwen nie zamarza nawet zimą.
Ale od lata 2016 roku, wody stały się przerażająco puste
alarmując miejscowych, że dzieje się coś złego, zaś rybacy usłyszeli odczuli
„pingujące” dźwięki przenikające poprzez kadłuby ich drewnianych kutrów.
W piątek, 4.XI.2016 roku, rzeczniczka prasowa Ashley Lemire z CDoND w Ottawie
opublikowała następujące oświadczenie:
Kanadyjskie Siły Zbrojne
zostały poinformowane o występowaniu niezidentyfikowanych dźwięków pochodzących
z dna morskiego w cieśninie Fury i Hecla w prowincji Nunavut. Lotnicze patrole
podjęły różne próby technicznego rozpoznania na tym akwenie, w tym 1,5-godzinne
sonarowe poszukiwania, bez stwierdzenia jakichkolwiek akustycznych anomalii.
Załogi nie stwierdziła żadnych powierzchniowych i podpowierzchniowych
kontaktów.
Jednakże miejscowi mieszkańcy meldowali swemu
przedstawicielowi w Radzie Legislacyjnej Paulowi Quassa, że w czasie lata 2016
roku, słyszano „brzęczenie” albo „pingowanie” w cieśninie Fury i Hecla, w
odległości 75 mi/120 km na północny-zachód od Igloolik.
Cieśnina Fury i Hecla jest kanałem w Nunavut, i znajduje się
nieopodal Friday Point i Liddon Island w Arktyce na zachód od Grenlandii. Inuicka
wioska Igloolik Island znajduje się 120 km na SE od tej cieśniny.
Później, odkąd Fury i Hecla jest głównym akwenem łowieckim w
lecie i zimie na zwierzęta morskie, ponieważ jest wolna od lodu, miejscowi
myśliwi zostali zaalarmowani faktem, że normalnie wielka populacja morskich
ssaków jak wieloryby i foki (wybijane barbarzyńsko corocznie przez
Kanadyjczyków – przyp. tłum.)gdzieś znikła, jakby wystraszona przez nieznane
„coś”. Miejscowi opowiadali o słyszanych odgłosach brzęczenia i pip-pip poprzez
kadłuby swych kutrów. Ale żaden z nich nie zna ich źródła, poza tym iż
tajemnicze hałasy wydobywają się z dna morza.
Zagadka czeka na rozwiązanie…
Archipelag Haida Gwaii
Bomba A czy UFO w archipelagu
Haida Gwaii?
Mniej więcej 466 mi/746 km na północny-zachód od Vancouver,
BC, Kanada, znajdują sie wyspy Haida Gwaii, archipelag składa się z 138 wysp i
jest znany jako Queen Charlotte Islands.
Haida Gwaii Islands
W piątek, dnia 4.XI.2016 roku, kanadyjskie Siły Zbrojne ogłosiły,
że okręt podejmie w przyszłych tygodniach rozpoznanie dziwnego, metalicznego
przedmiotu na dnie morza w okolicach archipelagu Haida Gwaii składającego się
ze 138 wysp, znajdujących się na NW od Vancouver.
Ostatnio nurkując obok jednej z wysp, Sean Smyrchinsky
znalazł coś, co tak opisał dla BBC:
- Właśnie rozglądałem się za
rybami na jutro. Zanurkowałem i rozglądałem się dookoła i oddaliłem się od
mojej łodzi. I naraz natknąłem się na coś, czego jeszcze nie widziałem
przedtem. To cos miało 12 ft/4 m, długości i przypominało przecięty precel, a
wokół tego przeciętego bajgla znajdowały się jakieś kule wielkości piłek do
kosza. To najdziwniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem.
Smyrichinsky wysłał email do CDoND opisując to, co znalazł i
załączając szkic. CDoND odpowiedział, że są oni zainteresowani tym tematem.
