Za śnieżnymi przełęczami leży górska kraina wiecznej szczęśliwości - Shangri-La...
Ale mnie przyciągnęły dźwięki muzyki, które wydobywały się z
najbliższego budynku. Po przejściu kilku kroków w ciemnej uliczce, po kilku
chwilach znalazłem się przy ciemnym pałacyku. Pod okapem dachu ujrzałem maleńką
orkiestrę. Nad nią kołysał się lampion rzucający na grających drgające cienie.
Byli to nepalscy staruszkowie. Jeden z nich wodził smyczkiem po strunach
sarangi. Drugi dmuchał w bambusowy flet a trzeci wybijał rytm na bębenku.
Podszedłem do nich i od razu „wszedłem” w muzykę. Była to dziwna i egzotyczna
melodia, a naraz wszyscy trzej zaczęli śpiewać. Zapytałem więc chłopca, który
też patrzył na nich, o czym jest ta pieśń.
- O czym oni śpiewają?
- O górskiej krainie za śnieżnymi przełęczami, gdzie ludzie żyją
długo i szczęśliwie – odpowiedział chłopiec.
- A czy w tej pieśni mówi się o tym, gdzie szukać tej krainy?
- Tak, oczywiście – rzekł chłopiec ze zdumieniem – za śnieżnymi
przełęczami…
Moje 3 grosze
Shangri-La, Szmballa, Agharta… - to są niektóre nazwy mitycznej
krainy, o której mówi się i śpiewa w całej Azji Środkowej. Pisałem już o niej
na moim blogu – zainteresowanych odsyłam na stronę: http://wszechocean.blogspot.com/2011/08/czy-zaginiona-cywilizacja-kwita.html i dalsze. A zatem do tego zbioru dołączam kolejny materiał w tej
tajemniczej sprawie, której końca – jak na razie – nie widać.
W czasie Świąt spotkałem mojego australijskiego kuzyna, lekarza
medycyny dr Bogdana Masłowskiego,
który w swej praktyce lekarskiej połączył europejską medycynę akademicką z
praktykami medycznymi mieszkańców Indii i Australii. Jego praca jest
fascynującą kwidesencją tego, o czym piszą niektórzy autorzy na łamach
„Nieznanego Świata”, co atoli jest osobną sprawą. Mam nadzieję, że uda mi się
namówić go do podzielenia się wiedzą z Czytelnikami „Nieznanego Świata”.
Dr Masłowski podziela mój pogląd, że mieszkańcy Australii i
subkontynentu Dekanu po prostu posiadają wiedzę – bardzo dawną i niemal
zapomnianą na świecie – która to wiedza pochodzi nie tylko z obserwacji
Przyrody i jej zjawisk, ale także z jakiegoś pradawnego źródła: poprzedniej
cywilizacji Atlantydy, Atlantyki, Agharty, Lanki, Lemurii czy Mu/Moo…
Oczywiście do naszych czasów mogła ona dotrwać tylko i wyłącznie w postaci kultu
religijnego, a jej posiadaczem i dysponentem była kasta kapłańska. Tak było
wszędzie na całym świecie: w Egipcie, Sumerze, Mezopotamii, Chinach, itd. itp.
podobnego zdania jest również inny australijski Polonus – Piotr Listkiewicz.
