Jezioro Aralskie na mapie z połowy lat 60. XX wieku. Strzałką oznaczono położenie ośrodka badawczego nad bronią B...
Borys Szarow
W 2005 roku
nieopodal miasta Aralsk rozpoczęto budowę tamy, dzięki czemu poziom wody w
Małym Aralu (północnej części Jeziora Aralskiego) zaczął się podwyższać.
Aktualnie wynosi on 42 m.
Wyspa
Wozrożdienia (dosł.: odrodzenia, wskrzeszenia) na Jeziorze Aralskim przez długi
czas była najstraszniejszym miejscem na Ziemi. Przez 50 lat radzieccy wojskowi
badali tam możliwości broni biologicznej czyli broni B, a w 1992 roku porzucili
oni nieoczekiwanie miasteczko, laboratoryjny kompleks i mogilniki na pastwę
losu. W tej chwili całe tony niebezpiecznych odpadów biologicznych zostało
pogrzebanych w sercu słonej pustyni Akkum, która powstała na miejsce wyschłego
jeziora.
Martwe morze
Jezioro Aralskie
– zwane także Morzem Aralskim – było badane w połowie XIX wieku przez
ekspedycję Aleksieja Butakowa.
Odkrył on na nim kilka wysp: Barsakelmes, Kaskakułan i Wosrożdienia, która
została początkowo nazwana na cześć cara Mikołaja
I. Wyspa ta nie miała swej kazachskiej nazwy, a to dlatego, że pojawiła się
ona w XVI wieku z wód jeziora.
Zmiany areału
Jeziora Aralskiego nie raz odnotowywano w historii. Np. na dnie tego jeziora
przeszła armia Horezmszczaków, która po drodze zatrzymywała się w wielkich,
przekwitających miastach. Po współczesnym obniżeniu poziomu, archeolodzy
znaleźli na dni wyschłego jeziora szczątki osad i mauzoleum Kerderiego sprzed 800 lat i na głębinie
20 m.
To wszystko przez
to, że rzeki zasilające w wodę Jezioro Aralskie niejednokrotnie zmieniały swój
bieg i niosły swe wody już to do Morza Kaspijskiego, już to do Sarykamyszu. W
takich okresach Aral zmniejszał się, a potem znów wracał do swych dawnych granic.
W zasadzie wpadały doń tylko dwie rzeki: Amudaria i Syrdaria. Ich wód
całkowicie wystarczyło do podtrzymania istnienia tego ogromnego jeziora w
stabilnym stanie. Do 1960 roku zajmowało ono 68.000 km² i jego maksymalna
głębina wynosiła 71 m, w jego wodach żyło 36 gatunków ryb, z czego 20 miało
znaczenie przemysłowe. Aral miał nie tylko wpływ na klimat regionu, ale także
na jego ekonomikę. Na jego brzegach znajdowało się 10 wytwórni konserw, 2
kombinaty i ponad 65 mniejszych zakładów przetwórczych ryb.
Ale od lat 60.
jezioro zaczęło się zmniejszać. Najpierw woda opadała powoli, a potem coraz to
szybciej. W ostatnie 15 lat proces ten przebiegał lawinowo i Morze Aralskie już
właściwie nie istnieje. Dzięki wysiłkom rządu Kazachstanu, udało się ocalić
jego północną część, którą zasila Syrdaria. A oto wody Amudarii w tej chwili
wykorzystuje się w systemie nawadniającym i Kanale Karakumskim.
Szczególnie po
roku 1960 zaczął wzrastać areał nawadnianych ziem, co w ostatecznym rozrachunku
wykończyło Aral. Na początku lat 60. do morza wlewało się ponad 60 km³/rok
rzecznej wody. Na początku lat 70. już ok. 40 km³, na początku lat 80. około 15
km³, zaś w połowie lat 80. już tylko 1 km³/rok. W latach 90. ilość ta
ustabilizowała się na poziomie 5 km³/rok.
W 1989 roku Aral
rozerwał się na dwie oddzielne części, dwa zbiorniki wodne, w południowej
części po podwyższeniu się poziomu zasolenia wyginęły wszystkie ryby. 10 lat
wcześniej powierzchnia morza była o ¼ większa, a ilość wody o 10% większa od
ówczesnej. Teraz nie zostało nawet i tego.
