Zdjęcie "dziury w Biegunie Północnym" wykonane przez satelitę ESSA-7
Michaił Taranow
Na Biegunie Północnym i
Południowym obowiązuje czas GMT (UT lub UTC), ale na stacji Amundsen-Scott położonej na Biegunie
Południowym – obowiązuje czas Nowej Zelandii – NZST (GMT + 12 h).
W swej powieści
fantastyczno-naukowej „Plutonia” (1924, wyd. polskie: Warszawa 1953),
poświęconej także Arktyce, rosyjski geolog i geograf, akademik Władimir Afanasjewicz Obruczew zajrzał
także… w głąb Ziemi. I ujrzał, że nasza planeta jest pusta w środku!
Niewiarygodna hipoteza, nieprawdaż?
Plamy
na Słońcu
O co chodzi w tej powieści? Na
początku 1914 roku, geofizyk i astronom Nikołaj
Nikołajewicz Truchanow, już od kilku lat nie wstający z krzesła
inwalidzkiego, tworzy hipotezę, zgodnie z którą Ziemia jest pusta w środku. W
jej wnętrzu znajduje się swoisty świat roślinny i zwierzęcy, oświetlony
wewnętrznym światłem. Aby udowodnić tą hipotezę, Truchanow organizuje polarną
ekspedycję na „Ziemię Nansena”, gdzie – według jego obliczeń – powinno
znajdować się wejście do podziemnego świata. W skład ekspedycji wchodzą:
geolog, meteorolog, zoolog, botanik i awanturniczy poszukiwacz złota. Zanim
wybiorą się w podróż, otrzymują oni od Truchanowa zalakowaną kopertę…
I tak ekspedycja sforsowała
górski grzbiet i zaczyna opuszczać się w dół. Jej uczestnicy osiągnęli już dno
rozpadliny i zaczynają znowu wspinać się w górę, ale wskazania przyrządów mówią
coś innego, a mianowicie: członkowie ekspedycji nie idą pod górę, ale wręcz
odwrotnie – wciąż schodzą w dół, w bezdenną głębinę. Słońce nad nimi stoi w
zenicie, i nie wiedzieć dlaczego pokrywają je ciemne plamy. Wtedy uczeni
otwierają kopertę, którą dostali od Truchanowa, i dowiadują się, że celem ich
ekspedycji jest dowiedzenie tego, że Ziemia jest pusta w środku i w jej wnętrzu
istnieje życie.
W tej powieści, na tle
niezmiernie ciekawych przygód znajduja się tez bardzo dokładne opisy dawnych
zwierząt, z którymi spotykali się nasi podróżnicy, a także skał i rud
pierwiastków, które znaleźli oni we wnętrzu planety. No i bardzo interesującym
jest pytanie, dlaczego tak znany geolog, akademik, dyrektor instytutu i
kierownik wielu ekspedycji naukowych W. A. Obruczew napisał taką fantastyczną
powieść?
Północne wejście do Plutonii...
Gdzie
spływają wody
Kilka lat temu miałem okazje
przeczytać artykuł akademika Jewgienija
Worobiewa, w której napisał on, że w 1947 roku kontradmirał US Navy Richard Byrd w czasie lotu badawczego nad
Biegunem Północnym zaobserwował z powietrza na lodzie dziwną plamę. A potem
jemu przyszło do głowy, że widzi miraż: zamiast białego lodowego pustkowia pod
maszyną widział on zalesiony teren, rzekli i łąki, na których pasły się
zwierzęta podobne do mamutów.
Kiedy po wielu latach
opublikowano dziennik Richarda Byrda, to oczywiście nie dano im wiary. I nie ma
się czemu dziwić. Przecież zgodnie z współczesnymi teoriami geologicznymi, pod
ziemia znajdowała się tylko roztopiona magma.
Prawda jest taka, że byli
uczeni, którzy tworzyli modele budowy Ziemi. jeden z nich – angielski astronom
sir Edmund Halley w 1692 roku
założył, że powierzchnia Ziemi jest ogromną skorupą o grubości 1000 km. W jej
wnętrzu znajduje się jądro wielkości Merkurego, które ogrzewa wewnętrzną część
planety, na której istnieje życie. I jeszcze jedno ciekawe spostrzeżenie
astronoma. Efekt zórz polarnych objaśnił on tym, że „podziemna” atmosfera
wyrywając się i mieszając z „ziemską” zaczyna świecić.
