Powered By Blogger

środa, 15 marca 2017

Chciałbym jeszcze raz spojrzeć na Wezuwiusza…



Erupcja Wezuwiusza w 1944 roku


Stanisław Bednarz


Mój kalendarz – 74 lata temu 13 marca 1944 roku na przywitanie wojsk amerykańskich wybuchł po raz ostatni Wezuwiusz, zaliczany do  jednego  z pięciu najniebezpieczniejszych wulkanów świata. Dlaczego to wydarzenie jest tak ważne im dłużej Wezuwiusz nie wybucha tym tworzy się większy korek zastygłej lawy i wulkan zamiast wylać spokojnie lawę eksploduje. Tak że najbliższy wybuch będzie bardzo niebezpieczny. 

Zdjęcie nocne erupcji Wezuwiusza w 1944 roku

Początki jego aktywności sięgają okresu sprzed około 16 tys. lat. Najbardziej znany jest z wybuchu, który nastąpił 24 sierpnia 79 r., w którym zniszczone zostały miasta: Pompeje, Herkulanum i Stabie  wzmożonym okresem aktywności wulkanu były lata 1631-1872. Dzisiejszy stożek znajduje się na kalderze utworzonej podczas wybuchu z 79 roku.    Ponieważ ostatni wybuch Wezuwiusza zbiegł on się z inwazją wojsk amerykańskich na Neapol stąd wiele zdjęć i wspomnień żołnierzy. W tymże 1944 roku także krew św. Januarego nie stała się cieczą co traktowano zawsze jako zły znak.. 


Zniszczenia były ogromne. Wybuch zniszczył też niemal wszystkie amerykańskie samoloty w Poggiomarina. Ale mimo to amerykańskie wojskowe pismo „Stars and Stripes” ogłosiło iż wulkan wybuchł by dzielić radość z powodu zjednoczenia Italii ze starymi przyjaciółmi niosącymi wyzwolenie. Jak widać nawet ludzką tragedię potrafi propaganda wykorzystać dla swoich celów. O  tym dniu   wybitny reporter notuje w swoim pamiętniku: 


Dzisiaj wybuchł Wezuwiusz. Nigdy nie widziałem i nie spodziewam się zobaczyć czegoś równie wspaniałego i przerażającego. Dym z krateru z wolna utworzył wielką pękatą chmurę, która wyglądała jakby była z kamienia. Puchła tak powoli, że nie dostrzegało się żadnego ruchu, ale do wieczora urosła jakieś dziesięć kilometrów wzwyż i wiele kilometrów wszerz. Kiedy dotarłem do miasteczka [San Sebastiano], lawa wolno płynęła główną ulicą, a mniej więcej pięćdziesiąt metrów przed jej czołem kilkaset osób, przeważnie w czerni, modliło się na klęczkach. Trzymano święte obrazy i sztandary, a ministranci kołysali kadzielnicami i machali kropidłami. Od czasu do czasu ktoś zdjęty rozpaczą chwytał jeden ze sztandarów, podbiegał do hałdy żużlu i gniewnie potrząsał drzewcami, jakby próbował odpędzić złe duchy wulkanu.

 
Tak to wyglądało.