Co
mam do zarzucenia dr Frankowi Strangesowi?
Przede
wszystkim nie liczy się on z faktami historycznymi i realiami
geograficznymi. Dr Stranges pisze o
miastach w Patagonii. Jedynym miastem z prawdziwego zdarzenia jest tam Comodoro
Rivadavia, a reszta to niewielkie miejscowości, które przy dozie dobrej woli
można nazwać miastami. Dlatego nazwałem je „miasteczkami”.
Dla
dr Strangesa Peenemünde jest wyspą. Być może nie jest to bład z punktu widzenia
Amerykanina, ale dla nas – Polaków – jest to sprawa wagi zasadniczej.
Co
do incydentu na otwarciu XI LIO i to że Hitler szczególnie nienawidził USA
wydaje się być jednak ciągnięte za włosy – a to dlatego, że i Hitler i jego
akolici nienawidzili wszystkiego, co było nie-aryjskie, słowiańskie i żydowskie
– i to jest prawda. Z jednej strony USA i ich kapitał był w ich pojęciu
kwidesencją wszelkiego żydowskiego plugastwa – jak oficjalnie głosiła
goebbelsowska propaganda, ale z drugiej jednak strony, to amerykańscy
kapitaliści, jak np. Henry Ford
pompowali w gospodarkę Rzeszy miliony dolarów przed i w czasie trwania II Wojny
Światowej! No a pociąg sztabowy Hitlera nazywał się przecież Amerika… I to też jest prawda.
Gen.
Walter Dornberger był pułkownikiem,
kiedy obejmował powierzony mu ośrodek badawczy HRVA w Peenemünde w 1936 roku.
Mocno
problematyczne jest stwierdzenie dr Strangesa, że niemieccy naukowcy uciekli
gremialnie do Ameryki Pd. Ze źródeł zachodnioeuropejskich i amerykańskich
wynika niezbicie to, że misje ALSOS, PAPRCLIP i TICOM przez wywiad amerykański,
wyłapały gros naukowców z HRVA Peenemünde (wierchuszka HRVA z von
Braunem na czele sama oddała się w ręce Amerykanów), zaś radzieckie GRU i NKWD
– realizujące identyczne misje jak ALSOS i PAPERCLIP (OPIERACJA OSSOAWIACHIM) –
przechwyciły 5000 pracowników średniego i niższego szczebla technicznego, nie
mówiąc już o robotnikach, których zatrudniono przy pracach ziemnych i innych w
niemieckich fabrykach i na poligonach broni V… - i byli równie
użyteczni, jak niemieccy uczeni, bo na podstawie tego, co każdy z nich robił
można było ustalić, i ustalono, jak wyglądała całość. Opisałem to w książce
„Powojenne losy niemieckiej Wunderwaffe” (Warszawa 2008).
Jeżeli
ktoś przedostał się do Ameryki Łacińskiej, to były to pojedyncze osoby o
niewielkiej wiedzy na temat działania broni V, aczkolwiek nie wykluczam tego,
że ODESSA – (Organization der Ehemanligen SS-Angehörigen - organizacja byłych
SS-manów) – mogła przeszmuglować specjalistów zatrudnionych w Programie V i będących
funkcjonariuszami SS. Możliwość taka istnieje i jest realna!
W
1948 roku nikomu się jeszcze nie śniło o PROJECT BLUE BOOK, który rozkręcono
dopiero na dobre w latach 60. Pod koniec lat 40. USAF opracowywały dopiero
wytyczne do PROJECT SIGN…
Japończycy
realizowali swój własny program budowy i wykorzystania „cudownych broni”,
aczkolwiek główny nacisk położono na BMR z triady broni ABC – jądrowych,
biologicznych i chemicznych. Ich nośnikami czy poprawniej wektorami miały być
środki konwencjonalne: samoloty i pociski artyleryjskie. Jedynymi podobnymi
broniami do niemieckich A-2/V-1
były latające bomby Okha/Oka i myśliwce Baka… Inną rzeczą jest, że
największe osiągnięcia Japończycy odnotowali w zakresie produkcji broni B –
biologicznej, co zawdzięczają w głównej mierze gen. Ishii Shiro.
No
i ich bomby biologiczne, to były specjalne bomby do rozsiewania bakterii i
wirusów na dużych obszarach. Najczęściej w aerosolu. Pchły, mrówki, muchy i
inne owady nie nadawały się do tego, bo zdychały po pewnym czasie, za to
zastosowanie bakteryjnych czy wirusowych aerosoli miało sens i rację bytu. Gen.
