Temat tajemniczego wypadku
lotniczego malezyjskiego Boeinga-777 z lotu nr MH370 nie
schodzi z czołówek światowych mediów. A ja dla odmiany proponuję artykuł Pana Wadima Ilina na temat innej katastrofy,
która miała miejsce parę lat temu i też obfitowała w niezwykłe wypadki. Myślę,
że w tym przypadku mieliśmy do czynienia z czymś podobnym do tragedii w
Smoleńsku i w Azji…
---oooOooo---
Katastrofa
lotnicza nad Überlingen
Wadim Ilin
Dnia 16.VII.1923 roku na
Chodyńskim Polu samolot Junkers-13 w czasie przymusowego
lądowania zahaczył o przewody telegraficzne i spadł na ziemię. Zginął lotnik
wojskowy Aleksiej Pankratiew, ranni
zostali mechanik i trzech kursantów z Akademii Floty Powietrznej.
Wieczorem, 17.XI.2013 roku, w
porcie lotniczym w Kazaniu w czasie lądowania rozbił się lecący z Moskwy
samolot Boeing-737. Zginęli pasażerowie i załoga – wszystkiego 50 osób.
Wyrażono ból i współczucie wszystkim rodzinom zabitych w katastrofie. W związku
z tą tragedią postanowiliśmy Czytelnikom przypomnieć o katastrofie, która miała
miejsce ponad 11 lat temu, na nocnym niebie nad jeziorem Bodeńskim. Tam nade
wszystko doszło do dziwnego, niemal mistycznego zbiegu wielu zdarzeń. Nie mniej
dramatyczne są i następstwa tej tragedii.
Dzieci
poleciały innym samolotem
Nocą 1/2.VII.2002 roku, na
niebie nad niemieckim miasteczkiem Überlingen - 47°46’42” N - 009°10’26” E,
które znajduje się na północnym brzegu jeziora Bodeńskiego zderzyły się
rosyjski Tu-154 (należący do Bashkirian
Airlines, nr boczny RA-84816 z lotu 2937 z Moskwy do Barcelony) i Boeing-757-23APF
transportowej kompanii DHL (nr boczny A9C DHL, nr lotu 611 z Bergamo do
Brukseli). Zginęło 71 osób, w tym 52 dzieci lecących z Baszkirii na wczasy w
Hiszpanii i dorośli opiekunowie.
Tragedię tą poprzedził cały
szereg nieoczekiwanych wydarzeń i dziwnych okoliczności. I tak dzięki pomyłce
pracowników firmy organizującej wyjazd dzieci na wczasy, samolot którym dzieci
z Baszkirii powinny były lecieć do Barcelony, poleciał bez nich. Swój błąd
firma naprawiła w ciągu dwóch dni, organizując dla tych dzieci specjalny rejs
czarterowy.
Zderzenie miało miejsce w
przestrzeni powietrznej , znajdującym się pod kontrolą szwajcarskiej firmy
„Skyguide” w Zurychu, która z początku nie zamierzała wziąć na siebie
odpowiedzialności za katastrofę. Oficjalne kondolencje złożyli rodzinom
zabitych w katastrofie tylko przedstawiciele rządów Niemiec i Szwajcarii.
Kierownictwo „Skyguide’a” dopiero uczyniło to po dwóch latach!
Dlaczego
doszło do zderzenia
Dochodzenie w sprawie przyczyn
katastrofy ujawniło cały szereg wydarzeń, które zaszły wskutek niedbalstwa
pracowników „Skyguide’a”. bezpośrednią winę za katastrofę ponosił dyspeczer Peter Nielsen, który kontrolował
przestrzeń powietrzną, w której zderzyły się te samoloty.
Krytycznej nocy, nie pracował
jeden z radarów Centrum Kontroli Lotów, a na nocnej zmianie zamiast trzech
dyżurnych był tylko Nielsen. Prawdę powiedziawszy, na początku był drugi
kontroler, ale on, za zgodą Nielsena zaprosił do Centrum swoją przyjaciółeczkę
i poprowadził ją na „wycieczkę” po pomieszczeniach. Takie lekkomyślne
zachowanie obu dyspeczerów wyjaśnia się przez to, że intensywność ruchu
lotniczego w tym czasie była całkiem niewielka.
Jakby tego było mało, to
odłączyli oni linię zewnętrznej łączności telefonicznej, pracowała tylko linia
rezerwowa. Ale i ona była niedostępna – bo akurat ją wykorzystywała
przyjaciółeczka kontrolera gadając ze swoimi koleżankami po zwiedzaniu Centrum.
I właśnie dlatego kontrolerzy z niemieckiego centrum zobaczywszy na swoich
radarach możliwość powstania niebezpiecznej sytuacji, nie byli w stanie ostrzec
swoich kolegów w Zurychu.
