Oleg Gorosow
Wielu z nas pamięta satyryczną powieść Marka Twaina pt. „Jankes na dworze króla Artura”, w której Amerykanin z XIX wieku przemieszcza się w Czasie do wczesnośredniowiecznej Brytanii, w otoczenie rycerzy Okrągłego Stołu, zaczyna aktywnie wtrącać się w ich życie używając ówczesnej technologii i posługując się nią: od rowerów do pistoletów. A potem dziewiętnastowieczni przyjaciele naszego bohatera dziwili się, skąd na kolczugach wojowników z VI wieku pojawiły się dziury od pocisków.
To oczywiście była fantastyka, nawet nie naukowa. Ale rzeczywistość bywa (i jest) o wiele ciekawsza od nawet najbardziej lotnej fantastyki. Archeolodzy od czasu do czasu znajdują przedmioty, których istnienie w danej epoce nie da się objaśnić inaczej jak działaniem maszyny czasu…
O tych zagadkach mówi poniższy artykuł zamieszczony na łamach rosyjskiego czasopisma „Tajny XX wieka” nr 11/2011, ss. 24 – 25.
Metalurdzy i jubilerzy z epoki dinozaurów
W czerwcu 1934 roku, w skałach nieopodal małego amerykańskiego miasteczka London (TX), archeolodzy znaleźli zwyczajny – na pierwszy rzut oka – młotek: 15 cm długości, 3 cm szerokości. Wydawałoby się, że nic nadzwyczajnego. No tylko że znalezisko to literalnie było wrośnięte w podłoże. Drewniany trzonek młotka był skamieniały z wierzchu, a we wnętrzu zwęglony. A z tego by wynikało, że ten młotek jest starszy od otaczającej do skały. A to z kolei oznaczałoby, że jego wiek wynosi lekko licząc 140 MA (mln lat)![1] A przy dalszych badaniach okazało się, że sama głowica młotka została wykonana z wysokojakościowego metalu, której to jakości nie udawało się otrzymać nawet współczesnym metalurgom.
Okazało się do tego, że takie artefakty, liczące sobie setki milionów lat, to wcale nie należą do rzadkości. Górnicy niejednokrotnie znajdują w pokładach rud czy węgli gwoździe, śruby, mutry i inne przedmioty tego rodzaju. A zatem co to takiego? – przedmioty pochodzące od dawnej cywilizacji czy pochodzące z Przyszłości?
Mechanicy z Hellady
W roku 1900, u brzegów greckiej wyspy Antikithery, położonej pomiędzy Peloponezem a Kretą, rybacy odnaleźli wrak rzymskiego statku handlowego. Statek ten poszedł na dno w latach 80. p.n.e. w czasie rejsu z Rodos do Rzymu. Z głębokości około 60 m podniesiono wiele złotych ozdób, rzeźb z marmuru i brązu, amfor, ceramikę i inne antyczne artefakty. A wraz z nimi także części jakiegoś dziwnego mechanizmu.
Pierwszym, którzy przyjrzał się temu znalezisku, był archeolog Valerios Stais. W 1902 roku sortując drogocenne eksponaty zauważył on, że niektóre brązowe przedmioty przypominają kółka zębate z mechanizmów zegarowych. Największy z nich miał 10-12 cm średnicy, dwa po 5-7 cm , i do tego jeszcze więcej mniejszych. Uczony doszedł do wniosku, że wszystkie one są częściami jakiegoś skomplikowanego instrumentu astronomicznego. Ale oczywiście koledzy po fachu wyśmiali Staisa. Przedmioty te datowano na lata 150 – 100 p.n.e., a zatem te kółka zębate liczyły sobie co najmniej 1400 lat…
Do teorii Staisa powrócono pod koniec lat 50. XX stulecia. Brytyjski historyk z Yale University – Derek de Solla-Price dokładnie zbadał te kółka zębate z Antikithery i dowiódł, że wszystkie one w rzeczywistości stanowią fragment jednego mechanizmu. Mechanizm ten znajdował się w drewnianej skrzynce o rozmiarach 31,5 x 19 x 10 cm , która z czasem się rozpadła. Price także narysował schemat działania tego urządzenia. W roku 1971 brytyjski zegarmistrz John Gleve zrekonstruował mechanizm i wykonał działającą kopię tego urządzenia. Składało się ono z 32 detali i odtwarzało ono ruchy Słońca i Księżyca pokazując ich położenie na dwóch cyferblatach.
