Sołomon (Soł) Szulman
Soł Szulman napisał swą książkę „Kosmici nad Rosją”[1] pod koniec lat 80. XX wieku, kiedy w ZSRR można już było w miarę swobodnie pisać o UFO. Oczywiście rzecz była mi znana wcześniej choćby z opracowania Mistrza Lucjana[2], ale jak się okazuje – każdy z autorów podaje inne fakty i nieco inny przebieg zdarzenia. Uważam, że jest warto zapoznać z nimi polskiego Czytelnika, choćby dlatego, że jest to pierwszy tak dobrze opisany przypadek obserwacji dalekiej UFO nad ZSRR. A pisze on tak…
* * *
Mam właśnie przed sobą egzemplarz gazety „Socjalisticzekskaja Industria”, która ukazała się w Moskwie w dniu 23 września 1977 roku. Zamieszczono w niej interesującą notatkę pt. „Niezwykłe zjawisko przyrodnicze” – ale zanim zapoznam Czytelników z tą notatką chciałbym powiedzieć o pewnych wydarzeniach, poprzedzających jej ukazanie się.
Pewnego dnia pomiędzy redaktorem naczelnym tej gazety, a słynnym radzieckim akademikiem doszło do takiej rozmowy (wg opracowania Ażaży):
- Nie uwierzę, póki ta sztuka [UFO] nie wyląduje przed Prezydium Akademii Nauk! – zażartował akademik. No i wykrakał – NLO nie dało na siebie długo czekać. 26 lutego 1977 roku, „latający talerz” zawitał nad Prezydium AN Gruzińskiej SRR. Korespondent „Socjalisticzeskoj Industrii” zadzwonił z Tbilisi do naczelnego redaktora w Moskwie i powiada:
- Wisi!
Naczelny zadzwonił do przewodniczącego AN GSRR akademika Wieka, a ten powiada:
- Tak, wisi! Zastanawiamy się. Zadzwońcie za dwie godziny.
Naczelny zadzwonił po dwóch godzinach, a sekretarka powiada:
- Akademik nie może z wami rozmawiać, on się bardzo źle czuje!
Naczelny zrozumiał to po swojemu jako unik od skomentowania tego wydarzenia, i co za tym idzie, podkopywania swej reputacji., więc rzekł:
- Dobra, jak skrytykują, to opublikujemy!
No i skrytykowali. I tak powstała ta notatka.
Ta sama, ale niepełna notatka ukazała się w gazecie „Izwiestia” z 23 września. Ale nie w jej moskiewskiej mutacji, tylko w regionalnej. Jak to może być? To proste. „Izwiestia” są drukowane w Moskwie i na prowincji. Matryce są składane i rozsyłane do innych miast tak, by rankiem następnego dnia ukazał się jednolity tekst w obu mutacjach. W tym przypadku mimo nakazu „z góry” nie zdążono już zmienić mutacji regionalnej, a jedynie stołeczną i notatka mimo wszystko została wydrukowana i opublikowana. A oto, co wydrukowano w „Socjalisticzeskoj Industrii” :
NIEZWYKŁE ZJAWISKO PRZYRODNICZE
Mieszkańcy Pietrozawodska stali się świadkami niezwykłego fenomenu przyrodniczego. 20 września br. Około godziny 4.00 rano, na ciemnym nieboskłonie pojawiła się nagle niezwykle jasna „gwiazda”, wysyłająca ku ziemi niezwykle jasne snopy światła. Ta „gwiazda” powoli zbliżała się do Pietrozawodska i rozpłaszczyła się nad nim na kształt meduzy, a potem obsypała miasto mnóstwem tęczowych, świetlistych smug, które przypominały ulewny deszcz. Po kilku chwilach tęczowe świecenie przygasło. „Meduza” otoczyła się jasnym półokręgiem i popłynęła w kierunku jeziora Onega, którego brzegi były okutane mgłami. Potem w tamtym kierunku ukazała się półokrągła przerwa w obłokach, której kolor był jasnoczerwony pośrodku i biały po bokach. Wszystko to – według relacji świadków – trwało 10 – 12 minut.