Na miejsce
jeziora pozostała toksyczna pustynia. Przez całe dekady Amudaria i Syrdaria
wraz z wodą niosły do Aralu odpady i zanieczyszczenia chemiczne i nawozy
sztuczne z pól i one osadzały się na dnie morza. W ogóle, to obraz ponury,
smutny i straszny. A do tego specjaliści uważają, że Jezioro Aralskie już się
nie odrodzi…
Tajne laboratoria
Ale w historii
zagłady Morza Aralskiego coś jeszcze straszniejszego od burz piaskowych i
cmentarzyska porzuconych statków. Mowa tutaj o wyspie Wozrożdienia, a
dokładniej o starych tajemnicach, które są ukryte w rozmieszczonych tam
mogilnikach. Po raz pierwszy wojskowi przybyli na tą ziemię w 1942 roku. Oni
inspekcjonowali miejsce dla ewakuacji 52. Polowego Laboratorium Naukowo-Badawczego,
a mówiąc po prostu jednostki wojskowej, która zajmowała się badaniami nad
bronią biologiczną. Dostatecznie duża obszarowo – 216 km² - i trudno dostępna
wyspa, okazała się doskonałym miejscem. Zakład przetwórstwa rybnego zamknięto,
niewielu miejscowych mieszkańców przesiedlili i od tej pory wyspa ta stała się
ściśle tajnym terenem.
W krótkim czasie
zbudowano tam wojskowe miasteczko, laboratoryjne bloki, krematoria do
unieszkodliwiania odpadów biologicznych i nawet pas startowy dla lotniska. I tak
dla myśliwych i rybaków ten teren był zamknięty, i nikt nawet nie wyjaśnił
przyczyn – dlaczego.
Zazwyczaj
ofiarami wojskowych eksperymentów były przywożone na poligon małpy i inne
zwierzęta laboratoryjne. Ale bardzo często ofiarami śmiercionośnych obłoków
padały stada suhaków, które zamieszkiwały Przyarale i tameczne wyspy. Po każdym
„eksperymencie” tysiące żołnierzy szło na oczyszczanie terenu. Step zlewano
Lizolem (przetrwalniki dżumy pod wpływem tego preparatu giną w czasie 1,5 – 2
godzin), a trupy zwierząt zbierali i dostarczali do spalarni odpadów
biologicznych. Próbki tkanek zwierzęcych dostarczano potem do laboratoriów w
całym ZSRR.
W czasie 50 lat
na wyspie Wozrożdienia zdążyli opracować z patogenami najbardziej
niebezpiecznych chorób: dżumy, czarnej ospy, brucelozy, zarazy syberyjskiej, i
wielu innych. Im bardziej niebezpieczny i śmiercionośny był wirus, tym szybciej
dostarczano go do laboratoriów. W końcu lat 70., radzieccy zwiadowcy z GRU
nawet wykradli z USA próbkę odkrytej w 1976 roku tzw. choroby legionistów – legionellozy – bardzo ciężkiej, ale
uleczalnej choroby.
Zwyczajne ofiary
Jednakże przyjęte
kryteria i środki ostrożności nie zawsze pomagały. I tak w 1972 roku z winy
wojskowych zginęło 6 rybaków. Na Jeziorze Aralskim często były sztormy i naczalstwo pozwalało w takich
przypadkach chronić się jednostkom rybackim w jednej z zatoczek wyspy
Wozrożdienia. Rybacy nie zdając sobie sprawy z istotnego niebezpieczeństwa czającego
się w tych miejscach, przypływali tu także w czasie dobrej pogody. Pewnego razu
zwyczajny podmuch wiatru zniósł w ich stronę obłok powstały po rozpyleniu w
powietrzu bakterii dżumy. Obłok przykrył dwie łodzie i cała szóstka rybaków
zmarła w ciągu kilku godzin, nawet nie dopłynąwszy do brzegu.
Rozprzestrzenienia się epidemii udało się uniknąć tylko dlatego, że na łodzie z
martwymi ludźmi natknął się wojskowy kuter…
W innych
przypadkach bywało gorzej. Miejscowi opowiadają, że wybuchy epidemii dżumy w
przyaralskich wioskach zdarzały się niejednokrotnie i ich ofiarami padały
dziesiątki osób. Oficjalna medycyna wszystko zwalała na to, że basen Morza
Aralskiego zawsze był matecznikiem pałeczek dżumy – Yersinia pestis. Jednakże w tych samych rejonach odnotowywano
przypadki zachorowania na zarazę syberyjską, która nie występuje na tych
terenach.