Niektórzy sugerowali, że mogłaby to być bomba Mark
IV o długości 10 ft/3,3 m, w kształcie balonu czy gruszki, która
została wyrzucona nad Pacyfikiem przez załogę bombowca, w dniu 13.II.1950 roku,
kiedy zapaliły się jego silniki. Wojskowi z USA powiedzieli, że ta utracona
bomba z 1950 roku, była „ślepa” i wypełniona ołowiem, zamiast rdzeniem z
plutonu.
Tutaj mamy bombę Mark IV. Ale ona nie ma żadnych półkul
wielkości piłki do koszykówki wokół niej. A zatem co znalazł Smyrichinsky???
Dziesięciostopowa bomba atomowa Mark IV 4N w korpusie z
aluminium była produkowana w USA w latach 1949-1953. Jedna z nich została
utracona nad Pacyfikiem w dniu 13.II.1950 roku, czy to właśnie ta? Zobacz do
podanych stron internetowych:
1. Part 1: U.S.
Navy Chief Yeoman Describes "Extraterrestrial Biological Entities" in
TOP SECRET/MAJIC Photographs: https://www.earthfiles.com/news.php?ID=1064&category=Environment
2. Part 2: U.S.
Navy Chief Yeoman Describes "Extraterrestrial Biological Entities" in
TOP SECRET/MAJIC Photographs: https://www.earthfiles.com/news.php?ID=1067&category=Environment
3. New
Mysterious Loud, Rumbling Booms in Idaho and California: https://www.earthfiles.com/news.php?ID=2469&category=Environment
4. Windsor “Hum”
Rattling Windows — Again: https://www.earthfiles.com/news.php?ID=2439&category=Environment
Więcej informacji:
Na temat obserwacji USO/UAO oraz tajemniczych dźwięków na
świecie możecie znaleźć w Archiwum Earthfiles, uporządkowane od roku 1999 do
2016, i tak:
- 10.II.2015 — Zaktualizowano: tajemnicze huki i zmiany w wewnętrznym jądrze Ziemi?
- 12.X.2014 — Jeszcze więcej metalicznych hałasów, huków I czarnych piramid.
- 15.VII.2014 — Jeszcze więcej przerażających metalicznych hałasów - niewidzialny konflikt czy ostrzeżenie???
- 16.III.2016 — Niewyjaśnione huki w Alhambra, CA.
- 17.III.2006 — Część 1: jw.
- 18.XI.2009 — Część 1: więcej o nowozelandzkich metalowych kulach z Projektu Moon Dust.
- 19.VIII.2015 — Tajemnicze niezidentyfikowane promienie światła i błyski.
- 19.XI.2008 — Część 9: jednostka US Army i CIA bada prawdziwe UFO z Projektu Blue Book.
- 20.X.2016 — Nowe tajemnicze hałasy, dudniące huki w Idaho I Kalifornii.
- 20.XI.2014 — Część 1: zaobserwowano setki wstrząsów podziemnych, niskich huczących odgłosów i napowietrznych świateł w Surprise Valley i Cedarville, CA.
- 23.III.2006 — Część 2: dowódca Sił Pomocniczych US Navy opisuje EBE w „TOP SECRET/MAJIC Photographs”.
- 23.IX.2015 — Niewyjaśnione huki ponownie od Wirginii do Nowego Brunświku w Kanadzie.
- 25.IV.2014 — Infradźwiekowe huki i wstrząsy.
- 26.VI.2014 — Przerażający odgłos drapanego metalu słyszany od Michigan do Alaski.
- 27.II.2014 — Naoczni świadkowie w Kalifornii i Idaho łączyli ze sobą obserwacje napowietrznych trójkątów z odgłosami trąbienia i metalicznymi hałasami.
- 3.XII.2014 — Dziwne głośne odgłosy słyszano w Wielkiej Brytanii, USA, Europie i Australii.
- 30.VI.2016 — brzęczenie w Windsorze powoduje drżenie okien – ponownie.
- 5.I.2015 — Część 2: więcej wstrząsających domami huków słyszano I odczuwano w Pensylwanii.