Na domiar złego, właśnie w tym
momencie w przestrzeni powietrznej „Skyguide’a” pojawił się „niezaplanowany”
samolot, podchodzący do lądowania w porcie lotniczym Friedrichshafen, i tą
właśnie maszyną należało zając się natychmiast i w pierwszej kolejności.
A na to wszystko nałożył się
błąd Petera Nielsena – jego decyzja podjęta w krytycznym momencie. Zajęty naprowadzaniem
„dodatkowego” samolotu, on nie dosłyszał wołania pilotów Boeinga o zaczętym przez
nich zniżaniu pułapu lotu. I przez pomyłkę dał rosyjskiemu samolotowi polecenie
zmniejszenia wysokości lotu.
Systemy ostrzegania o
możliwości zderzenia się z ziemią na obu samolotach pracowały normalnie. W
zaistniałej sytuacji, rosyjski kopilot zastosował się do wskazań automatyki i
zaczął wznoszenie. Jednakże obowiązujące przepisy nakazywały uzyskanie do tego
manewru akceptacji z wieży kontroli lotów.
W rezultacie tego, oba samoloty
znalazły się na prostopadłym kursie i statecznik pionowy Boeinga werżnął się w
środek kadłuba Tu-154 i obydwie maszyny spadły na ziemię.
Przyznanie
się do winy
Winą za katastrofę media
obarczyły przede wszystkim Petera Nielsena. Po katastrofie miał on silne
załamanie nerwowe, zwolnił się z pracy i przez resztę życia cierpiał na duchową
traumę.
Po pewnym czasie, Nielsen
napisał oświadczenie, w którym wyraził swój żal, że w krytyczną noc stał się
winnym tragedii i prosił o wybaczenie rodziny baszkirskich ofiar katastrofy. Niestety,
kierownictwo „Skyguide’a” nie ogłosiło tego oświadczenia. Opublikowano je
jedynie w niemieckim czasopiśmie „Focus”, a Rosjanie o nim niczego nie
wiedzieli. I to stało się jeszcze jedną złą okolicznością dla późniejszych
wydarzeń.
Nielsen poczuwał się do odpowiedzialności
za śmierć 71 ludzi i życie z tą świadomością było dla niego nie do zniesienia. Można
sobie wyobrazić wyrzuty sumienia i męki duchowe, jakie przeszedł. A w półtora
roku po tej strasznej tragedii w próg jego domu wszedł mężczyzna o
nie-europejskich rysach twarzy…
Tragedia
rodziny
W rozbitym Tu-154 znajdowała się
rodzina 46-letniego Witalija Kałojewa
z Północnej Osetii. Ten architekt wysokiej klasy w 1999 roku podpisał kontrakt
z hiszpańską firmą architektoniczno-budowlaną i wyjechał do Barcelony. Jego żona
Swietłana i dwoje dzieci pozostały w
domu, i właśnie wtedy miał on się z nimi spotkać, na lotnisku w Barcelonie, by
razem spędzić urlop w Hiszpanii.
I znów zdarzenie losowe. Kiedy Swietłana
z 10-letnim synem i 4-letnią córką przybyła do Moskwy, to okazało się, że na
samolot do Barcelony nie ma już biletów. Ale zaproponowano jej lot czarterem
Baszkirskich Linii Lotniczych wraz z dziećmi lecącymi na wczasy. Oczywiście ona
z radością się zgodziła…
Dowiedziawszy się o
katastrofie, Witalij od razu udał się do Zurychu, a potem do Überlingen. Zwłoki
jego córki znaleziono w odległości trzech kilometrów od miejsca katastrofy. Zmasakrowane
ciało syna leżało na asfalcie, nieopodal przystanku autobusowego.
Wydarzenie to wywołało u
Witalija głęboką depresję. Powrócił on do ojczyzny, gdzie pochował ciała żony i
dzieci. Na ich mogiłach widziano go nawet nocami.
W listopadzie 2003 roku, firma „Skyguide”
zaproponowała mu odszkodowanie w wysokości 60.000 CHF za żonę i po 50.000 CHF
za każde z dzieci (w przeliczeniu z USD).
Próby
uzyskania przebaczenia
To wszystko doprowadziło
Kałojewa do desperacji. On zażądał spotkania z Allanem Rosserem – szefem „Skyguide’a” i Peterem Nielsenem i przed
kamerami zażądać od nich przeprosin dla wszystkich rodzin ofiar katastrofy oraz
przyznania się do winy za śmierć tych dzieci. Ale odmówiono mu tego. Wprawdzie spotkał
się on z Rosserem, ale ten nie potrafił znaleźć słów, które stanowiłyby jakieś
pocieszenie dla człowieka, który stracił cała swoja rodzinę.
Kałojew wielokrotnie prosił kierownictwo
firmy „Skyguide” o możliwość spotkania z Nielsenem. Chciałby się on spotkać
twarzą w twarz z człowiekiem, który jest odpowiedzialny za śmierć jego
najbliższych. Ale nade wszystko chciał on słyszeć od niego słowa przeprosin i
publiczne przyznanie się do winy. Ale wszystkie jego prośby zostały odrzucone.