Ishii Shiro wypróbował to na poligonie Andzie w okolicach Harbina w Mandżurii
już w 1936 roku. Oficjalnie pisze się, że miało to miejsce w 1942 roku, ale to
nieprawda. Jego Jednostka 731
od pierwszych dni swego istnienia prowadziła badania nad dżumą, cholerą,
wąglikiem, japońscy komuniści przeprowadzili swoje śledztwo w wyniku którego
doszli do wniosku, że wyhodował on bakterię dżumy o letalności ponad sto razy
większej od „zwykłej” dżumy. Podobnie było z wąglikiem i cholerą. Wszystkie
wyniki badań zgarnęli Amerykanie i jego samego też. Cała prawda o nim i jego
zbrodniach wyszła na jaw dopiero w 1989 roku, kiedy ekshumowano ciała jego
ofiar. Sprawa Jednostki 731? Ludzie
myśleli, że sprawa ta została zamknięta po jej rozformowaniu w 1945!... Rzecz w
tym, że jednostkę rozformowano, podobnie jak Oddział 543 z Hajłaru, Oddział
100 z Changchunu, Oddział 1644 z Nankinu, Oddział 1855 z Pekinu oraz Oddział 8604 z Guangzhou. Prace
nad dżumą prowadzono właśnie w Oddziale
8604 w Guangzhou. Wszystko przejęli Amerykanie i dali tym zbrodniarzom
immunitet. Tych zbrodni wojennych nie objął Proces Tokijski. Prawda o tym
wychodzi dopiero teraz, co atoli jest już osobną sprawą.
Trudnym
do przyjęcia jest stwierdzenie dr Strangesa, że Niemcy kontynuują doświadczenia
z V-7 w ZSRR. Jeżeli nawet,
to robili to za pełną wiedzą i akceptacją Kremla i samego Stalina. I jeżeli
nawet przeprowadzali eksperymenty w okolicach jez. Tajmyr, to byli dobrze
pilnowani przez chłopców od Ławrentija
Pawłowicza Berii. Twierdzenie to można przyjąć tylko i wyłącznie z taką
poprawką.
Rejs
U-209 faktycznie miał
miejsce, ale reszta już jest fikcją albo wymysłem, albo Autora albo jego
informatorów. Prawdą natomiast jest to, że Hitler święcie wierzył w istnienie
Szamballi-Agharty i w hiperborejsko-podziemne pochodzenie Ariów. To akurat jest
prawdą. Pomysły tego rodzaju zapładniały także autorów powieści sensacyjnych i
SF – ot, choćby tych zamieszczonych w przypisach.
Już
tak na marginesie, to można by jeszcze do tego całego tekstu dodać i to, że
Niemcy równolegle pracowali nad przemieszczaniem się w Czasie – co ma sens,
bowiem poszukiwali oni – poza starymi-nowymi technologiami dalekowschodnimi –
znanymi z starohinduskich eposów takich jak „Mahabharata” i „Ramayana” – także dowodów
na to, że podróże w czasie są możliwe i śladem ich pobytu w Przeszłości był
znak swastyki…
I
jeszcze tak à propos Riese,
wszak wiadomo, że hitlerowcy pracowali nad bombą A, być może także tam – nie
tylko w Turyngii. Niewykluczone jest także i to, że pracowano tam także nad
uzyskaniem… antymaterii i zastosowaniem jej do celów militarnych. Dlaczego nie?
Podstawy teoretyczne istniały i to od 1928 roku, kiedy to Paul Dirac sformułował równanie, z którego wynikało, że każda
cząstka ma swój antymaterialny odpowiednik, zaś w 1932 roku Carl David Andersson zaobserwował
pojawienie się pozytonów – dodatnich elektronów – e+. Antymaterię w minimalnych
ilościach wytwarza się w cyklotronach, które też już istniały. Poza tym szybkie
pozytony powstają w wyniku naturalnego rozpadu beta+. A zatem w Riese mogły toczyć się prace nad
jej przemysłowym wytwarzaniem…?
No
i „wydarzenie w Reno”… Mimo całego szacunku dla Autora, wydarzenie to zakrawa
na mistyfikację. No bo spójrz na to Czytelniku – nieznany aparat latający
ląduje na płycie lotniska, nieopodal wieży kontrolnej – ¼ mili czyli jakieś 400
m od niej i właściwie nikogo to nie obchodzi, poza patrolem policji, który
podjeżdża i… I nic. Ani nie przesłuchuje świadków, ani nawet nie ustala ich
tożsamości… Dziwne – nieprawdaż?
Najzabawniejsze
jest to, że w filmie Gerda Burdego
pt. „Tajemnice III Rzeszy” (Hamburg 1993) człowiekiem z blizną, który wysiada z
NOL-a jest nikt inny jak sam… SS-Sturmbannführer Otto Skorzenny zwany pierwszym komandosem Führera! I oto ten esesman
prosi Amerykanów po niemiecku o kupienie czegoś do zjedzenia…? Jakieś to
śmieszne. Może dobre w Hollywood, ale już nie w Europie. Nie kupuję tego,
trudno w to uwierzyć.
Reasumując
– praca dr Franka E Strangesa byłaby bardziej wiarygodna, gdyby nie wspomniane
lapsusy i przekłamania – to raz. Po drugie – Autor nie podaje (poza jednym
wyjątkiem) żadnych źródeł, z których czerpał informacje. I to jest główny
zarzut pod jego adresem. Absolutnie nie neguję tego, że w III Rzeszy usiłowano
wyprodukować latający aparat w kształcie dysku – dowodów na to jest dosyć, ale
chodzi mi o formę, w jakiej Autor starał się to udowodnić. Być może wystarczy
to dla amerykańskich fanów ufologii – w USA przejdzie każda, nawet najwieksza
bzdura, byle ładnie i atrakcyjnie podana – ale u nas w Europie już nie. Europa
jest bardziej na serio. Europa za wiele wycierpiała, by pozwolić sobie na
amerykański luz.
CDN.