- 8.IV.2014 — Email od czytelnika Earthfiles o napowietrznych trójkątach, metalicznych dźwiękach o dużej dziwności.
- 9.IX.2014 — Tajemnicze huki i towarzyszące im fale uderzeniowe.I jeszcze informacja z Polski:
- Dnia 21.VI.2013 roku, o godzinie 17:25 CEST w Jordanowie rozległ się przeraźliwy huk jakby wybuchu, ale nikt nie był w stanie stwierdzić, co było jego źródłem – czyżby jakiś meteor à la ten z Czelabińska??? Jedno jest pewne – coś się działo wokół Ziemi w tym okresie, bowiem będąc na Helu wieczorem 10.VI zaobserwowałem pojawienie się tzw. srebrzystych obłoków – zawieszonych na wysokości 80 km nad ziemią drobnych cząstek żelaza z pyłu pometeorytowego.💥
Źródła:
- Mark 4 Nuclear Bomb: https://en.wikipedia.org/wiki/Mark_4_nuclear_bomb
- Część 1: U.S. Navy Chief Yeoman Describes "Extraterrestrial Biological Entities" in TOP SECRET/MAJIC Photographs: https://www.earthfiles.com/news.php?ID=1064&category=Environment
- Część 2: U.S. Navy Chief Yeoman Describes "Extraterrestrial Biological Entities" in TOP SECRET/MAJIC Photographs: https://www.earthfiles.com/news.php?ID=1067&category=Environment
- New Mysterious Loud, Rumbling Booms in Idaho and California: https://www.earthfiles.com/news.php?ID=2469&category=Environment
- Windsor “Hum” Rattling Windows — Again: https://www.earthfiles.com/news.php?ID=2439&category=Environment
Dodatek z
Forum IOH
Następnych kilka lat było szczęśliwych dla SAC (Strategic
Air Command). Zapewne zaowocowały wdrożone po wypadkach w 1950 procedury
bezpieczeństwa, zapewne też personel lotniczy i naziemny nabrał doświadczenia i
przez kilka następnych lat obyło się bez nuklearnych incydentów (a przynajmniej
Departament Obrony się nie przyznaje do żadnych). Jednak wszystko co dobre ma
swój koniec. Do służby weszła nowa generacja bombowców, maszyny o napędzie
odrzutowym, i było nieuniknione że w końcu i im coś się przytrafi.
10.III.1956, Morze Śródziemne (albo Pn. Afryka?). Tego dnia z bazy MacDill na Florydzie (koło Tampa) wystartowały 4 bombowce B-47E Stratojet, wyruszając w daleką podróż aż do bazy Ben Guerir w Maroku. Tak długi przelot wymagał dwukrotnego tankowania w powietrzu. Pierwsze tankowanie z KC-97 Stratotanker z bazy na Azorach odbyło się bezproblemowo. Punkt kolejnego tankowania wyznaczono nad Morzem Śródziemnym, z grubsza w rejonie nadmorskiej miejscowości Port Say (obecnie Marsa Ben M'Hidi) w Algierii, a w zasadzie na algiersko-marokańskim pograniczu. Samoloty obniżyły tam lot, schodząc na wyznaczoną wysokość tankowania 14.000 ft (4270 m). Po drodze przecięły przy tym rozległą i gęstą formację chmur (podstawa chmur 14.500 ft czyli 4420 m). Z ławicy chmur wynurzyły się jednak tylko trzy Stratojety - czwarty zniknął. Nie udało się też nawiązać z nim łączności radiowej. Zaginiony samolot nie miał na pokładzie bomby