Robert K. Leśniakiewicz, Leszek Owsiany, Jacek Kozłowski
Niedługo upłynie miesiąc od wielkiej tragedii w Azji
Południowo-Wschodniej, po której niektórzy z nas poczuli się zdołowani swą
małością i słabością człowieka wobec sił Natury. Radosne wakacje zamieniły się
w piekło, a prawie 250.000 ofiar kataklizmu będzie odtąd stanowić ponure
memento dla urlopowiczów, turystów i miejscowych. I nic już nie będzie takie,
jakie było do dnia 26 grudnia 2004 roku... Pokazywani na ujęciach filmowych i
zdjęciach z AFP/EAST NEWS ludzie – jakże mali i słabi wobec furii oceanu – będą
przypominali nam o miejscu człowieka w ekosystemie naszej planety.
Próżność została
ukarana...
Oczywiście i w tym przypadku to ludzie są sami sobie
winni. Nie słuchali ostrzeżeń, byli ślepi na oczywiste fakty i sygnały, które
wysyłała do nich sama Natura. Przypomina mi się historia nieszczęsnego
Titanica, o którym mówiono, że nawet Pan Bóg nie jest w stanie go zatopić.
Stwórca nie musiał się zbytnio wysilać – na jego drodze postawił jedną jedyną
górę lodową... – efekty znamy. Próżność została ukarana.
Mechanizm zagłady był prosty, jak drut. Nagłe rozładowanie
naprężeń w skałach subdukowanej płyty Oceanu Indyjskiego spowodowało silne
trzęsienie dna oceanicznego w okolicach archipelagów Andamanów i Nikobarów.
Potężne wstrząsy o sile około 8-9º w skali Richtera wypiętrzyły na morzu
ogromne fale, które z prędkością 600 km/h ruszyły na Ocean Indyjski. Skutki ich
uderzenia w brzegi pobliskiej Sumatry i archipelagów przybrzeżnych oraz na
plaże Tajlandii, Malezji, Bangladeszu, Birmy, Indii, Śri Lanki, atole
Andamanów, Nikobarów i Malediwów były straszne. Gigantyczne fale zabrały swe
ofiary nawet po drugiej stronie oceanu – w Kenii i Somalii...
Bilans ofiar w ludziach na dzień 19 stycznia 2005 roku
przedstawia się następująco, jak pokazuje zestawienie:
Stan na dzień 20 stycznia 2005 roku
v Indonezja 166.320
v Śri Lanka 38.195
v Indie 16.385 – w tej liczbie także zaginieni.
v Tajlandia 5.322
v Wschodnia Afryka 137 -
w tym Somalia, Tanzania, Madagaskar, Kenia i Seszele
v Malezja 74
v Malediwy 74
v Mjanmar 59
v Bangladesz 2
Razem: 226.566
Furia Ziemi i gniew
oceanu
Ale przecież to nie jest wcale pierwszy tego rodzaju
kataklizm w dziejach naszej cywilizacji! Takich wydarzeń było wiele i kroniki
doskonale przekazały najważniejsze informacje na ich temat. Oto niektóre z
nich:
Rok 1673, Gammacanorre na Wyspach Moluckich. Straszliwy
wybuch wulkanu – była to erupcja typu Krakatau – wzbudził tsunami, które
spustoszyło tamtejszy archipelag.
7 czerwca 1692 roku, niemal w samo południe straszliwe
trzęsienie ziemi i fale morskie przezeń wzbudzone zatapiają „najgrzeszniejsze
miasto świata” – stolicę karaibskich piratów, flibustierów, korsarzy i
wszelkiego autoramentu wyrzutków społeczeństwa – słynny Port Royal na Jamajce.
(Dzisiaj znajduje się tam port w Kingston, a ruiny leżą na głębokości 5-10 m
pod powierzchnią wody.) W tej katastrofie zginęło jak się szacuje – co najmniej
2.000 ludzi.
