Wstrząsający
apel lekarki z Niemiec! Ta relacja mrozi krew w żyłach…
Wczoraj w szpitalu
mieliśmy spotkanie o tym jak tutaj i w innych monachijskich szpitalach sytuacja
jest niezadowalająca. Kliniki nie mogą sobie poradzić z liczbą wypadków medycznych wśród imigrantów.
Wielu muzułmanów nie chce
by pomagał im żeński personel medyczny, i my kobiety teraz odmawiamy chodzenia
wśród imigrantów! Relacje między personelem i imigrantami przechodzą ze złych
na gorsze. Od ostatniego weekendu migrantom idącym do szpitali muszą
towarzyszyć jednostki K-9.
Wielu
imigrantów ma AIDS, syfilis i prątkującą gruźlicę i wiele innych egzotycznych
chorób które my w Europie nie wiemy jak leczyć.
Jeśli dostaną receptę do
apteki, to nagle dowiadują się, że muszą płacić gotówką. To prowadzi do niewyobrażalnych wybuchów, zwłaszcza kiedy to są leki
dla dzieci. Zostawiają dzieci z personelem apteki ze słowami: Więc leczcie je
tutaj sami!
Dlatego policja nie tylko
chroni kliniki i szpitale, ale też duże apteki.
Otwarcie pytamy gdzie są
ci którzy witali imigrantów przed kamerami TV
z plakatami na dworcach kolejowych? Tak, w tej chwili granicę zamknięto,
ale milion ich już tu jest i na pewno nie
będziemy mogli się ich pozbyć.
* * *
Przerażające. Ale w Polsce są
jeszcze pożyteczni idioci, którzy nawołują do przyjmowania „migrantów” do
naszego kraju. Owszem – ludziom trzeba pomagać w biedzie i potrzebie. Trzeba
pomagać słabszym, chorym, osamotnionym, ofiarom zbrodniczego szaleństwa wojny.
Trzeba dać im wsparcie duchowe i materialne. Niestety, Niemcy wybrali najgorsze
i najgłupsze rozwiązanie, dzięki któremu w Europie podnoszą czarnobrunatne łby
upiory faszyzmu i hitleryzmu.
„Migranci” przenoszą różne
choroby, które mogą zdziesiątkować ludność Europy. To oczywista oczywistość,
przed którą ostrzegałem na łamach m.in. „Polski Zbrojnej” we wczesnych latach
90. XX wieku, choć sam problem był na naszych granicach już wcześniej. Ja się z
nim spotkałem w latach 80., kiedy to przez Polskę wiódł szlak z Turcji i
Kurdystanu do Szwecji. Po pewnym czasie Szwedzi zwęszyli pismo nosem i po
prostu zamknęli dla nich swe granice. I nikt nie mówił o humanitaryzmie, o
pomocy, o prześladowaniach, itp. bzdetach serwowanych nam przez polskich
quasi-Europejczyków. Szwedzi po prostu powiedzieli „dość”. I pozostawili
problem nam. NRD ich nie przyjmowało, inne kraje socjalistyczne też nie, bo i z
jakiej racji? Wiadomo było, że są to potencjalni terroryści i nikt nie chciał
mieć kłopotów. Dopiero przyjął ich Berlin Zachodni.
Druga fala migracji zaczęła
się, kiedy Polska otworzyła granice po przewrocie w 1989 roku.
Przede wszystkim ściągali do nas rumuńscy Cyganie – pardon - Romowie, którzy masowo pchali się do Niemiec i oblegali
naszą zachodnią granicę.
Jak tylko sięgam pamięcią, z
Romami zawsze były kłopoty na granicach. Próby - udane i nieudane -
nielegalnego przekroczenia granicy, przemyt, kradzieże dokumentów, wszelkiego
rodzaju fałszerstwa, to była normalna codzienność, jeżeli idzie o tą kategorię
osób przekraczających granicę. W rumuńskimi Romami problem polegał na tym, że
wyjeżdżali z Rumunii i przybywali do Polski legalnie. Rumuni mieli ich dosyć,
więc wydawali im paszporty bez problemów. Problem z nimi miała cała Europa, o
czym się nie mówiło, bo obowiązywała poprawność polityczna.
