Anatolij Ponomarenko
W 2004 roku, w Londynie został
znaleziony tajny plan brytyjskich służb specjalnych zapobiegania aktom terroru
w porcie lotniczym Heathrow: systemu obserwacji, schemat rozmieszczenia
snajperów, itd. Dokumenty te walały się na drodze…
Zabierając się za planowanie
niespodziewanego ataku na sąsiadów, rządzący politycy w głębokiej tajemnicy, w
wąskim kręgu opracowują i przyjmują zasadnicze decyzje. Potem w największej
tajemnicy zaczyna pracować sztab generalny opracowujący plany ataku. I na
koniec opracowane plany docierają do bezpośrednich wykonawców: dowództw
armijnych, lotniczych i morskich. Ilość ludzi wtajemniczonych w nie rośnie w
postępie geometrycznym w miarę zbliżania się dnia W. Zwiększa się i intensyfikuje
cyrkulacja tajnych dokumentów wojskowych, zawierających zadania dla jednostek
wojskowych. Zaczynają się przemieszczać wojskowi kurierzy przenoszący te
dokumenty. A wszystko przebiega w warunkach szczególnej tajności, szczególnie
że kierownictwo kraju cały czas i na wszystkie strony świata oświadcza, że
absolutnie nie zamierza na nikogo napadać. Ale czasami oficer, wojskowy kurier
spotyka swego frontowego kolegę, którego nie widział Bóg wie ile lat. I oni
decydują się dać sobie jednego…
Nie
siedzicie w pubie do późna…
Major Raihenberger spotkał się ze starym frontowym kolegą majorem Heinmansem, dowódcą bazy lotniczej
Luftwaffe w Londenheide, położonej nieopodal Münsteru. Lotnicy posiedzieli za
kieliszkami, wspominając dawne dni, towarzyszy broni, którzy nie wrócili z
Wielkiej Wojny. Reihenberger chciał – z wielkim żalem – przerwać to spotkanie.
Musiał rano wyjechać pociągiem do Kolonii z tajnymi dokumentami dla 2. Floty
Powietrznej. Ale Heinmans namówił go na dłuższe posiady, bowiem on sam też musiał
jechać do Kolonii i też miał odbyć lot w samolocie łącznikowym Me-108.
Bohaterowie tej afery - mjr Reihenberger i mjr Heinmans oraz...
... samolot Me-108, którym dolecieli do Belgii
Następnego dnia, 10.I.1940
roku, był słoneczny i mroźny. Chociaż w Ruhrze oczekiwano, że pogoda będzie
według prognozy, to gdzieniegdzie wisiała mgła. Reihenberger był komendantem
szkoły desantowo-spadochronowej i w tym czasie pracował on nad planem desantu
spadochronowego na Belgię i Holandię. Był on odkomenderowany do sztabu 7.
Dywizji Powietrznej, do której należały wszystkie powietrznodesantowe
pododdziały Niemiec i wykonywał tam funkcję oficera łączności. Reihenberger
doskonale wiedział, że nie wolno przewozić tajnych dokumentów samolotami, ale w
tym przypadku ryzyko było minimalne. Wszystkiego było tam 125 km do Kolonii,
nowym wspaniałym samolotem, z doświadczonym lotnikiem. I jakieś 20 minut lotu.
Zaczynają
się przeciwności
Mgła nad Ruhrą okazała się
bardzo nieprzewidywalną. Kiedy według czasu lotu powinna się pokazać Kolonia,
Heinmans zszedł na niższy pułap i ujrzeli oni zaśnieżoną ziemię. Ale gdzie Ren?
Pilot zmienił kurs, i na przedzie pojawił się ciemny pas – rzeka. Ale Ren był
szerszy od tej rzeki. A tutaj naraz jeszcze zaczął „kichać” silnik, i w końcu
padł. Trzeba było lądować awaryjnie. Szybko znaleziono odpowiednie pole, ale
nie wiadomo skąd pojawiły się dwa drzewa, które lekko i czysto ścięły
„messerowi” skrzydła.
