Marcin Szerenos
Dzięki Orsonowi Wellesowi 30
października 1938 roku Marsjanie wylądowali w New Jersey. Wybuchł chaos, kiedy
kolejki samochodów uciekających przed najeźdźcami blokowały ulice. Słuchacze,
którzy śledzili audycję radiową od początku wiedzieli, że to fikcja, jednak
mnóstwo osób dało się nabrać. To odległe wydarzenie jest dowodem na to, że przy
odrobinie chęci i znajomości ludzkiej natury można nami manipulować. Jest to
także dowód na to, jak wielu ludzi nie kwestionuje istnienia cywilizacji
pozaziemskich.
Strach się bać
Saint-Exqpery
w swoich książka opisuje trafnie i przekonywająco fatamorganę, która tworzy
się, gdy ciepłe powietrze styka się z ziemią. Promienie świetlne robią resztę.
Podobne zjawisko zachodzi również na morzu. Ludzie dostrzegają kształty i
miraże odległe o dziesiątki kilometrów. Na pustyni widzą w nich zazwyczaj oazę,
a jeżeli oazę, to i wodę. Idą więc w jej kierunku, za widmem, w środek Sahary.
Jak zaczarowani. Nie wiadomo, co jest groźniejsze. Czy ich umysł produkujący
urojenie, czy piaski pustyni, promienie słoneczne i ciepłe powietrze?
Bezosobowe, bezduszne. Czy fatamorgana jest produkcją celową? Może się tak
wydawać przebywającym tam ludziom. Zwierzęta żyjące na pustyni nie mają z tym
problemów. Pustynia nie jest środowiskiem odpowiednim dla ludzi. Jednak
człowiek znalazł się tam z jakiś powodów. Zaaklimatyzował się. Dostosował.
Zwierzęta, jak skorpiony, węże i pająki, czy chociażby wielbłądy, postrzegają
świat zupełnie inaczej. Nie widzą miraży. Nie ulegają złudzeniom. One są tylko
dla ludzi.
Ludzie nie tylko ulegają mirażom,
złudzeniom optycznym. Także sugestiom innego rodzaju oraz działaniom
zachowawczym, gdy czują zagrożenie - uciekają. Dobrym przykładem obrazujący to
zachowanie jest wydarzenie z 30 października 1938 roku. Orson Wells, emitując
słynną powieść science fiction Wojnę
światów przez radio w formie zainscenizowanego reportażu „na żywo”,
udowodnił tezę, że cywilizacje pozaziemskie nie są dla nas obojętnym pojęciem.
Tymczasem do dzisiaj zachowanie Amerykanów zdumiewa psychologów. Zadziwiająco
wielka liczba mieszkańców Nowego Jorku nie miała wątpliwości, że inwazja była
prawdziwa.
Orson Welles, fotografia Carla Van Vechtena z 1937 r.
Plakaty filmowe
produkcji cieszących się dużą popularnością na początku XX wieku
Strach jest uzasadniony. To normalna
reakcja. Strach jest częścią instynktu samozachowawczego, a więc czymś zupełnie
naturalnym. Ale powinniśmy patrzeć na Kosmos, jak na wielkie wyzwanie. Nie
możemy ustawicznie bać się. Należy zmierzyć się ze strachem. Walczyć o swoje
miejsce. I do wielu rzeczy podchodzić z rezerwą.
To strach często ratuje nam życie. Ta
temat strachu przeprowadzono poważne badania naukowe. Ludzie, którzy nie
odczuwają lęku chorują na zaburzenia wewnątrzustrojowe. I zachowają się
irracjonalnie; narażając często swoje i czyjeś życie. Refleksja jest więc jedna
– nie bójmy się bać. Bać się jest przecież rzeczą ludzką. W kontakcie z
nieznanym jesteśmy tylko my, przyjaciel i to trzecie – nasz strach.
Obcy
na desce kreślarskiej
Większości producentom filmowym zależy
na ciekawym pokazaniu twarzy Obcego. Kosmity. Nieszablonowym podejściu do
tematu. Jak może wyglądać Obcy?