1 listopada 1755 roku, godzina 09:40. Lizbona. Potężny
wstrząs podziemny o sile ok. 9ºR zamienia miasto w perzynę. O godzinie 10:00
ziemia trzęsie się ponownie, a o 12:00 po raz trzeci. Ogromna 30-metrowej
wysokości fala tsunami uderza w nieszczęsne miasto topiąc tych, którzy cudem
uratowali się od wstrząsów. Fala ta po przebiegnięciu Atlantyku miała jeszcze
wysokość 10 m, co odnotowali kronikarze w Indiach Zachodnich... Dzieła
zniszczenia dopełni burza ogniowa, która trwała do 6 listopada. Kataklizm ten
zabił 50.000 ludzi. Energia tego trzęsienia ziemi jest szacowana na 20 Mt TNT,
czyli 10.000 razy więcej, niż bomba zrzucona na Hiroszimę.
Rok 1812 – na Wyspach Kurylskich dochodzi do eksplozji
typu Krakatau. W powietrze wylatuje cały szczyt wulkanu Ałaid. Niektóre legendy
mówią, że na jego miejscu znajdował się kiedyś ogromny wulkan, który także
wyleciał w powietrze wznosząc ogromne fale tsunami. Ta historia może się w
każdej chwili powtórzyć...
Kwiecień 1815 roku, wyspa Sumbawa. Potężny wybuch wulkanu
Tamboro (Temboro) wytworzył tsunami o wysokości 3 m. Jego zalew spowodował
niepoliczalne szkody. Do tego dołączył się cyklon tropikalny i opad materiałów
powulkanicznych na Sumbawę i sąsiedni Lombok. Liczba ofiar tych kataklizmów
wyniosła 56.000 osób.
Listopad 1837 roku – wyspa Maui. Potężne tsunami
zdewastowało jej wybrzeże. Zginęło wielu ludzi...
Rok 1868, Hawaje. Potężny wybuch wulkanu Manua Loa
powoduje powstanie tsunami o wysokości fali 10 m, która uderzyła w brzegi
sąsiednich wysp pustosząc je całkowicie...
27 sierpnia 1883 roku miało miejsce największe tsunami w
historii Ludzkości, kiedy to po gigantycznym wybuchu wulkanu Krakatau (Rakata)
w Cieśninie Sundajskiej podniosły się fale o wysokości 36 m. Nie była to jedna
fala, ale trzy następujące po sobie, które zmyły do morza jawajskie i
sumatrzańskie wioski zabijając przy tym 50.000 ludzi! Były to fale, których
okresy sięgały 1-2 godzin. W punktach najbliższych epicentrum eksplozji fale
tsunami osiągnęły rekordową wysokość 40 m. Przemieszczały się one z prędkością
200 km/h i zarejestrowano je w Panamie (12.500 km) i Przylądku Horn (18.200
km)! I w tym przypadku energię eksplozji szacuje się na 40-70 Mt TNT!
6 czerwca 1912 roku, Alaska. Potężna eksplozja wulkanu
Katmai i wywołane przez nią fale nie wyrządzają nikomu szkody tylko dlatego, że
efekty tego wybuchu – podobnego do wybuchu Krakatau – miały miejsce na terenach
całkowicie bezludnych.
Rok 1933, Sanrik na wyspie Honsiu w Japonii. Potężne trzęsienie
ziemi wzbudza wysokie na 25 m fale, które uderzają w miasto i pochłaniają 3.008
osób. Przez długi czas uznawano je za największy kataklizm tego rodzaju...
1 kwietnia 1946 – potężne fale uderzają w Hawaje niszcząc
miasto Hilo na Hawaii. Śmierć poniosło 150 osób. Wysokość tej fali wynosiła
około 33 m.