jądrowej, przewoził jednak dwa "ostre" (bojowe) rdzenie. Zorganizowano rozległe poszukiwania na morzu i lądzie, uczestniczyły w nich okręty Royal Navy odbywające w okolicy ćwiczenia, jak również wojska marokańskie, francuskie i hiszpańskie (Maroko Hiszpańskie było tuż obok). Francuska agencja prasowa poinformowała, że mieszkańcy wsi Sebatna we wschodnim Maroku (nie znalazłem jej, ale ponoć to mniej więcej ta sama przygraniczna okolica) widzieli samolot eksplodujący w powietrzu gdzieś nad pustynią na południowym wschodzie. Wszystkie te poszukiwania nie dały jednak rezultatu. Nie natrafiono na żadne ślady czy szczątki samolotu, 3-osobowej załogi ani jądrowych ładunków. Pytanie, czemu goście lecieli taką trasą, że tankowali nad Morzem Śródziemnym. Najkrótsza droga do Ben Guerir wiodłaby nad środkowym Atlantykiem i zachodnim wybrzeżem Afryki. Oczywiście nie zawsze opłaca się lecieć po najkrótszej trasie, prawdopodobnie była to jakaś taka wypadkowa, żeby i bombowcom i tankowcom było wygodnie. Przypuszczam też prywatnie, że w ramach ćwiczeń zrobili czy też mieli zrobić ćwiczebne zajście na jakiś cel (może np. Gibraltar?). Była to popularna wówczas metoda treningowa SAC, taki atak "na sucho", bez zrzucania czegokolwiek, na jakiś realny cel np. Nowy Jork. Niekiedy uczestniczyły w tym specjalnie naziemne jednostki szkolno-treningowe zwane RBS (Radar Bombing Scoring), dysponujące odpowiednią aparaturą elektroniczną. Funkcjonowało to w ten sposób, że w momencie fikcyjnego "zrzutu" bomby urządzenie treningowe na bombowcu wysyłało zakodowany sygnał radiowy. Aparatura RBS odbierała go i na tej podstawie wyznaczała bardzo precyzyjnie pozycję bombowca i parametry lotu w chwili "zrzutu". W oparciu o to wyliczany był hipotetyczny punkt "upadku" bomby. Porównując go z punktem celowania można było ocenić umiejętności załogi, czy trafiłaby w cel realną bombą w tych warunkach.
27.VII.1956, baza Lakenheath, Suffolk (UK). Tego dnia załoga samolotu B-47E przybyłego z bazy March w Kalifornii ćwiczyła sobie lądowania, wykonując manewr zwany touch-and-go (lądowanie, które nie kończy się hamowaniem, lecz przeciwnie, rozpędzeniem maszyny do kolejnego startu). Za czwartym podejściem w wyniku błędnego wykonania tego manewru samolot wypadł z pasa i z wielką prędkością uderzył w budynek magazynowy (tzw. "storage igloo") będący składem broni nuklearnej. W wyniku kolizji samolot eksplodował, rozpryskując wokoło płonące paliwo. Cała załoga (4 osoby w tym przypadku) zginęła.
Samolot nie miał na pokładzie broni jądrowej. W magazynie natomiast znajdowały się 3 bomby atomowe Mk.6. Rdzenie przechowywane były oddzielnie, w innym budynku. Szczęśliwie żadna z bomb nie eksplodowała w pożarze, a nawet nie odniosły one poważniejszych uszkodzeń i po wyremontowaniu uznano je za zdatne do użytku.