Starsi mieszkańcy
Aralska pamiętają dziwne kwarantanny w jednostkach wojskowych położonych na
terenie tego miasta i nieoczekiwane wycofywania z miejskich sklepów całych
partii egzotycznych owoców.
Z tymi owocami,
to jest już osobna historia. W latach 80. za bananami i pomarańczami nawet w
Moskwie stały ogromne kolejki, ale w nadaralskich miejscowościach na bazarach
można było kupić nie tylko te owoce, ale także kiwi, ananasy, kokosy… Rzecz w
tym, że setki zwierząt laboratoryjnych, na których dokonywano eksperymentów z
bronią biologiczną, karmiono świeżymi tropikalnymi owocami. Dostarczano je w
ogromnych ilościach wprost na wyspę Wozrożdienia.
Jak tylko ten
delikatny towar zaczął się psuć, to przewożono go do Aralska i przekazywano
sklepom. Niektórzy wtajemniczeni w sekrety wyspy żartowali, że nieszczęsne
małpki doprowadzone do śmierci okazują się być szczęśliwszymi mieszkańcami tych
miejsc, bo karmiono je owocami o których istnieniu mieszkańcy ZSRR nawet nie
wiedzieli, że takie istnieją… Być może niektóre partie tych owoców wywoływały
problemy z punktu widzenia bezpieczeństwa epidemiologicznego i je pośpiesznie
wycofywano ze sklepów.
Według słów naocznych świadków
Jednakże istnieją
świadectwa tego, że laboratoryjne zwierzęta i dzikie suhaki były jedynymi
obiektami doświadczalnymi na wyspie Wozrożdienia. Tam przeprowadzano także doświadczenia na ludziach. Byli to
przestępcy z długimi wyrokami, co nikomu nie przeszkadzało. (W żargonie GRU
takich więźniów spisanych na straty nazywano po prostu „kukłami” – ludzkimi
workami treningowymi – przyp. tłum.) Więźniów zabierano z różnych łagrów w ZSRR i niejawnie dowożono na
wyspę. Co tam z nimi robiono – tego nikt nie wie. Ci nieliczni, którzy to
przeżyli, wracali do „normalnych” stref i mogli liczyć na złagodzenie wyroku
czy zwolnienie warunkowe.
W 1992 roku
wszystko to zostało nieoczekiwanie przerwane. Wojskowi pozostawili wyspę Wozrożdienia
w ciągu kilku dni – mieszkańcy okolicznych miejscowości opowiadają, że zorientowali
się o tym dopiero wtedy, jak przestały
tam latać duże samoloty transportowe. Jeszcze potem przez rok czy dwa bali się tam
przybliżać do tych strasznych miejsc. Ale jak zawsze, znaleźli się śmiałkowie.
Oni odkryli, że
na wyspie wszystko pozostało na swoich miejscach: drogie cywilne i wojskowe maszyny
budowlane, miasteczko na kilka tysięcy mieszkańców, w pomieszczeniach
mieszkalnych nie ruszone meble, naczynia kuchenne, nawet telewizory. Drzwi do
pomieszczeń laboratoryjnych okazały się zabite na głucho, zaś ich wyposażenie
było dokładnie zdemontowane.
Władze Uzbekistanu,
do którego teraz należy obszar wyspy Wozrożdienia zwróciły się do ekspertów
wojskowych USA z prośbą sprawdzenia porzuconego miasteczka pod względem
zagrożenia bakteriologicznego. W 2001 roku przebywała tam specjalistyczna ekipa.
Pobierała ona próbki gruntu, odkryła mogilniki z odpadami biologicznymi i
kilkadziesiąt stalowych cystern, zakopanych na tym terytorium. Eksperci sądzą,
że znajdują się w nich śmiertelnie niebezpieczne materiały, nad którymi
pracowało się w laboratoriach.
