- Czy nie uważa pan, że
pierwszym celem istot podwodnych byłoby opanowanie lądów? - ot, choćby w
skafandrach wypełnionych wodą?...
Stanisław
Lem – „Niezwyciężony”
Ten materiał
nie powstałby wcale, gdyby nie moja znajomość z włoskim ufologiem i
bibliotekarzem Uniwersytetu w Mediolanie Alfredo Lissonim z Peschiera
Borromeo oraz dr Sebastiano di Gennaro z Sta. Maria Maddalena di Rovigo,
który jest szefem grupy ufologicznej USAC
Centro di Studi Ufologico.
Mottem dla
tego rozdziału jest cytat z „Niezwyciężonego”
Stanisława Lema. Jest on o tyle na miejscu, że stawia niezwykle ważkie
pytanie dla naszego problemu: co zrobiłyby hipotetyczne istoty podwodne, gdyby
istniały na Ziemi i stanowiły alternatywną do naszej, cywilizację na naszej
planecie? Odpowiedź na to pytanie leży być może nad brzegami Padu czyli Po -
najdłuższej rzeki Italii.
Dziwne ślady na piasku
O co tu
chodzi? Otóż w latach 1987-1990, włoscy badacze stanęli w obliczu niezwykłej
zagadki. Rybacy, plażowicze, farmerzy i mieszkańcy miejscowości w dolnym biegu
rzeki Po znajdywali na jej piaszczystych brzegach i łachach dziwne ślady
upłetwionych stóp o długości 45-60 cm, pozostawionych jakby przez duże
zwierzęta (???) przypominające wyglądem jaszczury. Czyżby były to jakieś
reperkusje rodem z „Parku jurajskiego”
Stevena Spielberga i Michela Crightona? Być może, ale wtedy
jeszcze nie śnił im się scenariusz tego filmu, a zatem co to było?
Badania
włoskich ufologów wykazały, że nie mogły to być ślady dinozaurów, a to z tego
prostego powodu, że ślad dinozaura nie mógłby być radioaktywnym... Niewiele
tego było, bo zaledwie 10-15 μR/h ponad promieniowanie naturalnego tła Ziemi,
ale zawsze. I nie da się tego wytłumaczyć jedynie efektem skażenia powstałego w
wyniku eksplozji w Czarnobylskiej EJ w kwietniu 1986 roku i opadu
promieniotwórczego powstałego w jej wyniku. Zresztą dziwnym byłoby, gdyby ślady
powstawały tylko tam, gdzie znajdowały się „gorące plamy” poczarnobylskiego fall-out’u... - nieprawdaż?
I Alfredo
Lissoni i dr Sebastiano di Gennaro są zdania, że były to ślady pozostawione
przez „ludzi-jaszczury” - zwanych z angielska „lizzardmen”, którzy penetrują
Ziemią przy pomocy pojazdów znanych u nas jako UFO i USO...
Przyznaję
się bez bicia - myśl nie pozbawiona uroku. O ile dobrze pamiętam, to po raz
pierwszy o rozumnych jaszczurach pisał czeski pisarz Karel Čapek w
katastroficznej powieści pt. „Inwazja jaszczurów” („Valká s mlaků), gdzie
rozumne gady opanowują Ziemię. Podobne pomysły mieli realizatorzy filmu science-fiction pt. „Z jak Zwycięstwo” i
jeszcze kilku innych utworów tego typu. Kanadyjscy - a potem także i
amerykańscy uczeni - stworzyli model „rozwojowy” rozumnego dinozaura - Dinozauroida
- który e w e n t u a l n i e mógłby zastąpić Homo sapiens sapiens
na Ziemi...
Nie tylko
we Włoszech...
Owe
hipotetyczne Dinozauroidy pokazywały się także na bagnach Florydy,
Luizjany i Georgii w Stanach Zjednoczonych. Wszędzie tam znajdowano dziwne
ślady podobne do tych, które znajdowano we Włoszech. Ale czy t y l k o
hipotetyczne Dinozauroidy mogłyby ewentualnie pozostawiać takie
ślady? Oczywiście nie - bo wystarczy człowiek, który włożyłby na stopy
odpowiednio ukształtowane płetwy i mamy ślady Dinozauroida jak się
patrzy! Proszę zwrócić uwagę na to, g d
z i e te ślady znajdowano poza Italią.