Dyrektor Pietrozawodskiego Obserwatorium Hydrometeorologicznego – J. Gromow – powiedział korespondentowi agencji TASS, że on i jego pracownicy nie dopatrzyli się jakichkolwiek analogii do tego zjawiska w Naturze i czegoś takiego jeszcze w Karelii nie obserwowano. Co spowodowało to zjawisko i jaka jego była natura – tego nie udało się dociec. Nie było żadnych ostrych anomalii pogodowych w poprzednich dniach i nie zarejestrowano ich w żadnej z podległych im stacji meteorologicznych.
- Wiemy także – podkreślił J. Gromow – że w tym czasie nie miały miejsca żadne naukowe eksperymenty.
Nie można sklasyfikować tego jako mirażu, bowiem widziało to wielu świadków z różnych punktów miasta – ich relacje brzmią jednakowo i jednomyślnie.
Korespondent TASS zwrócił się z prośbą o wyjaśnienie i przedstawienie swego punktu widzenia do dyrektora Głównego Obserwatorium Astronomicznego AN ZSRR – W. Krata:
Jasnoczerwona kula – powiedział uczony – przeleciała z południa na północ nad rejonem Leningradzkiej Obłasti i Karelią, rankiem 20 września. Obserwowali ją także astronomowie z Pułkowa. Jest nam na razie trudno z całą odpowiedzialnością stwierdzić jej pochodzenie. Raporty obserwatorów i naocznych świadków są obecnie badane i analizowane.
Tak właśnie wyglądała pełna treść notatki z „Socjalisticzeskoj Industrii”. Korespondent TASS – N. Minow przeprowadził swój wywiad z dyr. Gromowem i świadkami już o godzinie 9. rano – tzn. w 5 godzin po incydencie, kiedy ludzie byli jeszcze pod wrażeniem tego, co widzieli i nie przemyśleli tego, co trzeba mówić, a czego nie… W pierwszej kolejności odnosi się to do oficjalnych osobistości – jak się to później okaże.
Jednak powróćmy do artykułów gazetowych. W gazecie „Izwiestia” przytacza się tą samą notatkę, ale już okrojoną. Okrojoną o część zaczynającą się od słów: „…nie było żadnych ostrych anomalii…” i dalej ani słowa o eksperymentach, mirażach, itp. Perfidna manipulacja informacją – niech Czytelnik myśli, że było to odpalenie rakiety czy miraż. Wycięto także wywiad z W. Kratem.
Tą samą notatkę opublikowano w pietrozawodskiej lokalnej gazecie „Leninskaja Prawda” w dn. 24 września. Zwróćcie uwagę, że opublikowano ja w mieście, gdzie to wszystko miało miejsce dopiero po 4 dniach od wydarzenia i po opublikowaniu tej informacji przez gazety centralne!!! No i co takiego opublikowano w pietrozawodskiej gazecie? Była to znana już wcześniej notatka, ale jedynie do słów: „To zjawisko według słów świadków trwało 10 – 12 minut.” Wycięto wywiady z Gromowem i Kratem, a w to miejsce wstawiono następujący passus: „Jednakże na podstawie uzyskanych danych uczeni utwierdzili się w przekonaniu, że był to ogromnych rozmiarów meteor. Kosmiczny przybysz pozostawił po sobie jaskrawo świecący ślad. Który opadał i rozpraszał się w ciągu 20 minut. To oczywiste, bo meteor wtargnąwszy w ziemską atmosferę rozgrzał się i zmusił cząsteczki powietrza do świecenia”.
Wszystko jasne – niebiański kamień może rzeczywiście wtargnąć w ziemską atmosferę i rozgrzać ją aż do świecenia. Ale nie może poruszać się powoli, zawisać, przystawać, zmieniać kierunek i prędkość lotu. Być może było to jakieś „ziemskie” zjawisko, tak więc należałoby go objaśnić jakimś ziemskim prawem fizyki, a nie fantastycznymi domysłami. I jeszcze jedno pytanie do autora notatki: którzy uczeni utwierdzili się w przekonaniu, że był to „ogromnych rozmiarów meteor?...” W liczbie tych, które jak dotąd nie zostały wyjaśnione znajduje się także „świetlisty fenomen znad Pietrozawodska, z września 1977 roku” – tak uważa członek-korespondent AN ZSRR W. Migulin.[4]
„Pietrozawodski fenomen, o którym pisały gazety, do dziś dnia nie ma udokumentowanego wyjaśnienia, tzn. nie możemy odrzucać możliwości istnienia NLO…” – taki punkt widzenia prezentuje członek-korespondent AN ZSRR – W. Troicki.[5] Jak widzimy, nawet w dwa lata post factum uczeni nie są w stanie dociec natury zjawiska, a korespondent prasowy doszedł do prawdy od razu.