Współczesny Halleyowi
szwajcarski matematyk Leonard Euler,
akademik Petersburskiej Akademii Nauk, opracował podobną teorię. Według niego,
nasza planeta Ziemia okazuje się być pustą w środku, zaś w jej centrum ma
znajdować się jeszcze jedno słońce, które świeci nad zamieszkałymi
kontynentami.
Byli też uczeni, którzy nie
tylko wysuwali teorie o pustej Ziemi, ale i organizowali ekspedycje w celu
udowodnienia swych tez i dostać się do podziemnego świata. W 1818 roku John Clive Symmons Jn. przedstawił
kongresmenom i największym uczonym USA swoją hipotezę: Pusta Ziemia składa się
z kilku koncentrycznych sfer, znajdujących się jedna nad drugą i ma na
Biegunach wejścia do jej wnętrza… „Znajdziemy w niej ciepłe i bogate ziemie,
obfite w kopalne surowce, rudy i zwierzęta, a może także i zamieszkałe przez
ludzi, jak tylko osiągniemy 82 stopień szerokości geograficznej północnej” –
argumentował on.
[Zob. - http://wszechocean.blogspot.com/2011/06/ziemia-byc-moze-jest-wydrazona.html -
uwaga tłum.]
Hipotezie o „otworach w
Biegunach, gdzie ściekają wody” niektórzy uczeni ochoczo przyklasnęli.
Dziwne
zdjęcia
W ZSRR hipoteza Obruczewa o
podziemnym świecie wpłynęła nie tylko na miłośników literatury sci-fi, ale i na kierownictwo państwa!
Wedle poglądów badacza W. Kriesławskiego,
aktywność radzieckich badań
antarktycznych w latach 30. i 40. objaśnia się niczym innym, jak
życzeniem władz zweryfikowania tej „zwariowanej” hipotezy słynnego uczonego.
[Radzieckie badania
antarktyczne – wedle Wikipedii i WEP – rozpoczęły się dopiero po 1945 roku i
stanowiły one przedmiot rywalizacji pomiędzy USA a ZSRR – podobnie jak
rywalizacja w kosmosie. Wiąże się ona także z badaniami nad militarnym
wykorzystaniem Antarktydy i Antarktyki przez oba supermocarstwa – uwaga tłum.]
Nie tylko radziecki rząd
przedsiębrał próby przejścia przez otwory na Biegunach do podziemnej Plutonii. Słynny
działacz polityczny i badacz Arktyki Michael
Serrano w artykule, który opublikowano w 2006 roku, wyraził swe twarde
przekonanie o istnieniu podziemnego świata:
…ważną
jest kwestia wyjaśnienia argumentów i teorii, które dotyczą pustej Ziemi, w
których ja widzę jedynie powtórzenie lub nawrót do dawnej idei, która przewija
się w wielu mitach i legendach, a które wskazują Ludzkości szczególne
znaczenie…
Stosunek do realności istnienia
Plutonii zmieniło się w końcu XX wieku, kiedy badacze dostali do swych rąk
zdjęcia terytoriów polarnych zrobione z kosmosu przez sztuczne satelity i
statki załogowe. Na nich uczeni zobaczyli dziwny rozkład zórz polarnych. Przez
długi czas uważano zorze polarne za świecenie rozrzedzonych warstw powietrza
pod wpływem protonów (p+) i elektronów (e-)
przenikających do atmosfery z kosmosu.
To prawda. Fritjöf Nansen i inni badacze Arktyki pisali w swych wspomnieniach
o polarnych krainach o ogniowych pełganiach zorzy, podnoszących się od
horyzontu i ulatujących w górę, do zenitu. Na takie informacje poważni uczeni
nie zwracali uwagi, póki w 1968 roku amerykański satelita ESSA-7 nie przekazał na
Ziemię zdjęć Bieguna Północnego. Przy pełnym braku obłoków, co na tego rodzaju
zdjęciach występuje niezmiernie rzadko, w rejonie Bieguna Północnego widoczna
była ogromna dziura. Zdjęcie to przeszło pomyślnie wiele ekspertyz, które
orzekły jego autentyczność…
[ESSA – to US Environmental Science Services
Administration – a jej satelity wykonywały misje satelitów
meteorologicznych z program Tiros. Satelity te wykonywały
zdjęcia chmur, które dostarczały drogą radiową do US Weather Bureau i US National
Meteorological Centre. Ogółem wystrzelono 9 satelitów ESSA, które pracowały przez
4 lata dostarczając kilkaset tysięcy zdjęć – zob. http://science.nasa.gov/missions/essa/.