Ale to nie koniec. W roku 2002 specjalista z Londyńskiego Muzeum Nauki – Michael Wright dokonał jeszcze jednego odkrycia – otóż okazało się, że mechanizm ten odtwarza ruchy także pięciu znanych w Starożytności planet: Merkurego, Wenus, Marsa, Jowisza i Saturna. Poza tym prześwietlając oryginał mechanizmu promieniami rentgena udało się odczytać na jego kółkach około 2000 greckich symboli. Poza tym udało się odtworzyć brakujące części mechanizmu. Okazało się, ze przyrząd ten mógł wykonywać działania matematyczne dodawania, odejmowania, mnożenia i dzielenia, prowadzić kalendarz astronomiczny z 365 dniami, przy czym co cztery lata dodawał on jeszcze jeden dzień, a wszystko to w systemach kalendarzowych kilku innych narodów! Jednym słowem był to antyczny komputer kalendarzowo-nawigacyjny.
(Pozwól Czytelniku małą dygresję. W Średniowieczu zapanowała moda na kalendarzowe zegary astronomiczne – przykładem może być praski Oroloj czy gdański zegar Mistrza Hanusza, o których pisaliśmy swego czasu z dr Miloszem Jesenským na łamach „Nieznanego Świata”, a które pokazywały nie tylko czas lokalny, ale także położenie i fazy Księżyca i kilka innych funkcji. Oczywiście rodzi się pytanie – czy ich twórcy wynaleźli ich mechanizmy, czy mieli już gotowy schemat takiego urządzenia, który dostosowali do swoich potrzeb? Oto jest zagadka historyczna godna Pana Samochodzika! – uwaga tłum.)
Kto stworzył w tak odległej epoce tak skomplikowany i precyzyjny mechanizm? Niektórzy sądzą, że jej twórcami są mistrzowie, astronomowie z Gemin i Posejdonii. Mówi się także o Archimedesie. Natomiast miłośnicy Nieznanego twierdzą, że jest to prezent od Kosmitów, albo Podróżników w Czasie…
Elektrycy z dawnej Azji
W czerwcu 1936 roku, w czasie trwania robót ziemnych w okolicach Bagdadu, budowniczowie odkryli dawne podziemne groby z epoki Imperium Partyjskiego (250 r. p.n.e. – 220 r. n.e.). Wśród znalezionych w grobowcu przedmiotów, uwagę badaczy przykuła gliniana amfora o wysokości 14 cm , której szyjka była zatkana korkiem z asfaltu przez który przechodził metalowy pręt ze śladami korozji. Drugi koniec znajdował się wewnątrz miedzianego cylindra, który znajdował się w tym naczyniu. Artefakt ten pokazano pracującemu w muzeum starożytności w irackiej stolicy austriackiemu archeologowi Wilhelmowi Königowi, który po obejrzeniu znaleziska stwierdził, że to nic innego tylko zwyczajna bateria. Mokre ogniwo elektryczne.
Hipotezę tą potwierdził prof. J. B. Perczinsky z uniwersytetu Północnej Karoliny. Udało się mu zrekonstruować kopię tej „bagdadzkiej baterii”, którą napełnił 5% roztworem octu winnego i otrzymał napięcie wynoszące 0,5 V. Niemiecki egiptolog Arne Eggebrecht posunął się jeszcze dalej. Przy pomocy 10 takich ogniw i roztworu złota w kwasie solnym w ciągu kilku godzin pokrył on warstwą złota metalową figurkę Ozyrysa. Tym samym uczeni dowiedli, że Partowie znali sztukę galwanizacji.