Osobny problem stanowili
Czeczeńcy i inne narody Kaukazu. Ci od razu zasilili polskie podziemie
przestępcze i szczególnie wprawili się w kradzieżach i przemycie luksusowych
samochodów (i nie tylko) z Niemiec via
Polska do krajów byłego ZSRR. Wytworzyła się ciekawa sytuacja, bo walczący ze
sobą Czeczeńcy i Rosjanie poza Rosja i Czeczenią doskonale współpracowali ze
sobą w przestępczym procederze, o czym się nie mówiło z politycznych względów –
wszak Czeczeńcy to byli ci „dobrzy” walczący ze „złymi” Rosjanami…
Jeszcze wtedy, w latach 90., przestrzegałem
przed możliwym zawleczeniem do Polski chorób, które występowały na terytorium
b. ZSRR – z dżumą włącznie. Oczywiście nasze meldunki w tej sprawie poszły do
kosza, i dopiero kilkanaście zachorowań na gruźlicę, błonicę i inne tego
rodzaju choroby zawleczone zza wschodniej granicy sprawiły, że personel GPK
został zaszczepiony przeciwko nim. Do Polski znów zajrzało widmo gruźlicy,
które w tak teraz pogardzanej Polsce Ludowej zostało praktycznie rzecz biorąc,
wyeliminowane. Podobnie z innym dopustem bożym w postaci dżumy i ospy czarnej.
Niby są wyeliminowane z Europy, ale wcale nie jest powiedziane, że nie
występują w jakichś zapadłych kątach naszej planety? Czarna Śmierć pojawiła się
kilka razy w Azji Środkowej, więc może zawitać także i do nas…
Aktualnie zaczęło się w
Niemczech to, czego się można było spodziewać. Zawleczono groźne infekcje i
wcale się nie zdziwię, kiedy gdzieś tam dojdzie do wybuchu epidemii którejś z gorączek
krwotocznych, na które jak na razie nie ma szczepionek ani lekarstw.
Pozwolę sobie postawić pytanie:
czy stać nas na przyjmowanie uchodźców ekonomicznych, którymi de facto i de iure są ci „migranci”? Czy stać nas na ich bezpłatne leczenie i
ochronę Polaków przed potencjalnymi groźnymi infekcjami? Czy stać nas na
utrzymywanie potencjalnie wrogich elementów w naszym kraju? We wszystkich
trzech przypadkach odpowiedź brzmi – NIE.
Nie mówiąc już o tym, że
aktualnie panuje krucjata przeciwszczepionkowa – szczególnej urody głupota
lansowana przez niektóre kręgi „uczonych”, którzy chyba czują się
niedowartościowani i sieją zamęt w głowach polskich (i innych) wykształciuchów.
Ich czołowa argumentacja, że szczepionka zaszkodziła jakiemuś dziecku, które po
zaszczepieniu zachorowało i umarło działa na wyobraźnię, owszem – ale ci
zwolennicy krucjaty antyszczepionkowej już nie mówią o tym, że umarło czy
zachorowało jedno dziecko, ale 100.000 żyje i się uodporniło! Goebbels byłby z
nich dumny!
Jako ateista mam gdzieś cały
ten religijny badziew, którym tak niektórzy się podniecają, i nie życzę sobie
by ktoś siłą nawracał mnie na jakieś majaczenia chorego mózgu. Jednak jako
(przeklęty przez PO i PiS-owskie władze) żołnierz WOP i funkcjonariusz SG, mimo
wszystko czuję się odpowiedzialny za losy Ojczyzny. Nie jestem stronnikiem PiS,
ale w tym jednym jedynym przypadku przyznaję im rację: żadnych „migrantów” na
polskiej ziemi dla naszego własnego bezpieczeństwa medycznego! Pomagać im –
proszę bardzo, zawsze i wszędzie – ale na ich ziemi, bo to jest jedyne sensowne
działanie w naszym własnym, dobrze pojętym interesie.