Były to południowe i wschodnie wybrzeża USA - czyli dokładnie tam, gdzie
operowały radzieckie midgety z Kuby,
a ponadto statki i motorówki oraz inne „drobnoustroje” karteli narkotykowych z
Calí i Medellin w Kolumbii.
Czy
kartele narkotykowe mogły współpracować z radzieckimi służbami specjalnymi w
rodzaju GRU czy KGB? Ależ oczywiście! Wszak kartele miały interesy zbieżne z
tymi dwoma instytucjami, a jak dowodzi Afera Iran-Contras płk CIA Olivera
„Ollie” Northa zyski z handlu z kartelami narkotykowymi czerpała także
Ameryka. Business is business, keep it well -
time’s money and money’s freedom -
jak mawiają Amerykanie. W sytuacji panującej w Ameryce Południowej i Środkowej w
warunkach mega-korupcji i totalnej hiper-biurokracji możliwy jest każdy
przekręt i każda nielegalna machinacja finansowa - kwestią jest tylko pytanie:
ile i za ile? Oporni szybko - wedle amerykańskiego powiedzenia - push up the
daisies... - czyli mówiąc po polsku - wąchają kwiatki od spodu... Niemal
tak samo, jak u nas. No cóż, wedle stawu grobla - CIA wiedziała o radzieckiej i
kubańskiej działalności wspierającej kartele kolumbijskie, ale sama miała z
tego konkretne korzyści, więc nie interweniowała. Z kolei DEA i FBI były
zainteresowane w tym, by narkotykowa ruletka kręciła się na Karaibach, bo to
uzasadniało ogromne subwencje finansowe, które rząd USA przeznaczał na walkę z
plagą narkomanii.
Kartele
narkotykowe to mafia, a gdzie mafia tam polityka. Faktu tego w Polsce nie
dostrzegano, nie chciano dostrzec i zrobiono wszystko, by go nie dostrzegać w
latach 1989-1998, dopiero zuchwałe i bezczelne zabójstwo Komendanta Głównego
Policji gen. Marka Papały otworzyło oczy polskim politykom na problem
przestępczości zorganizowanej w kraju. Politycy zdali sobie sprawę z tego, że
następnym kandydatem do oberwania kulką w głowę mogą być oni sami. Opamiętanie
z tej euro-euforii, na fali której doprowadzono do kilku wyjątkowo głupich
posunięć - m.in. zniesienie kary śmierci i złagodzenie kodeksu karnego -
przyszło niestety zbyt późno. Kolejne polskie rządy i parlamenty ogłupione
skutecznie proeuropejskim kursem wytkniętym przez krótkowzrocznych i pazernych
polityków z tzw. „demokratycznej opozycji”, co do których idealnie pasuje
określenie NSZZ - Nareszcie Sami Zostaniemy Złodziejami, boją się podjąć
skutecznych kroków w walce ze strukturami przestępczości zorganizowanej w
Polsce. Jedynym środkiem odstraszającym jest nie tyle wprowadzenie kary
śmierci, ale p o z b a w i e n i
e wszelkich korzyści płynących z
podjęcia i prowadzenia przestępczego procederu delikwenta i jego rodziny oraz
tych, z którymi delikwent był powiązany w trakcie swej przestępczej
działalności. Ale na to trzeba odwagi. No i czystych rąk w rządzie i
parlamencie. Dlatego też wszystkie te rady pozostają w sferze pobożnych
życzeń...
„Lizzardmen” versus mafia?...
A co z odkryciami w dolinie Padu? - zapyta ktoś. Jeżeli za tymi
dziwnymi śladami stoi mafia, camorra, Cosa Nostra, ‘Ndrangheta czy jeszcze coś
innego plus radzieckie i amerykańskie spec-służby, to sprawa staje się
absolutnie jasna - wszystko to jest jedną wielką mistyfikacją, boż nie ma
lepszego sposobu na ukrycie sekretu, niż przykrycie go jeszcze większą
tajemnicą, a zatem dokładnie tak, jak miało to miejsce w przypadku incydentu
nad Maury Island czy w Roswell...