I tak więc postanowił on
pojechać do Überlingen jako osoba prywatna. Było to w lutym 2004 roku, w
półtora roku po katastrofie.
Samosąd
Adres Nielsena, Kałojew znalazł
w książce telefonicznej. […] Potem udał się do niego i pokazał mu zdjęcia swej
żony i dzieci.
- Popatrz na nich – rzekł.
Tego, co stało się potem, Kałojew
już nie pamiętał. Jedno jest pewne, że zadał mu wiele ciosów nożem, który
zawsze miał przy sobie i uciekł. Żona i dzieci 36-letniego Nielsena były w domu,
kiedy usłyszała ona jego krzyk. Wybiegła ze swego pokoju i zobaczyła męża
leżącego na podłodze i uciekającego człowieka. Peter Nielsen zmarł na jej
oczach jeszcze przed przyjazdem pogotowia.
Następstwa
zemsty
Znalezienie Kałojewa nie było
trudne – znajdował się on w najbliższym hotelu. Policja zatrzymała go i
odwiozła do kliniki psychiatrycznej, a prowadzący śledztwo sędzia doszedł do
wniosku, że było to morderstwo w afekcie. Po procesie wydano wyrok – 8 lat
więzienia, ale w 2007 roku szwajcarski sąd apelacyjny zniżył mu wyrok – Witalij
wyszedł z więzienia i wrócił do kraju.
Opinia publiczna w Rosji, a
przede wszystkim w Północnej Osetii było po stronie Witalija Kałojewa. Wielu ludzi
uważa, że swym postępkiem wymierzył on sprawiedliwość winnemu. Sam Witalij
jeszcze w więzieniu mówił, że wcale mu od tego nie jest lżej – przecież od tego
nie zmartwychwstanie jego żona i dzieci. I cały czas twierdził, że nie pamięta
jak zabił Nielsena.
Po powrocie do ojczyzny,
zaproponowano mu objęcie teki ministra architektury i budownictwa Północnej
Osetii.
A szwajcarski sąd uznał winnymi
4 pracowników „Skyguide’a” nieumyślnego spowodowania śmierci wielu osób. Trzech
z nich objęto dozorem policyjnym, a jeden zapłacił grzywnę.
Moje
3 grosze
Patrząc na to wszystko, o
czym pisał Pan Ilin zastanawiam się, czy i w przypadku zaginionego samolotu z
lotu MH370 nie mamy do czynienia z czymś podobnym – z całkowitym zlekceważeniem
swoich obowiązków przez obsługę naziemną stacji radiolokacyjnych, które powinny
uderzyć na alarm dokładnie w chwilę po tym, jak na pokładzie Boeinga
777 został wyłączony transponder. Owszem, na ekranie znikł opis odbicia,
ale samo echo samolotu przecież było widoczne! A zatem można było śledzić jego
kurs i wysokość? I to ponoć zrobiono. Ale dlaczego po stwierdzeniu wyłączenia transpondera
nie próbowano ustalić, co się dzieje z samolotem, który zmienił przecież kurs i
poleciał na zachód zamiast na północ??? Przecież już to samo powinno spowodować
alarm i powiadomienie wojsk OPLOT, bowiem mogła się powtórzyć historia z feralnego
dnia 11.IX.2001 roku!
MH370 przeleciał nad
Międzymorzem Kra nad pograniczem tajsko-malajskim i poleciał w stronę Oceanu Indyjskiego,
najprawdopodobniej omijając indonezyjską Sumatrę od północy. Jak to się stało,
że ten samolot-widmo nie zainteresował żadnych wojskowych od OPLOT w tych
trzech krajach? A przecież powinni. Co więcej, powinni poderwać dyżurną parę by
poleciała sprawdzić, co się dzieje – a tego nie zrobiono. Dlaczego??? Nie
zrobili tego ani Malezyjczycy, ani Tajowie, ani Indonezyjczycy! To już jest
całkowicie niezrozumiałe – chyba że komuś bardzo zależało, by ten samolot
leciał nierozpoznany Bóg jeden raczy wiedzieć dokąd.
To tylko kilka pytań,
które nie dają mi spokoju w związku z tą dziwną sprawą. Niedawno kanał
Discovery Channel wyemitował film pt. „Zagadka lotu MH370” w którym twierdzi się
wprost, że do katastrofy (?) doprowadziły rażące luki w procedurach prowadzenia
i kontroli lotów. Dokładnie tak samo, jak w przypadku lotu 2937. Ale pewność
będziemy mieli tylko wtedy, gdy znajdziemy wrak malezyjskiego Boeinga
– a do tego jeszcze daleko…
Źródło – „Tajny XX wieka” nr
51/2013, ss. 8-9
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©