Erupcja Wezuwiusza w 1944 roku
Stanisław Bednarz
Mój kalendarz – 74 lata temu
13 marca 1944 roku na przywitanie wojsk amerykańskich wybuchł po raz ostatni
Wezuwiusz, zaliczany do jednego z pięciu najniebezpieczniejszych wulkanów
świata. Dlaczego to wydarzenie jest tak ważne im dłużej Wezuwiusz nie wybucha
tym tworzy się większy korek zastygłej lawy i wulkan zamiast wylać spokojnie
lawę eksploduje. Tak że najbliższy wybuch będzie bardzo niebezpieczny.
Zdjęcie nocne erupcji Wezuwiusza w 1944 roku
Początki jego aktywności
sięgają okresu sprzed około 16 tys. lat. Najbardziej znany jest z wybuchu, który
nastąpił 24 sierpnia 79 r., w którym zniszczone zostały miasta: Pompeje,
Herkulanum i Stabie wzmożonym okresem
aktywności wulkanu były lata 1631-1872. Dzisiejszy stożek znajduje się na
kalderze utworzonej podczas wybuchu z 79 roku. Ponieważ ostatni wybuch Wezuwiusza zbiegł
on się z inwazją wojsk amerykańskich na Neapol stąd wiele zdjęć i wspomnień
żołnierzy. W tymże 1944 roku także krew św. Januarego nie stała się cieczą co
traktowano zawsze jako zły znak..
Zniszczenia były ogromne.
Wybuch zniszczył też niemal wszystkie amerykańskie samoloty w Poggiomarina. Ale
mimo to amerykańskie wojskowe pismo „Stars and Stripes” ogłosiło iż wulkan
wybuchł by dzielić radość z powodu zjednoczenia Italii ze starymi przyjaciółmi
niosącymi wyzwolenie. Jak widać nawet ludzką tragedię potrafi propaganda
wykorzystać dla swoich celów. O tym
dniu wybitny reporter notuje w swoim
pamiętniku:
Dzisiaj wybuchł Wezuwiusz. Nigdy nie widziałem i nie spodziewam
się zobaczyć czegoś równie wspaniałego i przerażającego. Dym z krateru z wolna
utworzył wielką pękatą chmurę, która wyglądała jakby była z kamienia. Puchła
tak powoli, że nie dostrzegało się żadnego ruchu, ale do wieczora urosła jakieś
dziesięć kilometrów wzwyż i wiele kilometrów wszerz. Kiedy dotarłem do
miasteczka [San Sebastiano], lawa wolno płynęła główną ulicą, a mniej więcej
pięćdziesiąt metrów przed jej czołem kilkaset osób, przeważnie w czerni,
modliło się na klęczkach. Trzymano święte obrazy i sztandary, a ministranci
kołysali kadzielnicami i machali kropidłami. Od czasu do czasu ktoś zdjęty
rozpaczą chwytał jeden ze sztandarów, podbiegał do hałdy żużlu i gniewnie
potrząsał drzewcami, jakby próbował odpędzić złe duchy wulkanu.
Tak to wyglądało.