22.V.1957, baza Kirtland, Nowy Meksyk. Bombowiec B-36 odbywał przelot z bazy Biggs w Teksasie do Kirtland właśnie. Na pokładzie miał bombę termojądrową Mk.17 (wielka i ciężka broń, zwana niekiedy "superbombą", zarówno ze względu na wielką siłę wybuchu - 10 Mt - jak i na ogromną masę, blisko 20 ton). Rdzeń nie był zainstalowany i nie do końca jest jasne czy w ogóle był na pokładzie (raport Departamentu Obrony stwierdza że tak, z drugiej strony był to lot transportowy, a zgodnie z procedurami SAC bombowce w lotach transportowych raczej nie zabierały jednocześnie bomb i rdzeni). O godz. 11:50 w trakcie podejścia do lądowania na wysokości 1700 ft (520 m) bomba samorzutnie uwolniła się z podwieszenia, spadła na zamknięte drzwi bombowe, wyłamała je i wypadła. System spadochronowy bomby uruchomił się, jednak z uwagi na małą wysokość spadochrony nie zdążyły się w pełni rozwinąć i wyhamować spadek. Bomba wylądowała na tyle twardo, że zawarty w niej konwencjonalny ładunek wybuchowy eksplodował od uderzenia, wybijając krater o średnicy 25 ft(7,6 m) i głębokości 12 ft (3,7 m) i rozrzucając szczątki bomby w promieniu około mili (1,6 km). Bomba nie miała rdzenia, lecz zawierała inne radioaktywne materiały. Niewielkie skażenie wykryto jednak tylko w obrębie krateru. Ponieważ wypadek miał miejsce w bezludnej, pustynnej okolicy, nie było żadnych zniszczeń ani ofiar. Za przyczynę uznano błąd członka załogi lub personelu naziemnego, popełniony przy ustawianiu mechanizmu zamka zrzutu awaryjnego.
28.VII.1957, Ocean Atlantycki. Tym razem "bohaterem" nie był samolot bombowy, lecz wielki 4-silnikowy transportowiec C-124 Globemaster. Samolot leciał z bazy Dover w Delaware przez Azory do nieujawnionej bazy w Europie. Na pokładzie niósł 3 bomby jądrowe Mk.5 w konfiguracji transportowej (brak rdzeni, baterie elektr. zamontowane lecz nienaładowane) oraz 1 bojowy rdzeń. W odległości około 100 mil (160 km) od amerykańskiego wybrzeża, na skraju Zatoki Delaware doszło do awarii kolejno obu lewych silników. Pilot natychmiast zwiększył moc pozostałych silników do maksimum i zawrócił w kierunku lądu. Samolot nie był jednak w stanie utrzymać wysokości i zapadła decyzja o pozbyciu się ładunku. Pierwszą bombę wyrzucono z wysokości 4500 ft (1370 m) w odległości 75 mil (121 km) od brzegów stanu New Jersey. Nie powstrzymało to jednak opadania i gdy wysokość lotu obniżyła się do 2500 ft (760 m) do morza powędrowała kolejna bomba. Było to 50 mil (80 km) od brzegu. Odciążony samolot zdołał dotrzeć do lądu i bezpiecznie wylądować na najbliższym lotnisku, w bazie marynarki w Atlantic City, z ostatnią bombą i rdzeniem na pokładzie.
Mimo 3-miesięcznych poszukiwań nie odnaleziono żadnej z wyrzuconych bomb ani ich fragmentów. Przy ich upadkach do morza załoga nie zaobserwowała eksplozji, możliwie jednak że uległy mechanicznemu uszkodzeniu lub zniszczeniu. W przeciwieństwie do innych bomb jądrowych tego okresu Mk.5 miała stosunkowo lekką aluminiową konstrukcję.
11.X.1957, baza Homestead, Floryda. Krótko po północy bombowiec B-47B miał wystartować do misji treningowej w ramach ćwiczeń Dark Night. Samolot miał na pokładzie bombę jądrową oraz bojowy rdzeń (przechowywany oczywiście osobno). W trakcie rozbiegu przy stosunkowo niewielkiej jeszcze prędkości ok. 30 w (56 km/h) doszło do pęknięcia prawego tylnego koła. Wywołało to gwałtowne "opadnięcie" i uderzenie w pas tylnej części samolotu. Wskutek tego nastąpiło rozerwanie zbiorników paliwa, które następnie zapaliło się od iskrzenia spowodowanego tarciem kadłuba o podłoże. Samolot rozpadł się i spłonął około 3800 stóp (1160 m) przed końcem pasa. 4-osobowa załoga zginęła. Po 10 minutach prób gaszenia strażacy zgodnie z procedurą przerwali akcję i ewakuowali się w związku z zagrożeniem eksplozją konwencjonalnych materiałów wyb. w bombie, pozostawiając wrak by sam się wypalił. Trwało to aż 7 godzin (wg innej wersji 4 godz.), po których dogasające szczątki schłodzono wodą. Podczas pożaru miały miejsce dwa wybuchy (bez detonacji) konwencjonalnych m.w. bomby, z której zachowała się tylko połowa korpusu. Pojemnik z rdzeniem został odnaleziony we wraku z niewielkimi jedynie uszkodzeniami od ognia.
