Jedną z najbardziej ponurych naszych
specjalności jest niezdolność do sensownego gospodarowania przestrzenią, czyli
Polską. Plan bieżący zabudowy to bezlik jakichkolwiek budowli stawianych
gdziekolwiek – bez ładu i składu.
Jacek Żakowski, Wielki
odpływ, Polityka nr 23/2010
Kiedy w 2002 r. w lokalnych mediach pojawiła się
informacja o planowanej lokalizacji w
Starej Oliwie ośrodka rekreacyjnego dla gdańskich vipów, część
społeczeństwa zaprotestowała. Jedni mieszkańcy protestowali, bo tak czynią z
przyzwyczajenia, a inni – ci świadomi potencjalnych zagrożeń środowiska – z
pobudek emocjonalno-merytorycznych. Aby nie doszło do naruszenia harmonii oliwskiego
krajobrazu i zniszczenia tutejszej unikatowej przyrody, udałem się z grupą osób
na rozmowę z ówczesnym wojewodą pomorskim. Na nic zdały się nasze naukowe argumenty
i przedstawione wyniki badań terenowych – zostaliśmy odprawieni z kwitkiem.
Tak na marginesie – pan wojewoda nie bardzo orientował się w temacie i, mimo
zapowiedzi, nie zaprosił na spotkanie specjalisty od ochrony środowiska z biura
konserwatora przyrody.
Chyba byłem naiwny, uważając, że
odstąpiono od niefortunnej zabudowy Starej Oliwy. Ostatnio w TVP podano wiadomość,
że łąka przy ul. Kościerskiej (dawne pole uprawne) w ramach Euro 2012 zostanie
przekształcona w boisko do piłki nożnej dla drużyny niemieckiej, a zaraz po
zakończeniu mistrzostw powstanie tu parking. Dekadę temu, wg ówczesnych planów
miał powstać tu właśnie taki obiekt o
pojemności 445 miejsc postojowych. I, jak widać, mimo merytorycznych argumentów
dowodzących szkodliwości tej budowy – parking i tak powstanie. Dlaczego? Bo „planowanie z głową”,
z uwzględnieniem potrzeby ochrony
środowiska, nie jest brane pod uwagę ani przez gdańskich planistów, ani
decydentów, w tym także obecnych członków Rady Miasta Gdańska.
W latach 90. ubiegłego wieku powstało
opracowanie profesora dr. hab. Wiesława Fałtynowicza, wybitnego polskiego
lichenologa, który wskazywał w nim na niepokojące zjawisko ustępowania porostów
epifitycznych w rejonie Starej Oliwy. Było to wg niego następstwo wzrostu
zanieczyszczenia powietrza, zaś specyficzna budowa geomorfologiczna tego rejonu
powoduje, że skażone powietrze długotrwale zalega, tym samym znacznie wydłużając
proces oddziaływania toksyn na te organizmy. Dlatego bardziej wrażliwe na
zanieczyszczenia gatunki porostów, zwłaszcza z grupy tzw. krzaczkowatych, już wymarły. Oznacza to, że sukcesywnie pogarszają się tamtejsze warunki
aerosanitarne, skutkujące np. wzrostem zachorowań wśród ludności na alergie,
choroby płuc itd. Źródłem wspomnianych zanieczyszczeń są kominowe wyziewy z budynków,
gdzie w piecach stosuje się węgiel, często zasiarczony. Jednak prawie 90%
zanieczyszczeń atmosfery pochodzi od pojazdów mechanicznych napędzanych benzyną
i olejem napędowym. W trakcie spalania tych paliw powstają m.in. tlenki siarki
i azotu, które w połączeniu z wodą opadową tworzą agresywne kwaśne deszcze.
Wspomniane alergie wywołuje także gumowy pył, powstający w wyniku ścierania się
bieżników opon samochodowych; jest on bardzo silnym alergenem, co udowodniono, a
jego szczególnie negatywne oddziaływanie na żywe organizmy dokonuje się w
obecności innych zanieczyszczeń, np. spalin samochodowych (zjawisko synergii).
Dolina Oliwska leży w pasie niezatwierdzonej prawnie otuliny
Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Pomimo to owa nieformalna „strefa ochronna”
nie powinna podlegać typowej miejskiej zabudowie itp. Stanowi ona bowiem odwieczne
miejsce rekreacyjne mieszkańców Starej Oliwy i turystów z innych rejonów miasta,
a nawet kraju. Wzrost natężenia ruchu drogowego spowoduje wzrost zanieczyszczenia
powietrza i – jak wspomniałem – pogorszenie się warunków zdrowotnych zarówno
mieszkańców, jak i rzeczonych turystów. Tego także nie wzięto pod uwagę podczas
planowania parkingu.
Wracając do budowy boiska dla Niemców.