Pierwsze i czarno-białe filmy z gatunku
grozy oraz science fiction nie odbiegają zbytnio od siebie. Pełno w nich
makabrycznie zdeformowanych istot z Kosmosu. Obcy przybierają kształty
pół-zwierząt, pół-ludzi. Czasami aktor występował w tym samym kostiumie na
dwóch różnych planach zdjęciowych.
Trzeba było czekać jeszcze
kilkadziesiąt lat nim pojawiły się pierwsze ambitne filmy science fiction.
Ponoć według niektórych dziennikarzy Richard Nixon po raz pierwszy wizję promów
kosmicznych zobaczył na ekranie kina. A to za sprawą słynnego już filmu 2001:
Odyseja kosmiczna,
Stanley Kubricka. Obraz zafascynował prezydenta na tyle, że wkrótce wyraził
zgodę na budowę przez NASA wahadłowców.
Podobnie jest ze zwykłymi zjadaczami
chleba. Wprost uwielbiamy oglądać filmy z gatunku fantastyki naukowej, gdy
tylko odpowiadają naszym wyobrażeniom na dany temat i nie kłócą się z naszą
inteligencją.
Skąd jednak wziąć pomysły na nowe
postacie Obcych w kinie? Jakbyśmy powiedzieli – nowe twarze. Nie jest to takie
łatwe. Na szczęście obok rodzącego się medium trwał jego starszy brat – komiks
obrazkowy. Wiele filmów tworzy się na podstawie dzieł literatury science
fiction oraz komiksów, które wydają się być nieocenione dla filmowych
adaptacji. Są jednak wyjątki, obraz Light in the sky powstał na
podstawie relacji naocznych świadków. Czasem pozwalano działać nieokiełznanej
wyobraźni reżyserów, czasem, jak miało to miejsce w przypadku Bliskich
Spotkań Trzeciego Stopnia autorom zależało na pokazaniu „faktów”,
scenariusz powstał zgodnie z opisami naocznych świadków, którzy widzieli UFO
oraz twierdzili, że zostali przez nie uprowadzeni.
W XX wieku powstało wiele filmów,
których twórcy korzystali jedynie ze swojej wyobraźni. Rzadko kiedy producenci
zabierali widzów na odległe planety, głównie dominował temat inwazji. Jednak
musiało sporo czasu upłynąć nim technika animacji komputerowej sprawiła, że
filmy o Kosmitach, nawet te najbardziej niedorzeczne, stały się nagle
atrakcyjne. Efekty specjalne robią ogromne wrażenie nawet, gdy Obcy wyglądają w
nich groteskowo i śmiesznie. Dzięki magii kina jesteśmy w stanie pokonywać
Galaktykę wzdłuż i wszerz oraz badać jej tajemnice bez ruszania się z fotela.
Komiks jest ciekawą formą wyrazu, który
oddziałuje na ludzkie oko niczym ekran telewizora. W dodatku może powstać w
miarę łatwy i tani sposób. Transportuje w świat pomysły autorów, którzy nie
dysponują olbrzymimi środkami pieniężnymi, a które konieczne są dla produkcji
filmu. Wystarczy biurko, kilka przyrządów do rysowania oraz pomysł. Najlepiej
genialny. Rzecz ma się tu trochę podobnie, jak w przypadku tworzenia filmowych story
baord’ów. Na podstawie najlepszych opowieści obrazkowych powstają filmy,
jak chociażby było to w przypadku: Supermana, Batmana, Spidermana,
X-Mena, Matrixa, Sin City, czy 300-stu.
Scenarzyście w zasadzie wystarcza
biurko, maszyna do pisania i własna wyobraźnia. Ale komiks jest znacznie
bardziej bezpośredni w swoim wyrazie. I w inny sposób oddziałuje na nas, jak
zapisana kartka papieru.
Przykład? Gra na wyobraźnię. Jeżeli
Szanowny Czytelniku jesteś mężczyzną, to jakie wrażenie robi na Tobie słowo:
kobieta? Teraz myślisz skojarzeniami: kobieta – a, więc może aktorka, modelka,
siostra, koleżanka… Wysoka, niska… Szczupła? To czysta strata czasu. Ale twój
mózg wykonuje w tym czasie kilka logicznych zadań. A teraz wyobraź sobie, że
zamiast kartki z wyrazem kobieta, podaję Ci zdjęcie, albo jej rysunek. Mózg
zaczyna działać na innej płaszczyźnie, na płaszczyźnie emocji i uczuć. Nie
zastanawiasz się nad wyglądem. Bo już ją widzisz. Zastanawiasz się raczej, czy
jest atrakcyjna dla Ciebie.