31.I.1958, baza Sidi Slimane, Maroko. Wypadek B-47 prawie identyczny jak poprzednio: w trakcie rozbiegu pękło lewe tylne koło, co spowodowało uderzenie tyłem kadłuba w ziemię i pożar. Tym razem 4-osobowa załoga zdążyła się ewakuować i obyło się bez ofiar. Samolot palił się przez około 7 godzin, wypalając 30-metrowej średnicy wyrwę w asfaltowym w tym przypadku pasie. Znajdująca się na pokładzie bomba termojądrowa Mk.36 nie eksplodowała lecz uległa uszkodzeniu, powodując lokalne skażenie w obrębie wyrwy w pasie. (Speedy)
10.III.1956, Morze Śródziemne (albo Pn. Afryka?). Tego dnia z bazy MacDill na Florydzie (koło Tampa) wystartowały 4 bombowce B-47E Stratojet, wyruszając w daleką podróż aż do bazy Ben Guerir w Maroku. Tak długi przelot wymagał dwukrotnego tankowania w powietrzu. Pierwsze tankowanie z KC-97 Stratotanker z bazy na Azorach odbyło się bezproblemowo. Punkt kolejnego tankowania wyznaczono nad Morzem Śródziemnym, z grubsza w rejonie nadmorskiej miejscowości Port Say (obecnie Marsa Ben M'Hidi) w Algierii, a w zasadzie na algiersko-marokańskim pograniczu. Samoloty obniżyły tam lot, schodząc na wyznaczoną wysokość tankowania 14.000 ft (4270 m). Po drodze przecięły przy tym rozległą i gęstą formację chmur (podstawa chmur 14.500 ft czyli 4420 m). Z ławicy chmur wynurzyły się jednak tylko trzy Stratojety - czwarty zniknął. Nie udało się też nawiązać z nim łączności radiowej. Zaginiony samolot nie miał na pokładzie bomby jądrowej, przewoził jednak dwa "ostre" (bojowe) rdzenie. Zorganizowano rozległe poszukiwania na morzu i lądzie, uczestniczyły w nich okręty Royal Navy odbywające w okolicy ćwiczenia, jak również wojska marokańskie, francuskie i hiszpańskie (Maroko Hiszpańskie było tuż obok). Francuska agencja prasowa poinformowała, że mieszkańcy wsi Sebatna we wschodnim Maroku (nie znalazłem jej, ale ponoć to mniej więcej ta sama przygraniczna okolica) widzieli samolot eksplodujący w powietrzu gdzieś nad pustynią na południowym wschodzie. Wszystkie te poszukiwania nie dały jednak rezultatu. Nie natrafiono na żadne ślady czy szczątki samolotu, 3-osobowej załogi ani jądrowych ładunków. Pytanie, czemu goście lecieli taką trasą, że tankowali nad Morzem Śródziemnym. Najkrótsza droga do Ben Guerir wiodłaby nad środkowym Atlantykiem i zachodnim wybrzeżem Afryki. Oczywiście nie zawsze opłaca się lecieć po najkrótszej trasie, prawdopodobnie była to jakaś taka wypadkowa, żeby i bombowcom i tankowcom było wygodnie. Przypuszczam też prywatnie, że w ramach ćwiczeń zrobili czy też mieli zrobić ćwiczebne zajście na jakiś cel (może np. Gibraltar?). Była to popularna wówczas metoda treningowa SAC, taki atak "na sucho", bez zrzucania czegokolwiek, na jakiś realny cel np. Nowy Jork. Niekiedy uczestniczyły w tym specjalnie naziemne jednostki szkolno-treningowe zwane RBS (Radar Bombing Scoring), dysponujące odpowiednią aparaturą elektroniczną. Funkcjonowało to w ten sposób, że w momencie fikcyjnego "zrzutu" bomby urządzenie treningowe na bombowcu wysyłało zakodowany sygnał radiowy. Aparatura RBS odbierała go i na tej podstawie wyznaczała bardzo precyzyjnie pozycję bombowca i parametry lotu w chwili "zrzutu". W oparciu o to wyliczany był hipotetyczny punkt "upadku" bomby. Porównując go z punktem celowania można było ocenić umiejętności załogi, czy trafiłaby w cel realną bombą w tych warunkach.
