Rzecz ciekawa, bo o
dziwnych istotach na Islandii pisał także swego czasu słynny czeski pisarz-fantasta
dr Ludvik Souček (1926-1978) w swej
kultowej powieści sci-fi pt. „Tajemnica ślepych ptaków” (Warszawa 1968), w której
pisze on m.in. o czarownicach i czarach na Islandii. I chociaż znajduje on dla
tego racjonalne wyjaśnienie w postaci Przybyszów z Kosmosu, to po przeczytaniu
tej powieści (i dwóch następnych) czar niezgłębionej tajemnicy pozostaje…
O osobliwościach Islandii pisze
także Brad Steiger w swej książce „Alien
Meetings”, (Nowy Jork 1978), a szczególnie na temat islandzkich tajemnic
Ukrytego Ludu. W oryginale
tytuł tego podrozdziału brzmi „The Hidden Ones: Puck and the Wee People”. A
rzecz będzie o tych, którzy towarzyszyli nam od dzieciństwa w bajkach i
legendach opowiadanych nam przez naszych dziadków, rodziców i opiekunów…
W roku 1962, kilku
przedsiębiorczych Islandczyków zamieszkałych w małej wiosce postanowiło
zbudować przetwórnię rybną. Zgodnie z islandzkimi tradycjami, każdy właściciel
musi złożyć część swych dóbr materialnych jako ofiarę przeznaczona dla
tajemniczego Hidden lub Gömmde Folket - Ukrytego Ludu, i dlatego
kilku wieśniaków wytknęło przedsiębiorcom to, że każda część powinna być
budowana zgodnie z tradycjami. Biznesmeni odpowiedzieli śmiechem. Sprowadzili
najnowsze maszyny, materiały budowlane, materiały wybuchowe i specjalistów do
operowania nimi. Sadzili, że jakieś tam głupie wsiowe zabobony nie zatrzymają
postępu. Aliści do czasu. Super-wytrzymałe świdry łamały się jeden po drugim
jak zapałki. Pewien stary farmer twierdził i ostrzegał, że wtargnęli na
terytorium Ukrytego Ludu, ale robotnicy wykształceni i oświeceni zbyli go
śmiechem. Nie mogli zrozumieć, skąd na nowoczesnej Islandii wziął się taki
stary głupiec. A świdry wciąż się łamały. W końcu dyrektor przedsiębiorstwa,
chociaż niewierzący w te opowieści, zgodził się z sugestią starego farmera i
udał się do miejscowego jasnowidza (a dokładniej „widzącego”) w celu nawiązania
kontaktu z Ukrytym Ludem i dojścia z nim do porozumienia. Jasnowidz w transie
oznajmił dyrektorowi, że na miejscu tym znajduje się jedna, ale super-silna
Istota, która wybrała to miejsce na swe mieszkanie. Jednakże Istota ta nie była
nieprzejednana. Gdy jasnowidz wyjaśnił jej, że biznesmen potrzebuje tego
terenu, zgodziła się przenieść się na inne miejsce. Ów troll poprosił o pewien
czas na znalezienie sobie nowego miejsca. Po 5 dniach znów zapuszczono świdry w
grunt i okazało się, że interes został ubity. Żaden ze świdrów się już nie
złamał...
W wielu tradycjach –
szczególnie na Wyspach Brytyjskich i w Skandynawii – brzmią echa starych legend
o istotach zamieszkujących magiczne królestwo, znajdujące się pod powierzchnią
ziemi – Asgard lub Asgård, Asgaard, Asgarðr, Osgeard. Legendy te wskazują na
istnienie Istot będących pośrednim ogniwem pomiędzy człowiekiem a Aniołem. Ten
dziwny lud wciąż miesza się w nasze ludzkie sprawy, czasami nam szkodząc,
czasami pomagając...
Kilku
specjalistów-biblistów doszukuje się w tych Istotach zbuntowanych aniołów,
których wyrzucono z Nieba po próbie rebelii Lucyfera. Ci „zdegradowani”
aniołowie, czy jak kto woli – demony – obrali sobie nowe miejsce życia na
Ziemi, zmieszali się z ludźmi i utworzyli nowy gatunek – coś pośredniego
pomiędzy ludźmi a aniołami. Czymś takim – a bardzo interesującym przykładem
wspólnym dla wielu kultur – może być słowo Pukwadżin.
Jest to słowo wspólne dla wszystkich kultur amerykańskich, a oznacza dosłownie
mali znikający ludzie. Europejczycy maja swoje elfy, które można porównać
właśnie do Pukwadżinów. „Słodki Puck”
Williama Szekspira kpiąco śmieje się z naszej głupoty. Słowo Puke jest znane w dialektach
teutońskich i skandynawskich – w tych ostatnich występuje również słowo Spok – a oznacza to małego duszka, coś
w rodzaju polskiego krasnoludka (bożątka) albo ducha (widmo). Puke kojarzy się
z niemieckim słowem Spuck – zły i
brzydki demon, kobold, i holenderskim Spook
– duch, a także z irlandzkim Pooke i
kornwalijskim chochlikiem Pixie.
