Kilka dni temu na różnych
portalach internetowych pojawił się taki news:
Ujawnił
sensacyjny raport wskazujący na zamach w Smoleńsku. Roth przyznaje:
„Niewykluczone, że cała historia jest fałszerstwem”
Niemiecki
dziennikarz śledczy Jurgen Roth, który w swojej książce pt. „Smoleńsk 2010.
Spisek, który zmienił świat” opisał sensacyjny raport BND na temat katastrofy
prezydenckiego Tu-154, w rozmowie z „Gazetą Polską Codziennie” przyznał, że
„niewykluczone, że cała historia opisana w dokumencie jest fałszerstwem, celową
akcją dezinformacyjną BND”.
Jurgen Roth stał
się głośny dzięki opublikowanemu w wydanej w tym roku książce raportowi,
którego autorem miał być funkcjonariusz niemieckich służb wywiadowczych. Poprzednie
tezy zawarł też w poprzedniej publikacji. Z obu wynika, że katastrofa smoleńska
była zamachem inspirowanym przez rosyjskie służby.
„Możliwym
wyjaśnieniem przyczyny katastrofy Tu-154 z 10.04.2010 roku w Smoleńsku jest
wysoce prawdopodobny zamach przy użyciu materiałów wybuchowych, przeprowadzony
przez odział FSB/Połtawa pod dowództwem generała Jurija Desinowa/Moskwa.
Zostało to potwierdzone przez wysokiej rangi źródło wewnątrz polskiej ambasady
w K. (nazwa zakreślona), Roberta (nazwisko zakreślone). Robert (nazwisko
zakreślone) w czasie sporządzania raportu przez (funkcja zaczerniona) był
pułkownikiem polskiego wywiadu wojskowego, czyli zna bardzo dobrze wewnętrzne
życie tej służby. Zgodnie z opisem Roberta (nazwisko zaczernione) zlecenie
dotyczące przeprowadzenia zamachu na Tu-154 pochodziło bezpośrednio od (funkcja
zaczerniona) T. (nazwisko wysokiej rangi polskiego polityka zaczernione) do
Desinowa. Nie udało się ustalić, gdzie i kiedy do tego doszło” – czytamy na
pierwszych stronach raportu.
"Nie
twierdzę, że zawarte w raporcie wydarzenia miały miejsce"
Roth już
wcześniej mówił, że do tez zawartych w raporcie należy podchodzić z
ostrożnością. W weekendowym wydaniu „Gazety Polskiej” zdradził okoliczności
pozyskania dokumentu. Jak twierdzi, trafił on do niego „dzięki przyzwoleniu
niektórych niemieckich polityków i pewnych osób w BND”. Jak zaznacza, nie potrafi jednak stwierdzić,
czemu komuś miało zależeć na ujawnieniu dokumentu.
Jurgen Roth
zaznaczył, że informator, od którego dostał materiały jest w jego opinii
sprawdzonym źródłem, a wewnątrz BND nie było tajemnicą, o kogo chodzi.
„Oczywiście niewykluczone, że cała historia opisana w dokumencie jest
fałszerstwem, celową akcją dezinformacyjną BND. Zresztą w książce wcale nie
twierdzę, że zawarte w raporcie wydarzenia miały miejsce. Nie zmienia to jednak
faktu, że sam raport istnieje” - zaznaczył Roth w rozmowie z „Gazetą Polską
Codziennie”. (Źródło - MSN - http://www.msn.com/pl-pl/wiadomosci/polska/ujawni%c5%82-sensacyjny-raport-wskazuj%c4%85cy-na-zamach-w-smole%c5%84sku-roth-przyznaje-%e2%80%9eniewykluczone-%c5%bce-ca%c5%82a-historia-jest-fa%c5%82szerstwem%e2%80%9d/ar-AAkNmgn?li=BBr5MK7&ocid=SK216DHP)
Nie znam się za bardzo na
lotnictwie oraz na katastrofach lotniczych, ale za to znam mechanizmy działania
służb specjalnych, których jednym z celów działania jest sianie dezinformacji w swoim i potencjalnie wrogich społeczeństwach.
To, że akcja ta dotyczy wyjątkowo „gorącego” temat, jakim jest katastrofa w
Smoleńsku dowodzi, że taka akcja
dezinformacyjna jest potrzebna rządowi niemieckiemu do osiągnięcia konkretnego
celu – zamieszania w polskim kotle, a może jeszcze innym, o którym nic nie
wiadomo.
Druga sprawa – jeżeli nawet
doniesienia BND są prawdziwe, to ciekawe jest to, że niejaki Robert *** z
ambasady w K*** pełniący funkcję *** chlapał jęzorem na temat zamachu zleconego
przez polityka T*** i wykonanego przez rosyjskie FSB. Dlaczego i po co to
robił? Przecież to jest łatwe do ustalenia przez nasze służby, kto i gdzie
chlapał jęzorem, ściągnięcie go do kraju w celu przesłuchania na okoliczność
ustalenia sprawców zamachu. Prawda? Ale jak widać, to jest zadanie
przekraczające możliwości naszych służb… A może Robert*** naraził się
niemieckim służbom, które teraz się mszczą? Coś podobnego jest możliwe, bowiem kompromitowanie polityków i urzędników
obcych państw znajduje się w gestii BND i wszelkich innych służb.
Najbardziej rozśmieszające jest
to, że informator tego niemieckiego pismaka ponoć pochodzi z BND i podrzucił temu
dziennikarzynie ten „gorący” materiał. Już to widzę! Idę o zakład o każde
pieniądze z mojej zawrotnie wysokiej emerytury, że cała ta sprawa – o ile jest
prawdziwa – jest zwyczajną prowokacją,
której celem jest ośmieszenie rządu polskiego (który łyknął te rusofobiczne
głupoty jak gęś kluskę) i/albo poderwanie autorytetu Tuskowi.
Niewykluczone jest także i to,
że jest to jakaś rozgrywka w łonie UE i próba podłożenia świni Tuskowi przez Niemców
– w tym przypadku sprowadzeniem Tuska do roli trolla Putina. Rzucanie na głowy
politycznych przeciwników oskarżeń o proputinowski trolling jest obecnie modne
na całym świecie, czego dowodzi chociażby kampania przedwyborcza w USA i
Francji, i jak chce się kogoś udupić, to oskarża się go o proputinowskie
sympatie - ot, i wszystko na temat rewelacji z BND wyssanych z palca pismaka,
który chce mieć swoje wielkie 15 minut w mediach.
Zresztą to nie pierwszy raz
Polska staje się celem niewybrednych ataków ze strony różnych „tfórcóf” żerujących
na polskich błędach i przywarach, co szczególnie występuje w USA i właśnie w Niemczech.
W czasach Polski Ludowej coś takiego spotkałoby się z ostrą odpowiedzią naszego
rządu. W RP nr IV wręcz odwrotnie – teza o zamachu jest balsamem na serca fanów
teorii spiskowych i wyznawców spisku smoleńskiego, więc zapewne długo jeszcze
będzie straszyć w mediach związanych z PiS.
Cała ta historia jest fałszerstwem,
ale Roth wziął ją za dobrą monetę – ciekawy jestem czemu? Czy tylko dlatego, że
jego brednie dobrze sprzedadzą się w Niemczech i przede wszystkim w Polsce? Zapewne
tak. Dlatego jedno jest pewne – ja tego kitu nie kupię, bo nie wierzę ani niemieckim
służbom ani niemieckim pismakom.