Tak samo,
jak było w Saint George Triangle na akwenie Zatoki Meksykańskiej. Ginęły tam
jachty, łodzie i inna „drobnica”, które to zniknięcia zwalano na
rozpościerający się w pobliżu Trójkąt Bermudzki. Dzięki wzmożonej aktywności
CIA, FBI, DEA i USCG z jednej strony, a meksykańskimi Federales[1]
z drugiej, udało się ustalić, że tajemnicze zniknięcia mają związek z
działalnością narkotykowych karteli z Ameryki Środkowej i Południowej. Kartele
te opanowały wkrótce całe Karaiby i Trójkąt Bermudzki oraz komunistyczną Kubę,
na co dowodem miał być proces gen. Arnaldo Ochoa Sancheza zwanego
procesem 8A. Tego ostatniego oskarżono o współpracę z Kartelem Medellin,
osadzono i stracono. A może chodziło tak naprawdę o to, że generał wiedział za
dużo na temat powiązań kubańskiego rządu - a właściwie DGI[2] i jego kremlowskich
mocodawców - z kartelami narkotykowymi Kolumbii i innych bananowych (a może
raczej kokainowych) republik?
We
Włoszech sytuacja wyglądała podobnie - skorumpowani politycy, słaba policja,
chore promafijne prawo i spenetrowanie kraju przez sowieckie służby specjalne,
działające dzięki silnej Włoskiej Partii Komunistycznej, lewaccy terroryści
spod znaku Brigade Rosso z jednej strony i faszystowskie bojówki z drugiej.
Jednym słowem kraj, w którym mógłby wyjść każdy taki „numer”, kto chciałby go
wykonać.
No bo co
to takiego wypalić kilka kręgów w trawie palnikami acetylenowymi, spopielić
zwłoki kota, odcisnąć kilka płetwiastych śladów w piasku plaży czy na
gliniastym brzegu i posypać je lekko radioaktywnym proszkiem, który można łatwo
nabyć u pracowników elektrowni jądrowych, a potem dać w łapę ubogim rybakom czy
mieszkańcom nadrzecznych slumsów kilka tysięcy lirów (czy teraz euro), by
rozpowiadali niestworzone historie o UFO i USO w Padzie... I niech całe
przedsięwzięcie kosztuje mafię 1.000 USD, to na takiej „maskirowce” zarobi ona
kilkaset tysięcy marek czy dolarów. Mafiosi nie są tępymi durniami, jakich
zrobili z nich reżyserzy włoskich i amerykańskich filmów
sensacyjno-kryminalnych. To są ludzie myślący perspektywicznie - a to jest
cecha, której brakuje polskim politykom, dla których jedynym celem politycznym
jest dorwanie się do koryta i „nachapanie” się ile wlezie - oni myślą w
kategoriach globalnych i dzięki temu potrafią „chapać” przez całe
dziesięciolecia... Wiedzą zatem, że informacje od rybaków dotrą wkrótce do
ufologów i uczonych, którzy z kolei podniosą rwetes w mediach. Potem sprawą
zajmie się SISCI oraz SISMI[3] i służby wywiadowcze NATO.
I o to właśnie chodzi. Wszyscy będą tropili Dinozauroidów, część będzie pro, większość contra, a tymczasem do Włoch - które stanowią „miękkie podbrzusze”
Unii Europejskiej - będą napływały tony narkotyków, nielegalnych imigrantów z
Europy Wschodniej, Azji i Afryki i Bóg jeden wie, co tam jeszcze.
Smutne to
i niesmaczne zarazem, że ufologię i kryptozoologię, te dwie największe przygody
naszego czasu sprostytuowano do t a k i
c h celów...
Dlatego
właśnie żywię głęboki wstręt do polityki i polityków, a szczególnie tych,
którzy obiecują „głębokie” i „skuteczne” reformy, a potem okazuje się, że miały
one na celu jedynie podreperowanie kont bankowych tychże polityków. Tak samo,
jak nie wierzę w żadne programy rządowe niekonwencjonalnych badań, którymi
kierują naukowcy, a szczególnie akademicy. To jest dokładnie taki sam szwindel,
jak obietnice przedwyborcze liderów różnych partii i partyjek...
Andrzej Lepper i „la piovra”
Sprawa Andrzeja
Leppera, człowieka, który wprost powiedział w Sejmie to, o czym ludzie
szeptali po kątach, sprawiła wiele hałasu i stała się sensacją dnia. Jednakże
szybko znikła z łamów prasy, kiedy zaczęto doszukiwać się jakiegoś racjonalnego
jądra w tych - rzekomo paranoicznych - wypowiedziach ex-wicemarszałka Sejmu...