Poza wspomnianą tutaj notatką „Leninskaja Prawda” zamieściła drugą notatkę, nie będącą przedrukiem z innej gazety, a informacją własną.
To rozpoczęło się około godziny 4.00 rano i trwało prawie przez 20 minut. O godzinie 8:40 tego samego dnia, nasz korespondent rozmawiał ze świadkami tego zjawiska – kierowcą karetki Pogotowia Ratunkowego – W. A. Bielajewem i lekarzem – W. I. Mienkową, którzy w tym czasie mieli dyżur.
Było to tak – opowiada Bielajew – około 4 rano wraz z lekarzami przyjechaliśmy na wezwanie do domu przy ul. Anochina 37B. Około godziny 4:05 nad dachem przeciwległego domu pokazało się świecenie, noc była bezchmurna i gwiaździsta. Potem ujrzałem aureolę i świetlistą „gwiazdę”, od której odchodziły świetliste „strugi” zajmujące większą część nieba. Kiedy ognista kula przybliżyła się do dyszla Wielkiego Wozu (Wielkiej Niedźwiedzicy), strugi znikły, a ona sama zaczęła schodzić w dół. Trwało to 10 – 15 minut. Potem, wyjechaliśmy spod domu na Prospekt Lenina i znów zobaczyliśmy swiecenie nad jeziorem [Onega]. Nad chmurami był widoczny nieprawidłowy owal, którego górna część miała różowy odcień, a część dolna świeciła jasnym światłem. Obraz był zdumiewający!
- Tak, tak – dodała Wioletta Mienkowa – to było rzeczywiście zdumiewające. „Gwiazda” świeciła rzeczywiście jasno. Można ją było porównać do meduzy, tylko jeszcze bardziej przeźroczystej, otoczonej kołpakiem, w środku którego znajdowało się coś ciemnego. To wszystko było tak dziwne, nierealne i fantastyczne – przypominało meteory i zorzę polarną i Bóg wie, co jeszcze…
Kosmicznego gościa obserwowali także inni mieszkańcy Pietrozawodska: kobieta, która w tym czasie znajdowała się w kabinie automatu telefonicznego, druga kobieta, która właśnie spieszyła do apteki, brygada robotników portowych. Jeden z nich – dźwigowy Andriej Akimow nawet narysował „gościa” w różnych fazach jego podróży na pietrozawodskim niebie.
O godzinie 10:00 zatelefonowaliśmy do dyrektora Obserwatorium Hydrometeorologicznego – J. A. Gromowa, który wraz ze swymi pracownikami naukowymi przyłączył się do badania niezwykłego zjawiska. Badania te trwają do dziś dnia, porównuje się obserwacje poczynione w różnych miastach. Zakłada się, ze był to meteoryt, ale końcowych wniosków uczeni jeszcze nie wyciągnęli.