Maj 1960 roku przyniósł najstraszliwsze terremoto o sile
9,5ºMSC plus wybuch wulkanu Osorno, co spustoszyło chilijskie miasta Valdivia i
Conceptión. Miasta te zostały literalnie spłukane do Pacyfiku przez uderzenia
potężnych fal... Śmierć poniosło tysiące ludzi. Wydarzenia te opisał m.in. Maciej Kuczyński. Tsunami dotarło do
Hawajów i zalało miasto Hilo oraz plaże w Honolulu.
Wielki Piątek 1964 roku, Alaska. Potężne trzęsienie ziemi
wzbudza wielkie fale, która zniszczyły port Seward, który najpierw został
zalany wodą. Uderzenie fali rozwaliło zbiorniki paliwa, które zapaliło się na
powierzchni morza – kolejne ogromne fale wyrzuciły ten płonący ładunek na
ląd... Wydawałoby się, że dwa żywioły sprzysięgły się przeciwko ludziom, którzy
śmieli zakłócić naturalny porządek rzeczy na planecie...
1 września 1992 roku, silne trzęsienie ziemi o sile 7ºR u
wybrzeży Nikaragui powoduje powstanie morderczych fal, które zabiły 170 ludzi,
a dalszych 500 ciężko poszkodowały. Fale te miały wysokość „tylko” 2-6 m.
12 grudnia 1992 roku – silne – 7,5ºR – trzęsienie ziemi
nawiedza wyspę Flores w Archipelagu Sundajskim. Fale wysokie na od 5 do 19,8 m
powodują śmierć 2.080 osób i ranią 2.144 innych ludzi.
12 lipca 1993 roku nastąpiło silne trzęsienie ziemi pod
dnem Morza Japońskiego. Jego magnitudo wynosiło 7,8ºR. Fala tsunami, która
uderzyła w wybrzeża Japonii miała 5 m wysokości. Zginęło wtedy 185 osób.
17 lipca 1998 roku, seria fal tsunami o wysokości 7-15 m
spustoszyła wybrzeża Papui – Nowej Gwinei. Trzęsienie ziemi miało siłę 7ºR. I
jak w przypadku z 26 grudnia 2004 roku, tak i w tym przypadku nikt nie powiązał
trzęsienia ziemi z możliwością nadejścia wielkiej fali, co kosztowało życie
2.000 osób...
Temu można było
zapobiec...
Jak dotąd, amerykański system ostrzegania o tsunami
istnieje w północnej i wschodniej części Pacyfiku. Składa się on z kilku stacji
sejsmicznych zakotwiczonych na oceanie oraz kilku stacji lądowych. Poza tym
powierzchnia oceanu jest obserwowana przez satelity geofizyczne należące do
agend rządu Stanów Zjednoczonych: National Oceanic and Atmospheric
Administration (NOAA), US Geological Service (USGS) i Federal Emergency
Management Administration (FEMA). Inne kraje regionu: Japonia, Rosja,
Australia, Polinezja Francuska i Chiny także mają swe lokalne sieci
ostrzegawcze przed wielkimi falami. Niestety – nie było ich na Oceanie
Indyjskim w ową fatalną niedzielę 26 grudnia 2004 roku. Gdyby były, te tysiące
ludzi nadal by żyły. Może straciliby wszystko, co mieli, ale przynajmniej by
żyli...
A teraz popatrzmy sobie na przybliżone zestawienie
obrazujące gwałtowne wydzielanie energii w czasie niektórych katastrof
ekologicznych:
·
Impakt Meteorytu Chicxulub - 4 x 1023 J - wyrzut w atmosferę Ziemi 60.000 km3
materiału skalnego. Obniżenie średniej temperatury Ziemi o 20°C i wymarcie
dinozaurów.
·
Wybuch Mt. Tambora -
8 x 1022 J - wyrzut 80 – 175 km3 tefry i gazów w
atmosferę i obniżenie temperatury Ziemi o 1,5°C. 92.000 zabitych.