Na początku ul. Kościerskiej znajduje się amatorskie boisko do gry w piłkę nożną.
Prawie w każdy weekend, także w sezonie zimowym, grupa miłośników tego sportu
korzysta z tego obiektu. Czy nie należałoby właśnie tu stworzyć zaplecza dla niemieckich
sportowców? Po zakończeniu mistrzostw to zmodernizowane boisko pozostałoby i
oliwscy piłkarze mieliby do dyspozycji wspaniały obiekt sportowy. Tymczasem nowo
powstające boisko, budowane w ramach Euro 2012 tuż przy granicy Trójmiejskiego Parku
Krajobrazowego, zostanie świadomie zniszczone (!!!). Czy jesteśmy aż tak
bogatym miastem, aby stać nas było na wspomniane marnotrawstwo? „Nie widzę, żeby władze Gdańska miały jakąś
koncepcję polityki społecznej, mieszkaniowej – zauważa profesor Baranowski
z Politechniki Gdańskiej. I jak tu się z nim nie zgodzić. Tłumaczenie, że koszt budowy boiska pokryją Niemcy też mnie nie
przekonuje. Zresztą brak sozologicznego, prospołecznego i ekonomicznego sposobu myślenia stało się gdańską
specjalnością. Przypomnę, że w 1997 r. miasto sprzedało po fikcyjnym przetargu działkę
w Dolinie Radości za… 1/5 ceny (sic!). Afera wybuchła nie z powodu tej
niefortunnej transakcji, ale dewastacji przyrody w osadzie Rybaki, dokonanej
przez nowego właściciela.
Obecnie władze zadeklarowały wypłacenie pokaźnego honorarium
pewnemu kitesurferowi, który Urząd Miejski w Gdańsku – swojego patrona i
sponsora – wręcz ośmieszył, próbując bez sukcesu pokonać w poprzek Morze
Czerwone. Odbyło się to bez właściwego przygotowania i bez załatwienia wizy
wjazdowej do Arabii Saudyjskiej (nielegalne przekroczenie granicy państwa w
świetle międzynarodowego prawa jest przestępstwem; ciekawe, kto pokrył koszty
akcji ratunkowej, przecież była to niemała kwota). O tym skandalicznym
zdarzeniu szeroko donosił „Dziennik Bałtycki”.
Słowa krytyki pod adresem miasta za niezrozumiałe
hołubienie owego kitesurfera padły także ze strony grona gdańskich podróżników,
których naukową wyprawę Urząd Miejski nie chciał wesprzeć finansowo. Tymczasem tegoroczna
wyprawa gdańszczan z udziałem zoologa z Uniwersytetu Jagiellońskiego, miała na
celu odkrycie endemicznych organizmów w Wenezueli na szczytach tepui; są to wysokie,
płaskie skalne wyniosłości, naturalnie izolowane od otoczenia. Plonem tej wyprawy
było stwierdzenie nowego gatunku żaby. Jednak – jak widać – nie był to wystarczający
powód do dumy z tego naukowego osiągnięcia. Co więcej – zaprzepaszczono znakomitą
promocję miasta. Bo to przecież tylko… przyroda! Lepiej promować szalonego faceta
na desce! Przy okazji pragnę podziękować globtroterowi Michałowi Kochańczykowi
za wzięcie w obronę gdańskich alpinistów i podróżników, których dobre imię
próbował podważyć zirytowany krytyką prezydent miasta. Miasto, które nie dba o każdego obywatela, które nie jest jego
przyjacielem – to miasto byle jakie (parafraza myśli prof. Krzysztofa
Kołowrockiego; termin „państwo” zastąpiłem wyrazem „miasto”).
Interesujące zjawisko towarzyszy
lokalnym inwestycjom budowlanym. Otóż zgodnie z przepisami, w miejscu ich lokalizacji
należy przeprowadzić badania ekofizjograficzne; to wymóg Unii Europejskiej. I
tak też się czyni, tyle że owe badania są często „robione na kolanie”,
niechlujnie – tak, aby powstało pisemne zaświadczenie, że były. A ich
wiarygodność… a kogo to obchodzi! Przypomnę tu incydent z Pasem Nadmorskim,
gdzie w Brzeźnie zaplanowano wzniesienie szeregu obiektów budowlanych, m.in.
wysokich apartamentowców. Badania terenowe specjalistów z Biura Rozwoju Gdańska
(BRG) nie wykazały obecności żadnych unikatowych, chronionych organizmów.