Tak, to prawda – końcowego wniosku uczeni nie wyciągnęli do dziś dnia. A przypuszczenie, ze był to meteoryt wysunął nie J. Gromow, a korespondent, bo Gromow w tym czasie, tj. o 10:00 w dniu 20 września jak pamiętamy powiedział, że analogicznych zjawisk w przyrodzie nie spotyka się, i że to nie miraż czy techniczny eksperyment.[6]
O co chodziło w tym wszystkim? Dlaczego 23 września czytaliśmy jedno, a 24 września już coś innego? Chodziło o to, że swoją pierwszą relację korespondent TASS podał na gorąco, z miejsca zdarzenia, a góra nie zdążyła się zorientować, co można podać do publicznej wiadomości, a czego nie… No, a potem zorientowano się, że popełniono błąd i na informację nałożono knebel – dlatego pojawiła się ona tylko w prowincjonalnej mutacji „Izwiestii”, której już nie dało się ocenzurować. Wobec powyższego postanowiono sprowadzić całe wydarzenie do czegoś zwykłego w niezwykłej skali i stąd pojawił się meteor. (…)
Co się zaś tyczy relacji W. Mienkowej, to można z cała odpowiedzialnością przyjąć za pewnik, ze słowa „…że przypominało to meteoryty czy zorzę polarną…” zostały świadomie zamieszczone przez… korespondenta w celu stępienia ostrości jej wypowiedzi. Kiedy moskiewscy ufolodzy zajęli się badaniem pietrozawodskiego fenomenu, to pierwszą rzeczą było rozpracowanie i analiza tekstu wywiadu z dr Mienkową. A oto słowa Mienkowej, które zostały ocenzurowane (wg materiałów zamieszczonych w samizdacie) – zwróćcie uwagę na to, że dr Mietkowa wcale nie porównuje widzianego zjawiska do „meteorytów i zorzy polarnej”:
Nad jeziorem Onega „gwiazda” zaczęła się zniżać po uprzednim zatrzymaniu się w powietrzu. Świeciła ona bardzo silnie. Jej kształt można było porównać do meduzy, spadochronu, kołpaka, w środku którego żarzyła się gwiazda. Naraz od tej „gwiazdeczki” oddzieliło się coś na kształt świetlnego promienia, na końcu którego pojawiło się wrzecionko czy owalny krążek, które zaczęło się zniżać aż przestało być widoczne.
I jeszcze jeden emocjonalny detal, który nie dostał się do gazet. Kiedy karetka dostała się w świetlny promień rzucony przez „gwiazdę”, to wszystkich obecnych „ogarnęło uczucie strachu i przygnębienia”.[7] Kierowca zatrzymał karetkę i ruszył dopiero wtedy, kiedy świecenie znikło. Oto, jakie uczucia przeżywali świadkowie – a nie były one tak liryczne, jak na widok zorzy polarnej…
Ciekawy jest passus mówiący o tym, że obserwacje te porównuje się z innymi – przeprowadzonymi w innych miastach. Oznaczałoby to, że obserwacja nie dotyczy także terenu Pietrozawodska. W tym rejonie geograficznym w promieniu 200 km od Pietrozawodska znajduje się miasto Sortawała. Oto jaką notatke zamieściła tamtejsza gazeta „Krasnoje Znamia” w dniu 8 października 1977 roku:
ZAGADKA NATURY
Wczesnym rankiem, dnia 20 września nad miastem Sortawała… zaobserwowano interesujące zjawisko, które zaczęło się o godzinie 4:00 i trwało 15 minut. Na bezchmurnym niebie lśniły gwiazdy. I naraz na pn-wsch. ok. 60 stopni nad horyzontem pojawiła się niewielka „gwiazda”, która powoli przemieszczała się z pn-wsch. na pd-zach. Potem jej ruch jeszcze bardziej się zwolnił i wydawało się, że „gwiazda” zawisła nad jednym miejscem. Jej rozmiary powiększały się i naraz wyemitowała z siebie jaskrawobiałe świecenie, które obramowało wokół tej „gwiazdy” elipsę... Wydawało się, że z tej regularnej plamy wysuwają się wypustki i promienie przypominające ośmiornicę. Elipsa powiększała swe rozmiary i zniżała się ku ziemi, świecenie nasilało się i przelewało. Ha skraju plamy pokazały się trzy żółte kropki, przypominające światła ostrzegawcze samolotu... Świetlista plama przestała się powiększać, za to pojawił się jaskrawy promień neonowego światła, a „gwiazda” poczęła poruszać się w kierunku północnym... „Gwiazda” zniknęła pozostawiając po sobie matową kulę, która zbladła i zmieniła się w krąg, a potem znikła za horyzontem...
A. Sołowiewa, N. Jegorczew, Ł. Abramlenko (aerologowie) i S. Biebienina (meteorolog) z sortwałskiej Stacji Hydrometeorologicznej
Proszę zwrócić uwagę na to, że jest to relacja ludzi, dla których obserwacja nieba i zjawisk na nim zachodzących jest ich zawodem. Sądzę, że meteorolog S. Biebienina widziała w swym życiu niejeden meteor, zaś aerologowie A. Sołowiewa, N. Jegorczew i Ł. Abramienko odróżniali na pewno meteorologiczny balon-sondę od czegoś innego. Jednak żadne z nich - jak to widać z relacji - nie znalazło żadnej analogii do obserwowanego zjawiska.