·
Wybuch Krakatau (Rakata) -
3 x 1018 J - wyrzut w atmosferę
Ziemi 20 km3 tefry i materiału skalnego, obniżenie temperatury Ziemi
o 0,5°C. 36.000 zabitych.
·
Eksplozja Tunguskiego Ciała
Kosmicznego – 1018
J - efekty optyczne i geofizyczne w atmosferze ziemskiej, powalenie ok. 5.000
km2 lasu, zabicie kilkunastu osób i kilku tysięcy zwierząt na
rażonym obszarze.
·
Trzęsienie ziemi o sile 8,7ºR
- 8.36 x 1017 J - wyzwolenie energii równe eksplozji 20 Mt trotylu.
·
Eksplozja Czułymskiego Meteorytu - 8,5 x 1015 J - wybuch
wysokościowy, brak znaczących efektów, poza błyskiem i hukiem.
·
Wybuch wulkanu Mt. Saint Helens - 8 x 1014 J - wyrzut
1 km3 tefry w atmosferę – około 100 zabitych.
·
Eksplozja tzw. Meteorytu
Jerzmanowickiego
- 7,7 x 1011 J - brak znaczących efektów. Skutki porównywalne do
eksplozji 80-100 kg PMW.
Ciekawe to porównanie pozwala na stwierdzenie, że gdyby to
Tunguskie Ciało Kosmiczne uderzyło w Ziemię, a nie eksplodowało w atmosferze,
to kataklizm przezeń wywołane mógłby być porównywalny z wybuchem Krakatau,
który na lądzie spowodowałby straszliwe terremoto, zaś na oceanie podniósłby
ogromne fale tsunami...
Na załączonej mapce widzimy epicentra głównego i wtórnych
wstrząsów podziemnych, które spowodowały tsunami. Gdyby po ich wystąpieniu
natychmiast uruchomiono akcję ewakuacyjną i wywieziono ludzi z wybrzeży albo w
głąb lądu, albo na pełne morze – to straty byłyby o wiele, wiele mniejsze...
Tyle fakty podane przez historię oficjalną.
Fakty z drugiego
obiegu
A teraz będzie o faktach, które przekazywane są w cieniu
hiobowych wieści z Azji, niejako w drugim obiegu.
Pierwszy intrygujący incydent miał miejsce w dniu 19
grudnia 2004 roku, a zatem na tydzień przed katastrofą, w indonezyjskiej
Dżakarcie na Jawie. Nazwałem tu to wydarzenie Meteorem Dżakarta, bo tak
ochrzciły ten incydent światowe media. Nasz "Super Express" w numerze z dnia 20
grudnia pisał o tym tak:
NA RAZIE BYŁY TO
TYLKO METEORY
Indonezja: Huk
eksplozji obudził w niedziele rano mieszkańców Dżakarty i dwóch podstołecznych
miasteczek. Wszyscy pomyśleli o najgorszym. Ale rychło okazało się, że to nie
zamachy terrorystyczne, lecz prawdopodobnie... deszcz meteorytów! Fakt ten
potwierdziło paru mieszkańców „bombardowanych” okolic. Widzieli „duże
przedmioty” spadające na ziemię. Ale w Indonezji i tak utrzymuje się alarm.
Islamscy maniacy zagrozili, że w okresie świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku
wysadzą w powietrze jeden z hoteli sieci Hilton. [...]
Według informacji BBC, CNN i innych agencji, świadkowie
faktycznie widzieli jakiś ognisty obiekt z płomienistym ogonem lecący nad
miastem o godzinie 07:30 czasu lokalnego (00:30 GMT). Eksperci potwierdzili, że
był to okruch materii kosmicznej, który wtargnął w ziemską atmosferę i spłonął.
Kanadyjska CTV stwierdza ponadto, że obiekt ten był
widoczny na radarach indonezyjskiej obrony przeciwlotniczej. Ów obiekt znikł
jednocześnie z potężnym hukiem, który obudził dżakartyjczyków. Leciał on na
wysokości co najmniej 100 km nad Ziemią, z ogromną prędkością ze wschodu na
zachód. Nie znaleziono żadnych szczątków kosmicznego „gościa”.