Ale komiks nie stałby się tym, czym się
stał, gdyby nie kilku fantastycznych rysowników. To dzięki nim osiągnął miano
dzieła sztuki. Stał się atrakcyjną formą przekazu. Udoskonalaną. Przeszedł
kilka metamorfoz. I ostatecznie zawdzięcza to utalentowanym rysownikom i
błyskotliwym scenarzystom komiksowych dymków.
Kosmici
w kinie
Wiek XXI niezaprzeczalnie upłynie pod
panowaniem kina cyfrowego 3D, z doskonałymi efektami komputerowymi najwyższej
jakości, przejrzystym obrazem, krystalicznym dźwiękiem dolby surround – stereo prologi. Jednym słowem – pod panowaniem
filmów nowej generacji, zapierających dech w piersi dzięki widowiskowym i
spektakularnym efektom wizualnym oraz dźwiękowym. Filmów wyświetlanych w salach
kinowych wielu nowoczesnych multipleksów, których jest coraz więcej z roku na
rok. A wszystko to po to, aby przybliżyć nas do świata magii kina. Zaczarowanej
krainy hollywoodzkich snów.
X muza wydaje się być stworzona dla
potrzeb literatury science fiction oraz fantastyki, szeroko rozumianej.
Mieliśmy tego przykład oglądając takie filmy, jak chociażby Matrix braci
Wachowskich, nowe oblicze Władcy Pierścieni autorstwa Petera Jacksona
oraz odcinki Wojen Gwiezdnych George’a Lucasa już w 3D.
Obcy w filmach nowej generacji wydają
się prawie namacalni. Doskonalsi. Ciekawsi. A to ze względu na konkurencję, nie
tylko w branży filmowej. W filmach przestawiających sylwetki Obcych pojawiają
się nowe wątki, od filozoficznych do natury bardziej przyziemnej. Producenci
zapowiadają kontynuacje hitów kinowych, takich jak Alien, Predator,
Wojny Gwiezdne, Star Trek.
A w najbliższych latach ma się ukazać szereg nowych filmów.
Stopniowo, z mijającymi dekadami,
zmienia się wyobrażenie ludzi o Kosmitach i samych Kosmosie. Czasami mamy do
czynienia z brutalnym i krwawym konfliktem - wojnami cywilizacyjnymi. Czasami
udaje się nawiązać przyjacielski kontakt (Steven Spielberg - Bliskie
Spotkania Trzeciego Stopnia; Robert Zemeckis - Kontakt).
Ostatnio za ekranizacje Wojny
Światów wziął się nie kto inny, jak sam Steven Spielberg. Zdecydowanie jest
bliższy prawdy. Ostatecznie Obcy okazują się agresorami, z którymi należy
podjąć walkę. Najeźdźcami i groźnym przeciwnikiem. Odmiennie niż ma to miejsce
w Bliskich Spotkaniach Trzeciego Stopnia, czy E. T.. Film jest
ciekawą adaptacją historii sprzed przeszło stu lat. Stary jak świat motyw
ewoluuje, znika naiwność reżysera, pojawiają się nowinki techniczne. Obraz
okraszony doskonałymi efektami komputerowymi. Nie wszystkim podoba się kino,
które uprawia Steven Spielberg. Ja uważam go za najlepszego reżysera naszych
czasów. Nie jest to kino tak efektowne, jak chociażby Matrix braci
Wachowskich, ale ma swój specyficzny urok. Fani Mistrza na pewno się ze mną
zgodzą.
Kadry z filmu „Bliskie spotkania
trzeciego stopnia” w reż. S. Spielberga.