Lotnicy przeżyli to twarde
lądowanie, ale Reihenbergerowi mina się wydłużyła – jego czekała co najmniej
dyscyplinarka za naruszenie instrukcji o przewozie tajnych dokumentów. Wkrótce
pojawił się miejscowy chłop.
- Gdzie my jesteśmy? –
zapytali oficerowie. Staruszek coś tam odpowiedział, ale lotnicy go nie
zrozumieli. Natomiast doskonale zrozumieli, że ten chłop – ku ich przerażeniu –
mówił po francusku. Reihenberg zaczął nerwowo szukać zapałek, żeby natychmiast
spalić dokumenty. Zapałki znalazły się u francuskiego chłopa. Ukrywszy się za
jakimś wzniesieniem oficerom udało się spalić niebezpieczne papiery.
Pogranicznicy
nie przepuścili
Niemieccy lotnicy mieli pecha,
bo nieopodal znajdował się posterunek kontrolny belgijskiej armii i wkrótce
nadbiegli żołnierze. Szybko zorientowali się, że mają przed sobą niemieckich
oficerów i że jeden z nich próbuje spalić jakieś papiery. Żołnierz bez dalszej
konwersacji zgasił niedopalone kartki i włożył je do teczki kuriera porzuconej
obok.
Wkrótce motocyklem przyjechał
belgijski kapitan Roderick i
zainteresował się tym, co robią na terytorium Belgii dwaj niemieccy oficerowie.
Piloci wyjaśnili, że we mgle zeszli z kursu, padł im silnik samolotu i że
dokonali awaryjnego lądowania. Okazało się, że samolot zboczył z kursu o 100 km
na zachód od Kolonii i doleciał na terytorium Belgii. Kpt. Roderick doprowadził
Niemców do wartowni. Wkrótce przybył komendant miejscowej żandarmerii w celu
spisania protokołu. Żandarm choć słabo mówił po niemiecku od razu zorientował
się w wartości papierów.
Próby
poprawy sytuacji
Po wyjściu żandarma, Heinmans
poprosił o pozwolenie pójścia do toalety. Rodrick wstał i odszedł od stołu, by
wyprowadzić Niemca z wartowni. Na to tylko czekał Reihenberger – złapał papiery
i wrzucił je do rozpalonego pieca. Jednakże Belg popisał się znakomitym
refleksem – odepchnął Niemca od pieca i gołymi rękami wyjął papiery z ognia. Niemiec
powrócił na krzesło i zakrył twarz rękoma.
Kiedy Roderick się uspokoił,
Reihenberger poprosił go o zwrócenie mu pistoletu, by się zastrzelić.
Nieudaczny kurier bowiem rozumiał, że dla niego wszystko się skończyło.
Próbował odebrać pistolet Rodrickowi, ale ten się nie dał i znów posadził
Niemca na krześle. Kurier znów usiadł i podparł głowę rękami.
Gorączkowa
działalność dyplomatów
Po czterech godzinach do
wartowni dotarł major belgijskiego wywiadu. Przejrzał papiery i od razu
zrozumiał, że przed sobą ma plan ataku na Belgię i Holandię. Niemców z papierami
zawieziono do Brukseli. Dokumenty wywołały szok w belgijskiej stolicy. Przecież
na dniach Hitler oznajmił, że będzie
szanował neutralność Belgii i Holandii. Oznaczało to, ze kłamał po to, by
niespodzianie uderzyć na oba kraje tak, by nie dać im czasu na sojusz a Anglią
i Francją.
Niemiecki attache wojskowy
zażądał dopuszczenia go do pilotów, zaś Belgowie zgodzili się na spotkanie w
dniu następnym. Pierwszym pytaniem attache było:
- Czy zdążyliście zniszczyć
dokumenty?
Obaj oficerowie odpowiedzieli,
że spalili wszystkie poza kilkoma fragmentami. Od razu po spotkaniu attache
wysłał do Berlina telegram o treści:
Reihenberger zeznał, że
spalił pocztę. Pozostałości są mało znaczące.
Teraz Belgowie byli
przekonani, że dokumenty były autentyczne i że inwazja wkrótce się zacznie.
