Maksim Łakomskij
Na pierwszym logotypie firmy
Apple był pokazany Issac Newton i jabłoń, z której spada
mu na głowę jabłko. Był on za bardzo przeładowany szczegółami i w ciągu roku
zmieniono go – pozostało z niego tylko jabłko…
Szkodliwe wirusy komputerowe
otaczają zewsząd użytkowników PC na każdym kroku. Rozwijając technologie
informatyczne, człowiek przenosi do wirtualnego świata możliwości, pozwalające
mu na rzeczywisty wpływ na otaczającą nas rzeczywistość i nią manipulować. Ale
co się stanie, kiedy wytworzone ludzka ręką, szkodliwe funkcje będą w stanie
wyjść ze świata wirtualnego do naszego życia w realu i wywrzeć zwój wpływ na
każdego człowieka? Powiecie, że to fantastyka z odległej przyszłości? W rzeczy
samej, taki dzień może zdarzyć się o wiele szybciej, niż się nam wydaje.
Pierwsze
niebezpieczne programy
Pierwsze odmiany wirusów
komputerowych pojawiły się już w 1981 roku i były dalekie swoimi możliwościami
od dzisiejszych analogów, ale miały tą samą zasadniczą właściwość: możliwość
samoreplikacji – automatycznego kopiowania swego kodu, w tym także na cyfrowe
nośniki, i dalszego rozprzestrzenianiu się na inne EMC, z których pierwszą
ofiarą stał się komputer Apple II. I
właśnie ze względu na szybkość i skuteczność „zarażenia” większej ilości
komputerów te złośliwe oprogramowanie zostały nazwane wirusami – żywymi
cząstkami białka porażającymi komórki żywego organizmu.
Począwszy od lat 80., ilość
programów-wandali znacznie wzrosła, ich jakość też się podwyższyła
wielokrotnie: pojawiły się wirusy blokujące załadowanie systemów operacyjnych,
niszczące dane kompleksowo lub selektywnie, kradnące programy i same
informacje, i wiele innych. Dzisiaj wirusy komputerowe mają silny wpływ na
ekonomikę, stworzyły cały czarny rynek ich produkcji i używania.
Przeciwko
cyberwojnom
Praktycznie każdy właściciel
jakiegoś biznesu prowadzonego przez Internet może korzystać z usług
programistów, żeby zabezpieczyć komputery. Wydatki na programy ochronne w
krótkim czasie się zwracają. Czy można zatem mówić o prawdziwych cyberwojnach
wielomilionowych korporacji i holdingów bankowych? Przez ataki hakerskie w
wielkim biznesie traci się i marnuje całe miliony. A przecież wirusy
komputerowe mogą mieć nie tylko cywilne, ale i wojskowe przeznaczenie.
W sierpniu bieżącego roku
(2013) Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej ujawniło powołanie profilowanego oddziału specjalnego
przeznaczenia, którego zadaniem będzie nie tylko zabezpieczenie bezpieczeństwa
informatycznego, ale i opracowanie środków prowadzenia cyberwojny. Który
dowódca nie chciałby mieć w swoim arsenale broni, która po naciśnięciu guzika
likwiduje łączność pomiędzy wojskami nieprzyjaciela albo powoduje padnięcie
całej wrażej elektroniki? Ale to wcale nie jest apogeum możliwości wirusowych
technologii!
Diaboliczne
wirusy?
Na początku XXI wieku, po
globalnej Sieci hulała strasząca legenda o złośliwym programie o nazwie „666”,
który zasłużył na swą diaboliczną nazwę z powodu szczególnego rozmiaru, który
wynosił 666 bajtów. Clou mitu
zasadzał się w tym, że wirus na każdym 25 kadrze obrazu wyświetlanego na
ekranie generował wielobarwne wzory, które wpływały niewidzialnie na
używających komputery. To doprowadzało u nich do tachykardii, skokowego
zwiększenia ciśnienia krwi, od czego ludzie dostawali śmiertelnych wylewów krwi
do mózgu czy zawału serca.
Takiego wirusa w
rzeczywistości nie było, jak to później potwierdził sam autor legendy, która
powstała na dzień 1 kwietnia. Jednakże na dzień dzisiejszy nie można odrzucać możliwości stworzenia
złośliwego oprogramowania, które będzie w ten sposób, podprogowo, wpływać na
człowieka i doprowadzać go do utraty zdrowia lub/i śmierci. I tak np.
