N. A. Piliugin - twórca systemów sterowania kompleksów rakietowych i S. P. Korolow (po prawej) na kosmodromie Kapustin Jar
Pocisk rakietowy R-1 na wyrzutni - zwraca uwagę jego podobieństwo do niemieckich pocisków rakietowych A-4/V2
Lądowanie głowicy rakiety dalekiego zasięgu R-5
Współczesne pociski rakietowe
Walerij Ignatow
Pocisk rakietowy V-2 miał niewielka efektywność bojową. W kręgu o średnicy 10 km trafiało około 50% wystrzelonych rakiet. A do tego w powietrze startowała tylko co druga V-2.
W roku 1946, radzieccy specjaliści dokonywali oględzin podziemnych fabryk w Turyngii, gdzie wytwarzano rakiety V, którymi hitlerowcy ostrzeliwali Londyn. Na bazie rakiet V powstała nasza broń, która była dokładnym analogiem niemieckich pocisków, i otrzymała ona oznaczenie R-1. Dzięki temu, takiemu właśnie skopiowaniu tych rakiet, zaoszczędzono nie tylko materiały i obliczenia, ale przede wszystkim mnóstwo czasu, dzięki czemu już w 1950 roku rakieta R-1 została przyjęta na stan Armii Radzieckiej.
Pierwsze na świecie
W czasie prac nad rakietami V, Siergiej Korolow wykrył w nich wiele technicznych niedoskonałości, które potem zostały przekopiowane na ich rosyjski analog. I dzięki temu rakieta R-1 miała tylko jeden stopień i maksymalny zasięg jedynie 300 km .
W celu udoskonalenia radzieckiej broni rakietowej i testowaniu nowych konstrukcji tego rodzaju, rząd ZSRR wydzielił specjalny obszar w okolicach stacji kolejowej Kapustin Jar w Astrachańskiej Obłasti. W tym czasie był to pustynny obszar, położony w odległości 100 km na południe od Wołgogradu, w dorzeczy Wołgi i Achtuby. W tajnych dokumentach, teren ten otrzymał kryptonim GCP-4 (od słów Gosudarstwiennyj Cientralnyj Poligon No. 4). Oficjalną datą rozpoczęcia jego działalności stał się dzień 27 lipca 1947 roku, kiedy tam zaczęły się pierwsze loty rakietowe. W ciągu kilku następnych lat, na poligonie w Kapustin Jarze dokonano co najmniej dwudziestu odpałów rakiet.
Nowym projektem, nad którym pracownicy NII-88 zaczęli pracować jeszcze w 1948 roku, stała się rakieta R-2, która podobnie jak rakieta R-1 była jednostopniowa, ale miała ona maksymalny zasięg 600 km . Jej głowica, zawierająca 1000-kilogramowy ładunek wybuchowy, była oddzielana od korpusu pocisku.
Przy konstruowaniu rakiety R-2 Siergiej Korolow skorygował wiele błędów, którzy popełnili konstruktorzy SS-Sturmbanführera dr Wernhera von Brauna budując swoje V-1 i V-2. I tak nośnym karkasem dla R-2 nie był metalowy korpus scalający całą konstrukcję, ale zbiorniki paliwa ze stopów aluminium o wzmocnionej konstrukcji. A do tego, w celu zwiększenia celności pocisku, została dołączona do jego sterów aparatura bocznej korekty lotu na podstawie wskazań przyrządów radiowych, które naprowadzały rakietę na cel z dokładnością do 8 km . Coś podobnego na świecie jeszcze nie istniało. A oto, co o swej pracy na poligonie mówi Dimitrij Ilicz Kozłow, który został po tych wydarzeniach wiodącym specjalistą OKB-1 i dwukrotnym Bohaterem Pracy Socjalistycznej:
- Zostałem szeregowym inżynierem-konstruktorem zaraz po pierwszych próbach [z rakietami] w Kapustin Jarze. Potem zostałem starszym inżynierem. Mimo tego, że od pierwszej chwili pobytu na tym stepie mieszkaliśmy w szałasach i namiotach, w straszliwym upale, wodę dowozili nam samochodami. Jednak już w następnym roku w Kapustin Jarze zbudowano doświadczalne budynki, podciągnęli tutaj wodociąg i komunikację, zaczęliśmy żyć stosunkowo cywilizowanie jak na tamte czasy.