Zdjęcie „dziury” wykonane zostało także przez kamery satelity ESSA-3.
„Dziura” ta ma swe naturalne wyjaśnienie i powstała wskutek przerw technicznych
oraz wyłączania satelity w czasie przelotu nad nieinteresującym fragmentem kuli
ziemskiej, co jest częstą praktyką w kosmonautyce i pozwala zaoszczędzić
energii. Drugim powodem powstania takiej „dziury” jest obszar nocy polarnej w
okolicach Bieguna Północnego. Podobne zjawiska obserwuje się także na Biegunie
Południowym, a zdjęcie to nie jest pojedynczą fotką, ale mozaiką złożoną z
wielu zdjęć. Gdyby była tam rzeczywiście jakaś „dziura” do wnętrza Ziemi, to na
jej tle widoczne byłyby obłoki (których nie ma) a także widoczne byłoby
centralne słońce zwane Plutonem i/albo Prozerpiną, czego też nie widać. A zatem
zdjęcie jest autentyczne, ale jego interpretacja – fałszywa. A trochę szkoda… -
uwaga tłum.]
Dziwne kosmiczne zdjęcia
zostały wykonane także na Antarktydzie. Obrazy wykonane przez sztuczne satelity
NASA pokazują dokładnie, że pochodzenie zorzy polarnej jest z wnętrza Ziemi i
tworzą one krąg w okolicy Południowego Wyjścia.
[Tak naprawdę, to jest to krąg,
ale wokół Południowego Bieguna Magnetycznego, który aktualnie (rok 2010)
znajduje się na Płaskowyżu Polarnym, na 80°08’ S - 107°79’ E – uwaga tłum.]
Amerykański zwolennik teorii
pustej Ziemi – John Mac Nibbly
wykazuje trzy zjawiska, które świadczą za słusznością teorii pustej Ziemi i
istnieniem podziemnego królestwa. I tak:
1.
Na zdjęciach Antarktydy doskonale widać, że na
jedną stronę plamy – interpretowanej jako wejście w głąb Ziemi – od spodu
wypełza mgła. A skąd by się ona mogła pojawić, gdyby tam nie było podziemnego
świata?
2.
Od tego obszaru kontynentu, gdzie znajduje się
rzeczona plama, wylot do podziemnego królestwa podchodzi blisko do oceanu, a
tam widać ogromną ilość gór lodowych. Jest to związane – według niego – ze
zjawiskiem „wyciekania lodu z ciemnego okrągłego obszaru, który znajduje się na
84°24’ S - 39° E.”
3.
Jeżeli przyjrzymy się kierunkowi prądów
powietrznych na Antarktydzie, to zauważymy iż większość z nich kieruje się do
strefy w pobliżu Ziemi Królowej Maud i w ogóle ku afrykańskiej strefie
Antarktydy. Wiatry powstają w wyniku zmiany lekkiego, ciepłego powietrza
wylatującego z podziemnego świata, na bardziej ciężkie i zimne.
John Mac Nibbly także
przeprowadził dowód na to, że i inne planety Układu Słonecznego są puste w
środku. Jako dowód przytacza on znaleziony w Internecie obraz Wenus w
promieniach podczerwonych, na którym widać, temperatura gazów atmosferycznych
ostro zniża się w miarę zbliżania się do tamecznego bieguna północnego. A potem
naraz w samym centrum nieoczekiwanie odkrywa się „plamka ciepła” – to jest
punkt wenusjańskiego bieguna.
[Niestety – zdjęcia wykonane
przez ziemskie statki kosmiczne nie potwierdzają rojeń stronników pustej Ziemi
i cała ta pseudo-teoria pozostanie li tylko naukową ciekawostką. Tym niemniej
istnieje możliwość istnienia planetarnego podziemia w formie rozległych pustek
w skalnej skorupie ziemskiej, gdzie może istnieć podziemny świat
Szambali-Agharty, którego tak poszukiwał Hitler i jego Parteigenossen z Himmlerem na czele. Nie udało się im go znaleźć,
mimo intensywnych poszukiwań prowadzonych w latach 30. i 40. przez
wyspecjalizowane ekipy uczonych SS, ale czy oznacza to, że Szambala nie
istnieje? – uwaga tłum.]
Źródło – „Tajny XX wieka” nr
50/2013, ss. 28-29
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©