Sufiks -dżin w słowie Pukwadżin
kojarzy się automatycznie z arabskim słowem al-ginn albo dżin –
baśniową istotą zamieszkującą magiczne lampy... Zadziwiające jest
rozpowszechnienie występowania tego słowa czy jego fragmentów. Wygląda na to,
że zjawisko małych znikających ludzików jest uniwersalne dla całego świata.
W ciągu stuleci wielu
ludzi usiłowało udowodnić ich istnienie, no i nazywano Ich różnie. Pomawiano o
różne brzydkie rzeczy, takie jak m.in. namawianie i kuszenie ludzi do złego,
porywanie dzieci i dorosłych do podziemnego królestwa, i wiele innych różnych
psot. Z drugiej strony duszki te czasem były posłuszne woli ludzi i nawet
pomocne. Ochraniały dzieci, przy których porodzie asystowały.
Najciekawszym jest to,
że wszystko wskazuje na niewątpliwy związek pomiędzy Ufitami a tymi Istotami.
Co więcej – Oni wchodzą w nasze najintymniejsze sprawy. Wiele przykładów CE3 i
CE4 wskazuje na to, że Oni chcą dokonać skrzyżowania naszych gatunków – stąd
często mówi się o porywaniu mężczyzn, kobiet i dzieci przez NOL-e. Opowieści i
relacje wspominają też, że widziano NOL-e nad pokładami różnych minerałów. LGM
kopią dziury w ziemi w ich poszukiwaniu. A co się dzieje z ludźmi, którzy
nieopatrznie wejdą Im w paradę? Ano właśnie – opowiem teraz historię, która
jeszcze 400 lat temu uchodziłaby za bajkę:
17 sierpnia 1962 roku, Rivalino da Silva – górnik z Diamantiny
w Brazylii, „nakrył” dwóch dziwnych ludzików na kopaniu dołu. Ludziki te miały
około 120 cm wzrostu, a widząc nadchodzącego da Silvę uciekły w krzaki. Zanim
górnik otrząsnął się ze zdumienia, obiekt w kształcie kapelusza uleciał z dużą
prędkością w niebo. Gdy następnego dnia opowiedział o tym kolegom z kopalni –
ci wyśmiali go. Ale na tym się wcale nie skończyło!
Wczesnego ranka, dnia
20 sierpnia, jego 12-letni syn Raimunda
został obudzony przez obce głosy. Przysięgał potem, że słyszał wyraźnie kogoś,
kto mówił: Rivalino jest tutaj – musi być
zniszczony! Raimunda zobaczył cień kogoś, kto nie wyglądał jak istota
ludzka, niewysokiego, kto raczej wpłynął a nie wszedł do pokoju. Nagle jego
ojciec zaczął poruszać się jak w transie. Otworzył drzwi i poszedł w kierunku
dwóch wielkich kul światła, które unosiły się około 2 metry nad ziemią. Obiekty
buczały i błyskały światełkami. Raimunda krzyknął do ojca, by ten wracał, ale
on wciąż szedł w kierunku świecących obiektów. Zanim chłopiec zdążył podbiec i
pociągnąć ojca za rękę do tyłu, jedna z kul wyemitowała ciężki, żółty obłok
dymu, który dokładnie zakrył jego postać. Gdy obłok rozwiał się, świecące kule
znikły tak, jak i Rivalino da Silva...
Raimunda wraz ze swymi
braćmi Fatimo i Dircen pobiegli na policję i tam złożyli sensacyjne i niewiarygodne
oświadczenie. Policja natychmiast zaczęła śledztwo. W pobliżu domu da Silvy
znaleziono dziwną, wymiecioną z pyłu i kurzu przestrzeń o średnicy 5,5 metra.
Nie znaleziono żadnych śladów stóp, czy pojazdu kołowego. Policjanci znaleźli
jedynie kilka kropli krwi w odległości 55 m od domu, ale nie udało się jej
zidentyfikować. Później usiłowano udowodnić chłopcu, że to on zamordował ojca,
ale rychło okazało się, że był on psychicznie niezdolny do mordu. W dodatku
pewien rybak oświadczył, że widział kule świetlne okrążające dom da Silvy
wieczorem, 19 sierpnia. Tymczasem jego koledzy opowiedzieli policji o jego
spotkaniu z dwoma LGM... No cóż – sprawę jak w takich przypadkach – umorzono i
odłożono ad acta.