Czyżby jednak miał on rację twierdząc, że polscy gangsterzy współpracowali z Usamą
ben-Ladenem i jego al-Quaedą? Każdy polski polityk na fali lizusowskiego
proamerykańskiego i proeuropejskiego uniesienia zaraz krzyknie, że to potwarz!
Ale powoli, powoli...
W 1994
roku, polskie służby celne zatrzymały na polsko-białoruskiej granicy trzy
super-transporty po 2.500 kg haszyszu każdy. Ekspertyza wykazała, że był to
afgański haszysz (tzw. czarny). Nie muszę chyba przypominać o tym, że trasa z
Afganistanu biegnie przez kraje byłego ZSRR. Jakoś nie słyszałem, by znaleziono
adresata tej przesyłki w III Najjaśniejszej, bo musiał on stać bardzo, ale to
bardzo wysoko w hierarchii państwowej,
że w końcu ukręcono łeb całej sprawie...
Patrząc na
to wszystko z tej perspektywy, wcale nie dziwią mnie oskarżenia rzucane przez
posła Leppera, bo idę o zakład, że hasz szedł przez Polskę i dalej na Zachód, a
pieniądze z jego sprzedaży były transferowane drobnymi sumami do osób
prywatnych w Iranie, Iraku, Palestynie, Pakistanie, Afganistanie, Omanie, ZEA,
Malezji, Indonezji, Arabii Saudyjskiej, Jemenu i innych krajach arabskich oraz
krajach byłej SFRJ, byłego ZSRR, Bułgarii i Turcji... - skąd z powrotem - już
dokładnie „wyprane” szły na konta amerykańskich i zachodnioeuropejskich
ekspozytur al-Quaedy. Mechanizm prosty i nadzwyczaj skuteczny, któremu nie
podołają nawet najlepsze komputery bankowe USA i UE. Dzięki chciwości i
głupocie, cywilizacja kupczyków i dealerów - jak mawia Piotr Listkiewicz -
sama sobie ukręciła powróz na szyję w postaci la piovry - ośmiornicy w ciele nawet nie mafii, ale
najskuteczniejszej organizacji terrorystycznej od czasów Starca z Gór - al-Kaidy.
A początki jej działalności w Europie lokują się mniej więcej w czasie, kiedy
na włoskich brzegach pojawiły się ślady dziwnych Dinozauroidów...
Dlatego nie potępię Andrzeja Leppera, bo chociaż część jego
oskarżeń jest kuriozalna, to jednak w wielu przypadkach ma on rację. Ale
przegra, bo po pierwsze: nikt nie jest prorokiem we własnym kraju, a po drugie:
w Polsce nie ma nieprzekupnych sędziów i prokuratorów, a że każdy chce żyć,
więc prawdy o jego oskarżeniach nie dowiemy się za naszego życia...
* * *
No i niestety miałem
rację – Andrzej Lepper został zamordowany przez „seryjnego samobójcę” w dniu
4.VIII.2011 roku. Ta tajemnicza śmierć może być w bardzo bliskim związku z tym,
co głosił za życia. Komuś bardzo na tym zależało, by go uciszyć. A przecież
śmiano się z niego i jego opowieści o Talibach w Klewkach. No i okazało się, że
w Polsce jednak były tajne więzienia CIA. I parę innych rzeczy też.
Mafia (w sensie
ugrupowań przestępczo-politycznych) jak na razie ma się doskonale i coraz
lepiej. Wprawdzie Włosi wypowiedzieli jej wojnę, ale jak na razie z mizernymi
efektami. Za kościelną mafię, która rozbuchała sięga rządów Jana PawłaII, zabiera się aktualny
papież Franciszek. Niestety, nie
rokuję mu powodzenia, bowiem niewiele wskóra wskutek oporu w łonie Kościoła
katolickiego ze strony zdeprawowanych kardynałów i biskupów, a może skończyć
jak Jan Paweł I – od kuli zamachowca czy przedawkowania leków. Finanse były zawsze
newralgicznym punktem Kościoła…
Co do Dinozauroidów
znad rzeki Pad, sprawa jakoś dziwnie przycichła i czasami jest wzmiankowana
gdzieś w kuluarach zjazdów ufologicznych czy krypto zoologicznych. Czego to
dowodzi? – ano tego, że była to jedynie sensacja dnia, która szybko przemija...