(Jeszcze jedna dygresja – kilka lat temu na łamach „Nieznanego Świata” toczyła się dyskusja na temat oświetlenia miejsc pracy dekoratorów wnętrz piramid i świątyń egipskich. Wysunęliśmy wtedy hipotezę, w świetle której starożytni Egipcjanie wykorzystywali do tego celu właśnie oświetlenie elektryczne – najprawdopodobniej łukowe. Prąd mogli czerpać właśnie z baterii ogniw chemicznych. Jedno ogniwo wytwarzało napięcie 0,5 – 1 V, ale połączone szeregowo mogły dać odpowiednią krotność tego napięcia, a zatem 100 ogniw dawało od 50 do 100 V napięcia, itd. Mieli odpowiednie materiały do sporządzenia takich prymitywnych – ale skutecznie działających – baterii elektrycznych, więc nic nie stało na przeszkodzie, by takowe zbudować – uwaga tłum.)
Zegarmistrzowie z dynastii Ming
Jednak jeżeli wyżej wymienione znaleziska można wytłumaczyć mistrzostwem dawnych mistrzów i uczonych oraz istnieniem dawnych, przedziwnych cywilizacji[2], to przedmiot znaleziony w jednym z grobów dawnej dynastii Ming wprost zaszokował badaczy.
Grobowiec odkryto w roku 2008 w regionie Guansi (Ch.R.L.) w czasie nakręcania filmu dokumentalnego. Ku nieprawdopodobnemu zdumieniu filmowców i dziennikarzy, w grobowcu znaleziono… szwajcarski zegarek!
- Kiedy zbieraliśmy ziemię z powierzchni grobowca, naraz kęs gruntu odskoczył i uderzył w podłogę z metalicznym dźwiękiem – opowiada Czyan Yan-yu, były kurator Muzeum Guansi, który uczestniczył w wykopaliskach. – Podnieśliśmy ten przedmiot. Okazało się, że to pierścionek. Ale kiedy oczyściliśmy go z ziemi przeżyliśmy szok. Na jego powierzchni znaleźliśmy miniaturową tarczę zegarka!
Wewnątrz pierścionka widoczny był napis „Swiss” (Szwajcaria). Dynastia Ming rządziła w Chinach do 1644 roku. O tym, że w XVII wieku mogli zbudować taki miniaturowy mechanizm nawet mowy być nie może. Ale chińscy eksperci twierdzą, że tego grobowca nikt nie otwierał w ciągu ostatnich 400 lat.
Amerykański fotograf z lat 40. XX w.
Czyżby więc istnieli Wędrowcy w Czasie pozostawiający artefakty z Przyszłości w dalekiej Przeszłości?
Wyglaąa na to, ze tak, i że jednego z nich możemy nawet zobaczyć na zdjęciach wykonanych w 1941 roku, w czasie otwarcia mostu South Fork Bridge w kanadyjskiej prowincji Kolumbia Brytyjska. W kadrze znalazł się człowiek, który ostro odcina się od tłumu gapiów swym niezwyczajnym wyglądem. Krótkie włosy, ciemne okulary, wiązany sweter z dużym dekoltem, jakaś koszulka z emblematem widoczna pod swetrem, a w rękach masywny aparat fotograficzny. Zgodzicie się z tym, że człowiek ów wygląda zupełnie inaczej, niż mieszkańcy Kanady z początków lat 40. ubiegłego stulecia.
Zdjęcie zbadali specjaliści – a nuż to fotomontaż? Niestety – wszystko czyste, żadnych wycinanek, wklejanej, retuszu. Tym bardziej, że ów dziwny człowiek znajduje się także na innych zdjęciach wykonanych na tej imprezie.