27.VII.1956, baza Lakenheath, Suffolk (UK). Tego dnia załoga samolotu B-47E przybyłego z bazy March w Kalifornii ćwiczyła sobie lądowania, wykonując manewr zwany touch-and-go (lądowanie, które nie kończy się hamowaniem, lecz przeciwnie, rozpędzeniem maszyny do kolejnego startu). Za czwartym podejściem w wyniku błędnego wykonania tego manewru samolot wypadł z pasa i z wielką prędkością uderzył w budynek magazynowy (tzw. "storage igloo") będący składem broni nuklearnej. W wyniku kolizji samolot eksplodował, rozpryskując wokoło płonące paliwo. Cała załoga (4 osoby w tym przypadku) zginęła.
Samolot nie miał na pokładzie broni jądrowej. W magazynie natomiast znajdowały się 3 bomby atomowe Mk.6. Rdzenie przechowywane były oddzielnie, w innym budynku. Szczęśliwie żadna z bomb nie eksplodowała w pożarze, a nawet nie odniosły one poważniejszych uszkodzeń i po wyremontowaniu uznano je za zdatne do użytku.
22.V.1957, baza Kirtland, Nowy Meksyk. Bombowiec B-36 odbywał przelot z bazy Biggs w Teksasie do Kirtland właśnie. Na pokładzie miał bombę termojądrową Mk.17 (wielka i ciężka broń, zwana niekiedy "superbombą", zarówno ze względu na wielką siłę wybuchu - 10 Mt - jak i na ogromną masę, blisko 20 ton). Rdzeń nie był zainstalowany i nie do końca jest jasne czy w ogóle był na pokładzie (raport Departamentu Obrony stwierdza że tak, z drugiej strony był to lot transportowy, a zgodnie z procedurami SAC bombowce w lotach transportowych raczej nie zabierały jednocześnie bomb i rdzeni). O godz. 11:50 w trakcie podejścia do lądowania na wysokości 1700 ft (520 m) bomba samorzutnie uwolniła się z podwieszenia, spadła na zamknięte drzwi bombowe, wyłamała je i wypadła. System spadochronowy bomby uruchomił się, jednak z uwagi na małą wysokość spadochrony nie zdążyły się w pełni rozwinąć i wyhamować spadek. Bomba wylądowała na tyle twardo, że zawarty w niej konwencjonalny ładunek wybuchowy eksplodował od uderzenia, wybijając krater o średnicy 25 ft(7,6 m) i głębokości 12 ft (3,7 m) i rozrzucając szczątki bomby w promieniu około mili (1,6 km). Bomba nie miała rdzenia, lecz zawierała inne radioaktywne materiały. Niewielkie skażenie wykryto jednak tylko w obrębie krateru. Ponieważ wypadek miał miejsce w bezludnej, pustynnej okolicy, nie było żadnych zniszczeń ani ofiar. Za przyczynę uznano błąd członka załogi lub personelu naziemnego, popełniony przy ustawianiu mechanizmu zamka zrzutu awaryjnego.
