Zofia Piepiórka "Eleonora"
A o co chodzi? Wyjaśnię…
Podczas II WŚ najlepsi naukowcy
z całej Europy pracowali dla Hitlera i jego chorych planów. W 1981 roku, po
„stanie wojennym” wielu naszych najlepszych naukowców wyjechało z Polski na
Zachód lub Południe i tam pozostali pracując dla innych narodów. Wśród nich był
dr. inż. Jan Pająk – fizyk, elektronik i ufolog. Co zrobił dla Polski? Pod
koniec lat 70-tych ubiegłego wieku opublikował w „Przeglądzie Technicznym”
projekt magnokraftu czyli latającego dysku, co jak na te czasy w Polsce było
rewolucyjne i genialne. Wiele osób czytając cykl jego artykułów w „PT” uznało
go za wariata! Cyt: „to wariat, ufo chce zrobić w Polsce?” Tylko że nikt z nich
nie wiedział, że to samo zrobili niemieccy naukowcy już przed II WŚ i w jej
trakcie. Po wojnie te technologie i naukowców przejęli głównie Amerykanie,
Rosjanie i to oni są dzisiaj potęgą techniczną na świecie.
W Polsce był wówczas „stan
wojenny” i nie było pieniędzy ani poparcia dla realizacji jego rewelacyjnego pomysłu technologicznego, a wielka szkoda,
gdyż dzisiaj nasza przyszłość wyglądałaby inaczej. Byłyby miejsca pracy dla
milionów ludzi!! Jednak wówczas genialny odkrywca nie widział tutaj dla siebie
żadnej przyszłości, spakował walizkę i wyjechał do Malezji… ale dokładnie to
nie wiem gdzie teraz jest. Pisał, że ze względu na pracę wykładowcy na
tamtejszych uczelniach przemieszczał się na inne wyspy. Tam pracując naukowo,
już jako profesor dokończył swoje dzieło, czyli wykonał prototyp latającego
dysku. Było to chyba 10 lat temu co sfilmowała o ile dobrze pamiętam TV
Malezji. W reportażu prof. Pająk wyjaśniał, dlaczego to zrobił, a potem wsiadł
do własnej konstrukcji latającego dysku wykonanej z rurek, jak w opisie
schematu technologii magnokraftu. Uruchomił silnik i po kilku sekundach zaczął
się wznosić pionowo w górę… A wszystko to działo się na jego prywatnej posesji,
a nie w laboratorium! Potem nasza TVP pokazała ten film w Telexpresie i
Wiadomościach! Siedziałam przed telewizorem oszołomiona, bo tym samym
udowodnił, że można to zrobić, ale szkoda że nie w Polsce. Jeżeli jest
obywatelem Malezji to dla kogo pracuje?? Może w niedalekiej przyszłości
będziemy kupować jego dyski „made in Malezja” i to za ciężkie pieniądze?!! A co
robią nasi wspaniali fizycy i matematycy??
Dodam, że dr. Jan Pająk zanim
opuścił naszą „ukochaną ojczyznę” swoje opracowanie technologii magnokraftu
pozostawił we wszystkich uczelniach technicznych w Polsce, w bibliotekach
większych miast, przesłał wielu ufologom - ja również otrzymałam. Obecnie od
kilku lat jego opracowanie dostępne jest bezpłatnie na jego stronie
internetowej. Wystarczy wpisać hasło w Googlach – prof. Jan Pająk! Czy dorobił
się na tym majątku? Na pewno korzystają z tego inni, którzy myślą o
przyszłości, ale nie Polacy. Gdy trzeba było nad tym pracować na skalę
przemysłową nagle zrobiła się rewolucja i „stan wojenny” czyli wielki „curven”
– ZAKRĘT. A co teraz szykuje się w Polsce i na świecie? Myślcie szybko… Macie
jakieś wnioski i pomysły? Noo tak… Wtedy nad nami czuwała „Matka Rosyja”, która
zagarniała wszelkie tego typu technologie, bo „Polaszkom to nie nada”! A teraz mamy „Wielkiego Brata” i też nic z tego? Noo…
„chłopaki”, to może chociaż własne „Arecibo”? Profesor Pająk nam nie pomoże,
dorobił się na obczyźnie i nie ma po co tutaj wracać. A ja wciąż wędruję
samotnie z „kijem podróżnym” jak żebrak. We śnie idę jeszcze żwawo pod górę na
„szczyt”, a tam w wizji widzę że w
niedalekiej przyszłości będzie zespół naukowo- badawczy. Mam nadzieję, że
stanie się to w tym roku.
W ten sposób poniekąd
wróciliśmy do miejsca zaginionego samolotu malezyjskiego, tajnych technologii i
eksperymentów…
No to „strzelam” - może kogoś
„trafi” i dotrze tam gdzie ma, a potem będzie radioteleskop…
„Boże chroń mnie od fałszywych
przyjaciół, a z wrogami sobie poradzę…” „Boże… miej nas w swojej opiece…”
Gdynia - 07.04.2014
Moje
3 grosze
Należy się mały komentarz
do tego materiału, a mianowicie: jako racjonalista nie wierzę w dokładność
informacji przekazywanych nam przez sny i wizje. Po prostu dlatego, że są one
odbiciami rzeczywistości w naszej psychice – i zapewne są także efektem twórczego
przetwarzania sygnałów wysyłanych nam przez Obcych, takich czy innych. Nasze
mózgi nie są już albo jeszcze przystosowane do ich odbioru, stąd właśnie
nieczytelność wizji i błędy przekazu, które my odbieramy w odmiennych stanach
świadomości.