Przygotowania
obronne
Belgijska armia zaczęła
przygotowywać obronę na kierunku głównych niemieckich uderzeń ukazanych w
papierach, które dosłownie spadły z nieba. Król Belgów Leopold III zdecydował się powiedzieć o przechwyconych dokumentach
Holendrom, Anglikom i przede wszystkim Francuzom, na których pomoc on liczył.
Generał Maurice Gustave Gamelin – głównodowodzący francuskiej armii – szybko
zwołał radę wojenną na dzień następny, tj. na 12 stycznia. Informacja ta stała
się sensacją i dla Francuzów.
W toku tej narady, szef
francuskiego wywiadu wojskowego płk Louis
Rivée powiedział, że jak dotąd to nie ma żadnego ruchu Wehrmachtu w
kierunku granicy. Ale znając charakter Hitlera było całkiem możliwe, że Niemcy
zaczną atak bez specjalnych przygotowań. Gamelin i jego generałowie mieli
niejakie wątpliwości. Każdy sztab generalny rozpracowuje plany wojny ze
wszystkimi swoimi sąsiadami. Tak na wszelki wypadek. Tak czy owak, gen. Gamelin
nie wykorzystał otrzymanej szansy wzmocnienia obrony kraju.
[Gen. Gamelin – podobnie jak i cały Zachód – nie
wyciągnął zasadniczych wniosków z wojny domowej w Hiszpanii oraz kampanii
wrześniowej w Polsce, gdzie Hitler wcielił w życie koncepcje tzw. Blitzkriegu – wojny błyskawicznej, co
się zemściło na Belgii, Holandii i Francji oraz siłach BEF/BKE we Francji, tym
bardziej, że wojna w Polsce była obserwowana przez francuskich i brytyjskich
obserwatorów wojskowych, z których jedynie płk Charles de Gaulle (późniejszy generał i prezydent Francji) rozumiał
i w pełni doceniał skoordynowaną współpracę w czasie ofensywy lotnictwa, broni
pancernej i piechoty zmechanizowanej, co pozwalało Niemcom na osiągnięcia
szybkiej przewagi i zniszczenia nieprzyjaciela – uwaga tłum.]
Reakcja
Hitlera
Hitler, kiedy dowiedział się o
tych wydarzenia, wpadł w nieopisaną wściekłość. Powiedziano mu, że obaj
oficerowie pili do późna w noc, mając w rękach ultratajne dokumenty i
wyręczając przyjaciela Heinmans zdecydował się dostarczyć je samolotem. Ale
Hitler znając nastawienie wyższych oficerów, którzy uważali wojnę za
samobójstwo dla armii i kraju zdecydował, że było to celowe przekazanie
informacji nieprzyjacielowi. Znalazł on też sposób na oszukanie generałów – tak
swoich jak i obcych.
Wojska niemieckie szybko
skoncentrowały się na granicy, ale jej nie przekraczano. Postawszy na granicy vis-à-vis wojsk francuskich,
brytyjskich, belgijskich i holenderskich, Niemcy pograli im na nerwach i
powrócili do koszar. W ciągu dwóch tygodni, poderwane alarmem niemieckie
dywizje szybko przemieściły się ku granicy, i… powróciły do koszar wywoławszy
spory postrach u zjednoczonych nieprzyjaciół. Jeszcze kilka tygodni działo się tak
samo. Dziesięć razy niemieckie wojska pomiędzy 15 stycznia a 10 maja ćwiczyły „inwazję”.
Na dziesiąty raz, w dniu 10 maja, Wehrmacht już nie powrócił do koszar i wtargnął
na terytoria Belgii i Holandii.
A co z naszymi bohaterami Reihenbergiem
i Heinmansem? Kiedy Hitler zaczął najazd, wysłano ich do Anglii, a potem do Kanady,
gdzie spokojnie przetrwali do końca wojny. Mieli dobrych aniołów stróżów…
Tekst i ilustracje – „Tajny XX
wieka” nr 11/2015, ss. 6-7
Przekład z j. rosyjskiego – Robert
K. Leśniakiewicz ©