Diabelskie Cmentarzysko z wysokości orbity
Michaił Gersztejn
Na zdjęciach satelitarnych w
dolinie Kowy widnieje podejrzanie okrągła polana (N 57°41’46,08”
– E 100°34’58,41”).
Do dziś dnia nikt nie sprawdził, co to jest: zwyczajne bagno czy „Diabelskie
Cmentarzysko”?
Akta dotyczące wsi Kowy w
Krasnojarskim Kraju, szefa Wydziału Biura Konstrukcyjnego pod Moskwą – dr Michaiła Panowa, które opublikowano w
1983 roku w czasopiśmie „Tiechnika Maładioży” wstrząsnęły całym Związkiem
Radzieckim. Opowiadanie o śmiertelnie niebezpiecznej strefie w dorzeczu
syberyjskiej rzeki Kowa spowodowało ruszenie w tajgę dziesiątek ekspedycji.
Wiele z nich nie wróciło – być może dlatego, że oni znaleźli to, czego szukali…
Opowiadanie
kołchoźnika
Michaił Panow oświadczył, że
usłyszał tą historię od starego kołchoźnika z Kieżmieckiego Rejonu
Krasnojarskiego Kraju w lecie 1938 roku. Korzystając z dobrej pogody przyszło
im przegnać stado do Briańska przez las, a nie spławiać go na Angarze.
Kołchoźnicy szli od wsi Kowa w dół rzeki o tejże nazwie.
Kiedy pasterze już zabierali
się do zawrócenia stada ku Angarze, nie potrafili się doliczyć dwóch krów. W
poszukiwaniach zaginionych zwierząt, ujrzeli oni pozbawioną roślinności polanę
o średnicy 200-250 m. Psy, które wybiegły na czarną ziemię z piskiem rzuciły
się z powrotem, podkuliwszy ogony. W odległości 15-20 m od drzew leżały zwłoki
obu krów. Duża polana tchnęła strachem. Na ziemi widać było kości i tusze
zwierząt i ptaków. Zwisające nad polaną gałęzie drzew były czarne.
Doświadczony myśliwy znający miejscową
tajgę już słyszał o takim miejscu:
- Z całą pewnością to jest „Diabelski cmentarz”. Nie można
podchodzić do gołej ziemi – tam śmierć…
Starsi spieszyli się z
odejściem z tego miejsca. Kołchoźnicy nie wyjaśnili dlaczego na polanie ginie
wszystko, co żyje. Psy, które przebywały tam wszystkiego mniej niż minutę,
wkrótce przestały jeść i padły.
- Rozwiązanie zagadki
na pewno przyniosłoby korzyść nauce
–
pisał Panow. – Mam nadzieję, że moja informacja
zainteresuje geologów i przyrodników.
Nie wiem, ilu przyrodników się
tym zainteresowało, ale łowców przygód na pewno zainteresowało to na pewno. W
rankingu ilości wysyłanych ekspedycji w różne rejony kraju, Kowa zajmowała
trzecie miejsce w ZSRR za Wąwozem Siamy i M-skim Trójkątem.
Inne
relacje
Członek Komisji ds. Meteorytów
Syberyjskiego Oddziału AN ZSRR – dr Wiktor
Żurawlew z Nowosybirska potwierdził, że opowiadanie Panowa nie jest jedynym
na ten temat. Lekarz pracujący w 1941 roku na Angarze nieraz słyszał od
miejscowych o „miejscu zguby”. Padłe na polanie zwierzęta myśliwi wyciągali z
niej przy pomocy haków i lin. Ich niezwykle czerwone mięso było całkiem
jadalne. Myśliwi obiecali pokazać mu polanę, ale zawaleni robotą lekarze nie
mieli czasu na cuda Przyrody.
Entuzjazm wzrósł, kiedy okazało
się, kiedy wychodząca we wsi Kieżma gazeta „Kołchoźnik” jeszcze przed wojną
podejmowała wielokrotnie temat „Diabelskiego Cmentarza”. W numerze z dnia 24.IV.1940
roku zostało opublikowane opowiadanie agronoma Walentina Saliagina. On nie tylko twierdzi, że miejsce takie
naprawdę istnieje, ale nawet przeprowadził pewne doświadczenie. Na skraju
polany pozostawił on sosnowe gałązki i niedawno ustrzelone jarząbki. Po pewnym
czasie je wyciągnął i dokładnie obejrzał.
