Uczeni i
wynalazcy pracujący dla Wehrmachtu w czasach II Wojny Światowej uporczywie
pracowali nad wynalezieniem Wunderwaffe
– cudownej broni odwetowej, która zabezpieczyłaby zwycięstwo niemieckich wojsk.
Nieco przed
zakończeniem wojny, na tajnym poligonie hitlerowców pojawiła się nowa
konstrukcja, którą nazwano Meerteufel – czyli Diabeł
Morski. Maszyna ta była przeznaczona do wysadzania grup
dywersyjno-rozpoznawczych (GDR) na tyłach wroga.
Była to zadziwiająca
hybryda czołgu i łodzi podwodnej, wyglądająca jak 14-metrowe cygaro stojące na
krótkich gąsienicach. Wedle zamysłu konstruktorów Meerteufela, powinien on
własnym napędem wejść w wodę i jechać skrycie pod wodą w stronę wrogiego
brzegu, wyjechać na ląd i wysadzić GDR.
Bezradność tej
cudownej broni objawiła się już w pierwszym etapie: ciężka maszyna uwięzła w
przybrzeżnym mule i nie była w stanie dojechać do wody…
Prowadzenie
dalszych prób uznano za bezsensowne.
Moje 3 grosze
Ciekawa sprawa, bo próby Meerteufela mogły mieć miejsce… w Zatoce
Gdańskiej i Puckiej, gdzie znajdował się właśnie taki poligon należący do Torpedo und U-bootwaffe Versuchen Anstallt
w Gotenhafen-Hexelground – czyli w Gdyni-Babie Doły!
A jednak nie tak bezsensowne,
jak to się wydawało hitlerowcom. Jak twierdzą szwedzcy wojskowi, w latach 80.
takie właśnie pojazdy penetrowały dno skandynawskich akwenów na Bałtyku i Morzu
Norweskim. Szwedom udało się sfotografować ślady przypominające gąsienice
czołgu na dnie akwenów przylegających do Sundswall, Hudiksvall, Karlskrony, szkieru
sztokholmskiego i kilku innych miejsc u brzegów Szwecji. Ponoć miały to być
pojazdy należące do sił specjalnych radzieckiej Floty Bałtyckiej, aliści jak
dotąd nikomu nie udało się złapać Rosjan in
flagranti.
Oczywiście taki podwodny
traktor – jaki pokazywano na filmach badaczy dna morskiego i sci-fi w latach 60. – byłby rzeczywiście
bardzo pomocnym w działaniach dywersyjno-rozpoznawczych w okresie
poprzedzającym wybuch kolejnej wojny światowej.
I Rosjanie i Amerykanie
przejęli niemieckie technologie przy końcu wojny i oczywiście dalej je
rozwijali z pozytywnym efektem – rakiety poleciały w niebo i znalazły się poza
nim – w Kosmosie. Podwodne pojazdy posłużyć mogły do rozwoju flot atomowych
okrętów podwodnych i stworzenia udoskonalonych pojazdów podwodnych. Dlatego nie
można odrzucić szwedzkich, duńskich i norweskich relacji o dziwnych
spostrzeżeniach z dna morskiego u ich wybrzeży…
Opinie z Forum IOH
Moje 3 grosze:
Te pisane na
kolanie rosyjskie „rewelacje” nie trzymają się przysłowiowej kupy:
- trudno
wyobrazić sobie w jednostce tej wielkości transport GDR
- jak widać na
zachowanych zdjęciach uzbrojeniem owej są torpedy , tak więc robienie z niej
podwodnego odpowiednika Mi-24 wymaga albo niczym nieograniczonej wyobraźni ,
albo kiepskiej odporności na alkohol połączonej z zerowym poziomem
autokrytycyzmu (jak wiadomo ten ostatni ulega osłabieniu pod wpływem tego
przedostatniego) :
-ogólny poziom
tego magazynu to najczęściej skrzyżowanie magla z izbą wytrzeźwień - pozdrawiam
– Panc
Hmmm... - przecież facet wyraźnie napisał, że ta konstrukcja
była do bani - czyż nie?
Poza tym wygląda mi to na przeróbkę z "Seehunda" - miniaturowego okrętu podwodnego - jednej z najbardziej udanych konstrukcji tego rodzaju. Erkael56
Poza tym wygląda mi to na przeróbkę z "Seehunda" - miniaturowego okrętu podwodnego - jednej z najbardziej udanych konstrukcji tego rodzaju. Erkael56
Nie bardzo
rozumiem co to za sensacja. Projekt Seeteufel jest w miarę dobrze znany i
opisany od dziesięcioleci, ja czytałem o nim w dzieciństwie w latach 70. chyba.
Tak wyglądał ten potworek:
Był to okręcik z
grubsza wielkości Seehunda (18 t w zanurzeniu, chociaż spotyka się też większe
wartości, 20, 30 a nawet 35 t), zaopatrzony w podwozie gąsienicowe. Na
powierzchni napędzał go silnik benzynowy 80 KM, pod wodą 25 KM elektryczny.
Uzbrojony był w 2 torpedy lub 4 miny morskie. W końcu 1944 przechodził próby w
torpedowej stacji badawczej Kiel-Eckenforde. Pływał poprawnie, a nawet wykazał
dzielność morską większą od zakładanej - gąsienice stanowiły swego rodzaju kil.
Gorzej szło mu na lądzie, do tego zastosowany silnik był nieco za słaby.
Seryjne egzemplarze (miał je budować Borgward w Bremie) miały otrzymać silnik
dieslowski 250 KM. Ostatecznie do produkcji nie doszło, jedyny prototyp został
po kapitulacji wysadzony w Lubece.
Czy okręt był
jednostką dywersyjną... moim zdaniem nie bardziej niż inne
"miniaturki". Wg mnie skończyłby jak Seeheund czyli "jednorazowy
okręt patrolowy", z tym że może byłby trochę mniej jednorazowy dzięki
podwoziu. Gąsienice nie miały służyć do jazdy po dnie (oczywiście dałoby się,
tylko po co??), ale przede wszystkim do tego, żeby się można zwodować w
dowolnym miejscu. Seehundy, żywe torpedy i wszelkie inne cudaki tego rodzaju
wymagały korzystania z portów lub przynajmniej jakichś przystani. Lotnictwo
Aliantów, patrolując wzdłuż linii brzegowej prędzej czy później zlokalizowałoby
bazy takich jednostek i rozprawiło się z nimi. Seeteufel nie był od tego
uzależniony. Mógłby bazować z dala od morza, nawet ukryty w jakimś garażu czy
schronie, w nocy podjechać do brzegu i zwodować się z dowolnego w miarę
płaskiego kawałka plaży. Analogicznie po akcji mógł powrócić na ląd i pojechać
do tego swojego schronu.
Podobną
koncepcję, jeśli chodzi o założenia (tyle że chodziło o jednostkę nawodną)
zrealizowali Japończycy. Do obrony którejś z wysp zbudowali kilka egzemplarzy
pływającego transportera piechoty morskiej uzbrojonego w 2 torpedy (i chyba też
dostał radar do wykrywania okrętów). O ile wiem nie użyli ich już jednak
bojowo. Speedy
Tekst i
ilustracja – „Tajny XX wieka” nr 47/2015, s. 17
Przekład z
rosyjskiego - ©Robert K. Leśniakiewicz