Powered By Blogger

środa, 12 sierpnia 2015

KOŚCIÓŁ RZYMSKOKATOLICKI A NEW AGE




Jarosław "Fox Mulder" Krzyżanowski


Poniższa niezwykła historia wydarzyła się naprawdę. Niezależnie czy w nią uwierzysz czy nie, być może stanie się dla Ciebie i innych realnym ostrzeżeniem. Przeczytaj i przemyśl to sam! Możliwe że przeżyłeś kiedyś coś bardzo podobnego i możesz porównać poniższe z własnym.

Byłem katolikiem  przez dwadzieścia lat, świadomie przez połowę tego okresu.  „Włączono”  mnie do tego wyznania bez mojej świadomości podczas "chrztu". Dzisiaj mam 29 lat. Osiem lat temu wreszcie samodzielnie sięgnąłem po Biblię. Dlaczego i co się przedtem oraz potem wydarzyło, niech przedstawi to wyjęta z mojego życia krótka historia:

Tuż przed ukończeniem szkoły średniej na poważnie zainteresowałem się naukami z    pogranicza: parapsychologią i astrologią. Ponieważ zawsze interesowałem się tym co dziwne, tajemnicze i ciekawe, zaangażowałem się szczególnie mocno w dziedzinę radiestezji i astropsychologii. Byłem swego czasu dość dobrze wprawionym radiestetą potrafiącym odnaleźć tzw. żyły wodne (kanały wody podziemnej), sieć geopatyczną ziemi (niewidzialne promieniowanie w kształcie sieci), miejsca "energetyczne mocy biopola" i inne parafizyczne anomalie. Nie stroniłem też od astrologii (miałem wręcz bzika na punkcie horoskopów i magicznych znaków) oraz tzw. Białej magii (Feng - Shui - wpływ aranżacji wewnętrznej mieszkania na samopoczucie człowieka). W domu i w każdym innym miejscu noclegowym nie kładłem się spać bez wcześniejszego użycia wahadełka lub tzw. różdżki hiszpańskiej (krzyżujące się ze sobą zgięte druty, trzymane w obu dłoniach). Długo bym opisywał swoje sukcesy wykrywania w/w źródeł promieniowania i związane z tym częste przemeblowania w moim mieszkaniu i w mieszkaniach moich kolegów. Nie byłem "zawodowcem" w tej dziedzinie - ale uczyłem się od lepszych ode mnie. Po diagnozach radiestezyjnych zawsze było wiadomo, gdzie należy stawiać "ekran radiestezyjny" - specjalne urządzenie niwelujące ewentualny wpływ energii biopola na organizmy żywe. Jeśli ktoś pragnął poczuć się lepiej, mógł zasięgnąć odpowiedniej porady i uzyskać tzw. amulet, najczęściej kamień szlachetny lub minerał dopasowany do czyjegoś znaku zodiaku. Amulety te miały za zadanie regenerację i ochronę tzw. aury roztaczającej się wokół organizmu ludzkiego. Minerały lub kamienie przynoszące szczęście były dobierane przez prawdziwych mistrzów tej dziedziny. W razie potrzeby poszukujący pomocy mógł również uzyskać "obraz radiestezyjny" - specjalnie wykonany rysunek konturów subiektywnych. Należało go zawiesić na ścianie, wpatrywać się weń kilka razy dziennie by dostrzec określoną postać. W moment wpatrywania i dostrzeżenia kogoś na obrazie wpisany był proces uzyskiwania energii biopola i stopniowego uzdrowienia organizmu. Największym fenomenem w parapsychologii jest akurat to, że w/w urządzenia i amulety naprawdę działają! Przynoszą szczęście i powodzenie. ALE TYLKO NA POCZĄTKU. W rzeczywistości uzależniają delikwenta od siebie, który na zawsze swój los kojarzy tylko z określonym przedmiotem. Niestety, nikt mnie nie ostrzegał przed zgubnym wpływem owych nauk (zwanych dalej okultyzmem), gdyż nawet członkowie Odnowy w Duchu Świętym, na której spotkania regularnie uczęszczałem, stosowali się chętnie i często do wskazań traktującej o tych naukach odpowiedniej literatury. Nikt nie był na tyle obeznany z Pismem Świętym, aby przekazać wszystkim zainteresowanym, że Biblia kategorycznie zabrania takie, czy inne praktyki! Ale nawet wówczas ja podzielałem zdanie wszystkich uczestników Odnowy, zwłaszcza gdy prowadzący nasze spotkania franciszkanin na jednym z nich wróżył dwóm dziewczynom z ręki... . Pomyślałem więc, że to dozwolone.