I wreszcie ostatnia publikacja na ten temat, pochodząca zza granicy. Streszczenie tej publikacji zostało zamieszczone w gazecie „Trud” w dn. 25 września 1977 r.:
ZAPŁONĘŁO NIEBO NAD HELSINKAMI
W nocy 20 września o godz. 3:06 EEST (tj. 4:06 MDT) niebo nad Helsinkami przecięła oblepiająca błyskawica. świecący przedmiot przeleciał nad stolicą w kierunku północnym. Gazety „Kansan uutison” i „Uuen Saomi” w związku z tym zamieściły wywiad z pracownikiem Obserwatoriom Geograficznego w Puriljarvi - Matti Kivinenem. Uważa on, że przelatujące nad Finlandią ciało niebieskie było resztką boostera lab członem satelity Ziemi. Zazwyczaj tego rodzaju przedmioty wchodząc z kosmosu w gęstsze warstwy atmosfery spalają się lub rozrywają, co stwarza tego rodzaju - rzadkie - efekty świetlne. Uczony dodał, że można odrzucić doniesienia o tym, iż był to latający talerz, czy statek Kosmitów.
R. Bttltunen
Nie czytałem tej informacji w fińskich gazetach i dlatego nie wiem czy Matti Kivinen dosłownie wyraził się o odrzuceniu „doniesień o latających talerzach”. Jednego jestem pewien - gazeta „Trud” zamieściła tą wzmiankę po kilku dniach od pojawienia się pietrozawodskiego fenomenu nie po to, by czytelnicy dowiedzieli się iż nad Helsinkami zapłonęło niebo - prawda? A chodziło o to, by pokazać że nawet zachodnie gazety nie wierzą w istnienie „latających talerzy”! A ponieważ zachodnie gazety są dla radzieckiego czytelnika bardziej wiarygodne, to i w tym przypadku można im zaufać...
Jako dopełnienie swej informacji gazeta „Trud” mogłaby zamieścić (czego nie zrobiła) także i wiadomość podaną przez agencję UPI:
Helsinki, 20 września.
... Przedstawiciel helsińskiej policji oświadczył, że świecąca własnym światłem kula była widziana w godz. 03:06 – 03:10 EEST. Dodał on, że kula była bardzo jaskrawa i zostawiała dymny ślad na niebie. Centralna wieża kontrolna portu lotniczego Helsinki śledziła przelot tego przedmiotu na radarach - kierował się on na wschód, kontrolerzy lotów stwierdzili także, że przelot tej kuli spowodował intensywne rozmowy przez radio na terytorium ZSRR i to w czasie, kiedy eter zazwyczaj jest spokojny.
Nie będziemy się czepiać nieścisłości. W pierwszej notatce z Helsinek mówi się, że świecąca kula poleciała na północ, a w notatce UPI na wschód. Nieważne kto się pomylił, ważne jest co innego - a mianowicie to, że kawałki „złomu kosmicznego” podlegają takim samym prawom spadania jak meteoryty tj. zawisać w powietrzu one nie mogą. Poza tym one obowiązkowo powinny spłonąć w atmosferze (a jak widzimy nie spłonęły), albo wyrżnąć o ziemię. A upadek takiej masy nie może pozostać bez śladu, nie zanotowano czegoś takiego... Czy więc dlatego nasi specjaliści nie łamią sobie głów nad tym, co to właściwie było?! Co się właściwie stało nad Pietrozawodskiem?
Radzieccy ufolodzy badali to wydarzenie przez długi okres czasu. Oddajmy im głos. Jak pamiętacie, w gazecie „Leninskaja Prawda” mówiło się, że tego „kosmicznego przybłędę” obserwowało wielu mieszkańców Pietrozawodska: kobieta w budce telefonicznej, pracownica apteki, brygada robotników portowych. Telefonowała wtedy Tamara Tichonowa. A oto jej relacja wg tekstu samizdatu opracowanego przez F. Zigela:
....Wychodziłam właśnie z budki telefonicznej na rogu ulicy Antikajnena i Prospektu Lenina i ujrzałam gdzieś w okolicy hotelu „Siewlernaja” dziwny obiekt ogromnych rozmiarów, który poruszał się bezszelestnie. Widziałam go od tyłu. Był okrągły i świecił już to niebieskim już to szarego koloru światłem. Obiekt leciał powoli w stronę Onegi i na niewielkiej wysokości...