Czym było to „coś”? Meteorytem? Ale jakim? Ciekawym jest
to, że meteor ten leciał ze wschodu na zachód, natomiast jedyny promieniujący
radiant Komaberenicydów znajduje się na półkuli północnej w miejscu opisanym
współrzędnymi RA = 11h39m,6 i DEC = +25º, zaś ich prędkość geocentryczna, czyli
Vg = 65 km/s! Są to jedne z najszybszych meteoroidów w okolicach naszej planety.
Szybszymi są od nich tylko Orionidy – 66,4 km/s, h Akwarydy – 65,5 km/s oraz Leonidy – 70,7 km/s. Poza
Komaberenicydami w grudniu i styczniu na naszym niebie promieniują następujące
roje meteorytów:
v Północne Taurydy 19.XI. – 1.XII. max. 13.XI. intensywność:
7/h
v Monocerotydy 27.XI. – 17.XII. max. 10.XII.
v t Hydraidy 3-15.XII. 11.XII.
v c Orionidy Północne 4-15.XII. max.
10.XII.
v c Orionidy
Południowe 7-14.XII. max. 11.XII.
v Geminidy 4-16.XII. max. 14.XII. intensywność: 70/h
v Arietydy 8-14.XII.
v Komaberenicydy 12.XII. – 23.I.
v Ursydy 17-24.XII. max. 22.XII. intensywność: 20-110/h
v Kwadrantydy 1-5.I. 3.I. intensywność: 140/h
v δ Kancerydy 13-21.I. max. 16.I.
Rzeczony „Meteor Dżakarta” – gdyby należał do roju
Komaberenicydów – to powinien lecieć z północy na południe... To jest pierwsza
zagadka, ale nie ostatnia, bowiem niezwykłe meteoryty widziano także w Indiach
już po ataku fal tsunami, ale o tym za chwilę.
W dniu 22 grudnia 2004 roku, PAP informuje powołując się
na Minor Planet Electronic Circular (MPEC) w artykule: Mała planetoida o włos
od Ziemi, co następuje:
W niedzielę
wieczorem planetoida 2004 YD5 minęła Ziemię w odległości zaledwie 35 tys. km,
to tylko 2 tys. km dalej niż odległość orbity geostacjonarnej czyli ponad
jedenaście razy bliżej Ziemi niż Księżyc. Planetoidę wypatrzyli astronomowie z
amerykańskiego obserwatorium na Kitt Peak w Arizonie cztery godziny po
przelocie!
Przemieszczała się ona nad płd. Europą, Afryką i Azją. Czy
była samotna? Skąd się tak nagle wzięła? NASA skwitowała pojawienie się
nieoczekiwanego gościa wielce optymistycznym stwierdzeniem opartym na
obliczeniach prawdopodobieństw przy zastosowaniu satelitów wojskowych:
możliwość kolizji Ziemi z planetoidami błądzącymi w przestrzeni kosmicznej może
zaistnieć najwyżej raz na tysiąc lat. Badania skoncentrowane były jednak na
średniej wielkości planetoidach, czyli takich, których średnica wynosi ok. 50
metrów! Skalę zniszczeń po uderzeniu takiej planetoidy można by porównać do
wybuchu bomby wodorowej w terenie gęsto zaludnionym. To za mało widocznie dla
tej agencji by odrywać uwagę od misji lądowania sondy na Tytanie. Na domiar
złego astrofizycy z Cardiff w Wielkiej Brytanii w Montly Notices of the Royal
Astronomical Society dowodzą że, większość komet jest tak czarna, że aż prawie
niewidzialna. Niczym kosmiczne duchy przemierzają Układ Słoneczny i grożą
niespodziewanym uderzeniem w Ziemię. Czyżby więc kometa?
CDN.