Ten stan trwał ogólnie przez dwa lata. W tym czasie moje osobiste zaangażowanie w dziedzinę radiestezji wzrosło do tego stopnia, że czasami nawet nie potrzebowałem różdżki, wystarczyły mi do badań terenowych własne dłonie. Ponadto nauka ta zakłada istnienie różnych kolorów aury wokół człowieka, a także różnokolorowe promieniowanie oczek "siatki szwajcarskiej". Jeżeli np. kolorem mojej aury jest zielony, to wówczas powinienem ustawić moje łóżko nie tylko poza zasięgiem żył wodnych, ale również w środku zielonego oka. Tam też powinno stać moje krzesło lub fotel, na którym najczęściej przebywam. Wszystko to mam czynić po to aby zmagazynować w swoim organizmie tzw. pozytywną energię i poczuć się jak najlepiej. Wiedza i wyczucie wzrastały z dnia na dzień. I wtedy nastąpił kryzys. Uświadomiłem bowiem sobie, że jestem człowiekiem uzależnionym. Wszędzie, gdziekolwiek się udawałem, dla „bezpieczeństwa” były mi potrzebne przyrządy pomiarowe, nie potrafiłem bez zbadania przebiegu żył wodnych pod moim łóżkiem zasnąć, amulety były mi bardziej potrzebne niż osobista wiara w Boga i modlitwa. Przeżywałem straszne koszmary senne, czułem czyjąś obecność w moim pokoju, myślałem że ktoś za mną chodzi, itp. Mój dalszy kolega, też radiesteta przeżywał bardzo podobne zdarzenia. M.in. widział biedronki przemawiające doń z jego własnych ramion, tajemnicze stukanie, pukanie, odgłosy kroków w ciemnym pokoju, itp. Obaj myśleliśmy, że zwariujemy. Można by pomyśleć że to nie "złe moce", ale zwykła psychoza strachu zapoczątkowała i pogłębiła nasz stan. Nic bardziej mylącego! Sposób i metody naszych badań przyczyniały się do coraz lepszego samopoczucia na początku kariery radiestety i dlatego też wciągały nas bez przerwy weń głębiej i głębiej. Aż pewnego dnia przyszło rozczarowanie i strach. Lęk przed niebezpieczeństwem był tak silny (autentyczne poczucie zagrożenia przez pomieszanie zmysłów), że od razu zapragnąłem ucieczki do Kościoła Katolickiego i modlitwy. Szczerze pragnąłem mocniej zaangażować się w Odnowę i "wiarę moich przodków". Widziałem w tym mój jedyny ratunek. I wtedy stało się. Zaskoczenie poniższym faktem przeszło wszelkie oczekiwania i wyobrażenia. Można go z całą pewnością nazwać nieprawdopodobnym wręcz odkryciem. Gdy w modlitwie zwracałem się w kościele do obrazu Matki Boskiej, zupełnie niespodziewanie zauważyłem że ten właśnie obraz, jemu podobne jak i figury świętych, które otoczono najwyższą czcią, koncentrują i wydzielają energię silnej aury biopola, identycznej z cechami energii promieniowania żył wodnych lub tzw. siatki geopatycznej. Podobizny zachowują się jak "miejsca mocy" - koncentrują w sobie uzyskaną od biopola, aury wiernych energię promieniowania, po czym oddają ją z