Rakietowiec – zawód niebezpieczny
Oczywiście nie wszystkie starty przechodziły lekko, łatwo i bez problemów. W czasie prac nad pewnym modelem rakiety, jej silnik, który pracował na nafcie i kwasie azotowym, miał miejsce epizod, który mógł się skończyć tragicznie. O tym zdarzeniu Dymitrij Kozłow później wspominał tak:
- W kwietniu 1952 roku, w czasie odpalenia silników pierwszego stopnia rakiety zaczęły one pracować w niestandardowy sposób, tak że cała konstrukcja ledwie co się podniosła – a potem znów runęła na plac startowy. Kilku inżynierów, w tym i ja, pobiegliśmy ku rakiecie. Nie czekaliśmy na ostygnięcie jej elementów konstrukcyjnych, weszliśmy do jej wnętrza w poszukiwaniu przyczyn niepowodzenia tej próby. No i przystąpiliśmy do oględzin, kiedy z uszkodzonego przewodu paliwowego nastąpił wyrzut oparów kwasu azotowego podgrzanych do wysokiej temperatury. Każdemu z nas dostało się w różnym stopniu, a mnie chmura kwasu uderzyła wprost w twarz. Całe szczęście, że wtedy miałem na nosie okulary, które uchroniły moje oczy przed tą żrącą substancją. Początkowo w ferworze pracy nie poczułem niczego szczególnego: wyskoczyłem z rakiety i poszedłem się umyć w zimnej wodzie…
Ślady po tym chemicznym oparzeniu na jego twarzy są widoczne do dnia dzisiejszego, twarz po kilku dniach przestała boleć i wszystko powróciło do normy. Tym niemniej, po kilku dniach stwierdził on, że na lewe oko zaczyna on widzieć coraz gorzej – wydawało mu się, że zapada w nim ciemność. Na początku Kozłow niczego nikomu nie mówił, ale kiedy ciemność zaczęła się pojawiać także w drugim oku, wtedy zwrócił się do lekarzy. Oczywiście dostało mu się od medyków za to, że tak późno się do nich zwrócił. Musiał przejść dwie operacje przeszczepu rogówki w klinice profesora Fiłatowa.
To wydarzenie i zapoczątkowana przez nie seria nieszczęśliwych wypadków spowodowała, że radzieccy konstruktorzy rakiet odstąpili od używania kwasu azotowego jako utleniacza do paliwa rakietowego.
We wrześniu 1952 roku, w Kapustnin Jarze doszło do ostatnich kontrolnych testów R-2, w czasie których uczestniczyli także przedstawiciele MON ZSRR. Na 14 odpalonych w te dni rakiet, swoje zadanie wypełniło 12, a pod koniec tego roku rakieta R-2 wraz z całym naziemnym kompleksem obsługi została oficjalnie wprowadzona na stan uzbrojenia Armii Radzieckiej.
„W celu dostarczenia ładunku jądrowego…”
Także w tym samym roku, pracownicy OKB-1 przystąpili do pracy nad projektem rakiety R-5. Ona pierwsza w świecie miała za zadanie dostarczyć ładunek jądrowy na odległość 3000 km . Zadanie to Korolow powierzył właśnie Dymitrowi Kozłowowi, który okazał się być utalentowanym inżynierem. Letnie badania nad doświadczalnymi egzemplarzami R-5 miały miejsce w Kapustin Jarze od marca do maja 1953 roku. W ich trakcie wystrzelono 10 rakiet w różnych wariantach konstrukcyjnych. Doświadczenia się w zasadzie powiodły, wszystkie rakiety wystartowały pomyślnie, ale w kilku przypadkach odchylenie miejsca upadku od celu było zbyt dużym. Dymitri Kozłow tłumaczył to niedoróbkami w systemach sterowania. Poza tym rakietowcy mieli pretensje co do wykonania metalowych korpusów rakiet i jeszcze inne wady. W każdym razie udało się im opracować i wykonać kolejny model rakiety o oznaczeniu R-5M (indeks M oznacza modernizowana).