Sceptycy twierdzą, że w latach 40. można się było tak ubrać, choć to jednak było wbrew przyjętym normom. Jeżeli idzie o sweter, to nie było problemu – noszone były w każdym czasie. Ciemne okulary? – w tych czasach podobne nosili alpiniści. Aparat fotograficzny mógł być zakupiony w firmie Kodak, która już wtedy zaczęła wypuszczać na rynek kamery z wydłużonymi obiektywami - teleobiektywami. Ale prawdziwa zagwozdka to koszulka, którą nosi te człowiek, z wydrukowanym na tkaninie symbolem – w 1941 roku takich koszulek po prostu nie produkowano.
A jak sądzisz Czytelniku: kto to taki? Jakiś dziwak ubrany zgodnie z naszą DZISIEJSZĄ modą, czy jakiś Przybysz z Przyszłości? Być może powieść Marka Twaina nie jest wcale taką fantastyką?
* * *
Nie odmówię sobie komentarza, szczególnie dlatego, że jestem ostatnio zajadle atakowany przez ufologów klasycznych, czyli wyznawców paradygmatu głoszącego, że:
UFO = ETI
- a którzy nie potrafią zrozumieć tego, że ufozjawisko jest zagadnieniem tak szeroko-spektralnym i Wędrowcy w Czasie wpisują się weń bardziej, niż Przybysze z Kosmosu. Dowodzą tego chociażby fakty opisane przez Michaela Cremo w jego pracach na temat artefaktów znalezionych w skałach od najstarszych epok geologicznych aż do czasów niemal współczesnych. Lista tych chronoklazmów jest długa i zawiera różne przedmioty – począwszy od fragmentów biżuterii ze złota, a skończywszy na „sześcianie Gurtla” czy opisanego tutaj „kalkulatora z Antikithery”. Od zagadkowych napisów na ścianach dawnych budowli do „Rękopisu Voynicha”, które też może mieć związek z Czasem, co udowadniam w mojej ostatniej pracy pt. „UFO i Czas” (Tolkmicko 2011). Ślady niezwykłych działania technologii i ich wytworów możemy zobaczyć na obrazach Hieronimusa Bosha i innych wielkich malarzy we wszystkich epokach historii sztuki. I jak dotąd, to nikt w polskim pismiennictwie – poza Stanisławem Lemem – nie podał jakiegokolwiek zadowalającego wyjaśnienia tego fenomenu.
Podróże w Czasie są możliwe, a na osłodę „klasycznym” ufologom mogę powiedzieć to, że dla tego, kto panuje nad Czasem – przestrzeń jest tylko ułudą. A jakie są implikacje tego faktu? A takie, że kto panuje nad Czasem jest w stanie znaleźć się w nawet najodleglejszym fragmencie Wszechświata w
T = 0
A to znaczy, że w przypadku opanowania technologii chronomocyjnych CAŁY WSZECHŚWIAT STANIE PRZED NAMI OTWOREM! I przed Innymi także.
I nie jest wykluczonym, że przybywają do nas Kosmici, którzy opanowali technologię chronomocji i/albo Ziemianie, którzy także posiedli technikę transmisji temporalnych i po prostu odwiedzają nas w różnych celach: badawczych, poznawczych, towarzyskich czy ludycznych… Kto wie, czy właśnie nad chronomocją pracowali hitlerowscy uczeni III Rzeszy w ramach Projektu Chronos[3] którzy pragnęli wynaleźć nie tyle statek kosmiczny ile chronotrak umożliwiający przemieszczanie się w Czasie. Gerd Burde nawet nie domyśla się, jak jest blisko prawdy w swym filmie na temat hitlerowskich UFO…[4]
Dlatego właśnie uważam, że hipotezy UFO = ETI oraz UFO = Wędrowcy w Czasie są co najmniej RÓWNOPRAWNE.
Przekład z j. rosyjskiego i komentarz –
Robert K. Leśniakiewicz ©