Kiedy przedmiot dotknął jeziora, jego powierzchnia poróżowiała, a potem stała się ognista i pojawiły się pasma - jak przy wschodzie słońca. Obiekt pozostawił po sobie ślad w formie spirali, taki jakie pozostawiają po sobie samoloty odrzutowe. Przestraszyłam się i poszłam do domu. Długo nie mogłam zasnąć - sądziłam że zwariowałam...
Ten wywiad nie ukazał się w gazetach.
Następny świadek - A. Pawlenko, opowiadał swe wrażenia znanemu już nam korespondentowi TASS (nie wydrukowano i tego interview), że widział on „jak jakiś niepojęty obiekt w kształcie kuli leciał w dół po spirali, a potem zawisł nad hotelem „Siewlernaja”, gdzie wydawał z siebie szum i pulsował światłem. Powisiał tam 5-7 minut, a potem szum się nasilił i obiekt odleciał w stronę Onegi”.
Z tych materiałów przytoczę jeszcze jedno zeznanie świadka. Obserwacji dokonano z rejonu, położonego kilkadziesiąt kilometrów od miasta Sortawała. Świadkiem był pracownik Instytutu Jezioroznawstwa AN ZSRR. - A. P. Nowożyłow. Zapis jego relacji sporządził 30 października 1977 roku w Leningradzie kandydat nauk technicznych - K. Połowiecki
...spóźniłem się na pociąg do Łandenpochja i zdecydowałem się pojechać autobusem do Priozierska. Byłem właśnie na szosie do Kurkueki i czekałem na autobus. Stałem twarzą do drogi, a plecami do jeziora - patrzyłem na północny-zachód. Początkowo padało, potem rozjaśniło się i były widoczne gwiazdy.
Nowożyłow zobaczył spadającą gwiazdę, którą zrazu wziął za meteoryt. Jednakże „meteoryt” nie spadł, a zatrzymał się, a potem zaczął poruszać w kierunku obserwatora, szybko powiększając się i przybierając formę sterowca (!!!) ostro odcinającego się od tła nieba. Obiekt miał formę 6- lub 8-kątnego graniastosłupa, natomiast z przodu i z tyłu ograniczały go silnie świecące punkty - przy czym jego krawędzie przypominały oświetlone od wewnątrz okna. Obiekt leciał na wysokości 300-500 m i miał jakieś 12-15 m średnicy. Zbliżenie się obiektu do świadka wywołało w tym ostatnim uczucie stracha i paniki: „zrobiło mi się strasznie i zaległem na ziemię” - powiedział świadek. Długość obiektu wynosiła ok. 100 m . W czasie podlatywania do świadka z rufowej części obiektu wyleciała jaskrawo świecąca białym światłem kula i poleciała na północ, prostopadle do kierunku lotu „sterowca”, który poruszał się z zachodu na wschód. Kula zrazu poruszała się poziomo, ale po chwili zaczęła tracić wysokość i za lasem zetknęła się z ziemią. Lądowanie kuli wyzwoliło potężny błysk światła, na tle którego doskonale widoczny był las.
W tym czasie podeszło do mnie jeszcze dwóch ludzi, którzy obserwowali to zjawisko. Wszyscy trzej wdrapali się na pagórek i patrzyli na miejsce lądowania kuli. Kula podnosiła się z prędkością helikoptera. Trwało to jakieś 10-15 minut, wszystko przebiegało w absolutnej ciszy. Kula była o wiele razy większa od Księżyca. (...)
I jeszcze malutka wzmianka wzięta z artykułu prof. M. Dmitriewa opublikowanym w żurnalu "Awiacja i Kosmonautika" nr 8/1978:
...Inżynierowie, którzy pracowali tej nocy w licznych centrach rozmieszczonych w rejonie obserwacji zauważyli silne zakłócenia w pracy urządzeń elektronicznych, których funkcjonowanie powróciło potem do normy.
Zwróćcie uwagę na to, że zakłócenia nie pojawiły się w jednym, a w licznych - jak nie we wszystkich - centrach. Zjawisko to było już opisywane wielokrotnie w zachodniej literaturze ufologicznej.