epileptycy – jak na nich mogą wpłynąć takie efekty wizualne? (Nie tak dawno
doszło do skandalu związanego z wyemitowaniem przez telewizję NHK programu, po
którym epileptycy masowo mieli ataki padaczki. Podobnie rzecz się miała z
niektórymi grami TV i komputerowymi, które trzeba było wycofać ze sprzedaży –
przyp. tłum.) Istnieje cała masa chorób neurologicznych i niewiele mniejsza jest liczba ludzi na nie
chorujących. Ale zły wpływ zarażonych
komputerów może rozciągać się także na zdrowych ludzi. A już w naszych
czasach w polu rażenia wirusami są nie tylko stacjonarne PC, ale rozmaite
tablety, smartfony, laptopy, palmtopy i inne przenośne urządzenia informatyczne
cały czas znajdujące się pod ręką swych właścicieli i użytkowników. Wystarczy, że taka śmiercionośna technologia
dostanie się w ręce ludzi bez skrupułów i w mgnieniu oka stanie się ona cyfrową
dżumą nowego tysiąclecia.
Zagrożenie
dla ludzi
Biorąc pod uwagę wysoki
rozwój badań i nauk medycznych, dzięki którym leczy się ludzi drogą
wszczepiania im cybernetycznych implantów i stymulatorów w rodzaju sztucznych
protez kończyn czy kardiostymulatorów, już w najbliższym czasie należy
spodziewać się pojawienia się wirusów porażających bioniczne zamienniki
wszczepione człowiekowi w zamian utraconych części ciała. Połączenie
cybernetyki i biologii – to dostatecznie złożona sprawa, w której tajemnice
dopiero zaczęliśmy wnikać, i przeciwdziałanie działaniu takiego „zarażonego”
implantu na zdrowie człowieka go noszącego będzie bardzo trudne.
Doskonałym przykładem na pojawienie
się podobnych wirusów może posłużyć historia Marka Hassona, brytyjskiego uczonego z Uniwersity of Reading, który
w ramach eksperymentu „zainfekował” specjalny podskórny elektroniczny
czip-przepustkę, dającego dostęp do uniwersyteckiego laboratorium. W rezultacie
dokonanego przezeń doświadczenia, nieszkodliwy program „zainfekował” cyfrowy
system zabezpieczeń i replikował się na wszystkie analogiczne urządzenia
kolegów Marka, tym samym potwierdzając realność takiego zagrożenia.
Przełom
w biocybernetyce
W 2011 roku wirusy
komputerowe obchodziły swe 30-lecie istnienia, i znany w kręgach naukowych
genetyk Craig Venter przygotował na
ten czas innowacyjny „prezent”. Utalentowany
uczony „wyważył drzwi” dla kolosalnego przełomu w biocybernetyce, tworząc
pierwszą w historii biosyntetyczną bakterię z możliwością samoreplikacji (w
maju 2010 roku – przyp. tłum.) Dzięki temu odkryciu, Venter wcześniej znany z
prac nad rozszyfrowaniem ludzkiego genomu, stał się prekursorem w zakresie syntezy
sztucznego życia, dając możliwości naszej nauce na wydźwignięcie się na
niespotykany dotąd poziom.
Jednakże nie patrząc już na
praktyczne zastosowania, ten przełom mógłby przynieść także i opłakane skutki. Najnowsze
osiągnięcia bioniki mogą lekko przywieść Ludzkość do katastrofy, jeżeli
człowiek utraci nad tym wszystkim kontrolę. Jeżeli dzięki inżynierii
genetycznej zaprogramujemy syntetyczne wirusy, mogące wywierać wpływ na
zakażonego nimi człowieka, podarujemy terrorystom lub bezrozumnemu geniuszowi,
to ci socjopaci staną się dysponentami najgorszej z możliwych wersji broni
biologicznej – broni B. Najgorszej z dotychczas opracowanych.
A jak się mogą przed tym
chronić zwyczajni, szeregowi obywatele? Nowymi pokoleniami wszczepianych na do
organizmu antywirusów? A może wyspecjalizowanymi mózgowymi filtrami spamu? Odpowiedź
na te pytania przyjdzie bardzo szybko, wszak weszliśmy w wiek fantastycznych –
na pierwszy rzut oka – technologii…
Moje
3 grosze
Z tego wszystkiego
najciekawszą informacją jest ta o syntezie żywych organizmów. Bo skoro da się zsyntezować pojedyncze komórki
mające możliwość samo powielania się, to oznacza, że został wykonany krok w
stronę kreacji kolejnej generacji życia w Układzie Słonecznym. Dzięki temu
będzie można dokonać terraformacji
planet nieprzyjaznych życiu: Wenus i Marsa. A ja pójdę dalej i zapytam: czy
ktoś 3,6 mld lat temu czegoś takiego nie przeprowadził na Ziemi??? Warto by
było się nad tym zastanowić i poszukać dowodów w najstarszych skałach naszej
planety.
Źródło – „Tajny XX wieka” nr
47/2013, ss. 28-29
Przekład z j. rosyjskiego – Robert
K. Leśniakiewicz ©