Podobnie było z wiedzą techniczną. Do dziś dnia nie wiemy, jak
powstawały ogromne budowle megalityczne i nie znamy celu ich przeznaczenia. Nie
mówiąc już o takich denerwujących faktach, jak np. to, że jednostki czasu,
których używali antyczni Hindusi można zastosować tylko i wyłącznie do badań
nad jądrem atomowym – a tego już się nie da badać medytacją czy choćby wielokrotnymi
obserwacjami… (zob. Miloš Jesenský –
„Bogowie atomowych wojen” - http://hyboriana.blogspot.com/2012/07/bogowie-atomowych-wojen-1.html) Ich wiedza techniczna jest zastanawiająca i rodzi podejrzenia, że
mamy do czynienia z dowodem na obecność Kosmitów w historii Ludzkości. Kosmitów
raczej nie było – odległości w Kosmosie są tutaj zasadniczą przeszkodą, zaś
przypadkowe odkrycie Ziemi jako planety nadającej się do życia jest
nieprawdopodobnie małe (ale większe od zera), tak więc obstawiamy raczej na
poprzednie Supercywilizacje, które wskutek jakichś przyczyn upadły, przekazując
swą gigantyczną wiedzę istotom ludzkim w formie religii – jedynej możliwej do
przyswojenia dla ograniczonego mózgu człowieka cofniętego do cywilizacyjnego
prymitywu. (Zakładam bowiem, że musiał to być kataklizm w skali całej planety,
który położył kres istnieniu wysokorozwiniętej cywilizacji: np. erupcja
superwulkanu, bombardowanie asteroidami, klęska ekologiczna, czy coś jeszcze
innego.)
Nas być może czeka podobny los w przypadku np. totalnej wojny z
użyciem BMR albo supererupcji Yellowstone, Campi di Flegrei czy innego superkataklizmu.
Być może przyczyny upadku tych cywilizacji tkwią w nich samych: kryzysy
ekonomiczne, wojny, eksperymenty, które wymknęły się spod kontroli. Ślady tego
znajdujemy w mitach na całym świecie. Przecież kto wie, czy wszystkie potwory
Starożytności nie były echem autentycznych eksperymentów genetycznych na
ludziach i zwierzętach prowadzonych przez np. Atlantydów, Lemurejczyków czy
mieszkańców Mu? Czy te wszystkie hybrydy ludzko-zwierzęce, których pełno w
mitologii Egipskiej kiedyś były istotami z krwi i kości? To, że nie znaleziono
ich szczątków wcale nie przesądza o ich nieistnieniu – czy ktoś szukał kości
Centaurów czy Chimery? O ile wiem, to nie.
I jeszcze jeden atrybut bogów – nieśmiertelność. Bogowie są
nieśmiertelni, w przeciwieństwie do ludzi. Czy jest to nieśmiertelność
astronautów czy kosmonautów przemierzających przestrzenie Kosmosu z v =
0,9999999 c, co powoduje, że dla nas ich czas płynie wolniej? Jest to efekt
„paradoksu bliźniąt” i wynika ze Szczególnej Teorii Względności. Czy jest to
nieśmiertelność (też względna) wynikająca z umiejętności przemieszczania się w
wymiarze Czasu? A może jedno i drugie? W każdym razie bogowie, czy też żywe
istoty ludzkie, które je opanowały są dla nas istotami nieśmiertelnymi –
zamieszkującymi w odległej krainie za śnieżnymi przełęczami…
Jest jeszcze jedna możliwość, a mianowicie taka, że nie są to żadne
istoty ludzkie na jakimkolwiek szczeblu rozwoju – jak zakładają to ufolodzy – a
byty powołane sztucznie do życia, mechaniczne lub biomechaniczne, jak założyłem
to ongi (zob. R. Leśniakiewicz – „Obcy z Kosmosu – żywi czy martwi?” - http://wszechocean.blogspot.com/2011/11/obcy-z-kosmosu-zywi-czy-martwi.html), a zatem mamy do czynienia nie z żywymi istotami, ale robotami.
Doskonale wyczuł temat Stanisław Lem
pisząc swoją „Cyberiadę”, „Niezwyciężonego” i kilka innych genialnych powieści
i nowel, w których dowodził, że Rozum wcale nie musi być tożsamy z istotami
żywymi… Dlatego też nie zdziwiłbym się, gdyby komuś udało się udowodnić, że np.
taki gromowładny Zeus był de facto
robotem…
Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 51/2013, ss. 20-23
Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©