Między innymi, po
obejrzeniu bazy, amerykańscy specjaliści stwierdzili, że wszystko wskazuje na
to iż dokonywano tam także doświadczeń na ludziach. Np. przy laboratoriach
znajdowały się boksy więziennego typu. Poza tym powiadomili oni miejscowe
władze, że wyspa nie sprawia bezpośredniego zagrożenia i szybko dorwali się tam
szabrownicy. W krótkim czasie w mieście pozostały tylko gołe mury.
I tak pozostaje
do dziś dnia zagadką, dlaczego wojsko porzuciło taką bazę z całym
dobrodziejstwem inwentarza i nie zakonserwowało jej. Istnieje możliwość, że
doszło do ulotu jakichś niebezpiecznych materiałów biologicznych, a może po
prostu w MON skończyły się na to pieniądze. Teraz to już nieważne. Gorszym jest coś innego, a mianowicie – poligon
i laboratoria broni B znajdują się nie na wyspie, ale w samym sercu słonej
pustyni. A ona sama znajduje się w centrum obszaru, który jest matecznikiem
występowania bakterii dżumy. I jeżeli miejscowi szabrownicy dobiorą się kiedyś
do zakopanych odpadów, to następstwa tego faktu mogą okazać się nieobliczalne!
Moje 3 grosze
Problem broni
B – najgorszej z całej triady broni masowego rażenia ABC – polega na tym, że
jej działanie bardzo łatwo wymyka się spod kontroli. Poligon na wyspie Wozrożdienia
stanowi bombę biologiczną, której rozbrojenie będzie skrajnie trudne i równie
kosztowne, jak likwidacja Czarnobyla. Nie wiadomo dokładnie nad czym tam
pracowano, ale można się domyśleć. Broń B jest najtrudniejszą do likwidacji, bo
należałoby teraz wyjałowić kilka tysięcy hektarów pustyni. Technicznie jest to
wykonalne w jeden sposób – odpalić głowicę wodorową o dużej mocy. Promieniowanie
gamma i neutrony powinny zabić bakterie i przetrwalniki dżumy i innych chorób,
które tam się znajdują. Diabelska alternatywa – albo bakterie, albo
promieniowanie. Oczywiście można cały ten obszar zalać Cloroxem czy Lizolem,
ale ile ton by tego trzeba było i czy byłaby absolutna pewność, że wszystkie
bakterie zostałyby zabite???
Druga sprawa:
a co z amerykańskimi, brytyjskimi, francuskimi i chińskimi ośrodkami, w których
pracuje się nad bronią B? One w dalszym ciągu pracują i zagrażają Ludzkości
epi- i pandemiami chorób o nieprawdopodobnej zjadliwości. Wirusy takie jak
ebola, hanta, yellow fever i inne nie pojawiły się znikąd, a wydają się być
doskonale przystosowane do atakowania ludzi. Czy one także wymknęły się z
doskonale strzeżonych laboratoriów wojskowych i od czasu do czasu sieją
spustoszenie szczególnie w Afryce, która jest doskonałym (i najtańszym)
poligonem doświadczalnym dla dużych chłopców w mundurkach? Nie wskazuję na
nikogo palcem, bo i nie mam na to dowodów, ale sam fakt, że takie zarazki
pokazały się na świecie mówi sam za siebie… Otworzyliśmy prawdziwą puszkę
Pandory, której zawartość może nas zabić skuteczniej niż wszystkie nieszczęścia
prorokowane przez różnych wizjonerów i przepowiadaczy przyszłości razem
wziętych!
No i
wysuszenie Morza Aralskiego to jest typowy, akademicki wręcz przykład na
negatywne oddziaływanie człowieka na Naturę. Zniknięcie tego śródlądowego
akwenu zmieniło klimat na tym obszarze Azji, i to na gorszy – poszerzono w ten
sposób obszar pustyń Kara i Kyzył Kum o pustynię Akkum. Oczywiście odbije się to
na klimacie całego świata i dołoży swoją cegiełkę do Efektu Globalnego
Ocieplenia, którego nie było i nie ma – jak zapewniają nas niektórzy tzw. „uczeni”…
I zdajmy sobie sprawę, że dokładnie to samo czeka nasz Bałtyk...!
I zdajmy sobie sprawę, że dokładnie to samo czeka nasz Bałtyk...!
Tekst i
ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 33/2013, ss. 26-27
Przekład z j.
rosyjskiego i komentarz – Robert K. Leśniakiewicz ©