Trzy
wizje i trzy razy nie
Ciekawie przedstawia kontakt z
cywilizacją pozaziemską Stanley Kubrick. Pomysł A. C. Clarke’a, według którego
opowiadania nakręcono film (Posterunek),
wydaje się prosty. Monolit - urządzenie Obcych, którzy dawno temu opuścili Galaktykę
albo wyginęli, nawiązuje kontakt z komputerem pokładowym Hal 9000. W porównaniu
z nim człowiek wydaje mu się prymitywny. I ostatecznie próbuje pozbyć się
załogi statku, który zmierza w stronę Jowisza. By jednak ludzie mogli stworzyć
Hala wpierw Monolit musi „uczłowieczyć zwierzęta”. A, więc ingeruje w nasz
rozwój od samego początku. Jesteśmy obecnie tym, czym chciał żebyśmy byli.
Następnie ludzie zbudowali Hala, symbol ludzkiego szczytu intelektualnego. W
pewnym momencie bohaterowie ocierają się o Istotę Boga. Widzowie mogą mieć
wrażenie, że współczesnym bliżej jest do prymitywnych Indian, których
spacyfikował Cortés, gdy w grę wchodzi walka na życie i śmierć ze sztuczną
inteligencją.
Według mnie twórcy całego pomysłu,
pisarzowi Arthurowi C. Clark’owi, zresztą podobnie, jak Stanisławowi Lemowi (Solaris),
czy Carlowi Saganowi (Kontakt), chodziło o to, aby uwiarygodnić
przesłanie, że kontakt z innymi cywilizacjami może być bardzo trudny lub wręcz
niemożliwy do zrealizowania. Gdyby tak naprawdę było, gdyby dzieliła nas
przepaść nie do zasypania, musi wystarczyć jedynie świadomość, że cywilizacje
takie istnieją, lecz do współpracy żadnej dojść nie może ze względu na
podstawowe różnice, chociażby w budowie ciała i zachowaniu się. Nie mówiąc już
o intelekcie, czy psychice.
Byłaby to kolejna zagadka Matki natury.
Dlaczego Bóg stworzył tak wiele, tak różnych ras, których porozumienie jest
nikłe lub wręcz niemożliwe? A może tak objawia się geniusz Stworzenia?
Niezaprzeczalnie, co by o tym nie
myśleć, na tą sprawę można spojrzeć dwojako. Znudzeni poszukiwaniem CP w
Kosmosie, brakiem sygnałów od Nich, zastanawiamy się dlaczego tak jest?
Wynikiem są Kontakt, Solaris, Odyseja Kosmiczna. Doszliśmy
do wniosku, że jesteśmy sami w Kosmosie. Ale nie jest to logiczne. Coś się w
nas burzy. Przecież Droga Mleczna zawiera miliardy gwiazd. Potencjalnie
dziesiątki tysięcy zamieszkałych planet. Więc muszą istnieć w niej i takie
istoty, z którymi kontakt bądź współpraca jest możliwa, a nawet mile widziana.
Wizja
druga
Być może już dawno doszło do spotkania
z Obcymi, tylko nie zauważyliśmy tego, ze względu na trudności w nawiązaniu
kontaktu, np. radiowego. Film Solaris, jak i jego pierwowzór - książka,
która została napisana przez S. Lema, opowiada nie o kontakcie z Obcą cywilizacją,
ale z Obcym Bytem. Astronauci odkrywają na mało znanej planecie tajemniczą
formę życia - inteligentny ocean. Byt, który od samego pojawienia się statku na
orbicie, niesamowicie oddziałuje na niczego nie świadomą załogę. Bowiem według
ludzi planeta jest pusta. Brak na niej inteligentnego życia. Zagadkowy Byt
jednak powoli przenika umysły osób znajdujących się na pokładzie. Dochodzi do
dziwnych wydarzeń. To nietypowe, wręcz podświadome oddziaływanie inteligentnego
oceanu na załogę statku możemy nazwać próbą porozumienia się tajemniczego Bytu
z ludźmi. Czy w Kosmosie istnieją podobne Byty? Jeżeli tak, jak sądzi Lem,
kontakt będzie bardzo ograniczony lub wręcz niemożliwy.
Kino amerykańskie przedstawia głównie
krwiożercze istoty z Kosmosu. Tworzy filmy akcji pełne efektów specjalnych. Są
one bardzo widowiskowe. Europejczycy bywają subtelniejsi, ale kto ma rację?