powrotem, uzależniając od siebie. Często spotykane jest tu działanie odwrotne - figura lub obraz działają jak ekran radiestezyjny - niwelują nadmiar energii lub jej negatywny wpływ. Nie ma bowiem różnicy pomiędzy amuletem i jego działaniem na człowieka, a tzw. święconym medalikiem czy szkaplerzem. Ich wpływ na aurę jest identyczny, mechanizm działania pozostaje ten sam, tylko teoretycznie zadania są różne. Podobnie można tu porównać tzw. wodę święconą z naenergetyzowaną przez bioenergoterapeutę wodą mineralną. Odkrycie jest autentyczne i zostało potwierdzone przez innych radiestetów. Ci ludzie, nie znający nawet drugiego przykazania (" ...Nie czyń sobie podobizny rzeźbionej czegokolwiek (...) nie będziesz się im kłaniał i nie będziesz im służył... "), potwierdzili swoim autorytetem i doświadczeniem, że nie wolno wykonywać ani stawiać żadnych podobizn w kościołach, ponieważ WSZYSTKIE one kumulują energię aury i energię biopola jak kondensatory, którą następnie oddają użytkownikom czyli nieświadomym niczego, modlącym się do nich wiernym. Te i inne doświadczenia, potwierdzone niezależnie ode mnie, odciągnęły mnie po pewnym czasie zdecydowanie od kultów Kościoła Rzymskokatolickiego. Długo przeżywałem swoje młodzieńcze i wstrząsające mnie wówczas do głębi doświadczenia. Wtedy wiedziałem już, że nie mogę pozostać w swoim "macierzystym" kościele. Nawet gdybym to uczynił, większości rzeczy najzwyczajniej w świecie nie praktykowałbym. Pragnąłem jednak pozostać wierzącym, uczciwym  chrześcijaninem. Jasne jednak stało się, że oto czeka mnie wyznaniowa emigracja. Jak powiedziałem na początku historii, sięgnąłem wreszcie samodzielnie po Biblię. Było to akurat w tym samym czasie gdy odrzucałem radiestezję i poznałem wierzących, ewangelikalnych chrześcijan. Ci ludzie wysłuchawszy mojej historii i doświadczeń, głęboko modlili się o moje wyzwolenie. Ja wówczas po raz pierwszy w moim życiu zacząłem modlić się do Boga bez żadnych pośredników z wyjątkiem Chrystusa. Po około pół roku ciężkiej duchowej walki doszło do przełomu - przyjąłem Jezusa jako osobistego Pana i Zbawiciela i narodziłem się na nowo w Duchu Świętym. Długie godziny sennych koszmarów, wiecznych niepokojów i głębokich stresów skończyły się raz na zawsze. Nikt mnie nie zmuszał - sam, bez niczyjego wpływu, wiedziony wiarą i osobistą relacją z Panem Jezusem, zmieniłem wyznanie na protestantyzm i jestem szczęśliwy do dziś. Mimo przeróżnych, czasem trudnych doświadczeń trwam mocno w wierze i nie poddaję się. Nie uważam jednak, że jakikolwiek kościół zbawia i jest bardziej prawdziwy nad inny, "...ponieważ łaską zbawieni jesteśmy przez wiarę i to nie z nas, Boży to dar, nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił..." EFEZ. 2, 8-9.