A teraz powróćmy jeszcze do samego początku incydentu. Incydent ten miał miejsce nad Pietrozawodskiem w dniu 20 września 1977 r. o godz. 4 rano, 0 godz. 3:06 czasu Helsinek (EEST), a o 4:06 czasu Pietrozawodska (MDT), nad Helsinkami obserwuje się dużą ognistą kulę tak wzrokowo, jak i na ekranach radarów, innymi słowy mówiąc - helsińczycy widzieli UFO w sześć minut później niż mieszkańcy Pietrozawodska, choć kula leciała w kierunku ZSRR. A powinno być właśnie na odwrót - najpierw powinni ujrzeć kulę w Helsinkach, a potem w Pietrozawodsku... Poniżej podaję fragment wspomnianej pracy W. Ażaży, który brał aktywny udział w dochodzeniu w sprawie tego fenomenu:
Z analizy przestrzenno-czasowego rozkładu wydarzeń wynika, że w Pietrozawodsku i w Helsinkach obserwowano dwa różne obiekty, trzeci obiekt widziano nad południowymi dzielnicami Leningradu[8]. Akurat znalazł się on w polu widzenia astronomów z Obserwatoriom Pułkowskiego. Obserwowali go także piloci samolotów z portu lotniczego w Leningradzie. (...) Wielu mieszkańców -Pietrozawodska widziało ten obiekt - drugi już z kolei - o godzinie 4:00, kiedy to bądź to obserwowali go naocznie, bądź to obudziwszy się z uczuciem psychicznego dyskomfortu - widzieli jego światło wlewające się oknami do sypialni. W notatkach pisało się, że kula wysyłała w stronę ziemi pulsujące snopy świetlne. Jak udało się ustalić, częstotliwość tych pulsów wynosiła 2/s czyli 2 Hz. Pisze się, że „gwiazda” nadleciała nad miasto i wisiała nad nim w formie „meduzy” - jak to było w rzeczywistości? (…)
W rzeczywistości było tak, że „gwiazda” zawisła nad miastem na wysokości 14 km i rozpostarła się w formie meduzy na 8 sektorów, a ogniowy „deszcz” rozpoczął się niezwykle - padał on stopniowo, tak jak opadają teleskopowe nogi statywu. (…)
Po pewnym czasie te teleskopowe promienie cofnęły się do centralnej „gwiazdy”. Potem obiekt wypuścił coś, co kojarzyło się z „przecinkiem” lub rufowym światłem. Ten przecinek zaczął latać nad centralną ulicą miasta przygniatając obserwujących go ludzi - przygniatając w sensie psychicznym, bo ich reakcje były takie: „Chcieliśmy się schować pod ziemię”, „Baliśmy się tego”. Potem ten obiekt poleciał nad port i zawisł nad statkiem Wołgo-Bałt.
To statek seryjnej produkcji - jest ich dużo - ich długość wynosi 120 m . Kiedy NOL znalazł się nad nim, to można było ocenić jego długość - wynosiła ona ok. 105 m (wg zeznań dźwigowego Akimowa). Potem NLO poleciał nad jezioro i z niego wydzielił się mniejszy rozmiarami, ale identyczny w kształcie obiekt, który wpadł do wody. Następnie duży NLO znikł.
To wszystko stało się 20 września. Podobne obiekty obserwowano nad Pietrozawodskiem w dniach:
- 28 października,
- 4 listopada, i
- 19 grudnia 1977 roku –
- ale nie tak spektakularnie jak 20 września. I na tym można by rzecz całą zakończyć, ale... - jest jeszcze jedno „ale”. Bezpośrednio po obserwacji NLO świadkowie stwierdzili, że okienne szyby są podziurawione otworami o średnicy 50 i 70 mm . Różnice pomiędzy otworami - a raczej ich usytuowaniem w podwójnych oknach, pozwoliły wyliczyć wysokość lotu obiektu - 14 km . Ramy okienne dostarczono do Moskwy i aktualnie pracuje nad nimi specjalna komisja.[9]
Powyższe napisano w 1978 roku, więc komisja ta już nie istnieje i rezultaty jej prac też prawdopodobnie nie ujrzą światła dziennego…
Po odczycie W. Ażaży zadano pytanie: „czy to prawda, że dziury w oknach powstawały tylko w tych mieszkaniach, gdzie nie było ludzi?” Na to Ażaża odpowiedział że tak – „to miało miejsce tylko w tych mieszkaniach, w których nie było ludzi tamtej nocy.” (…)
Ma zakończenie chciałbym zapoznać Czytelników z punktem widzenia F. Zigela (…):
Obiekt ten miał twarde jądro, otoczone świecącą widoczną otoczką plazmową. Ta część NLO przedstawia się naocznym świadkom jako kuliste lub dyskoidalne ciało o rozmiarach rzędu 1 stopnia. I w czasie lotu i w czasie zawisania w powietrzu NLO wyrzucał z siebie świecące strugi gazów - za co odpowiedzialne są procesy rekombinacji - przypominające swym wyglądem meduzę. Kiedy NLO przybliżało się do Pietrozawodska, strugi te były za rufą obiektu i tworzyły ślad „smugi kondensacyjnej”. Przy zwisie - przypominały strugi wody bijące z fontanny.