Zielone gałązki pobladły,
dosłownie jakby opalone ogniem. U mniejszej gałązki sosnowe igły odpadały.
Jarząbki nie zmieniły się zewnętrznie, tylko ich wnętrzności miały dziwny
czerwony odcień. Po pewnym czasie przebywania w pobliżu tego miejsca, Saliagin
i jego pomocnik zapadli na nieznaną chorobę. Strzałka kompasu w sąsiedztwie
polany bardzo silnie się kołysała, pokazując nieprawdziwy kierunek.
Komora
gazowa czy…
Hipoteza o pułapce gazowej po
raz pierwszy została wyrażona przez Wiktora Żurawlewa. Zwrócił on uwagę na to,
że Dolina Kowy znajduje się w środku Tunguskiego Basenu Węglowego, co oznacza
że pod nią mógłby rozpalić się podziemny pożar.
[Czyli może dojść do
takiej sytuacji, jak w amerykańskim mieście Centralia, PA, w którym pożar
podziemnych pokładów węgla kamiennego trwa już od 1962 roku. Podobny fenomen
opisuje radziecki pisarz Leonid Płatow
w swej powieści sci-fi pt. „Kraina Siedmiu Traw”, w której taki właśnie
podziemny pożar szaleje pod półwyspem Tajmyr… – uwaga tłum.]
Pokłady węgla kamiennego pod
ziemią w warunkach niedostatecznego dopływu tlenu powoli się żarzą, wydzielając
tlenek węgla (CO) trujący gaz nie mający ani koloru ani zapachu. Uczony
założył, że gaz ten mógł przebić się na powierzchnię tylko w tym jednym
miejscu.
Gaz węglowy (czad) jest
trujący. Reaguje on z hemoglobiną krwi tworząc karboksyhemoglobinę, która
blokuje dopływ tlenu do krwi, która staje się jasnoróżowa.
[Dlatego ofiary
zaczadzenia przybierają różowy kolor skóry ze względu na obecność karboksyhemoglobiny
we krwi, co jest jedną z oznak śmierci przez zaczadzenie – uwaga tłum.]
Tlenek węgla łatwo łączy się z
białkiem mięśni - mioglobiną – wskutek czego mięśnie stają się jaskrawoczerwone
(przypomnij sobie Czytelniku opowieści o niezwykle czerwonym kolorze mięsa
padłych tam zwierząt)! Przy wysokiej koncentracji karboksyhemoglobiny we krwi
odczuwa się ból głowy, bóle mięśniowe, możliwa jest utrata świadomości. Przy
stężeniu 80% we krwi następuje śmierć. Nawet przy niskim stężeniu zmienia się
samopoczucie, wzrasta poczucie zagrożenia, niepokój i strach.
Specjaliści analizujący zdjęcia
Doliny Kowy w zakresie IR – podczerwieni, odkryli na nich szczególnie „gorące” plamy.
To mogłyby być właśnie termiczne ślady podziemnych pożarów. Ale niestety nie
jest to wszystko takie proste. Saliawin położył na czarną ziemię nie żywe, ale
już zabite zwierzęta. One nie oddychały, ale ich wnętrzności poczerwieniały!
Aleksandr
Simonow z Taszkientu zakłada, że kolor wnętrzności ptaków zmienił
nie gaz, ale silne pole magnetyczne. Jeżeli pole magnetyczne przekracza pewne
natężenie, krew w organizmie krzepnie. Jeżeli ptaki były dostatecznie świeże,
pole magnetyczne powinno zadziałać także na martwe ptaki. Ale w takim razie
dlaczego Walentin Saliawin i jego pomocnik uszli stamtąd z życiem? Dlaczego
kompas sam się naprawił? Przy natężeniu pola magnetycznego, które byłoby w
stanie zabijać, kompas powinien się zepsuć na wieki wieków.