Dzisiaj mogę spać na żyłach wodnych, siatce geopatycznej ziemi, miejscach koncentracji mocy, i NIC MI SIĘ NIE DZIEJE. Po moim duchowym nawróceniu żadne z w/w miejsc nie jest niebezpieczne i wiem, i jestem głęboko przekonany, że to Duch Święty i wiara zbawia mnie i ochrania. Byłem na początku bardzo zaskoczony skutecznością mojej wiary oraz pogłębionej duchowości w konfrontacji z energiami promieniowania geopatycznego . Dopiero później w Piśmie Świętym znalazłem wyjaśnienie tego stanu rzeczy- "Dałem wam moc, abyście deptali po wężach, skorpionach i po wszelkiej potędze nieprzyjacielskiej, a nic wam się nie stanie."  EW. ŁUKASZA 10, 19. Jaki z tego wszystkiego wynika wniosek?

Po pierwsze - radiestezja i astrologia tak samo jak cała parapsychologia są dziedzinami wróżbiarskimi, zdecydowanie ZAKAZANYMI przez Pismo Święte.  "...Mój lud radzi się swojego drewna, a jego kij daje mu wyrocznię, gdyż duch wszeteczeństwa ich omamił... " KSIĘGA OZEASZA 4, 12  i "Niech się nie znajdzie u ciebie (...) ani wróżbita, ani czarodziej, ani wywoływacz duchów, ani wzywający zmarłych (...). Gdyż obrzydliwością dla Pana jest każdy, kto to czyni"  5 KSIĘGA MOJŻESZOWA 18, 10. Tak jak przy stawianiu kart TAROTA zadaję pytanie tzw. WYŻSZEMU WYMIAROWI INTELIGENCJI POZAZMYSŁOWEJ, tak samo postępuję przy badaniu terenu różdżkami lub wahadełkiem. Przyrządy te nie reagują na promieniowanie fizyczne, np. magnetyczne! Po drugie - jedyną obroną przed wpływem energii promieniowania żył wodnych, tak jak jedyną ochroną przed magią (okultyzmem) jest DUCHOWE NAWRÓCENIE. Jak do tego dochodzi- przeczytajmy EW. JANA 3-ci rozdział w całości. Po trzecie - religia rzymskokatolicka jest religią wyrosłą na bazie pogaństwa, nie pierwotnego chrześcijaństwa i ma więcej związków z okultyzmem i nurtem NEW AGE, niż to sobie wielu z nas wyobraża. Przypominając historię tego wyznania łatwo można się o tym przekonać. Czy biblijne jest modlenie się do obrazów, figurek? Czy zgodne z Pismem Św. jest ozdabianie, koronowanie tychże? Z całą pewnością nie! Odpowiedź znajdziecie w dekalogu. Można podać kolejne, niezgodne z nauką Pana Jezusa i pierwszych apostołów przykłady: pośrednictwo Marii i świętych, mimo że jest wyraźnie napisane "Jeden jest Bóg i jeden też pośrednik - Jezus Chrystus", celibat- pomimo że tam gdzie jest wyjaśniona kwestia pośrednictwa, w I-ym Liście ap. Pawła do Tymoteusza jest podane: "Biskup powinien być nienaganny, mąż jednej żony (...) nauki szatańskie, to m.in. nauki zabraniające zawierania związków małżeńskich", itp. Jest wiele nauk sprzecznych z treścią Starego i Nowego Testamentu, które zostały zaaprobowane przez Kościół Rzymski dla obrony własnych interesów. Po czwarte - po upływie pewnego czasu zacząłem wreszcie zastanawiać się nad racjonalnym uzasadnieniem zakazu wykonywania i adoracji podobizn Boga w Piśmie Świętym. W świetle moich doświadczeń wszystko zaczęło układać się w bardzo logiczną całość. Aby to lepiej objaśnić, przypomnijmy nakaz mycia rąk przez Izraelitów przed posiłkiem (EW. MATEUSZA 15, 2). Ani Bóg Jahwe ani Jezus nie tłumaczył, że jest on podyktowany troską o nasze zdrowie i higienę. Nie powiedziano nam, że istnieją bakterie lub drobnoustroje chorobotwórcze mogące mocno zaszkodzić po zjedzeniu pokarmów nie umytymi rękami. Dopiero w drugiej połowie XIX- go wieku Ludwik Pasteur odkrywając drobnoustroje i wnioskując zeń wynikające niebezpieczeństwo POTWIERDZIŁ zasadność biblijnego nakazu mycia rąk. Identyczne potwierdzenie zasadności drugiego przykazania następuje, gdy porównamy jego treść (KATEGORYCZNY zakaz wykonywania podobizn Boga) z moim, wyżej opisanym odkryciem. Przedwieczny Bóg wiedział na pewno o wiele wcześniej, jaki wpływ na nasze życie może mieć energia biopola i aury przedmiotów kultu. Znał też skłonności ludzkie do szerokiej wizualizacji Stwórcy. Niestety, Kościół Rzymski usunął drugie przykazanie oraz zmodyfikował dekalog dla swoich potrzeb. To samo dotyczy jego obecnych nauk, często zmienianych w historii.

