Czy tak wygląda szanciłowska kryptyda?
Swój coroczny sierpniowy urlop
w latach 70. i 80. lubiłem spędzać w malutkiej wiosce, ukrytej w głębinach
drzemiących kostromskich lasów. Tam jest raj dla grzybiarzy.
Pewnego razu szedłem z
koszykiem grzybów przez Sanciłowski Las. On nosi nazwę po wiosce Sanciłowo,
która tam kiedyś była ale obecnie jest już niezamieszkała.
Południe. Słońce. Rozglądam
się beztrosko na prawo i lewo. Naraz nogi same zamarły na miejscu. Czuję na
sobie czyjś wzrok z gęstwiny. Ten straszny wzrok sparaliżował mnie,
przygwoździł do miejsca.
Ogarnął mnie strach. Jestem
weteranem Drugiej Wojny Światowej i przeżyłem blokadę Leningradu, wiele
widziałem w życiu. Ale takiego strachu jak tutaj, jeszcze nigdy nie
przeżywałem. Przyjaciele potem powiedzieli mi, że tak patrzy niedźwiedź. Ale ja
się z nimi nie zgadzam. A oto dlaczego.
Na jakiś rok przed tym
zdarzeniem wraz z miejscowym mieszkańcem Wasylem
szliśmy nocą z koszykami świeżej brusznicy, po chlupiącej ścieżce przez las do
domu. Czas – około północy. Ciemno, choć w pysk daj. I naraz z prawej strony
rozległ się trzykrotny głośny zwierzęcy ryk, nie wiedzieć czemu przypominający
mi krowie „muuu…”.
- Wasia, czyżby jakaś krowa
zabłądziła w lesie?
- Diabła tam, to nie krowa.
Niedźwiedź! Stawaj plecami do mnie, zapalimy, to może się na nas nie rzuci.
Rosyjskie lasy słyną z grzybów...
Stoimy, palimy. Od czasu do
czasu czułem w ciemnościach czyjś przeszywający wzrok. Było strasznie. Ale to
nie był ten strach, jaki odczuwałem wtedy w Sanciłowskim Lesie…
Skończyliśmy palić i
zdecydowaliśmy się pójść do domu. Po przejściu pół kilometra doszliśmy do małej
izbienki, mieszkał w niej jakiś chłopina, który zbierał z sosen żywicę, z czego
żył. Obudziwszy go opowiedzieliśmy, co nam się przydarzyło.
- E, chłopaki, wy bardzo
ryzykowaliście. To była niedźwiedzica z małym i piastunem nocami chodzi do
Czystego Stawu, mogła was zaatakować.
Tak więc kto patrzył na mnie w
Sanciłowskim Lesie takim strasznym spojrzeniem? Może to był wilk? Też nie. Spotykałem
się z wilkami niemal nos w nos i wiem, że nie ma niczego osobliwego w jego
spojrzeniu.
Do opisania tego wydarzenia
sprowokował mnie program TV. Opowiadano w nim o głuchych lasach koło Kostromy –
N 57°46’53” – E 040°56’21” – gdzie dawniej miejscowi mieszkańcy spotykali
włochatego goblina o wzroście co najmniej 3 m i ze strasznym, magnetycznym
spojrzeniem. Być może i mnie napotkał ten goblin, śnieżny człowiek czy co to
tam było?
Jeżeli którykolwiek z
Czytelników spotkał się z podobnymi istotami ze strasznym, magnetycznym
spojrzeniem, bardzo proszę napiszcie. Chciałbym porównać wasze relacje z moimi
przeżyciami.
Jurij Mironow z Sankt
Petersburga
Źródło – „Tajny XX wieka” nr
25/2015, s. 25
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©