[Przypominają mi się
hipotezy dotyczące dziwnej śmierci ptaków krukowatych w Radziejowie Starym w
dniu 28.XII.1983 roku. Tam także rozpatrywano możliwość porażenia ptaków przez
bardzo silne, oscylujące pole magnetyczne emitowane przez UFO wiszące jakieś 30-50
m nad polem – zob. „Obcy interweniują w nasze środowisko (2)” - http://wszechocean.blogspot.com/2011/12/obcy-interweniuja-w-nasze-srodowisko-2.html co opisał Jan
Tretter w swym reportażu. Padłe w Radziejowie ptaki przejawiały takie same
symptomy gwałtownej śmierci, jak zwierzęta z Syberii, więc mógł tam działać
dokładnie ten sam czynnik. NB., Radziejów Stary leży niedaleko – 42 km w linii
prostej - do pól Wylatowa, na których pojawiły się tajemnicze agroznaki… I
jeszcze jedno – przypominają się niesamowite wydarzenia, które miały miejsce w
sycylijskiej wiosce Canneto di Caronia – zob.: http://wszechocean.blogspot.com/2016/08/tajemnica-wioski-canneto-di-caronia.html,
a które wiązane są z obecnością i działalnością Niewidzialnych NOL-i (IUFO) -
uwaga tłum.]
W
poszukiwaniach kłopotów
Zaraz po publikacji w
czasopiśmie „Tiechnika Mołodioży” dziesiątki entuzjastów spakowało się do
drogi. Wielu z nich nie wróciło do domu. Wg danych Aleksandra Rempela z Władywostoku, w trakcie poszukiwań Anomalnych
Stref zginęło i/albo przepadło bez wieści 75 osób. Inni badacze uważają tą liczbę
za przeszacowaną, zwłaszcza dlatego, że wliczono doń tych, którzy zginęli w
czasie spływu Kową – rzeka bardzo niebezpieczną z porochami i wodospadami. Ale
nie wszystko da się wyjaśnić niebezpieczeństwami syberyjskiej Przyrody.
Domniemana lokalizacja Diabelskiego Cmentarzyska i trasa jednej z wypraw do niego
W 1987 roku, zaginęła bez
wieści ekspedycja z Tomska, w której byli także dwaj młodzieńcy z Nowosybirska.
Zakładano, że na początku trasy, kiedy uczestnicy wyprawy wysiądą z pociągu, ci
dwaj do nich się dołączyli. Młodzieńcy byli doświadczonymi turystami i nieraz
chodzili po syberyjskiej tajdze, no i mieli broń palną. W Tomsku oni wsiedli do
pociągu i według relacji obsługi, wszyscy szczęśliwie dojechali do punktu
docelowego. A potem zaczęło być dziwnie. Miejscowi, którzy powinni byli
udzielić im pomocy, powiedzieli że pociąg z Tomska spóźnia się trzy godziny i
oni – by nie tracić czasu – poszli sobie do domu. Ale maszynista zmniejszył
opóźnienie do dwóch godzin, i kiedy entuzjaści znów przyszli na stację – pociąg
już odjechał. Przybyłych z Tomska chłopaków już nikt nie widział. Dyżurny ruchu
powiedział, że jacyś młodzi ludzie wysiedli z pociągu, ale dokąd dalej poszli –
nie wiadomo. Na wysłany do Tomska telegram przyszła odpowiedź: GRUPA WYJECHAŁA
O PLANOWANYM CZASIE.
Milicja poszukiwała ich przez
trzy dni, kiedy świadkowie, którzy mogli ich widzieć już się rozjechali. Nikt
zaginionych już nigdy nie widział. Odnosiło się wrażenie, że ekspedycja znikła
zaraz po wyjściu z pociągu…
Przeklęta chata
Leśne
diabelstwa
Niektórym grupom przeszkadzała
w pracy nie jakaś naturalna anomalia, a ktoś czy coś jeszcze. W czasie jednej z
ekspedycji Aleksandra Simonowa do leśnej chaty wszedł jakiś człowiek i zabrał
wszystkie papiery o „Diabelskim Cmentarzu”. Nikt nie przeszkodził nieznajomemu.
Członkowie grupy siedzieli nieruchomo, dosłownie jak zahipnotyzowani.