Film, jak i powieść Lema, to zabawa czysto intelektualna. W rzeczywistości jest
to łagodniejsza wersja horroru science fiction. Kula z Dustinem Hofmanem przypomina
go trochę. Pewne podobieństwa odnajdziemy również w filmie Ukryty wymiar.
Oba powstały jednak dużo później niż książka Lema.
W filmie nie straszą oślizłe stwory z
Kosmosu, krwiożercze mutanty, szkarady. Strach występuje na podłożu metafizycznym.
Psychicznym. Etapami. W snach. Uaktywnia lęki bohaterów. Jest to jakby uboczne
działanie tajemniczego Bytu. Czasami bardzo negatywnie. Astronauci popadają w
rodzaj choroby psychicznej, a co niektórzy w paranoję. Być może takie
zachowanie to forma samoobrony, niczym kolce u kaktusa. Byt, „żywy ocean”, bada
załogę statku. Bohaterom sen miesza się z rzeczywistością. Nie wiedzą co jest
prawdą, a co złudzeniem, jawą. W ostateczności dręczą ich własne koszmary i
obawy, które precyzyjnie wyłuskuje z ich umysłu tajemnicza siła.
Wizja
numer trzy
Książka Kontakt profesora
astronomii, Carla Sagana, została napisana w roku 1985, lecz film powstał
stosunkowo niedawno. Późno, bo pomysł uczonego spodobał się dopiero Robertowi
Zemeckis’owi, który zdecydował się 1997 na kręcić film na jej podstawie. Może
to nawet dobrze. Współczesne efekty ozdobiły obraz nie szpecąc go tandetnymi
rekwizytami, jak mieliśmy to w przypadku innych dzieł z gatunku fantastyka
naukowa. Tu również przedstawia się nam nietypowe spotkanie ludzi z Obcą
cywilizacją. Do samego kontaktu nie dochodzi, Kosmici informują bohaterkę, że
nie jesteśmy na niego jeszcze gotowi. Dają jednak do zrozumienia o swoim
istnieniu. Muszę tu wspomnieć, iż książka bardzo różni się od wizji reżysera.
Mimo wszystko w obu wersjach nie dochodzi do bezpośredniego kontaktu.
Ostatecznie nie rozumiem zamysłu C.
Sagana, bo w takim razie, po jakiego grzyba przysyłają nam drogą radiową plany
budowy kosmicznego „teleportera”? Wydaje mi się, że autor nie do końca
wiedział, jak ma dalej potoczyć akcję powieści, bądź chciał w ten sposób
uniknąć kłopotliwych opisów Obcych. Co wydaje mi się zrozumiałe, ponieważ za
życia był bardzo szanowanym i poważnym naukowcem. W ostateczności decyduje się
na niejasny do końca przekaz, co może niektórych nas wytrącić z równowagi, bo w
finale oczekiwaliśmy fajerwerków,
przyzwyczajeni superprodukcjami amerykańskimi. W filmie, gdy dochodzi do
spotkania Obcy przysyłają swojego ambasadora, którym okazuje się zmarły ojciec
bohaterki. Według Nich jesteśmy zbyt opóźnieni w rozwoju, by móc nawiązać jakąś
bliższą współpracę.
Książka Sagana jest wyjątkowym dziełem.
Obowiązkową pozycją każdego fana science fiction. Sięga też po nią wielu
naukowców, czy studentów astrofizyki. Pełno w niej specyficznego, specjalistycznego
żargonu. Jak wiemy, Carl Sagan, przez wiele lat swojego życia aktywnie wspierał
organizacje poszukujące cywilizacji pozaziemskich i w tym celu uczestniczył w
kilku projektach badawczych. Polecam jej przeczytanie, bo zasadniczo różni się
ona od adaptacji filmowej. Poruszone są w niej między innymi kwestie budowy
sieci kosmicznych „teleporterów” przez Obcą, tajemniczą rasę, która dawno temu
opuściła naszą Galaktykę. Ich osiągnięcia został udostępnione innym rasom
zamieszkującym Kosmos. Jedna z nich pragnie w przyszłości nawiązać przyjazne
stosunki z ludźmi.