* * *
Tyle Brad Steiger. Zwróć
proszę swą uwagę Czytelniku na jedną rzecz, a mianowicie – jak bardzo nazwa
podziemnego, magicznego królestwa Asgard przypomina nazwę innego podziemnego
państwa: Agharta, Aggartha lub Agharti! Jak dotąd, to wszyscy szukali i nadal
szukają wejścia do niej w Azji Środkowej i Tybecie, a tymczasem może się ono
znajdować wśród wulkanicznych pustkowi i bezdroży Islandii i śnieżnych górach
Skandynawii!
Wikipedia podaje:
Asgard (as – „bóg”,
garth – „dwór”, „ogromna przestrzeń”) – w mitologii nordyckiej jedna z
Dziewięciu Krain zamieszkana przez dwa szczepy bogów: Asów i (po zawarciu z
nimi pokoju) Wanów. Do Asgardu prowadzi tylko jedna droga – Tęczowy Most
Bifrost. Schodząc z Tęczowego Mostu, wchodzi się na zieloną równinę Idawall,
natomiast najbardziej wysunięte na południe jest Gimle. Siedziba bogów
podtrzymywana jest przez czterech krasnoludów: Austriego, Westiego, Nordiego i Sudriego. Inna teoria mówi, że Asgard był rajem wojowników i
miejscem, gdzie przebywali bogowie. Prowadziły do niego setki drzwi. Belkami
były włócznie, a dachówkami tarcze. Wojownicy opuszczali pałac zmarłych tylko
po to, by ćwiczyć się w sztuce wojennej.
Asgard został
wybudowany na wschód od Wanaheimu. Mury obronne wybudował pewien Olbrzym, który w zamian chciał pojąć za
żonę Freję, zażądał również Słońca i Księżyca. Jednak dzięki sile Thora
i sprycie Lokiego, Freja nie została
żoną owego Olbrzyma.
Mimo iż Wanaheim jest
starszy, większość bogów ma swoje siedziby w Asgardzie – z wyjątkiem Njörðra, Frei, Hel oraz Agir i Ran. Trzy najwspanialsze pałace należą
do Odyna: Walaskjalf, Gladsheim oraz
Walhalla. Żona Odyna, Frigg obrała
za swój pałac Fensalir, gdzie tka chmury. Mianem największego pałacu szczyci
się siedziba Thora Bilskirnir, która znajduje się w rejonie Thrudheim. Pałac Baldura zwie się Breidablik, natomiast
siedziba Ullra to Ydalir. Himinbjörg strzeże Heimdall, a
wszystkie sądy rozstrzyga Forseti w
Glitnir. A w krainie Folkvang w pałacu Sessrumnir zasiada Freja.
O ile jednak Asgard jest
siedzibą skandynawskich bogów, o tyle Agharta jest siedzibą tylko Władcy Świata
oraz mędrców religii Bön i innych religii Wschodu (był w niej m.in. Jezus z
Nazaretu), którzy z ukrycia mają wpływ na nasz świat. Nie ma to większego
znaczenia. Tak czy inaczej – są to siedziby Wyższych Istot mających ważki wpływ
na to, co się dzieje w podmiesięcznym świecie. I wpływ ten jest widzialny i co
więcej – odczuwalny przez nasze zmysły.
To właśnie tutaj - w tych dziwacznych formacjach lawowych i nadmorskich klifach, według Islandczyków, mieszkają Alfurowie i Huludfolkowie
Będąc na Islandii odczuwa
się namacalnie obecność tych wszystkich istot, podobnie jak odczuwa się ogniste
pulsowanie wnętrza Ziemi. Czy jest to tylko wrażenie? Bynajmniej – Islandia
stoi na pióropuszu gorąca, który podnosi fragment dna Atlantyku na wysokość
3000 m i ponad 2000 m ponad poziom morza. Gdyby ów pióropusz ognistopłynnej
magmy znikł, to Islandia – podobnie jak antyczna, platońska Atlantyda – rychło
pogrążyłaby się w wodach Atlantyku. Kto wie, czy istoty zamieszkujące Atlantydę
przeniosły się na Islandię? A dlaczegóżby nie? Wszak warunki naturalne są
identyczne poza tym, że Islandia leży pod kołem podbiegunowym, ale to dla nich
jest absolutnie bez znaczenia, wszak są to istoty chtoniczne, dla których
pogoda nie ma najmniejszego znaczenia, skoro ich królestwo jest we wnętrzu
naszej planety. Istot,
które istnieją realnie i które wytwarzają realne artefakty – jak np. słynny
„Naszyjnik Trolli”, który stanowi prawdziwą zagadkę dla uczonych do dziś dnia! Czy to właśnie zasygnalizował nam Jules Verne
pisząc swą „Podróż do wnętrza Ziemi”???
Mapy Asgardu - Agharti sporządzone przez okultystów i psychotroników pracujących dla
SS-Reichsfuhrera Heinricha Himmlera i Towarzystwa Thule
Przekład z j. angielskiego
– Robert K. Leśniakiewicz ©
Zdjęcia – Wiktoria
Leśniakiewicz ©