Zaginięcie samolotu z lotu
MH370 stanowi zagadkę, ale bardziej kryminalną, niż ufologiczną, chociaż
niektórzy wysoko postawieni wojskowi i funkcjonariusze służb specjalnych
twierdzą, że samolotowi temu towarzyszyły inne nieznane obiekty. Mało tego, w
czasie rozmowy z jednym z nich na antenie jednej z rozgłośni komercyjnych padło
stwierdzenie, iż rząd USA wie o istnieniu UFO i ma ogromne archiwa poświęcone
temu zagadnieniu. Ameryki nie odkrył – wszyscy od tym wiedzą od czasu
opublikowania końcowego raportu „Blue Book”.
Ciekawa jest hipoteza o
ekspertach od technologii „stealth” czy nawet „super stealth”. Teoretycznie
temat niewidzialności uzyskanej przy użyciu cyklotronu czy innego
przyspieszacza próżniowego cząstek naładowanych, które pod wpływem potężnych
pól magnetycznych osiągałyby prędkości relatywistyczne i ich ogromne masy
generowałyby pole grawitacyjne zmieniające metrykę przestrzeni. Sęk w tym, że
do osiągania prędkości relatywistycznych należy stosować ogromne ilości
energii. I im większa prędkość i co za tym idzie masa cząstek, tym więcej
energii do ich przyspieszania trzeba użyć. To jest oczywiste i wynika z Teorii
Względności i słynnego wzoru E = mc2. Czy próbowano czegoś takiego w
czasie II Wojny Światowej? Być może i z różnymi skutkami. Ale w efekcie tego
prace nad tym zagadnieniem zostały zarzucone. I to z prostego powodu – a
wyłuszczyłem to już w moim artykule na temat Eksperymentu Filadelfijskiego –
zob. http://wszechocean.blogspot.com/2012/03/kosmiczna-prawda-o-eksperymencie.html.
Poza tym o wiele lepiej wyłożył to jeszcze w latach 50. Stanisław Lem w powieści „Astronauci”, do której odsyłam
Czytelników. Stworzony tym sposobem niewidzialny samolot czy okręt byłby
niewidzialny, ale… sam też nie mógłby widzieć, chyba żeby wysunął swe sensory
poza zasięg strefy niewidzialności, tym samym stając się widzialnym. To
fizyczny pewnik. Ale… - coś takiego już jest możliwe. Problem jest tylko w
ogromnej ilości energii i… pozostałych konsekwencjach OTW i STW.
I jeszcze jedna
konstatacja, a dotyczy ona prac nad antygrawitacją. No bo co byłoby, gdyby
zamiast protonów rozpędzać antyprotony? Co byłoby, gdyby zamiast materii
rozpędzać antymaterię? Czy wytworzyłoby się pole grawitacyjne o zwrocie
przeciwnym do kierunku pionu? Być może Niemcy nad tym pracowali. Gdzie? Ano w
Ludwikowicach. Wiele wskazuje na to, że słynna „muchołapka” jest ruiną właśnie
takiego urządzenia, które mogłoby wyrzucać w kosmos pojazdy kosmiczne nazistów.
Fantastyka? Oczywiście, bo antymateria ma odmienny ładunek elektryczny i tylko,
a w kontakcie z materią dochodzi do anihilacji i wydzielenia się kwantów
promieniowania γ – zgodnie z równaniem dla (elektronu i antyelektronu): e-
+ e+ => 2γ. Masa antycząstek nie jest (na szczęście) antymasą,
chociaż nie jest to tak do końca pewne…
A propos Ludwikowic i
całego kompleksu Riese, to może
Niemcom chodziło o opracowanie produkcji na skalę przemysłową… antymaterii
właśnie? To oznaczałoby, że poza głowicami A, mogliby mieć także głowice D (od
słowa "dezintegracja”? Literatura SF zakodowała nam to, że anihilacja materii i
antymaterii objawia się straszliwymi wybuchami i błyskami światła. Obawiam się,
że obraz ten jest z gruntu nieprawdziwy, i że wybuch głowicy D objawiłby się
jedynie potężnym błyskiem niewidzialnego dla nas promieniowania γ, które
wyjałowiłoby obszar ataku w promieniu wielu setek kilometrów. I to byłaby
prawdziwa Wunderwaffe! Na szczęście
do tego nie doszło. Problem w tym, że trudno jest utrzymać w ziemskich
warunkach antycząstki bez reakcji anihilacji.
Przewidywania polityczne
też są oczywiste. Prezydent Putin chce restytucji Rosji jako supermocarstwa w
granicach ZSRR sprzed 1991 roku i jak znam życie nikt mu w tym nie przeszkodzi.
Zachód ma swe interesy, które będzie prowadził z Rosją bez względu na jazgot różnych
Kaczyńskich, Tusków i Sikorskich, a straci na tym jak zwykle – Polska. Już
traci, co było do przewidzenia. Eleonora ma całkowitą rację – wpuściliśmy się w
kolejny „zakręt”, z którego możemy łatwo wypaść.
Wracając do malezyjskiego
samolotu – podobno namierzono sygnały z czarnych skrzynek. Tak podały wczoraj i
dzisiaj media. Jeżeli tak, to znaczy, że samolot leży na dnie oceanu, na
głębokości pięciu kilometrów i raczej niemożnością (na razie) będzie jego
wydobycie w całości. A zatem musimy znowu czekać na potwierdzenie tego faktu.
Tak więc mam nadzieję, że jeszcze będzie…
CDN.