28.VII.1957, Ocean Atlantycki. Tym razem "bohaterem" nie był samolot bombowy, lecz wielki 4-silnikowy transportowiec C-124 Globemaster. Samolot leciał z bazy Dover w Delaware przez Azory do nieujawnionej bazy w Europie. Na pokładzie niósł 3 bomby jądrowe Mk.5 w konfiguracji transportowej (brak rdzeni, baterie elektr. zamontowane lecz nienaładowane) oraz 1 bojowy rdzeń. W odległości około 100 mil (160 km) od amerykańskiego wybrzeża, na skraju Zatoki Delaware doszło do awarii kolejno obu lewych silników. Pilot natychmiast zwiększył moc pozostałych silników do maksimum i zawrócił w kierunku lądu. Samolot nie był jednak w stanie utrzymać wysokości i zapadła decyzja o pozbyciu się ładunku. Pierwszą bombę wyrzucono z wysokości 4500 ft (1370 m) w odległości 75 mil (121 km) od brzegów stanu New Jersey. Nie powstrzymało to jednak opadania i gdy wysokość lotu obniżyła się do 2500 ft (760 m) do morza powędrowała kolejna bomba. Było to 50 mil (80 km) od brzegu. Odciążony samolot zdołał dotrzeć do lądu i bezpiecznie wylądować na najbliższym lotnisku, w bazie marynarki w Atlantic City, z ostatnią bombą i rdzeniem na pokładzie.
Mimo 3-miesięcznych poszukiwań nie odnaleziono żadnej z wyrzuconych bomb ani ich fragmentów. Przy ich upadkach do morza załoga nie zaobserwowała eksplozji, możliwie jednak że uległy mechanicznemu uszkodzeniu lub zniszczeniu. W przeciwieństwie do innych bomb jądrowych tego okresu Mk.5 miała stosunkowo lekką aluminiową konstrukcję.
11.X.1957, baza Homestead, Floryda. Krótko po północy bombowiec B-47B miał wystartować do misji treningowej w ramach ćwiczeń Dark Night. Samolot miał na pokładzie bombę jądrową oraz bojowy rdzeń (przechowywany oczywiście osobno). W trakcie rozbiegu przy stosunkowo niewielkiej jeszcze prędkości ok. 30 w (56 km/h) doszło do pęknięcia prawego tylnego koła. Wywołało to gwałtowne "opadnięcie" i uderzenie w pas tylnej części samolotu. Wskutek tego nastąpiło rozerwanie zbiorników paliwa, które następnie zapaliło się od iskrzenia spowodowanego tarciem kadłuba o podłoże. Samolot rozpadł się i spłonął około 3800 stóp (1160 m) przed końcem pasa. 4-osobowa załoga zginęła. Po 10 minutach prób gaszenia strażacy zgodnie z procedurą przerwali akcję i ewakuowali się w związku z zagrożeniem eksplozją konwencjonalnych materiałów wyb. w bombie, pozostawiając wrak by sam się wypalił. Trwało to aż 7 godzin (wg innej wersji 4 godz.), po których dogasające szczątki schłodzono wodą. Podczas pożaru miały miejsce dwa wybuchy (bez detonacji) konwencjonalnych m.w. bomby, z której zachowała się tylko połowa korpusu. Pojemnik z rdzeniem został odnaleziony we wraku z niewielkimi jedynie uszkodzeniami od ognia.
31.I.1958, baza Sidi Slimane, Maroko. Wypadek B-47 prawie identyczny jak poprzednio: w trakcie rozbiegu pękło lewe tylne koło, co spowodowało uderzenie tyłem kadłuba w ziemię i pożar. Tym razem 4-osobowa załoga zdążyła się ewakuować i obyło się bez ofiar. Samolot palił się przez około 7 godzin, wypalając 30-metrowej średnicy wyrwę w asfaltowym w tym przypadku pasie. Znajdująca się na pokładzie bomba termojądrowa Mk.36 nie eksplodowała lecz uległa uszkodzeniu, powodując lokalne skażenie w obrębie wyrwy w pasie. (Speedy)
Opracował - © Robert K. F. Leśniakiewicz