Na koniec mam kilka słów komentarza na temat dzisiejszego obrazu Kościoła Katolickiego:
- po pierwsze, osobiście uważam że tylko oddolna inicjatywa potrafiłaby odnowić Kościół Rzymskokatolicki, istnieje jednak ryzyko, że dzieło odnowy się nie powiedzie, przykładem niech będzie wystąpienie Marcina Lutra.
- po drugie, zajmowanie się polityką przez kler było zawsze tak mocno ugruntowane w tym kraju, że tylko Wszechmocny zdoła to zmienić. W razie otwartej krytyki czeka nas w najlepszym przypadku emigracja wyznaniowa, w najgorszym stos.                                            

- po trzecie, po tym co się dziś w Polsce dzieje, aż dziw bierze, że nie istnieją jeszcze Dni Filmu Katolickiego (na wzór odbywających się niegdyś Dni Filmu Radzieckiego), a miasto Katowice zmienione w 1953 roku na Stalinogród, nie nazywa się dzisiaj Katolice, Rzymskokatolice lub Rzymskokatowice, chociaż prędzej spodziewałbym się zmiany Wadowic, miejsca urodzin papieża-Polaka na Papieżogród lub Jano-Pawłowsk.


Ad vocem:

Po przeczytaniu nowego wpisu na blogu chciałem być złośliwy, przyznam na samym początku. Ale potem mi przeszło. Dlaczego?
Pan Jarosław Krzyżanowski ma dużo racji, pisząc chociażby o tym, że Biblia zabrania czynić obrazów i posągów Boga. Nie przemilcza tego. Jest to faktycznie „zabronione”. Innymi słowy, nie oto chodzi w tej całej wierze.
Lecz z tymi polami energii, dipolami itd. wychodzącymi z owych posągów, emitowanymi przez owe fetysze… no cóż, według mnie to raczej oddziaływanie psychologiczne, po części podświadome na widza. Nauka również stosuje pewne przykłady, aby nauczać, wyjaśniać i objaśniać. Ja bym tego tak bardzo nie demonizował. Ewentualnie wyjaśniał, że to tylko tak dla lepszego zrozumienia przekazu. Wykształceni ludzie na pewną nie uważają Boga za miłego, serdecznego staruszka w tunice. Ortodoksyjni Żydzi mówią o Nim w kategoriach szerszych, Universum. Kościół i tak ma poważniejsze grzechy na sumieniu.
Moje trzy grosze. Poza tym w Nowym Testamencie nie ma też nic o budowie kościołów, czy świątyń, jako takich. Wyglądu i funkcji pomieszczeń. Ani słowa, wiem bo czytałem. Jest poruszana za to kwestia modlitwy przez Jezusa. Mówi tam (nie pamiętam Ewangelii) o tym, aby podczas modlitwy znaleźć sobie ustronny, spokojny kąt, a w nim skupić się na modlitwie do Boga. Pokój domu jest odpowiedni. Modlitwa jest więc naszą prywatną rozmową z Bogiem. Chwilą spędzoną w towarzystwie Stwórcy. Intymną kontemplacją.
Funkcją spowiedzi jest inwigilacja elit przez Kościół. (To najstarsza komórka szpiegowska.)
Wyraźnie też Jezus odcina się od synagogi. Negatywnie wypowiada się o kapłanach ze świątyń. W Ewangelii Jana dużo poświęca zwłaszcza tej największej w Jerozolimie.
Co by nie pisać, na przełomie milenium, a może wcześniej, zarysowuje się pewien nowy światopogląd na sprawy doczesne, religijne oraz filozoficzne. Po lekturach na ten temat wydaje mi się, przychodzi mi na myśl taki wniosek, że coś wtedy pękło. Jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli, stara koncepcja nie wytrzymała upływu czasu.
Co ciekawe podobne zjawisko możemy obserwować dzisiaj, po 2 tysiącach lat. Pewne systemy religijne nie są „wydolne” w naszych czasach. Nie nadążają za postępem. Inne jak New Age bywają niezrozumiałe dla zwykłych ludzi. Są zawiłe, pełne metafizycznego bełkotu.
Więcej na ten temat pisze Witkowski.
Po torach mądrych państw pędzą nowoczesne japońskie pociągi na poduszce magnetycznej, osiągają prędkości rzędu 600 km/h, po polskich stare parowozy, a nasza skostniała megalomańska elita wciąż zapatrzona jest w obraz Najświętszej Panienki, zawsze dziewicy. Nie wiedząc czemu w Częstochowie jest ona Czarną Madonną.