Tymczasem już wstępne obserwacje mykobioty w 2009 r., prowadzone z moim
udziałem przez zespół przyrodników kierowany przez dr. Mateusza
Ciechanowskiego, ujawniły wśród 113 stwierdzonych gatunków
grzybów makroskopijnych bardzo rzadkiego w Polsce, notowanego jedynie na
10 stanowiskach języczka strefowanego (Arrhenia spathulata) – zob. ryc. 1. Natomiast entomolog dr
Sławomir Zieliński odkrył bardzo rzadki, unikatowy puszczański gatunek sprężyka
Ampedus elegantulus. Szef Biura
Rozwoju Gdańska był zirytowany tymi odkryciami
i stwierdził, że „nie można pochylić się nad każdym grzybkiem, żabką”.
Warto więc zapytać: komu i po co te byle jakie badania mają służyć, jako że przedstawia
się w nich nieprawdziwy, wręcz wirtualny świat przyrody? Czy należy prowadzić
je wyłącznie dla bezwartościowego (z punktu widzenia np. nauki) papierka? Jeśli
tak – to środki finansowe, które możnaby lepiej spożytkować, znów lądują w
błocie…
Przypomnę też sprawę budowy, a raczej
rewitalizacji Pomorskiej Kolei Metropolitalnej. Otóż szefowa Regionalnej
Dyrekcji Ochrony Środowiska w Gdańsku, w maju 2010 r., jeszcze przed rozpoczęciem badań terenowych,
wydała kuriozalną opinię o braku lokalizacji w pasie technicznym tej kolei
jakichkolwiek form ochrony przyrody. O występowaniu np. ściśle chronionych
gatunków roślin jakoś nie wspomniała. A przecież wcześniej były tam prowadzone
badania storczyków, dokonane przeze mnie, a następnie wspólnie z p. Emilią
Święczkowską, ówczesną magistrantką Wydziału Biologii Uniwersytetu Gdańskiego.
Dla zdobycia wiedzy o szacie roślinnej w tym rejonie, wystarczyło zainteresować się
działalnością naukową Katedry Taksonomii Roślin i Ochrony Przyrody. Ot i cała
filozofia!
Z racji moich mylokolgicznych
zainteresowań, otrzymuję sukcesywnie propozycje zbadania grzybów
wielkoowocnikowych (macromycetes) w miejscach przewidywanych inwestycji.
Ponieważ spodziewany czas badań, podany przez zleceniodawcę, to miesiąc – góra trzy miesiące – odmawiam. Po
prostu – w tak krótkim okresie nie można dokonać prawdziwej, rzetelnej weryfikacji
rosnących tam gatunków macromycetes. Można, co najwyżej, stworzyć przyczynek do
poznania tych całorocznych organizmów. Są one bardzo wrażliwe na warunki
pogodowe, a część z nich należy do efemerydów. Stąd do ich zbadania niezbędny
jest okres 3-5 lat. Z własnego doświadczenia wiem, że do pełnego opisu mykobioty
jakiegoś rejonu potrzeba poświęcić nawet 20 lat badań i więcej. Wówczas można zauważyć
pewne tendencje w różnorodności oraz obfitości gatunków – ich ustępowanie tudzież
wzrost populacji oraz pojawianie się nowych taksonów. Procesy te są niewątpliwie
związane z chemicznym zanieczyszczeniem środowiska, dokonanymi zmianami w
stosunkach wodnych i swoistymi fluktuacjami w lokalnym klimacie, sukcesją szaty
roślinnej oraz z wiekiem drzewostanów itd.
Zastanawiam się, kto właściwie rządzi w
Gdańsku, skoro lokalizacja budownictwa mieszkaniowego zależy wyłącznie od wyboru
deweloperów. Miasto nie ma na to wpływu, jako że nie stworzyło dotąd planu
rozbudowy . Oznacza to, że pogłębi się chaos. W ten chaos doskonale wpisuje się
budowane w Starej Oliwie boisko sportowe, które zostanie świadomie zniszczone. „Nie da się skoordynować funkcji wspólnych –
szkół, przedszkoli, parków, strażackich remiz ani komisariatów. Rozproszenie
wygeneruje gigantyczne koszty i nierównowagi” – tak o Gdańskiej Metropolii pisze
Jacek Żakowski. Zatem ogromne pieniądze wylądują znów w przysłowiowym błocie…
Stowarzyszenie
Autorów Polskich (SAP)
Nadwiślańskie
Towarzystwo Literackie 2005
Bibliografia
Ciechanowski M., Buliński M., Hajek B., Wilga
M. S., Wantoch-Rekowski M., Zieliński S., Błażuk J., Typiak J., Mączyńska M.,
Więckowska M. Wstępna inwentaryzacja
przyrodnicza Pasa Nadmorskiego w Gdańsku (odcinek Jelitkowo-Brzeźno), Polski Klub Ekologiczny Okręg
Wschodnio-Pomorski, Gdańsk 2010.
Żakowski J. Wielki odpływ,
Polityka nr 23/2010