Carl Sagan, podobnie, jak Stanisław Lem
i Arthur C. Clarke, w wymienionych przeze mnie powieściach (Kontakt, Solaris, Odyseja kosmiczna), nie opisują istot
pozaziemskich, jak czynią to popularni autorzy science fiction. Raczej unikają
tego. Przez to stają się zauważalni w natłoku nazwisk. Ich wyobraźnia
eksploruje zakamarki nie zbadane przez człowieka i dochodzi do wniosku, że mogą
istnieć w Kosmosie tak różne inteligentne stworzenia, że „kontakt” może nie
przynieść nam materialnych, czy fizycznych korzyści, a jedynie duchowe.
Nie mają z tym problemu inni pisarze,
czy twórcy filmów science fiction. W niektórych dziełach aż roi się od Obcych
form życia. U Sagana, jak i u Zemckisa, nie wiemy, jak wyglądają Kosmici, bo
stosują pewną formę kamuflażu. Stosunkowo mało wiemy o Obcych z odległej
planety o dźwięcznej nazwie Wega. Po seansie pozostaje nam w pamięci jedynie
chwila refleksji i zadumy nad wszechświatem. W porównaniu z innymi rasami
jesteśmy technicznie i mentalnie daleko z tyłu.
Ból
głowy
Powszechnie uważa się, że cywilizacje
pozaziemskie nie istnieją, gdyż wszelkie próby nawiązania kontaktu nie powiodły
się. A, gdyby nawet istniały, to ich odwiedziny byłyby znacznie utrudnione ze
względu na olbrzymie odległości dzielące gwiazdy. I dalej, chociażby jak
przypuszczają niektórzy miały miejsce w przeszłości, to musiałyby się odbywać
raz na setki bądź tysiące lat. Z takiego punktu widzenia nie może istnieć żadne
kosmiczne imperium. Kontakt między cywilizacyjny byłby bardzo utrudniony z
wielu powodów.
W świetle nauki i zdroworozsądkowego
myślenia CP stanowią wręcz tabu. Co oznacza, że raczej się o nich nie mówi.
Wbrew pozorom temat ten jest niewygodnym do rozmów, nie tylko dla samych
naukowców, którzy twierdzą, że nie ma dowodów na ich istnienie. Skwituje,
niestety brak jest również dowodów na to, że nie istnieją w bezmiarze gwiazd.
Zabiegani w codziennym życiu nie mamy
czasu zastanowić się nad wieloma problemami, w tym nad tematem istnienia bądź
nie innych cywilizacji, podobnej do naszej. Nic straconego, ponieważ robi to za
nas wielu producentów filmowych. Na filmy science fiction uczęszcza bardzo dużo
osób i nie prawda, że chodzą na nie dlatego, że nie ma lepszych filmów. Obcy
przyciągają publiczność w prawie każdym wieku. Wytwórnie prześcigają się w
pomysłach zarabiając przy tym krocie. Dlaczego istnieje zainteresowanie i pobyt
na takie filmy? To równie ważne pytanie, jak to czy CP w ogóle istnieją?
Prawda jak zwykle leży gdzieś pośrodku.
Może rację mają ci, którzy twierdzą, że bezpośredni kontakt z wysokorozwiniętą
cywilizacją pozaziemską byłby niemożliwy ze względu na dzielące nas różnice
(biologiczne, mentalne, intelektualne). Miliony dolarów wyrzucono w błoto. Dla
innej rasy, stojącej na wyższym szczeblu ewolucyjnym, nie stanowimy
równorzędnego partnera dla jakichkolwiek rozmów. Gdy myślą o ludziach czują
jedynie nieznośny ból głowy.
Motyw inwazji z Kosmosu wprowadził do
literatury H. G. Wells w powieści Wojna światów (1898), ukazując
napad Marsjan na naszą planetę. Po 115 latach od napisania książki i 75 lat od
wyemitowania słynnej audycji Wellesa temat wydaje się wciąż aktualny i
niewyczerpany. Pobudza wyobraźnie i dotyka czułych punktów.
06-11-2013,
Warszawa
PS. A może ONI jednak istnieją…?
Nieśmiertelne kadry z filmu pt. „Oni
żyją” z 1988 r.