(…) Centralne jądro okazało się być czerwono-pomarańczowego koloru, zaś strugi odrywające się od niego były bladoniebieskie. Świecenie było bardzo jaskrawe (jak światło dzienne), ale jedynie lokalnie, bo poza jego obrębem było ciemno. Sądząc wg rysunku A. Akimowa, obłok gazów otaczający NLO miał zrazu formę sferyczną, a którym potem zauważono wirową strukturę, co mogło być związane z rotacją całego NLO. Potem to obłoczne otoczenie obiektu utraciło regularną formę i rozleciało się po całym niebie. Charakterystyczne jest to, że świecenie UFO było pulsujące, co obserwuje się często u tego rodzaju obiektów.
Jedyną hipotezę naukową wysunął w sprawie tego fenomenu doktor nauk chemicznych - M. Dmitriew. Zakłada on, że wszyscy obserwatorzy widzieli jedynie zjawisko chemoluminescencji powietrza. (…)
Tak wyglądały owe zagadkowe wydarzenia, które przebiegały nad Pietrozawodskiem. Zagadka ta pozostała nie wyjaśniona po dziś dzień i jak dotąd nie udało się jej objaśnić jakimikolwiek „ziemskimi” regułami.
* * *
Tyle Soł Szulman. Jego relacja jest wiarygodna, bowiem potwierdzają ją renomowani ufolodzy rosyjscy. Niestety – znany polski ufolog Bronisław Rzepecki zwątpił w jego solidność, kiedy złapał go na kilku – mówiąc delikatnie – celowych nieścisłościach, które dotyczyły przypadków obserwacji UFO na Zachodzie i zostały przezeń „przeflancowane” na grunt rosyjski. Jednakże część dotycząca przypadku NL/DD/RV nad Pietrozawodskiem jest podana w miarę rzetelnie.
CDN.
[1] Soł Szulman – „Inopłanetianie nad Rossijej”, Moskwa 1990, przekład mój.
[2] Lucjan Znicz-Sawicki – „Goście z Kosmosu – NOL”, Gdańsk 1983, t. 1, ss. 52 – 54.
[3] Lucjan Znicz-Sawicki podaje w swej książce tą pełną wersję.
[4] „Niedziela” nr 3/1979.
[5] „Trud” z 6 lipca 1979 r.
[6] Na Zachodzie przyjęto wersję technicznego eksperymentu, który wg E. Vincente zakończył się niepowodzeniem – katastrofą sztucznego satelity Ziemi Kosmos-955 wystrzelonego z kosmodromu w Pliesiecku.
[7] Ta ostatnia uwaga dziwnie przypomina incydent z Zatoki Gdańskiej – CE2 kutra HEL-127 z czerwonym BOL, który wydarzył się w dniu 23 września 1979 roku (zob. L. Znicz-Sawicki – „Goście z Kosmosu – NOL”, Gdańsk 1988, t. 3, ss. 48 – 52). Bronisław Rzepecki wiąże ten incydent z radzieckimi testami nowej broni psychotronicznej, zaś Kazimierz Bzowski z wykorzystaniem przez Rosjan „działa orgonowego” (korespondencja moja).
[8] Dzisiaj Sankt Petersburg.
[9] Podobne zjawisko w Polsce badał swego czasu słynny Krzysztof Piechota, o fenomenie tym napiszę w kolejnych częściach tego materiału.