Rosnąca samoświadomość ludzi musi w końcu doprowadzić do tego, że ten system patologiczny zostanie rozerwany od wewnątrz, przez inercję Prawdy i Dobra. Niczym w filmie „Matrix”, gdy Neo rozprawia się w końcowej scenie z Agentem Smithem.
Rośnie nie tylko nasza wiedza o świecie. Ale wiedza na temat starych zakurzonych ksiąg, a w tym i Biblii. Przyczyniły się do tego również odkrycia archeologiczne, w tym odkrycie zwojów z Qumran. (Osobiście trudno mi jest uwierzyć w tę bajeczkę o chłopcu poszukującym zaginionej owieczki.) Pojawia się dyskusja, żywe słowo o tym, co tam pisze i co to znaczy. Ludzi to interesuje. To dobrze. Zadają pytania. A te są niewygodne dla tłustych kleryków.
Ale obserwuje również próby tuszowania tych informacji przez Kościół. Nieudolne próby. Wrażenie? Grunt im się pali pod nogami.
Kościół hamował rozwój nauki… Ale nie do końca możemy nazwać Średniowiecze straconym czasem, utopionym w zabobonach, mrokach ciemnych. Temat ten poruszam często w dyskusjach na temat tamtego okresu. Ponieważ w owym czasie rozwijał systematycznie szkołę filozoficzną (scholastyka). Gdy poczytamy o tym więcej okaże się, że wnioski średniowiecznych uczonych był bardzo ciekawe. Co więcej, uważam, że jest to prawdziwe podłoże, na którym kwitł protestantyzm, w takiej czy innej postaci. Dogłębne studiowanie Pisma Świętego obnaża jego błędy i błędy Watykanu. Przykładowo, nagonka na czarownice, spowodowała to, że w XX wieku zaobserwowano rozwój neopogaństwa. Nikt jednak nie odważa się krzywdzić tych ludzi.
Miejmy świadomość Panie Jarosławie, że dawniej z pewnością czekałby nas stos za krytykowanie Kościoła, dzisiaj możemy to czynić jawnie. Jest to jeszcze nie zrozumiałe w krajach arabskich, gdzie nie ma rozdzielności państwa od religii.
Kościół Katolicki od początku swojego zarania miał na celu kontrolę nad „owieczkami”. Używał w tym celu triki psychologiczne, zalicza się do nich straszenie wiernych ogniem piekielnym. Inwigilował środowiska i zbierał informacje. Od początku też prowadził działania polityczne. Działał w ukryciu, gdy jeszcze na terenie Italii szalały hordy barbarzyńców. W tych warunkach rozwijał się, musiał się więc dostosować, a zatem stworzono gabinet cieni. De facto zawsze zależało mu na władzy. W herbie papieskim mamy dwa klucze. Symbolizują one władzę w Niebie i na Ziemi. Zaś sam papież uważa się za przedstawiciela Boga na planecie. Ciekawe co na to miliard Chińczyków? Półtora miliarda Hindusów? Drugie tyle niewierzących lub wyznających inną wiarę.
Według mnie religia katolicka jest najgorszą z obecnie istniejących, a w dodatku zniekształca Słowo Boże, tj. Nowy Testament. Budzi w społeczeństwie irracjonalne lęki, szkodliwe z punku widzenia psychiki. Każe nam wierzyć w coś, co nazywa Piekłem. W dualizm świata. W to, że człowiek może aspirować do miana aniołów, za swoje dobre uczynki.
Człowiek nigdy nie pojmie wszechświata, nigdy nie urosną mu skrzydła. A powinniśmy życie spędzić głównie dbając o dobrą psychikę. Miejmy na uwadze nasze zdrowie psychiczne, jak świeże powietrze. Nasza głowa musi być wolna od przesądów, zabobonów i abstrakcji. Inaczej nasz mózg zaczyna działać jak po zażyciu narkotyków. Proste życie jest dla nas wybawieniem. Do liczenia mamy komputery. Do innych rzeczy technologię. Bóg nie stworzył nas na władców Wszechświata. Mamy ograniczone możliwości.
Uważać się za przedstawiciela Boga na Ziemi to bluźnierstwo.
Piszę to wszystko, jako osoba wierząca.

PS. Jutro nocny spektakl! Nad ranem deszcz spadających gwiazd (perseidy). Cieszmy się życiem.


M. S.