[Może to po prostu był
jakiś pracownik KGB czy GRU, któremu polecono dowiedzieć się czegoś na ten
temat? Nie zapominajmy, że obydwie te instytucje zajmowały się sprawami, które
mogły mieć wpływ na obronność i siłę uderzeniową Armii Radzieckiej, szczególnie
w czasach Zimnej Wojny. Pod tym względem wypadek ten przypomina wydarzenia
związane z zagładą tzw. Grupy Diatłowa na Północnym Uralu – uwaga tłum.]
Trzech stalkerów (ludzi wykradających artefakty z zakazanych czy
anomalnych stref i handlujący nimi – przyp. tłum.) z Bracka zwiedziwszy
Kowę w 2003 roku, spotkali się w tejże chacie z czymś niepojętym:
- Byliśmy zmęczeni,
uznojeni i od razu położyliśmy się spać – opowiadał Andriej Własow. –
Około północy obudziło mnie stukanie do drzwi. Takiego strachu w życiu nie
przeżyłem. Dusza mi uciekła w pięty w dosłownym tego słowa znaczeniu. Nikogo
nie zobaczyliśmy. Usłyszeliśmy dźwięk, jakby ktoś wyważał drzwi. Drzwi były
tylko zamknięte na skobelek i nic nadto. Zacząłem budzić pozostałych.
Zadziwiająca była reakcja moich przyjaciół. Na przykład Aleksiej w ogóle się nie obudził: chyba wpadł w stupor. Iwan zareagował jeszcze dziwniej i to
mnie przestraszyło jeszcze bardziej: otworzył oczy, usiadł w poprzek legowiska
po turecku poczym zaczął kołysać się na prawo i lewo patrząc przed siebie
niewidzącym wzrokiem. Nie odezwał się ani słowem. I promień latarki tez jakoś
dziwnie padał. Tak trwało to jakieś 20 minut. O spaniu już nie było mowy…
Za drzwiami chatki też miało
miejsce wiele niespodzianek
- W dwóch miejscach, w
których – jak podejrzewaliśmy – mógł znajdować się „cmentarz” dozymetr
pokazywał jakieś niepojęte rzeczy. Jak tylko wyszliśmy z lasu, to przyrząd
pracował dokładnie. Pokazywał on – jeżeli można to tak nazwać – dopuszczalne
wartości skażenia w granicach przyzwoitości. Jakby promieniowanie ktoś
przytłumił z ogromną siłą.
I jeszcze jeden fakt,
który graniczył z ryzykiem dla zdrowia. Jest taki gaz – ozon (O3) –
pachnie nim powietrze po burzy. W rzeczywistości jest to utleniacz i gaz
szkodliwy dla zdrowia. W jednym miejscu, w którym podejrzewaliśmy lokalizację
„cmentarza” podchodząc do góry poczuliśmy tak silny zapach ozonu, że musieliśmy
zakryć usta i biegiem stamtąd uciekać.
Miejscowi myśliwi
mówią, że w tych miejscach nie można zastawić sideł – wszystkie metalowe rzeczy
błyskawicznie się psują i się niszczą. Nie rdzewieją, ale niszczą się warstwa
po warstwie.
Ostatnimi czasy ludzie znów
powrócili do Doliny Kowy. Zaczęli w niej wyręby leśne, tajgę przecięły
przecinki i przesieki oraz leśne dukty. Kiedy drwale zbliżą się do strefy
anomalnej, to znów usłyszymy o „Diabelskim Cmentarzu”.
Fotokopia jednego z artykułów o Diabelskim Cmentarzysku
[Na temat „Diabelskiego
Cmentarza” pisał także A. I.
Wojciechowskij w swej pracy „Co to było – tajemnica Podkamiennej Tunguski”,
który to fragment zacytowałem w innym miejscu na tym blogu – zob. http://wszechocean.blogspot.com/2016/06/kamczatka-dolina-smierci.html - autor wiąże ją z tajemnicą spadku Tunguskiego Ciała
Kosmicznego - przyp. tłum.]
Tekst i ilustracje – „Tajny XX
wieka”, nr 47/2015, ss. 34-35
Przekład z rosyjskiego –
©Robert K. Leśniakiewicz