Po tym, jak w 1955 roku ekipa Kozłowa wystrzeliła bezawaryjnie dziesiątki rakiet tego modelu, z konwencjonalną głowicą bojową, MON ZSRR postanowiło przyjąć ten wariant pocisku rakietowego z ładunkiem jądrowym. Doświadczalne odpalenie takiej rakiety miało miejsce w dniu 20 lutego 1956 roku, w dniach prac historycznego XX Zjazdu KPZR, i zakończyło się pełnym powodzeniem. Rakieta R-5M z nuklearną głowicą bojową o mocy 80 kt TNT wystartowała tego dnia z poligonu w Kapustin Jarze a następnie po przebyciu dystansu 1200 km dosięgła swego celu na pustyni Kara-Kum przy jeziorze Aralskim. Wstrząs po eksplozji jego głowicy bojowej zarejestrowały służby sejsmiczne w wielu krajach. I tak właśnie ZSRR jako pierwsze ze wszystkich państw świata miał swoją własną tarczę rakietowo-jądrową, mogącą być odpowiedzią na każdy atak z dowolnego kierunku.
Nagrody i odznaczenia
W tym samym roku MON przystąpiło do wdrażania i rozmieszczania pocisków rakietowych R-5M na zachodnich granicach Związku Radzieckiego. Zgodnie z tajnymi planami strategicznymi z tego okresu, w przypadku zewnętrznej agresji R-5M miały być użyte przeciwko państwom NATO, a także przeciwko niektórym innym państwom Zachodu. I tak w latach 1956-57 w zachodniej części ZSRR rozmieszczono 48 takich rakiet, które znajdowały się na uzbrojeniu Armii Radzieckiej do 1961 roku. Zostały one potem zamienione na rakiety R-12, o wyższych osiągach i efektywności oraz o większym współczynniku CEP (celności i mocy rażenia pocisku).
Na twórców rakietowej tarczy posypał się grad odznaczeń i nagród. (…) Konstruktor R-5M został odznaczony Orderem Lenina, ale tytuł Bohatera Pracy Socjalistycznej był jeszcze przed nim…
Komentarz tłumacza
Artykuł ten jest kolejnym ogniwem długiego łańcucha dowodów na prawdziwość moich hipotez, które zawarłem w opracowaniu „Powojenne losy niemieckiej Wunderwaffe” (Warszawa 2008), w której starałem się objaśnić genezę skandynawskiej fali UFO w lecie 1946 roku właśnie poprzez radzieckie eksperymenty z niemieckimi broniami rakietowymi. Nie zapominajmy bowiem, że w ręce Rosjan wpadły 22.000 jednostek tej broni w różnym stopniu zaawansowania technicznego. Podana liczba zawiera wszystkie rodzaje broni V – od V-1 do … - no właśnie – na dobrą sprawę nie wiadomo, na jakim numerze Niemcy się zatrzymali.
Jednego jestem pewien, a mianowicie tego, że lwią część obserwowanych po wojnie Nieznanych Obiektów Latających stanowiły właśnie tego rodzaju eksperymenty z bronią rakietową i rakietowo-jądrową. I nie tylko, bowiem sądzę, i mam po temu pewne przesłanki, że hitlerowscy uczeni pracowali nad pojazdami poruszającymi się także w innych wymiarach. Na szczęście nie wyszły one poza stadium eksperymentu, w przeciwnym bowiem wypadku losy tej cywilizacji wyglądałyby zupełnie inaczej. A jak? – zainteresowanych odsyłam do powieści Philipa K. Dicka – „Człowiek z Wysokiego Zamku”, którą polecam. Ta powieść jest naprawdę „nieznanoświatowa”, ale żeby ją czytać ze zrozumieniem, trzeba czegoś więcej, niż tylko dobre chęci. Trzeba wyobraźni…
Źródło – „Tajny XX wieka” nr 36/2010, ss.4-5
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©